Zmarnowała mi tyle lat życia (Aleksandr Błok)

"Zmarnowała mi tyle lat życia" (Aleksandr Błok) [w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /

Tadeusz Klimowicz

/

„Zmarnowała mi tyle lat życia”

(Aleksandr Błok)


Aleksandr Błok. https://www.liveinternet.ru/users/5130314/post344839449/

 

Osoby:

·    Aleksandr Błok (1880-1921) - Poeta i dramaturg symbolistyczny.

·    Lubow Mendelejewa (1881-1939) - Córka znanego chemika Dmitrija Mendelejewa. Żona (1903-1921) Aleksandra Błoka. Muza symbolizmu rosyjskiego.

·    Andriej Bieły, właściwie Boris Bugajew (1880-1934) - Symbolista.

·    Natalia Wołochowaz domu Alcyfierowa (1878-1966) - Aktorka (m. in. w Teatrze Wiery Komissarżewskiej). Kochanka i muza Aleksandra Błoka.

·    Lubow Delmas-Andriejewa, z domu Tiszczinska (1879-1969) - Śpiewaczka operowa. Kochanka i muza Aleksandra Błoka.

·    Nadieżda Kogan, z domu Nolle (1888-1966) – Tłumaczka. Żona krytyka literackiego Piotra Kogana. Kochanka Aleksandra Błoka.

·    Anna Achmatowa (1889-1966) – Poetka. Nie-kochanka Aleksandra Błoka.


            Jaka szkoda, że pewien psychiatra wiedeński nie wiedział nic o istnieniu pewnego poety petersburskiego. Stracił w ten sposób pacjenta, który nie opuszczałby jego gabinetu; który – leżąc na kozetce - dzień po dniu, seans po seansie potwierdzałby zasadność mówienia o kompleksie Edypa; który idealnie wpisywałby się w teorię psychoanalizy i inspirowałby do tworzenia jej kolejnych rozdziałów. Kliniczny przypadek na miarę marzeń sennych Sigmunda Freuda. Syn uzależniony od Matki i przez nią zdominowany. Aleksandr Błok[1].

