Z mojego (skromnego) archiwum

 



Dwa ostatnie stulecia upłynęły pod znakiem rozkwitu epistolografii. Po dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych pisarzach, malarzach, rewolucjonistach, fabrykantach, ziemianach, lekarzach, paniach Bovarych i George'ach Sandach zostały tomy korespondencji (tej wysyłanej i tej otrzymywanej), setki (a może nawet tysiące) wielostronicowych listów. Proces zabijania tej sztuki rozpoczął się wraz pojawieniem się telefonów, ale armagedon dla wyznawców przelewania słów na papier nastąpił na przełomie XX i XXI wieku: internet, komunikatory, telefony komórkowe (gdzie obszerne wyznanie miłosne zastępuje emotikon).

Z mojego pokolenia chyba tylko Wojtek Chlebda  był wierny tej dziewiętnastowiecznej tradycji, ale wypadłem z mojej winy z grona jego korespondentów. Na kilkustronicowe Jego listy odpowiadałem w stylu preesemesowym. Albo milczałem niegrzecznie. Wybacz, Wojtku! 

Moje papierowe archiwum (to określenie jest w moim przypadku wyraźnym nadużyciem) składa się z kilka stron, kilkudziesięciu zdań. Dla mnie z różnych powodów ważnych. 

1. W 1993 roku Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego wydało moją książkę Obywatele Arkadii. Losy pisarzy rosyjskich po roku 1917. Na liście adresatów sporządzonej dla Wydawnictwa umieściłem "Gazetę Wyborczą" i Pana Adama Michnika. Z Jego P.S. byłem i jestem dumny, a każda możliwość publikacji w "Wyborczej" jest nieustannie dla mnie zaszczytem.  


P.S. Lektura powieści le Carrégo nie poszła w las. W taki oto wyrafinowany sposób ukryłem swój adres. Tu pora na dygresję. W 1849 roku po aresztowaniu wszystkich uczestników (w tym także Dostojewskiego) nie do końca legalnych spotkań organizowanych przez fourierystę Pietraszewskiego rozpoczęły się przesłuchania.  Oficer tajnej policji chcąc przekonać jednego z aresztantów, że odpowiednie służby wiedzą o tych piątkowych spotkaniach wszystko, pokazał mu listę z 35 nazwiskami. Przy jednym była umieszczona informacja: Agent. Nazajutrz cały Petersburg wiedział, że Piotr Antonelli jest kretem, wtyczką, TW i w porządnym towarzystwie nie miał już czego szukać. A wszystko dlatego, że lekkomyślny funkcjonariusz nie zasłonił długopisem sekretnej informacji. 

2. W połowie lat 90. skontaktowała się ze mną (nie pamiętam już: listownie czy telefonicznie) Pani Barbara Toruńczyk i zaproponowała pisanie kilkustronicowych tekstów o współczesnej Rosji literackiej do wydawanych przez nią "Zeszytów Literackich". W latach 1995-1999 ukazało się w tym kwartalniku 12 moich esejów. 





2. W połowie lat 80. poznałem za sprawą doc. Borisa Awierina (1942-2019) jedną z najciekawszych leningradzkich poetek drugiego obiegu - Lenę (Jelenę) Ignatową (1947). Już wtedy mówiła o emigracji. Opuściła Rosję w 1990 roku i zamieszkała w Izraelu. Spotkaliśmy się w Petersburgu jeszcze w latach 90. Artykuł, o którym pisze Lena nosi tytuł: Krajobraz po Brodskim (Jelena Ignatowa i leningradzki "Klub-81"), "Studia Rossica Posnaniensia"XXIII, 1993, s. 75-90.












P.S. To oczywiście tylko początek cyklu. Tym razem zasłoniłem adres mailowy do Leny (nawiasem mówiąc, nie wiem, czy aktualny). Zrobiłem to z bólem serca. Lena była (jest?) zatrudniona na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Angielski skrót nazwy uczelni przyciąga słowiańskie oko i ucho. 



3. Jest rok 1996, jest Petersburg i jest Jurij Lukszyn. Tak o tym spotkaniu pisałem kilka miesięcy później w "Odrze". Tu czas na autocytat: 

"Tym razem w poszukiwaniu materiałów do książki o samizdacie leningradzkim trafiłem do Siergieja Sigitowa [1940/1941?-2020], aktywnie uczestniczącego w kreowaniu kultury alternatywnej lat sześćdziesiątych-osiemdziesiątych, a dzięki niemu poznałem znakomitego grafika, malarza i ilustratora.

