In memoriam Arkadija Spiczki, Michaiła Zubkowa i Wasilija Sokołowa

In memoriam Arkadija Spiczki (1946-2001), Michaiła Zubkowa (1947-1994) i Wasilija Sokołowa (1946-2019)


ARKASZA

Fot. Pawła Markina 


Muszę zacząć od autocytatu: 

"W maju 1996 roku ukazał się mój Przewodnik po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996). W Rosji i we Włoszech wyrażono wstępne zainteresowanie przekładem, a z Sankt-Petersburga nadeszło zaproszenie do wzięcia udziału w międzynarodowych targach książki (maj 1997). Na spotkanie przyszło sześć czy siedem osób. Dwie znałem – byli to naukowcy z tamtejszego wydziału filologicznego, pozostali (jak się miało wkrótce okazać) – byli miejscowymi poetami. Wybrańcy muzy zachłannie przekartkowali egzemplarz Przewodnika i – nie znaleźli w nim swoich biogramów. Były inne – Brodskiego, Kriwulina, Stratanowskiego, Szwarc. Niepewność zamieniła się w rozczarowanie, rozczarowanie w gniew, gniew w agresję. Usłyszałem, że pomijając ich nazwiska - gorących patriotów umęczonego przez Żydów kraju, piewców brzózek, strumyków i rzek, pól malowanych kukurydzą, wiejskich cerkiewek (dawniej w tym pejzażu umieszczali na pewno równie chętnie rejonowe komitety partii) – mam za nic prawdziwych Rosjan. Prowadzący spotkanie dziennikarz Arkadij Spiczka na wszelki wypadek dyskretnie się oddalił. Zostałem rzucony sierotom po carach i sekretarzach generalnych na pożarcie. Wbity w kąt, widziałem przez uchylone drzwi gęstniejący tłum, który oczekiwał na przybycie najjaśniejszej gwiazdy targów – niewiele ode mnie starszego pisarza rosyjskiego, promującego swoje świeżo wydane utwory zebrane. Teraz już wiem, że Wiktor Jerofiejew spojrzał na tych kilkadziesiąt, może sto osób i pomyślał: „Na spotkanie z Wieniczką przyszłoby ich tysiąc”. A Wieniedikt Jerofiejew być może, tego akurat nie jestem pewien, przypominał sobie w takich sytuacjach zgromadzonych w latach sześćdziesiątych na stadionie moskiewskim dziesiątki tysięcy wielbicieli poezji Jewgienija Jewtuszenki" (fragment eseju Psychodrama postmodernistyczna; całość na moim blogu).

To było moje pierwsze spotkanie z Arkaszą - absolwentem polonistyki leningradzkiej, znanym dziennikarzem petersburskim, erudytą, duszą towarzystwa, autorem wielokrotnie wznawianych nieortodoksyjnych książek kucharskich (Kuchnia kawalera, Nauka picia z korzyścią dla zdrowia), miłośnikiem dobrego jedzenia i niezmordowanym konsumentem trunków wysokoprocentowych.

Podpisuję się pod piękną opinią Aleksandra Galembo: "Фельетонист, балагур, метранпаж и борзописец, гордость любой редакции. Любил жизнь во всех её приятных проявлениях. <...> Славный собутыльник-изобретатель, науку выпивать придумал, описал и описанное постиг сам". 

Mniej znany wariant płótna Ilji Riepina Kozacy piszą list do sułtana.


W ostatnich latach życia ze względu na stan zdrowia (co tu kryć, kolosalna nadwaga) Arkasza bardzo rzadko opuszczał swoje mieszkanie na Szaumiana, ale wciąż prowadził bardzo intensywne życie towarzyskie. Wybrany przez gospodarza gość udawał się z listą zakupów do zaprzyjaźnionego sklepu, gdzie ekspedientka sumiennie kompletowała zamówienie. 

