Rosja się nie zmienia. Pozostaje krajem, w którym donos jest cnotą



Andriej Riabuszkin (1861-1904), 'Posiedzenie cara Michaiła Fiodorowicza z bojarami' (1893) (Andrei Petrovich Ryabushkin, Public domain, via Wikimedia Commons).

Źródło "Gazeta Wyborcza", https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,28265661,rosja-sie-nie-zmienia-pozostaje-krajem-w-ktorym-donos-jest.html#S.8-K.C-P.1-B.13-L.2.zw

Tancerze baletowi z klasy mistrzowskiej Nikołaja Tsiskaridze podczas zajęć plenerowych w ramach Światowego Festiwalu Baletowego. Moskwa, czerwiec 2019 r. (Fot. Maxim Chernavsky/Xinhua News/East News). Źródło: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28263513,rosjanie-zawsze-tacy-sami-wyrzucmy-do-kosza-bajki-o-rosyjskiej.html


25 marca 2022 r. "Gazeta Wyborcza" zamieściła w swoim wydaniu internetowym tekst Pana Marka Radziwona polemizujący z moim opiniami wyrażanymi w rozmowie z red. Mirosławem Maciorowskim (16 marca wydanie internetowe, 19 marca papierowe). Dziękuję internautom za wsparcie.

https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28263513,rosjanie-zawsze-tacy-sami-wyrzucmy-do-kosza-bajki-o-rosyjskiej.html
Zakładam, że dziś tekst Pana Marka Radziwona znalazł się w papierowej "Wolnej Sobocie".

Poniżej przytaczam opinię Marka Radziwona i moją odpowiedź, którą dziś (27 marca) zamieszczono w wydaniu internetowym"Gazety Wyborczej"/ https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,28265661,rosja-sie-nie-zmienia-pozostaje-krajem-w-ktorym-donos-jest.html#S.8-K.C-P.1-B.13-L.2.zw