Jurij Lukszyn - bo o nim tu mowa - urodził się w 1949 r. w Leningradzie, studiował w latach 1967-1971 (Leningradskoje chudożestwiennoje ucziliszcze im. W. A. Sierowa). Uczestniczył, jak wielu jego rówieśników, w otoczonych dziś legendą wystawach leningradzkiej sztuki awangardowej (resp. nieoficjalnej; 22-25 grudnia 1974 r. w domu kultury Gazu, 10-20 września 1975 r. w domu kultury Newski). Poczynając od roku 1981 wystawiał już indywidualnie, m.in. w Finlandii, USA, RFN. Dwukrotnie został nagrodzony złotymi medalami: podczas Salonu Paryskiego (1984) oraz lipskiego Biennale Grafiki Książkowej (1989). Od lat siedemdziesiątych artyście stale towarzyszyła tematyka religijna (por. cykle: Pątnicy 1979, Typy Zagorska 1981, Żywot proroka Eliasza 1983, Balaamscy starcy 1985-1987, Chrzest Rusi 1988, Wielkanocny kalendarz 1988-1990, 1993). W 1994 r. w oficynie Piotra Suspicyna „Żywoje słowo” („Żywe słowo”), z zachowaniem wszelkich reguł starej sztuki drukarskiej (ręcznie czerpany papier, ręczny skład, ręczna prasa drukarska), wydano 25 (numerowanych) bibliofilskich egzemplarzy (484x335x38 mm) Księgi Kaznodziei Salomona (w tłum. ros. Kniga Ekklesiasta ili Propowiednika). Głęboko poruszony jej przesłaniem - przypomnę, że to właśnie stamtąd pochodzi wszystkim dobrze znany fragment: „Marność nad marnościami, mówi Kaznodzieja, marność nad marnościami, wszystko marność” - Lukszyn wykonał 14 ilustracji (32x20 cm; kolorowe akwaforty, akwatynty, akwarele). To określenie nie jest zresztą najszczęśliwsze, artysta dokonał bowiem znakomitego przekładu intersemiotycznego i wykreował nowy tekst, stwarzający nowe możliwości rozumienia i odczytania Księgi Kaznodziei Salomona. Zwieńczeniem dotychczasowych poszukiwań metafizycznych i artystycznych Lukszyna stała się wyprawa do Izraela odbyta w kwietniu 1995 r., o której napisał: „Lot w czasie - cztery godziny. Lot pamięci - do wieczności”. Przeżyta tam iluminacja zaowocowała cyklem grafik (z wykorzystaniem różnorodnych technik: akwarela, pastel, ręcznie malowana akwaforta, rysunek piórem) Dziennik pielgrzyma wystawionym obecnie (październik 1996) w miejscu nobilitującym każdego artystę petersburskiego, w Muzeum Rosyjskim (nb. tuż obok sali Michaiła Wróbla, znanego malarza z przełomu stuleci). Pielgrzymki Rosjan do Ziemi Świętej mają swoją długą historię. Szczególnie znaczącą rolę odegrała Palestyna w mistycznych wędrówkach Gogola, które miały odtąd inspirować kolejne generacje twórców rosyjskich. „Cóż mogę powiedzieć - czytamy w liście autora Martwych dusz do Wasilija Żukowskiego (28 lutego 1850 r.) - czego nie wypowiedzieli już inni? [...] Co może powiedzieć poecie-malarzowi obecny wygląd całej Judei z jej monotonnymi górami przypominającymi nie kończące się szare fale [...] morza? [...] Co powiedzą te miejsca, jeśli się nie ujrzy oczyma wyobraźni nad Betlejem gwiazdy, nad strumieniami Jordanu gołębia [...], w murach jerozolimskich straszny dzień śmierci na krzyżu [...], albo jasny dzień Zmartwychwstania, w którego blasku zgaśnie [...] i teraźniejszość, i przeszłość? [...] Wszystkie te święte miejsca już powinny być w twojej duszy. Odbądź, pomodliwszy się gorącą modlitwą, tę podróż wewnętrzną - i wszystkie święte okolice ożyją przed tobą w takim świetle i kolorycie, w jakim winny ożyć”. Przez Lukszynowski Dziennik pielgrzyma przewija się więc postać Nikołaja Gogola (por.: Nikołaj Gogol w JerozolimieNikołaj Gogol-pielgrzymAutoportret z Nikołajem GogolemNikołaj GogolNikołaj Gogol przy Grobie PańskimNikołaj Gogol pod Ścianą PłaczuRozmowa Nikołaja Gogola z mnichem greckim o duszy), ale - jak zauważa Tatiana Jurjewa - dają się zauważyć równie wyraźne odwołania do tradycji Lwa Tołstoja, Pawła Fłorienskiego, Wasilija Rozanowa, Nikołaja Bierdiajewa, Władimira Sołowjowa". 