Był też oczywiście jeden wyjątkowy dzień w roku - 6 czerwca dzień urodzin Arkadija Spiczki (według kalendarza gregoriańskiego - co z dumą podkreślał jubilat - tego samego dnia urodził się Puszkin). W maju Arkadij Matwiejewicz zawsze udawał się na kilka tygodni do szpitala, gdzie pod opieką przyjaciół-lekarzy zamęczał organizm drastyczną dietą. Na kilka dni przed opuszczeniem szpitala już konsultował z zaprzyjaźnionym kucharzem jednego z petersburskich hoteli swoje urodzinowe menu i wydawał stosowne polecenia. Waga wkrótce wracała do przedszpitalnej normy. 

Jego syn Michaił (Misza!) poszedł - na szczęście poza wagą - w ślady ojca i jest wziętym dziennikarzem radiowym i telewizyjnym, niestroniącym od tematyki kulinarnej. 


Cały tekst Kuchni kawalera https://libking.ru/books/home-/home-cooking/218409-arkadiy-spichka-kuhnya-holostyaka.html? [adres niekompletny, cały jest nieprzyzwoicie długi]. 












To już dwadzieścia lat... 



https://ru.wikipedia.org/wiki/Спичка,_Аркадий_Матвеевич

http://www.spbsj.ru/knigha-pamiati/spichka-arkadii-matvieievic

Niżej na fotografiach.

Wspominamy Arkaszę na cmentarzu (kolumbarium) w 9 rocznicę Jego śmierci. To była wyjątkowo śnieżna - jak na Piter - zima (zdjęcia zrobiłem 27 lutego 2010 roku). Był z nami Wasia Sokołow (prawy profil, okulary). Zwracam uwagę na infrastrukturę cmentarną (np. stoliki - tu zasypane może metrową warstwą śniegu - na których ustawia się niezbędne do rytuału wspomnień akcesoria) i eschatologiczną symbolikę ostatniego zdjęcia: "Krematorium. Przystanek końcowy".
















WASIA

Wasia Sokołow (pierwszy z prawej). 2018. 


       Pozostawił po sobie wiele przekładów z serbskiego:

https://fantlab.ru/translator5717
https://spbdnevnik.ru/news/2015-05-24/perevodchik-vasiliy-sokolov--v-rossii-ne-znayut-serbskikh-pisateley-nesmotrya-na-blizkiey-russkomu-serdtsu-temy
http://serbiaonline.ru/?p=16649
https://www.skifiabook.ru/store/hudozhestvennaya-literatura/klassicheskaya/item_645.html
https://magazines.gorky.media/inostran/2012/4/ty-kuda-moisej.html
https://www.livelib.ru/work/1002106837-smert-lebedej-vida-ognenovich
https://www.livelib.ru/book/1001445993-pojmaj-padayuschuyu-zvezdu-antologiya-sovremennogo-serbskogo-rasskaza-sbornik
http://dompisatel.ru/?p=11332