Marek Radziwon


Z rosnącym zdumieniem czytałem rozmowę Mirosława Maciorowskiego z prof. Tadeuszem Klimowiczem pt. „Jak coś robić, to na całego” w „Wolnej Sobocie”.
Znalazłem tu wiele znanych od dawna powierzchownych stereotypów („Rosjanie są emanacją rosyjskiej imperialności”), poczucie wyższości („każdy, nawet najbardziej liberalny spośród liberalnych Rosjan w pewnym momencie natrafia na ścianę, której nie przebije”) i przekonanie o tym, że Rosjanie do przyjęcia liberalnego europejskiego modelu nie byli i nie są zdolni („Kiedyś wierzyłem, że Rosjanie się zmienią, ale teraz już nie, a przynajmniej nie za mojego życia. Utwierdza mnie w tym nie tylko napaść na Ukrainę, ale też różne drobne epizody”).
Dalej zgodnie z obietnicą poleciała garść owych drobnych epizodów jakoby dowodzących tezy o niezmienności Rosjan: kłamstwa Ławrowa, wszechobecne przed kilkoma laty hasła propagandowe „Krym nasz”, bzdury, które prof. Klimowicz usłyszał kiedyś od Eduarda Limonowa, błazna niepozbawionego zdolności literackich, którego, dodam, nikt w Rosji poważnie nigdy nie traktował, chociaż dawali się na niego nabrać intelektualiści z Europy. Przypomniał także Siergieja Sznurowa, kwintesencję cynizmu i kiczu rosyjskiej estrady, i niemądrą studentkę rosyjską, która miała mu za złe, że „nie lubi Rosjan”. Wszystkie te liczne przykłady występują w roli prawd zobiektywizowanych i razem tworzą całościowy obraz Rosji.
Dalej prof. Klimowicz wymienił także „cechy i zjawiska specyficzne dla Rosji i Rosjan” (!), z powodu których Rosja się nie zmieni. Pojęcia twarde i instytucje, np. Cerkiew prawosławna, mieszają się tu z mglistymi wyobrażeniami, np. ze stereotypowym przekonaniem, że Rosjanie są zauroczeni mistycyzmem albo że cechuje ich „brak zahamowań. Jak coś robić, to na całego”. Argumentacja jest niekiedy humorystyczna. O skłonnościach mistycznych Rosjan mają świadczyć liczne anonse wróżek i jasnowidzów w prasie i w internecie, zaś dowodem na mechanizmy wypierania poczucia winy przez Rosjan ma być doświadczenie własne Tadeusza Klimowicza: „jak się siada z nimi do wódki, to pierwszy toast musi być zawsze »za mir«, czyli za pokój, no bo przecież znowu ci Amerykanie”.
*
Dlaczego jednak zło, które trwa od dawna, nie będzie mieć kresu? Ponieważ winna mu jest „dusza rosyjska”. „Żeby to jakoś wytłumaczyć, (…) musimy dotknąć tematu duszy rosyjskiej” – odpowiada prof. Klimowicz.
„Dusza rosyjska” zrobiła swego czasu oszałamiającą karierę w bezrefleksyjnej mitologii i bajkopisarstwie na temat Rosjan. To mętne pojęcie mogło się wydawać efektowne, należy jednak do sfery symbolicznej, a nie rzeczywistej.
Stara teza o samobytnej „duszy rosyjskiej” służy orientalizowaniu Rosji i Rosjan i buduje efekt obcości. Wyłania się tu coś dziwnego, tajemniczego i niewyjaśnionego, twór w innych stronach świata niespotykany. Niektórzy z nas wierzą w istnienie duszy ludzkiej, ale nie mówimy przecież o duszy holenderskiej ani szwedzkiej. Tymczasem dla Rosjan robimy wyjątek.
Teza o „duszy rosyjskiej” jest też skrajnie predestynacyjna. Dusza przecież, jeśli istnieje, jest nieśmiertelna, została dana niezależnie od naszej woli, należy więc do porządku wrodzonego, a nie nabytego. Zwolennicy bajek o „duszy rosyjskiej” twierdzą zatem, że istnieje zespół rosyjskich cech wrodzonych i niezmiennych – żebyś się nie wiem jak wysilał, i tak nic z tego nie będzie. Posługują się przy tym kategorią narodu (rosyjskości), a nie kategorią społeczeństwa lub inaczej jeszcze definiowanej zbiorowości. Powiedzmy najkrócej: idea „duszy rosyjskiej” jest szkodliwa i zwyczajnie głupia.