            Jego dziadek, luteranin Konstantin Karłowicz von Block po zmianie wyznania i nazwiska - już jako prawosławny Lew Aleksandrowicz Błok - zrobił karierę w administracji państwowej. „Do dymisji – pisze Adam Galis – podał się podobno ze względu na zły stan zdrowia. W rodzinie krążyły plotki o jego chorobie psychicznej, której objawem był nieoczekiwany wyjazd do Niemiec. Pod koniec życia stał się maniakalnym pedantem i skąpcem. Uroił sobie również, iż ktoś doprowadził go do ruiny finansowej; całymi dniami wypisywał kolumny cyfr i obliczeń. Okoliczności jego zgonu otaczała w rodzinie Błoków mgła tajemnicy. Zmarł, według przekazów rodzinnych, w szpitalu dla umysłowo chorych. Żona Lwa A. Błoka, babka poety, Ariadna z Czerkasowów (zm. 1900), słynąca niegdyś z urody, pochodziła z rodziny jakoby obciążonej cechami patologicznego okrucieństwa”[2]. Ich syn Aleksandr (1852-1909) – prawnik, prywat-docent Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego – w 1879 roku ożenił się z Aleksandrą Biekietową (1860-1923), córka rektora Uniwersytetu Petersburskiego. Kilkanaście miesięcy później Błokowie przyjechali z Warszawy do Petersburga, gdzie Aleksandra czekał egzamin magisterski. Zdał go pomyślnie, ale stolicę opuszczał w atmosferze skandalu samotnie. Żona pozostała z rodzicami i wkrótce urodziła syna, któremu na chrzcie nadano imię Aleksandr. „Młodzi Błokowie – pisała we wspomnieniach jej młodsza siostra, Maria (1862-1938) - zamieszkali u nas. Byliśmy wszyscy zdumieni ogromną zmianą, jaka zaszła w niej w ciągu tych lat. Zamiast wesołej, beztroskiej śmieszki o kwitnącym obliczu ujrzeliśmy chudą, wystraszoną kobietę ze zgaszonym spojrzeniem, bardzo poważną, w źle uszytej czarnej sukni... Nasze zdumienie było tym większe, iż Asia w listach ani razu nie poskarżyła się na męża. Teraz, kiedy Aleksandry Andriejewny nie ma już na świecie, a wszyscy bliscy krewni Aleksandra Lwowicza także umarli, pozwalam sobie powiedzieć, że A. L. po pierwsze – morzył żonę głodem, ponieważ był bardzo skąpy, po drugie – bił ją [...] za wypowiadanie poglądów niezgodnych z jego opiniami, za nie dość głębokie zrozumienie muzyki Schumanna, za niedbale przepisaną stronicę jego dysertacji, itp. W chwilach gniewu bywał A. L. tak straszny, że jego żonie włosy dosłownie stawały dęba na głowie. Ich służąca, Polka, lękając się widocznie odpowiedzialności, wychodziła z domu natychmiast, kiedy A. L. zaczął podnosić głos. [...] Asia zostawała sama z mężem w dzielnicy położonej na peryferiach miasta. Gdyby więc nawet chciała krzyczeć, nie dałoby to żadnego skutku. Nie chciałabym jednak wpadać w przesadę: A. L. tylko straszył, poniżał i dręczył żonę. Nie okaleczył jej jednak i nie nastawał na jej życie”[3]. Porzucony mąż doprowadził poprzez Synod do unieważnienia małżeństwa i ożenił się powtórnie. Jego nowa wybranka, Maria Bielajewa, w 1892 roku urodziła córkę Angielinę, z którą trzy lata później - nie doczekawszy czwartej rocznicy ślubu – również opuściła jurystę-sadystę. Prawdopodobnie z tych samych powodów, co jej poprzedniczka. Aleksandr Błok zmarł jako powszechnie szanowany profesor zwyczajny i dziekan wydziału prawa. Jego eks-żona także zawarła powtórnie związek małżeński (1889): tym razem wyszła za mąż za sztabskapitana Franca Kublickiego-Piottucha (1860-1920), wywodzącego się z polskiej rodziny szlacheckiej („herbu Domaradzki albo Zatajony Miesiąc”[4]). Aleksandra Biekietowa-Kublicka-Piottuch nigdy nie kochała Franca i umierała przekonana, że popełniła mezalians. Tak naprawdę jedynym mężczyzną, którego darzyła miłością był jej syn. Aleksandr Błok-junior nigdy nie miał wątpliwości: matkę – kochał („mama – to ja”[5]), ojca – nienawidził (chociaż przez całe życie chętnie korzystał z jego pomocy finansowej i aktywnie uczestniczył w podziale dużego spadku po nim). „Nerwy mam napięte. [...] – pisał do matki 27 stycznia 1910 roku, a więc już po śmierci Aleksandra Błoka-seniora - Ojcowski mrok rozpościera się jeszcze nad światem i wokół mnie. Przed tym człowiekiem trzeba się bronić modlitwą”[6].

To adresatka tego listu wywarła największy wpływ na rozwój intelektualny i, przede wszystkim, emocjonalny przyszłego poety. To ona doprowadziła go do stanu „patologicznej nieśmiałości” (jak określił to jeden z krewnych) i to ona rozwinęła w nim kult aseksualnej kobiecości[7], w której najwyższe wartości reprezentowały „odseksualizowana  miłość i macierzyńskość”[8], a pożądanie było czymś nieczystym, grzesznym.

Ksienia Sadowska. https://zen.yandex.ru/media/id/5e68f3d4e30e07401de76eeb/misticizm-v-tvorchestve-bloka-i-ego-platonicheskie-otnosheniia-s-jenoi-5e87277811bf9c2ca754989e

Gdy więc w 1897 roku w Bad-Nauheim siedemnastoletni Błok - w tym niemieckim kurorcie przebywał z matką i ciotką – poznał trzydziestopięcioletnią, obarczoną trojgiem dzieci, pachnącą Peau d’Espagne, małżonkę rzeczywistego radcy stanu Ksienię Sadowską (1862-1925), to sytuacja pozornie przypominała tę od zawsze obecną w literaturze (vide Tadeusz i Telimena): banalny flirt, niezobowiązujący romans, inicjacja seksualna młodego mężczyzny w ramionach znacznie starszej partnerki. Tak też, wydawałoby się, spotkanie tych dwojga potraktowała Aleksandra Kublicka-Piottuch. „Saszura u nas tu – pisała w liście z 30 lipca 1897 roku - zalecał się z wielkim powodzeniem [...]”[9]. Po latach, kiedy światło dzienne ujrzał już notatnik Błoka, słowa zachwytu nad postępami w edukacji erotycznej jedynaka zabrzmiały nieoczekiwanie dwuznacznie, obrosły w podteksty. „Pierwszemu zakochaniu – czytamy tam - towarzyszył słodki wstręt do aktu płciowego (nie trzeba żyć z piękną kobietą, do tego należy wybierać wyłącznie brzydkie). Być może zresztą, był on już wcześniej”[10]. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ta opinia musiała być znana autorce listu już nazajutrz po nocy spędzonej przez początkującego don Juana w towarzystwie pani od rzeczywistego radcy stanu. Przed matką bowiem, jak wszyscy to zgodnie podkreślają, nie miał nigdy żadnych tajemnic. I dlatego mogła napisać o „wielkim powodzeniu”, ponieważ wiedziała, że pierwszym doświadczeniom seksualnym jej syna towarzyszyło – na co zresztą wcześniej skrycie liczyła - uczucie „wstrętu”. 