http://dompisatel.ru/?p=15279


MISZA

        Nie dane mi było poznać osobiście Wieniczki Jerofiejewa, ale poznałem jedno z jego wcieleń (minus - dziewięć lat; minus - "Moskwa -Pietuszki"; minus - układanie kabli; plus - ukończone studia na filologii; plus - dziennikarzowanie i redaktorowanie, ostatnie miejsce pracy: filia austriackiej firmy Print & Publishing). A poza tym był - jak WJ - przystojny; hipnotyzował panie - jak WJ - z wdziękiem upadłego anioła; panów wpędzał w kompleksy - jak WJ - swoją inteligencją i erudycją (ghostwriter to było drugie jego imię, wrodzona skromność nie pozwalała mu na podawanie swojego nazwiska na stronie tytułowej kolejnych prac dyplomowych i kandydackich) i unikał - jak WJ - napojów nieprocentowych.
        To był Misza, mój sąsiad z petersburskiej ulicy Biegowoj, gdzie mieszkał podówczas z kobietą swojego życia (jej zdaniem).  
        Pozostały mi po nim dwa niezatarte przez pamięć wspomnienia. 
        Misza uwielbiał wyrzucać śmieci. W pomieszczeniu zsypu przechowywał zwykle coś mocniejszego. Dzwonił do jednych sąsiedzkich zaprzyjaźnionych drzwi, do drugich (moich) i wędrowaliśmy we trójkę nad Zatokę, aby w ciszy i skupieniu obserwować z ciekawością ornitologów życie mew. Pewnego razu musieliśmy jednak skorzystać z oferty okolicznego całodobowego kiosku bogato zaopatrzonego w egzotyczne napoje (dzięki Cerkwi zwolnionej z opłat celnych kraj był zalany - o, wyszła mi ładna gra słów - spirytusem Royal) i lokalne zakąski. Rosja początku lat 90. zachłannie konsumowała kapitalizm. Dla wielu drapieżny, dla mnie (obserwatora) tamtego późnego wieczoru romantyczny. Wybór padł między innymi na sałatkę jarzynową (jakąś zubożoną wersję popularnej tam sałatki Olivier), ale pani za ladą wyznała ze smutkiem, że skończyły się opakowania. Po chwili ciszy Misza zaproponował: "Diewuszka, proszę tę sałatkę zapakować mi do kieszeni". Zapakowała i nasza trójka zajęła swoje ulubione miejsce w nadmorskim pejzażu. Nigdy natomiast nie dowiedziałem się, jak Misza wyjaśniał kobiecie swojego życia skomplikowany - trwający godzinę, czasami dwie - mechanizm wyrzucania śmieci.        
        Drugie wspomnienie jest smutne, ale z happy endem. To musiała być późnomajowa albo czerwcowa noc. Czas białych nocy. Czas zwykłego dla tego miasta szaleństwa. Tym razem Petersburg zaatakował kobietę życia Miszy. Zaniepokojony (Misza, nie Petersburg) zadzwonił do jednego sąsiada i do drugiego sąsiada (czyli do mnie) prosząc o przyjście i pomoc. Nie mieliśmy wątpliwości - potrzebne jest wsparcie specjalistyczne. Przyjechało pogotowie. Młoda, szczuplutka lekarka (waga odgrywała w tym przypadku niebagatelne znaczenie) nie miała wątpliwości - po pierwsze, psychiatryk musi być, a - po drugie - nasza trójka musi wesprzeć w tych działaniach służbę zdrowia. Udało się nam opanować kolejny atak i pani doktor podała zastrzyk (o działaniu przypominającym - okryty w swoim czasie złą sławą w Polsce - pavulon). Kierowca dostarczył - nie znałem wcześniej tego określenia - miagkije nosiłki. Już łagodną (bez Dostojewskiego w Pitrze ani rusz) panią ułożyliśmy na brezencie (to były te "miękkie nosze") i wnieśliśmy do windy. Pojechaliśmy wszyscy do szpitala, który - to jest ten obiecany happy end - kobieta życia Miszy (jej zdaniem) opuściła za jakiś czas. A my (Misza, sąsiad i ja) odbyliśmy długi spacer przez białonocne miasto, przerywany postojami przy kioskach (bez sałatki!) i oczekiwaniem na opuszczenie mostu.
        Rok czy dwa lata później, w sierpniu 1994 roku, dowiedziałem się, że Misza nie żyje. Okoliczności jego tragicznej i na swój sposób tajemniczej śmierci pozostają do dziś zagadką. Szacunek dla Zmarłego, poczucie elementarnej przyzwoitości nie pozwala mi na ujawnienie szczegółów.  

we Wstępie do "Przewodnika po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996)napisałem między innymi: "Składam też gorące podziękowania moim petersburskim przyjaciołom: doc. Borisowi Awierinowi* z Katedry Literatury Rosyjskiej i dziennikarzowi Arkadijowi Spiczce za pomoc i życzliwe rady oraz grafikowi Siergiejowi Lemiechowowi** za to, iż zechciał stworzyć odpowiedni klimat dla tekstu. Niestety, moje słowa wdzięczności nie dotrą już do zmarłego śmiercią samobójczą w sierpniu 1994 roku dziennikarza i wielkiego erudyty Michaiła Zubkowa". 

*O nieżyjącym już Borisie Walentinowiczu postaram się napisać kilka słów przy innej okazji.
** Ilustracje Sierioży Lemiechowa z moim komentarzem zamieściłem już na innym swoim poście ("Apokalipsa według Siergieja").








WYŻEJ: Misza Zubkow i Arkasza Spiczka






Komentarze

Popularne posty