Wymysły o wyjątkowości „duszy rosyjskiej” mają jedną jeszcze paradoksalną cechę: są głoszone zwykle przez przeciwników Rosji imperialnej, ale mimowolnie wpisują się w pokutujący od wieków samodzierżawny mit o jakiejś trzeciej, oryginalnej drodze rosyjskiej. W myśleniu tym Rosja nigdy nie podąży ani drogą liberalnej Europy, ani w stronę Azji, ale znajduje dzięki owej niezbadanej duszy jakąś własną (w szczegółach nigdy jednak nie wiadomo jaką) oryginalną drogę cywilizacyjną.
Akompaniamentem dla wywodów prof. Klimowicza są w tym wywiadzie odwołania do Astolphe’a de Custine’a. Jedno z pytań zostało poparte cytatem z „Listów z Rosji”: „ani ustrój rosyjski nie powstałby nigdzie poza Rosją, ani Rosjanie nie staliby się tym, czym są, w innym ustroju niż ich własny”.
Dorzucę jeszcze kilka stereotypowych wynurzeń de Custine’a: „wyobraź sobie lud na wpół dziki, który zmilitaryzowano, nie cywilizując, a zrozumiesz stan moralny i socjalny rosyjskiego narodu”. Albo: „ludzie mają tu pewien urok, odczuwalny a niewyrażalny: jest to wschodnia powolność pomieszana z romantycznym marzycielstwem ludów Północy, a wszystko w postaci nieokrzesanej, ale szlachetnej, dającej im powab pierwotnych darów”.
Jest rzeczą doprawdy zdumiewającą, że memuarów francuskiego markiza sprzed blisko 200 lat można dziś bezkrytycznie używać jako ważnego źródła do opisu sytuacji społecznej i politycznej w Rosji roku 2022! W „Listach z Rosji” de Custine’a interesująca jest nie Rosja – tu przez dwa wieki zdobyliśmy się na wnikliwsze i szczegółowsze diagnozy – ale sam de Custine i to, jak on tę Rosję ze swoimi rozmaitymi ograniczeniami próbował zobaczyć. „Obrazy z podróży” Heinricha Heinego są pod wieloma względami dziełem wspaniałym, ale nikomu przytomnemu nie przyjdzie przecież do głowy powoływać się na nie jako obowiązujące w analizie współczesnych Niemiec. Wszystko to jednak kwestie poboczne.
*
Rosja jest dzisiaj bez wątpienia największym zagrożeniem dla pokoju w świecie. To państwo rządzone przez terrorystów, dokonujące w Ukrainie masowych morderstw na ludności cywilnej. Możliwie szybki koniec tej przestępczej władzy jest potrzebny wszystkim – najpierw Ukrainie, potem nam, w końcu samym Rosjanom.
Zanim jednak użyjemy kategorycznych kwantyfikatorów „zawsze” i „nigdy”, zanim zaczniemy opowiadać łatwe kawałki, że „Rosjanin bez hierarchii żyć nie potrafi”, że liberał rosyjski zna granice swojego liberalizmu, że Rosjanie żywią przekonanie o świętości władzy i że „są emanacją rosyjskiej imperialności”, lepiej pomyśleć, czym dla Rosjan i Rosji był cały wiek dwudziesty – z przewrotem i terrorem bolszewickim zwanym opacznie rewolucją, ze statkiem filozofów, z gigantyczną emigracją, z masowym Wielkim Terrorem lat 30., z milionami ofiar wojny, z milionami więźniów i ofiar Gułagu, z terrorem antysemickim początku lat 50., z pełną najpierw totalitarną, później autorytarną kontrolą wszystkich sfer życia, wreszcie z wieloletnią indoktrynacją, z monopolem informacyjnym państwa, z kłamliwą, wulgarną propagandą. I dzisiaj – z władzą karzącą 15-letnim więzieniem każdego, kto użyje słowa „wojna”, z sądami całkowicie podległymi władzy, z bezwzględnym i bezkarnym aparatem przymusu.
Dobrze byłoby o tym pamiętać, a potem dopiero pisać o „cechach i zjawiskach specyficznych dla Rosji i Rosjan”, o cechach na zawsze wdrukowanych w duszę.