Ksienia Sadowska. Pierwsze dziesięciolecie XX wieku.  
http://www.silverhotel.ru/blog/ksenia-sadovskaya/

            A jednak po powrocie do Petersburga Błok nie zapomniał o Sadowskiej (to przecież był „słodki wstręt”) – widywał ją i pisywał do niej przez kilka lat sztubackie listy, w których początkowo nieporadnie („Im częściej Ciebie widzę, Oksano, tym coraz mocniej budzi się we mnie uczucie, którego nie da się opisać jednym słowem: jest w nim i radość, i smutek, a najwięcej gorącej, szczerej miłości, i miłość ta nie zna granic, i – wydaje mi się – nigdy się nie skończy. Uczucie to jest gwałtowne i nie daje mi spokoju, odczuwam potrzebę widzieć Cię najczęściej, jak jest to możliwe, rozkoszować się Twoim widokiem i bodaj na chwilę uciszyć tę straszliwą burzę, która nieustannie szaleje w mej duszy; i pragnę, żebyś Ty, pogodny aniele, owiała mnie swemi skrzydły i rozwiała wątpliwości mej chorej duszy, która dąży ku Tobie jedynie i nie znajduje wyjścia. [...]. Nie mogę czekać dłużej niż do piątku na nowe spotkanie: jeśli Tylko możesz, to przyjdź w czwartek, będę na Ciebie czekać na 2 linii naprzeciwko domu; pragnę Cię tylko zobaczyć i wiedzieć, że jesteś ze mną; a w piątek przyjść nie mogę, chcą, żebym się wyspowiadał właśnie wieczorem”[11]; koniec marca 1898), a potem coraz bieglej  („Szanowna Ksieniu Michajłowno. Ja głęboko rozumiem, czuję i wierzę. O przebaczenie nie proszę, dlatego że nie wolno o nie prosić. Proszę nie pytać o to, co było. Otrzymać od Pani zdjęcie – to moje najgłębsze pragnienie. Wysyłam Pani swoje. [...] Czy pamięta Pani park zalany światłem księżycowym, ciemne jezioro, do którego wpadły ledwie zauważalne okiem odbicia wysp i płyną duże, białe łabędzie; a tu na brzegu Pani, Pani, Pani – i oprócz  Pani nie ma wkoło niczego równie pięknego, takiego niedostępnego pędzlowi malarza. I noc z Panią zdaje się być jeszcze ciemniejsza i jeszcze pełniejsza namiętności, rozlanej w powietrzu, które pieści Panią, i Pani oczy stają się coraz bardziej nieodgadnione, głębokie i wyraziste...”; 31 marca 1900; P.,8-9) poetyzował trywialny związek i okłamywał siebie, że mieszczka w upiornym modnym kapeluszu najlepiej się czuje w secesyjno-łabędziowych klimatach.