Jurij Lukszyn - Lew Tołstoj, https://novgorodmuseum.ru/novosti/1489-novgorodskij-muzej-zapovednik-predstavlyaet-novuyu-seriyu-grafiki-yuriya-lyukshina.html.


Jurij Lukszyn - Nikołaj Gogol w Jerozolimie, https://natalia-go.livejournal.com/photo/album/319/?mode=view&id=58058&page=7.

Cytowany przeze mnie wyżej tekst ukazał się w "Odrze" (Pocztówka znad krawędzi, "Odra" 1997, s. 126-128. Całość do przeczytania na moim blogu). Na okładce znalazła się reprodukcja pracy Lukszyna. Ten numer wysłałem oczywiście do Pitra... 


 P.S. Wspomniana przeze mnie "książka o samizdacie leningradzkim" nie ukazała się i nigdy się nie ukaże. Po prostu jej nie napisałem. Szerzej to skomentuję w jednym z następnych postów, który zapewne zatytułuję: Brudnopis postmodernisty. Oczywiście j.b.ż.

4. W 1996 roku zostałem zaproszony przez Julę Zacharewicz na spotkanie z jej uczniami z Liceum Słowiańskiego. Drugim gościem był poeta Wiktor Kriwulin (1944-2001). Rzucił okiem na mój świeżo wydany Przewodnik po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996), w którym - na szczęście dla mnie - był jego biogram. Tak zaczęła się nasza kilkuletnia znajomość. Dzięki Wiktorowi trafiłem do innych twórców z leningradzkiego drugiego obiegu, między innymi do Siergieja Stratanowskiego (1944), którego - jak się okazało - znałem z widzenia już kilka, a może kilkanaście lat. Był bowiem bibliografem (библиограф) w publiczce (oficjalna wówczas nazwa: Государственная публичная библиотека имени М.Е. Салтыкова-Щедрина), w której spędziłem wiele godzin. Zawsze mogłem liczyć na jego pomoc w poszukiwaniach materiałów do planowanej monografii samizdatu leningradzkiego. W liście informuje o przesłaniu dwóch zdjęć, które miały trafić do tej książki.





 
Siergiej Stratanowski (z lewej) i Jurij Kubłanowski (1947). Lata 70.
   

Lew Rubinsztejn (1947-2024, z lewej) i Wiktor Kriwulin (1944-2001). Lata 70. 

Spotkanie WIktora Kriwulina ze studentami slawistyki wrocławskiej. Druga połowa lat 90. [Zdaniem p. Wojciecha Rodka, na zdjęciu pierwszy z lewej, była to wiosna 1999 roku]. 

Przed 1917 rokiem to było solidne kupieckie mieszkanie należące do przodków Wiktora. Bolszewicy zmienili je w komunałkę. W latach 90. Olga i Wiktor rozpoczęli żmudny finansowo i czasowo proces powrotu do korzeni. Na zdjęciu został utrwalony początek remontu. No i jeszcze koty. Tu chyba trzy albo cztery. Ulubiona kotka poety nazywała się Sowa i przesiadywała na drukarce. P.S. Kiedyś zapytałem gospodarzy: "Ile macie kotów?"  Niepotrzebnie. Nie wiem po co to zrobiłem.

Spotkanie WIktora Kriwulina ze studentami slawistyki wrocławskiej. Druga połowa lat 90. [Zob. wyżej: wiosna 1999 r.]

Komentarze

Popularne posty