Tadeusz Klimowicz    


Wersja internetowa:

Rosja się nie zmienia. Pozostaje krajem, w którym donos jest cnotą, "Ale Historia" (dodatek do "Gazety Wyborczej"), 27 marca 2022 r.


https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,28265661,rosja-sie-nie-zmienia-pozostaje-krajem-w-ktorym-donos-jest.html#S.8-K.C-P.1-B.13-L.2.zw

Wersja papierowa:

Rosja się nie zmienia. 

"Gazeta Wyborcza" 2-3 kwietnia 2022 r., dodatek "Ale Historia" nr 13/515, s. 5-6.

   

W mojej rozmowie z red. Mirosławem Maciorowskim Pana Marka Radziwona złumiało kilka opinii, które wówczas wygłosiłem. Teraz chcę się odnieść do niektórych jego zarzutów.

Jest rzeczą zdumiewającą, - pisze pan Radziwon - że memuarów francuskiego markiza sprzed blisko 200 lat można dziś bezkrytycznie używać jako ważnego źródła do opisu sytuacji społecznej i politycznej w Rosji roku 2022!”. Potwierdzam – można, choć niekoniecznie bezkrytycznie. W ciągu tych 200 lat – dobrze to wszyscy pamiętamy - zniesiono w Rosji pańszczyznę, zamordowano dwóch carów, kilkakrotnie zmieniono ustrój. Obywatele Imperium Rosyjskiego i jego popaździernikowej mutacji umierali z głodu, ginęli na frontach dwóch wojen światowych i wojny domowej, byli mordowani i zsyłani do łagrów. 

W 1892 roku przybył do już postpańszczyźnianej Rosji nowy ambasador USA - Andrew Dickson White. Poznał ten kraj za czasów panowania Mikołaja I i teraz był ciekaw zmian, jakie nastąpiły. „Gdy przed laty opuszczał Rosję, jechać musiał ze stolicy do granicy siedem dni i siedem nocy w niewygodnej karetce pocztowej […]. Teraz powstała już cała sieć dróg żelaznych, budowano właśnie tor syberyjski. Drogę od granicy do Petersburga odbył w wygodnym wagonie w ciągu półtorej doby”. Nie zmienili się natomiast, jak wkrótce zauważył, ludzie widziani z okien wagonu. „Mużyk, - pisał ambasador - według wszelkich oznak, pozostał tym, czym był dawniej. Gdy pociąg nasz zbliżał się do Petersburga, chłopi ze swymi baranimi kożuchami, równo ostrzyżonymi włosami i bezmyślnymi twarzami tak żywo przypominali mi moje dawne wrażenia, że zdawało się, iż zaledwie tydzień minął od owego czasu. Wszędzie czuć było dawną atmosferę, którą poznałem za czasów Mikołaja I”. Na ten tragiczny constans zwrócił uwagę na początku XX stulecia Iwan Bunin. Dla tego twórcy - z wpisanym w jego DNA katastrofizmem historiozoficznym - chłopska Rosja (bo Rosja była chłopska) to panopticum, Kunstkamera, w której czas zatrzymał się w miejscu. „- Boże miłościwy! – mówi jeden z bohaterów Wsi (1910) - Zabili Puszkina, zabili Lermontowa… Utopili Pisariewa… Powiesili Rylejewa… Dostojewskiego ciągnęli na rozstrzelanie… Gogola doprowadzili do szaleństwa… A Szewczenko? A Poleżajew? Powiesz może – rząd winien. Ale przecież jaka matka, taka Natka, jaki pan, taki kram. O, Boże, czyż jest jeszcze gdzie na świecie taki kraj, taki naród przeklęty?”. Rosja była i jest okrutna, a nowa „będzie jeszcze gorsza niż dawna!”. 

Gdy teraz czytam Uchwałę Rosyjskiego Związku Rektorów z 4 marca („W tych dniach bardzo ważne jest wsparcie naszego kraju, naszej armii, która broni naszego bezpieczeństwa, wsparcie naszego Prezydenta, który być może podjął najtrudniejszą, ciężko wywalczoną, ale niezbędną decyzję w swoim życiu. Ważne jest, aby nie zapominać o naszym głównym obowiązku – prowadzić nieustanny proces wychowawczy, zaszczepiać w młodych patriotyzm, chęć pomocy Ojczyźnie”), to mogę łatwo sobie wyobrazić podobną odezwę skierowaną na ręce Mikołaja I po przekroczeniu przez armię rosyjską granic Królestwa Polskiego (1831), równie łatwo wyobrażam sobie ten sam wiernopoddańczy tekst rektorów wysłany do Leonida Breżniewa po wkroczeniu – Uwaga! Pojawi się nowomowa - Ograniczonego Kontyngentu Wojsk Radzieckich do Afganistanu (1979). Zmieniałaby się wyłącznie tytulatura adresata, sam tekst nie wymagałby poważniejszej korekty. Nawiasem mówiąc, po kilkudziesięciu godzinach trafiły do sieci podobnie brzmiące teksty zamieszczane przez poszczególne uczelnie. Nie mogło, oczywiście, zabraknąć Odezwy pracowników i studentów Państwowego Uniwersytetu Petersburskiego (żeby nie było wątpliwości, tego najstarszego, założonego na początku XVIII w.). Nadawcy zapewniają „Szanownego Władimira Władimirowicza” (jakby nie było „absolwenta naszej Uczelni”) o swoim wsparciu („innego wyjścia Pan nie miał”) i karcą „pacyfistów” (cudzysłów pochodzi od autorów i sugeruje, że to farbowani pacyfiści, którzy tak naprawdę występują przeciwko – tu zachowuję pisownię oryginału – Rządowi). Dalej następuje wyznanie wiary nie pozostawiające cienia wątpliwości, że „rząd i armia rosyjska nie występują przeciwko bratniemu narodowi ukraińskiemu, lecz chronią bezpieczeństwo narodowe nie tylko Rosji, ale również całego świata”. Odezwę podpisało prawie 1100 osób (kilka nazwisk zabolało). 