            Podobno rozczarowanie wywołane nieudanym debiutem erotycznym naznacza mężczyznę piętnem traumy i decyduje o jego dalszych losach. Ktoś zostaje mizoginicznym mizantropem lub homoseksualistą, a jeszcze ktoś inny Kubą Rozpruwaczem. Ale nastolatek z Petersburga nie poczuł przecież niechęci do płci przeciwnej, lecz do pewnej formy okazywania sobie uczuć, w której tak wiele chemii[12] (kiedyś zdradzi samego siebie biorąc za żonę córkę chemika), biologii, fizjologii, prozaicznej dosłowności i dlatego wybrał eskapizm, neoplatońską filozofię Władimira Sołowiowa, nie stroniącą od mistycyzmu poezję symbolistyczną. Bezcielesność zamiast cielesności. Więcej niż oczekiwał jego mistrz, który w studium Sens miłości (1892-1894) pisał: „[...] Wyłącznie duchowa miłość jest oczywiście taką samą anomalią jak i miłość wyłącznie fizyczna oraz wyłącznie życiowy związek. Absolutną normą jest przywrócenie pełni istocie ludzkiej, jeśli zaś norma ta zostaje naruszona z tej lub innej strony, to w rezultacie zachodzi zjawisko nienormalne, przeciwko naturze. Miłość pozornie duchowa jest nie tylko zjawiskiem nienormalnym, ale i zupełnie bezcelowym, bowiem to oddzielenie duchowego od zmysłowego, do którego ona dąży, i bez tego najlepiej dokonuje się poprzez śmierć. Prawdziwa zaś miłość duchowa nie jest słabym naśladownictwem i zapowiedzią śmierci, lecz tryumfem nad nią, nieoddzieleniem nieśmiertelnego od śmiertelnego, wiecznego od chwilowego, lecz przeistoczeniem śmiertelnego w nieśmiertelne, postrzeganiem chwilowego jako wiecznego. Fałszywa duchowość jest negowaniem ciała, prawdziwa duchowość jest jego przeobrażeniem, zbawieniem, wskrzeszeniem”[13]. To w esejach i w poezji Sołowiowa – który „[...] wyraźnie rozróżniał miłość do drugiej płci od miłości fizycznej, która była według niego upadkiem, degradacją, poddaniem się władzy śmierci”[14]i w którego świecie nie ma kobiet, ale jest mistyczna istota zwana „Przyjaciółką Wieczną”, „Sofią – Wieczną Mądrością Bożą”, „Zjawą Niewieścią”, „Wieczną Kobiecością”[15]– odnalazł Błok filozoficzno-estetyczne dowody na potwierdzenie swoich poradczyniowskich stanów. Uspokojony, ukojony i zainspirowany mógł teraz przystąpić do pisania Wierszy o Pięknej Damie

Lubow Mendelejewa. https://rg.ru/2013/11/28/blok-site.html

Tym bardziej, że jakiś czas temu poznał ją osobiście. Po raz pierwszy latem 1895 roku,  ale było to Przed (Sadowską, Sołowiowem i iluminacją) i zapomniał o niej; po raz drugi – trzy lata później, już Po (Bad-Nauheim), ale wciąż Przed (Sołowiowem i iluminacją) i dlatego – przypominam: było to dawno, dawno temu, pod koniec dziewiętnastego stulecia, kiedy nie zdawano sobie jeszcze sprawy, że życie bez telewizji jest nic niewarte – zajęli się początkowo domową inscenizacją Hamleta. On (nigdy nie zrealizuje swoich marzeń o zawodowej scenie) był Hamletem, ona (nie przeczuwająca, że zostanie aktorką) była Ofelią. Jeśli istniał już wierny przekład rosyjski (chociaż chyba jeszcze nie) i jeśli pruderyjny reżyser tej sceny nie wykreślił (chociaż na pewno ocenzurował w trosce o reputację młodych ludzi z dobrych domów), to mogli na scenie rozmawiać o sprawach, które za kilka lat rozbiją ich małżeństwo:

„Hamlet

do Ofelii

            Mogęż, o pani, lec na twoim łonie?

Ofelia

            Nie, mości książę.

Hamlet

            To jest na twoim łonie głowę wsparłszy?

Ofelia

            Możesz, książę.

Hamlet

kładąc się u jej nóg

            Sądziszli, żem miał w myśli co innego?

Ofelia

            Ja nic nie sądzę.

Hamlet

            To by był pomysł nie lada położyć się między nogami dziewczyny.

Ofelia

            Co takiego?

Hamlet

            Nic.

Ofelia

            Książę dziś jesteś wesół.

Hamlet

            Kto? ja?

Ofelia

            Nie inaczej.

Hamlet

            O, jestem tylko twoim wesołkiem” (tłum. J. Paszkowski[16]).  

Lubow Mendelejewa w roli Ofelii. https://zen.yandex.ru/media/zahodi_na_ogonek/pochemu-blok-jenilsia-po-bolshoi-liubvi-a-s-jenoi-spat-ne-hotel-5c95b7e2a33d8300b3a4fdfc

Aleksandr Błok w roli Hamleta. https://zen.yandex.ru/media/zahodi_na_ogonek/pochemu-blok-jenilsia-po-bolshoi-liubvi-a-s-jenoi-spat-ne-hotel-5c95b7e2a33d8300b3a4fdfc

