Apokalipsa według Siergieja

 W jednym z petersburskich mieszkań zobaczyłem rysunek, który mnie uwiódł. Wiedziałem od razu, że utrzymane w tym klimacie prace będą najlepszymi ilustracjami do mojego Przewodnika po współczesnej literaturze rosyjskiej i jej okolicach (1917-1996). Okazało się, że mogę poznać autora. Spotkaliśmy się. Opowiedziałem o swoim pomyśle. Siergiej - bo po tych spotkaniach, to był już Siergiej - zgodził się na kolaborację ze mną. Mój wydawca (to brzmi dumnie!) Janek Choroszy (Towarzystwo Przyjaciół Polonistyki Wrocławskiej) też był za i podpisał stosowną umowę. I tak twórczość Sierioży trafiła pod wrocławskie strzechy. Z odręcznie napisaną autobiografią i autoportretem.

Tematem przewodnim wielu jego prac jest Rosja z przełomu lat 80. i 90. Dla większości Rosjan to był czas Apokalipsy - zderzenie jeszcze sowieckiej rzeczywistości (ten dżentelmen zadający bez słów fundamentalne pytanie kosmonaucie, a może przybyszowi z kosmosu: "Третьим будешь?") z trochę śmiesznym, a trochę strasznym kapitalizmem w wydaniu leningradzko-moskiewskim. Tak powstała groteska na miarę Gogola.   

Ostatni raz spotkałem Siergieja w okolicach Newskiego Prospektu jakoś tak przed południem i byłem wstrząśnięty widząc w jego ręce plastikowy kubeczek, w których są sprzedawane jogurty albo kefiry. Po chwili odetchnąłem z ulgą. Okazało się, że przemysł monopolowy wyszedł naprzeciwko oczekiwaniom ludzi pracy i w kioskach z artykułami spożywczymi można było kupić w 150-gramowych opakowaniach wódkę. 

Siergiej Lemiechow zmarł w 2016 roku. A więc już nie skorzystam z jego zaproszenia na daczę:

"- Tadeusz, przyjedż do mnie na daczę.

- Daleko?

- A skąd! Pod Pitrem. No, jakieś 300 kilometrów".

I jeszcze jedna opowieść. Siergiej - jak na prawdziwego artystę przystało - cierpiał biedę. Przed śmiercią głodową ratowała rodzinę żona, która w przypływie gotówki (i słabości, jak się miało okazać) wysłała męża na bazar, żeby kupił kurę na obiad. Kupił kilka żywych i wydał wszystko co do kopiejki. Opowiedział małżonce, że nie mógł przejść obojętnie obok skazanego na śmierć drobiu. W domu zapanowała rozpacz - a kto zabije kury? Siergiej - nie! Żona - też nie! Kury ulokowano na balkonie, z którego po kilku dniach zniknęły. Zapewne odleciały, a może popełniły samobójstwo. Za prawdziwość tej historii nie ręczę. Opowiedział mi ją Siergiej.

https://kniga3000.ru/artist298 
























Komentarze

Popularne posty