Rosja się więc nie zmienia (ale po co też zmieniać, to, co sprawdzone i dobre na niepewne lepsze) – od Mikołaja I pozostaje krajem policyjnym (i tylko mundurowy dress code się zmienia), w którym pośród wielu cnót obywatelskich zawsze wymienia się donos i jak głosi mądrość ludowa: „Stuczitie – stuczat’ wsiegda polezno” („Kablujcie – kablować zawsze warto”). Ostatnio władze zachęcają cyberpatriotów do namierzania w sieci cyberodszczepieńców. Same również nie zasypiają gruszek w popiele: stosowna aparatura została odkurzona i znów w pokojach hotelowych i akademikach spoglądając na sufit wznosi się jak drzewiej toasty za majora Pronina.     

Niestety nie mylił się Bunin i my wciąż uczymy się rozumienia Rosji od markiza. Może dlatego, że Rosja nigdy nie rozliczyła się ze swoją mroczną dwudziestowieczną historią. Nie zrobiono tego ani w latach odwilży, ani w latach pieriestrojki i wiem z całą pewnością, że ani teraz, ani w najbliższej przyszłości nie dojdzie tam do powszechnego, narodowego katharsis.

Pan Marek Radziwon zarzucił mi również posługiwanie się „znanymi od dawna powierzchownymi stereotypami” (kilka z nich wymienił, m.in. poczucie wyższości) i „opowiadanie łatwych kawałków” („Rosjanin bez hierarchii żyć nie potrafi”). Co tu kryć, mam w zanadrzu sporo takich „powierzchownych stereotypów” i „łatwych kawałków”. Ograniczę się do kilku. Nawet Brodski, którego nie podejrzewam o zbyt wielką sympatię do Związku Sowieckiego, zareagował marnym wierszem w obcej mu tonacji, na powstanie państwa ukraińskiego:   

Żegnajcie, chachły, razem żyliśmy – i z oczu!

Splunąć by w Dniepr, być może jeszcze się wstecz potoczy.

Brzydzicie się godnie nami, znudzeni, znużeni swą męką,

Rozłączonymi węgłami, wielowiekową udręką.

 

Źle nas nie wspominajcie, waszego chleba, nieba

Nam, gdy stłoczycie makuchy, fałszywego nie trzeba.

Nie ma co krwi psuć czy rwać na piersi koszuli,

Skończyła się, widać, miłość, jeśliście ją czuli.

 

[…]

 

Z Bogiem orły, kozacy, hetmani i gieroje,

Lecz kiedy umierać wam przyjdzie, hultaje i buhaje,

Będziecie rzęzić, czepiając się skraju materaca,

Te strofy Aleksandra, a nie brednie Tarasa.