            Ale gdy już Ofelia popełniła swoje kolejne samobójstwo, gdy Hamlet kolejny raz zginął w pojedynku i gdy Fortynbras, jak zawsze, rozkazywał „dać ognia z dział”, to „reszta nie była milczeniem”, ponieważ Aleksandr proponował Lubowi wspólne wyprawy do ezoterycznego świata Wiecznej Kobiecości, w którym nie miewa się „pomysłów nie lada”. Tak nadszedł rok 1901, nadeszło „mistyczne lato” (określenie Błoka), które sprawiło, że panna z porządnej pozytywistycznej rodziny poddała się narzuconym jej nastrojom, uległa proponowanym jej modelom zachowań. „Stopniowo weszłam – pisze - do tego świata, gdzie ni to ja, ni to nie ja, ale gdzie wszystko jest śpiewne, wszystko niedopowiedziane, gdzie te wszystkie cudowne wiersze tak czy inaczej wszystkie idą ode mnie. [...] Oddałam się dziwnemu urokowi naszych stosunków. Była to jakby miłość, ale w istocie - wyłącznie rozmowy literackie, wiersze, ucieczka od życia w inne życie [...]”[17].

            Od swego Hamleta nauczyła się dostrzegać znaki obecności Zjawy Niewieściej i wspólnie z nim przeżyła iluminację w jesienny wieczór: „O zmierzchu październikowego dnia (17 października) szłam po Newskim do soboru i spotkałam Błoka. [...]. Pozwoliłam mi towarzyszyć. Siedzieliśmy w ciemniejącym już soborze na kamiennej ławie pod oknem, blisko mojej Kazanskiej [Matki Boskiej - T. K.]. [...]. Tak zaczęły się sobory - najpierw Kazanski, potem Isaakijewski. [...]. Wciąż jeszcze spotykaliśmy się na ulicy. Wciąż udawaliśmy, że przypadkiem” (I byl..., 158-159[18]). Połączył ich wtedy mistyczny kontakt dusz, byli sobie tak bardzo bliscy, ale swą Tajemnicę chronili przed niewtajemniczonymi profanami. Trwali w konwenansach, pisywali banalne, nic nie mówiące karteczki („Szanowna Lubow Dmitriewno. Bardzo Pani dziękuję za informację, na pewno będę dziś u Botkinów, jeśli tylko nie pomylę adresu. Głęboko Pani oddany Al. Błok. 29 XI 1901. SPb.”[19]) i oczekiwali Jej nadejścia.

            Jednak po trzech miesiącach Ofelia podjęła próbę powrotu do świata, w którym wszystko można zważyć i zmierzyć, i gdzie – za sprawą ojca - każdy pierwiastek zna swoje miejsce. 29 stycznia 1902 roku zerwała z Hamletem. Przygotowała list, w którym informowała o swojej decyzji, ale ostatecznie powiedziała na Newskim Prospekcie: „Żegnam pana!” i odeszła. A w tym pożegnalnym (nigdy nie wysłanym) liście tłumaczyła: „Nie mogę dłużej pozostawać z Panem w tych samych wciąż przyjacielskich stosunkach. Do tej pory byłam całkowicie szczera, daję Panu słowo. Teraz, żeby je kontynuować musiałabym zacząć udawać. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie bez żadnego powodu z Pańskiej czy z mojej strony zrozumiałam - jak bardzo jesteśmy sobie obcy, jak bardzo mnie Pan nie rozumie. Przecież Pan spogląda na mnie, jak na jakąś abstrakcyjną ideę; nawyobrażał Pan sobie o mnie różnych dobrych rzeczy i za tą fantastyczną fikcją, która żyła tylko w Pańskiej wyobraźni, Pan mnie, żywego człowieka z żywą duszą, nie zauważył, przeoczył...” (I był..., 161). Był to pierwszy bunt Pięknej Pani, Priekrasnoj Damy.