           (Na niepodległość Ukrainy, tłum. Leszek Szaruga)

 

            Jak zauważył Leszek Szaruga, „rzecz jasna, nie można powiedzieć, że cała rosyjska kultura jest kulturą imperialną, niemniej jednak nawet tacy herosi rosyjskiej literatury jak Nikołaj Gogol, odczytywany przecież jako krytyk systemu, nie cofali się przed składaniem władzy hołdowniczych adresów. Nie ulega też wątpliwości, że w wielu wypadkach właśnie utożsamienie się z imperialną Rosją nie tylko dawało artystom poczucie satysfakcji, ale też prowadziło do demonstrowania mniej lub bardziej zjadliwej arogancji wobec obcych, w szczególności zaś wobec ludów przez Rosję zniewolonych. Tak właśnie ma się rzecz ze stosunkiem Brodskiego do Ukrainy i Ukraińców”.

A wracając do stereotypów, to jestem wdzięczny Wiktorowi Astafjewowi, autorowi m.in. wybitnej powieści wojennej Proklaty i ubity, za jego gorzkie autostereotypy: „Rosjanin jest dobry, herbatą ciebie napoi, ogrzeje, ale też zarżnie”, „Nie ma na świecie nic bardziej podłego niż głupia rosyjska pokorność, niechlujstwo i niefrasobliwość”, „U człowieka radzieckiego i głowa, i serce, i płuca są przystosowane do powietrza zatrutego kłamstwami”, „To jest ta właśnie osobliwość naszego kochanego ochrzczonego narodu: gdy dostanie jeden z drugim bodaj na chwilę najdrobniejszą nawet cząstkę władzy (dyżurnego w koszarach, odpowiedzialnego za łaźnię, kierującego pracą paru osób, brygadzisty, majstra albo, co nie daj Boże, strażnika więziennego lub ochroniarza), zaczyna z podobnego do siebie, swego brata, kpić, znęcać się nad nim, torturować go…”

            Autor polemiki ma mi też za złe przywołanie „duszy rosyjskiej”. „Idea «duszy rosyjskiej» - pisze pan Marek Radziwon - jest szkodliwa i zwyczajnie głupia”. Jeśli nie dusza, to może DNA? Może chromosom? W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak schować się za bliską mojemu rozumieniu definicją: „Wyjściowe pojęcie mentalności rosyjskiej, służące podkreślaniu szczególnej tożsamości duchowej Rosjan i Rosji. […]. W przekonaniu Rosjan fenomen «duszy rosyjskiej» zawiera w sobie pierwiastek mistyczny”, itd. (Marian Broda, Dusza rosyjska [w:] Idee w Rosji, t. 2, pod red. A. de Lazari). Ostatnio o „duszy rosyjskiej” pomyślałem przy okazji przeglądania nazwisk petersburskich sygnatariuszy Odezwy skierowanej  do Putina. Moją uwagę przykuły  trzy osoby, a mówiąc dokładniej zajmowane przez nich stanowiska: X - kierowca; Y – kierowca; Z – szef kuchni. Rozumiem motywację profesorów, docentów i kandydatów nauk – oportuniści, którzy chronią swoje kariery, a co do stracenia ma kierowca czy kucharka? I to jest dla mnie emanacja mistycznej duszy rosyjskiej.

I tak dotarliśmy do „humorystycznej argumentacji” towarzyszącej mojej wypowiedzi, że metafizyczny głód współczesnego Rosjanina zaspokajają wróżki z ogłoszeń prasowych i internetu. Tak to chyba teraz jest. Na przełomie XIX i XX stulecia Rosjanie mogli czytać prace filozofów mistyków (np. Władimira Sołowjowa) i pozostających pod ich wpływem poetów Srebrnego Wieku (zwłaszcza symbolistów), sto lat później ezoteryka zagościła w ich domach w innym wymiarze. Mistycyzm został zastąpiony przez popmistycyzm.