            Porzucony i zrozpaczony Błok pisał do niej list za listem (w którymś uciekł się do banalnej gry słów: „Wy - Lubow’/ Pani jest Miłością” Pkż., 40), ale żadnego nie odważył się wysłać. Wszystkie je przekazał osobiście, gdy już się pogodzili. Zakochana, wzruszona i poruszona - bo jeszcze wtedy, przed ślubem, była i zakochana, i wzruszona, i poruszona – czytała: „Piszę do Pani jako człowiek, który chciał o czymś zapomnieć, z czegoś zrezygnować - i nagle przypomniał sobie, ile go to będzie kosztować. Czy pamięta Pani te dni - te zmierzchy? Czekałem godzinę, dwie, trzy. Czasami wcale Pani nie było. Ale, mój Boże, kiedy Pani była! Wtedy nagle dźwięczała i stukała zatrzaskując się ta paskudna, mieszczańska, skąpa, droga mi brama domu. Mdło świeciła żółta lampa. Ukazywała się Pani postać. Pani linie, od tak dawna znajome w każdym szczególe, przestudiowane, z miłością obserwowane. Miewała Pani na sobie chyba nie najmodniejszą peliskę z czarnego futra, niezbyt nową; małą czapeczkę, pod nią ogromny, ciężki, złoty węzeł włosów - opadał na kołnierz, tonął w futrze. Różowe rozpalone policzki odcinały się na tle tego czarnego futra. Trzymała Pani suknię małą, wąską, zgiętą dłonią w czarnej rękawiczce - wełnianej lub giemzowej. W drugie ręce trzymała Pani mufkę, która kołysała się przy chodzeniu” (29 sierpnia 1902; D., 37), „Proszę przeczytać ten list do końca. Może być bardziej interesujący, niż Pani sądzi. Ja, piszący te słowa i doręczyciel listu w tej samej osobie, nie zamierzam mówić nic zwyczajnego. Dlatego proszę nie brać tej ekscentrycznej sytuacji za zwykły wybieg z mojej strony. Przystępuję wprost do rzeczy. Cztery lata temu spotkałem Panią w sytuacji jaka zazwyczaj zmusza do zakochania się, który to fakt nie omieszkał nastąpić od razu. Przemilczę ten czas, gdyż jest zbyt odległy. Powiedzieć można by niemało, ale - nie warto. Teraz sytuacja zmieniła się na tyle, że jestem zmuszony niepokoić Panią tym dokumencikiem nie wskutek zwykłego zakochania, które zawsze można ukryć, lecz wskutek skrajnej potrzeby. Chodzi o to, że jestem niezbicie pewien istnienia tajemniczego, niepojętego związku między mną a Panią. [...] Usprawiedliwia mnie długotrwała i głęboka wiara w Panią (jako ziemskie wcielenie sławetnej Najświętszej Panny lub Wiecznej Kobiecości, jeśli Pani chce wiedzieć)” (16 września 1902; D., 42-43).

Szkoda, że „ziemskie wcielenie” nie mogło zajrzeć do dziennika autora tych listów, gdzie jeszcze wyraźniej mówił o swoim rozumieniu życia, o zerwaniu z erotyczną przeszłością (18 lutego 1902: „Był czas, kiedy moje niesmaczne komunały zachęcały dziewczęta do nieroztropności - co ich nie gubiło, lecz pozostawiało nieuchronny ślad (czy aby nie brudnawy?). Ja natomiast wychodziłem z tego suchą nogą” D., 25) i o dążeniu do nadzmysłowej doskonałości (21 lipca 1902: „Pragnę nadsłów i nadobjęć” D., 36).

            Aż wreszcie 7 listopada 1902 roku zdesperowany Aleksandr Aleksandrowicz prosi Lubow Dmitriewnę o rękę i przy okazji wspomina o przygotowaniach do samobójstwa (tego dnia rzeczywiście w kieszeni nosił list: „Za moją śmierć proszę nikogo nie winić. Jej przyczyny są całkowicie ‘abstrakcyjne’ i nic wspólnego z ‘ludzkimi’ stosunkami nie mające. Wierzę w Jeden Święty Powszechny i Apostolski Kościół [w oryg.: Cerkow’]. Oczekuję na Zmartwychwstanie zmarłych. I Życia Przyszłego Wieki. Amen. Poeta Aleksandr Błok” I był..., 169). Ten gest (nie mam tu oczywiście na myśli oświadczyn), czy raczej jego zapowiedź, był zawsze dobrze widziany, a na przełomie wieku XIX i XX z całą pewnością trafił do kanonu tych najbardziej pożądanych zachowań (Briusow – Nadieżda Lwowa, Briusow – Nina Pietrowska). Niewiele kobiet powiedziałoby w tej sytuacji „Nie” zdesperowanemu mężczyźnie z szantażem w tle. W każdym razie Lubow do nich nie należała. Jeszcze rozdygotany po przejściach Aleksandr zapisał w dzienniku:

 „Dzisiaj, 7 listopada 1902 roku,

stało się to, czego nigdy

jeszcze nie było, na co czekałem cztery lata.

Kończę zarówno ten zeszyt,

jak i zeszyt moich wierszy

dziś, 7 listopada (w nocy z 7. na 8.).

Załączam bilet, list napisany

przed wieczorem i kończę

dziś w nocy oba zeszyty.

Dziś jest czwartek.

Sobota - 2 po południu - sobór Kazanski.