Za bardzo niefortunne uważam dwa inne stwierdzenia pana Marka Radziwona: „[Rosja] To państwo rządzone przez terrorystów”, „bzdury, które prof. Klimowicz usłyszał kiedyś od Eduarda Limonowa, błazna niepozbawionego zdolności literackich, którego, dodam, nikt w Rosji poważnie nigdy nie traktował, chociaż dawali się na niego nabrać intelektualiści z Europy”. Po pierwsze, Rosja to państwo rządzone przez prezydenta wybranego w powszechnych w miarę uczciwych wyborach (pomijam żenujące gierki z Miedwiediewem czy resetowanie, „zerowanie” kadencji, niedopuszczenie do startu w wyborach kilku potencjalnych rywali, np. Aleksieja Nawalnego). Takie są, niestety, preferencje wyborcze Rosjan. Po drugie, po ukazaniu się debiutanckiej powieści „błazna” To ja – Ediczka, uznano, że pojawił się w literaturze rosyjskiej utalentowany skandalista na miarę Michela Houellebecqa czy Charlesa Bukowskiego (Limonow wspomina go w Książce martwych). W 2007 roku Partia Narodowo-Bolszewicka – wyraźnie odwołująca się do tradycji i symboliki NSDAP - współzałożona i kierowana przez Limonowa liczyła w 2007 roku, w przeddzień delegalizacji, 56 000 członków. Nieźle, jak na kogoś nietraktowanego poważnie.  

 

Już po opublikowaniu wersji elektronicznej mojej rozmowy z red. Mirosławem Maciorowskim życie dopisało do niej pointę. 

Na dziewiętnastowiecznym płótnie Aleksandra Iwanowa Chrystus ukazuje się ludowi na 40 metrach kwadratowych, na Łużnikach 18 marca 2022 roku Putin ukazał się swojemu kilkudziesięciotysięcznemu ludowi na stadionie i wielu milionom przed telewizorami (radosną rocznicę Anschlussu Krymu obchodzoną pod hasłami „ZА RОSSIJU!” i „SWOICH NIE BROSAJEM!” transmitowało 17 rosyjskich stacji telewizyjnych, nacjonalistyczny event oglądał w dużych miastach co piąty Rosjanin powyżej czwartego roku życia, na prowincji – jak znam życie - wszyscy). U Iwanowa św. Jan Chrzciciel za chwilę ochrzci Jezusa, teraz na Łużnikach prężący muskuły siedemdziesięcioletni starzec dokonał (z przerwą na nieprzewidzianą reklamę) chrztu nowego pokolenia. Pokolenia Z. Nie pocieszajmy się tym, że prawdopodobnie część tam obecnych znalazła się wbrew swojej woli, bo przecież bez większych oporów dała się ponieść tłumowi śpiewającemu z Olegiem Gazmanowem już od kilkudziesięciu lat „Ja rożdion w Sowietskom Sojuzie, sdiełan ja w SSSR” i być może nawet uwierzyła w wykrzyczane w uniesieniu zapewnienie Zachara Prilepina: „Puszkin, Gogol, Dostojewski byliby dzisiaj z nami”. Z całą pewnością te tłumy będą wielbić jeszcze nieraz swego dziś dożywotniego, a za jakiś czas wiecznego już hologramowego prezydenta. 

Po objęciu urzędu prezydenta Reagan powołał podobno dwie komisje: jedną złożoną z wysokich urzędników Departamentu Stanu i Departamentu Obrony, do drugiej powołano znanych sowietologów i niezależnych analityków. Ci pierwsi po zdiagnozowaniu polityki radzieckiej uznali, że system się zestarzał i wszedł w fazę rozpadu, po którym nastąpi zwrot w kierunku modelu zachodniego. Punktem wyjścia dla jajogłowych stała się analiza ideologii komunistycznej. Ich raport nie napawał optymizmem: Kreml nadal będzie dążył do konfrontacji, a jego starzejący się przywódcy będą coraz mniej obliczalni i przewidywalni. Po raz kolejny okazało się, że to pesymiści mieli rację.

            Ja jestem pesymistą.

Komentarze

Popularne posty