Ja pierwszy potocznym

rosyjskim stylem Felicy doskonałość

opiewałem”[20] (D., 45)

            Jeszcze w euforii, podekscytowana, wylękła i mile połechtana Mendelejewa śle do Błoka list miłosny za listem miłosnym: „Wciąż powracam do Twego listu, Twych wierszy, jestem nimi cała otoczona, śpiewają mi o Twej miłości, o Tobie...”[21] (listopad 1902), „Mój miły, drogi, nieoceniony Saszunio, kocham Cię! Twoja”[22] (8 listopada 1902).

            W tym listopadowym szaleńczym listów wysyłaniu całkowicie się zatraciła i poddała hipnotyzującej sołowiowowsko-symbolistyczno-mistycznej nowomowie ukochanego. „Tyś – moje Słońce, moje Niebo, moja Szczęśliwość – odpowiadał na jej wyznania 10 listopada - Nie mogę bez Ciebie żyć ani tu, ani tam. Tyś Pierwsza ma Tajemnica i Ostatnia Ma Nadzieja. Me życie całe bez wyjątków należy do Ciebie od początku do końca. Baw się nim, jeśli może to być dla Ciebie Zabawą. Jeśli kiedyś uda mi się czegoś dokonać i na czymś odcisnąć swe piętno, pozostawić przelotny ślad komety, wszystko będzie Twoje, od Ciebie i do Ciebie. Twe imię tutejsze jest wspaniałe, rozległe, niepojęte. Ale Tyś - nienazwana. Tyś – Dźwięcząca, Wielka, Pełna, Hosanna mego serca biednego, żałosnego, marnego. Dane mi jest ujrzeć Cię Niewypowiedzianą. [...]. Jam – Twój niewolnik, sługa, prorok i herold. Nazywaj mnie niewolnikiem” (P., 29-30). 

            Teraz już nie było odwrotu: 2 stycznia (oczywiście roku 1903) oficjalne oświadczyny Błoka zostały przyjęte przez rodziców Lubowi, 25 maja odbyły się zaręczyny (sześć dni później pisał z Bad Nauheim: „Wpiłem się w Twe życie i piję je” P., 48), a 17 sierpnia o godzinie jedenastej – doszło w Szachmatowie do zawarcia związku małżeńskiego. Padało niemal przez cały dzień, zamówiony w Moskwie bukiet dla panny młodej nie dotarł na czas, syn z mamusią zrywali różowe astry[23]. Ojca poety nie zaproszono na ślub (chociaż to on w znacznej mierze sfinansował wesele i podróż poślubną), w uroczystości – czy jak się miało okazać, w misterium – uczestniczyli natomiast towarzysze Błoka, jak on zafascynowani filozofią Sołowiowa i jak on gotowi do wampirycznych eksperymentów z życiem panny młodej.  

Lubow Mendelejewa i Aleksandr Błok. 1903.
https://spb.aif.ru/culture/person/neznakomki_bloka_kakie_zhenshchiny_okazali_vliyanie_na_tvorchestvo_poeta

            Już pierwsza noc przekreśliła wszystkie jej nadzieje – chciała być kochaną kobietą, była wielbioną hipostazą Wiecznej Kobiecości. W samotności więc przeżywała raz jeszcze scenę uwiedzenia narzeczonego (tego jej nigdy nie wybaczył), zgłębiała istotę mariage blanc i być może przypominała swoje niedawne listy: „Bardzo mi dziś smutno na myśl, że ‘Tyś - dla sławy, a ja dla Ciebie’ [...]. Jestem dla ciebie etapem na drodze do osiągnięcia wyższego sensu życia. Dla mnie natomiast celem, sensem życia, wszystkim jesteś Ty. [...] Chciałabym Ci zastąpić nie tylko wszystkie pozostałe kobiety, lecz wszystko, cały świat, wszystko, wszystko...”[24] (początek 1903), „[...] Tak bardzo chcę być obok Ciebie, pokorna i posłuszna, otoczyć Cię jak najtkliwszą miłością, miłością spokojną, niezauważalną, tak byś był niezmącenie szczęśliwy przez całe życie, chciałabym kochać Cię i ‘rozpieszczać’ bardziej niż matka”[25](21 kwietnia 1903). On znał te listy na pamięć i w tę pierwszą noc może po raz kolejny czytał je matce, albo oddawał się lekturze Sołowiowa, albo – wzorem wielu zafascynowanych tym zjawiskiem twórców Srebrnego Wieku – rozmyślał o bardzo specyficznym traktowaniu płci w praktykach rosyjskich sekt religijnych (wstrzemięźliwość seksualna chłystów czy kastracja skopców[26]).

Wiele następnych nieskalanych obecnością męża nocy (Lubow po latach napisze: „Oczywiście, nie mąż i nie żona. O, Boże! Jakiż z niego mąż i jakaż ze mnie była żona” I był..., 171) - jak ta pierwsza, poślubna - miało ją przekonać, że czysty, „święty”[27] związek dusz ze swoim „kultem ‘niesplamionej komunii’”[28] jest nieskończenie wyżej od brudnego związku ciał i że oboje z mężem-hierofantem mają do wypełnienia misję. Znów, jak wcześniej w domowym teatrze, zaproponowano jej – dziewczynie, której na imię Miłość, Lubow - do zagrania rolę Sofii, w której bardzo źle się czuła i nawet skonsumowanie małżeństwa po tygodniu czy po miesiącu niczego nie zmieniło. „I od razu, od pierwszego roku naszego wspólnego życia – pisała we wspomnieniach - zaczęła się jakaś gra; dla naszych uczuć znaleźliśmy ‘maski’, otoczyliśmy się wymyślonymi, ale bardzo żywymi dla nas istotami; nasz język stał się całkowicie umowny” (I był..., 187) i przy innej okazji dodała: „ [...] Uciekałam od wszystkiego swego i dążyłam do pełnej asymilacji z tonem rodziny Błoka, który on kochał. Nawet papier listowy zmieniłam, nawet charakter pisma”[29]. Nie tak znów dawno dla kochanego mężczyzny zgodziła się być Ofelią, teraz (na czas jakiś i mało przekonująco[30]) – Piękną Damą. 

Dla siebie miała swój świat, swoje pragnienia, swoje marzenia i kiedy pod koniec życia sporządziła listę „radości”, to żadna z nich oczywiście („cudowne suknie”, „brokaty”, „jedwabie i koronki”, baletowe spektakle, modne żurnale, „poziomki z bitą śmietaną”[31]) nie miała nic wspólnego z poszukiwaniami Wiecznej Kobiecości. Mąż wypatrywał w niej Duszy Świata i nie dostrzegał ciała, któremu składała narcystyczne hołdy: „Kilkoma ruchami zrzuciłam z siebie wszystko i rozpuściłam lśniący płaszcz złotych włosów, zawsze lekkich, falujących, wypielęgnowanych. W naszych czasach podziwiano je, szczycono się nimi. Odrzuciłam kołdrę na oparcie łóżka. Hotelową ścianę zasłoniłam prześcieradłem [...]. Wyciągnęłam się na tle tej śnieżnej bieli i wiedziałem, że kontury ciała ledwo się na niej zaznaczają, że mogę się nie obawiać ostrego, bezpośredniego światła padającego z sufitu, że delikatna i cienka olśniewająca skóra może nie szukać półmroku... Może to być Giorgione, może być Tycjan... [...]. Zaczęło się jakieś święto, poza czasem i przestrzenią”[32], „Czułam swoje obudzone młode ciało. Teraz byłam w sobie zakochana. [...]. Potem zrzucałam również suknię i długo, długo zachwycałam się sobą. Nie byłam ani sportsmenką, ani kobietą interesu; byłam delikatną, wypielęgnowaną dziewczyną. Białość skóry, nie spalonej żadną opalenizną, zachowywała aksamitność i matowość. Nie trenowane muskuły były delikatne i gibkie. Bieg swoich linii odnajdywałam później częściowo u Giorgione, zwłaszcza gibkość długich nóg, krótką talię i małe, ledwie rozwinięte piersi. Chociaż Renesans jest niezupełnie mój, jest zbyt trzeźwy i wyrachowany. Moje ciało było bardziej przeniknięte duchem, delikatnym, ukrytym ogniem białego, cieplarnianego odurzającego kwiatka. Byłam bardzo ładna, pamiętam, mimo że brakowało mi do wypełnienia kanonu antycznych proporcji. Tak więc na długo przed Duncan przyzwyczaiłam się do panowania nad swym obnażonym ciałem, harmonią jego póz i odczuwania go w sztuce, poprzez analogię z oglądanym malarstwem i rzeźbą”[33].

            Małżeństwo Mendelejewej i Błoka nie mogło być udane i nie było. Sądzę, że znacznie lepiej od pogrążonego w mistycyzmie męża-heteroseksualisty („Nie mogę zrozumieć wierszy, nie mogę zrozumieć, o czym on mówi, jest mi to obce. Zawsze kochałam Saszę z pewnym lękiem. Bliska mi była jego dziecięcość, nie doszło jednak do ostatecznego zbliżenia naszych dusz, do rozumienia się w pół słowa...”[34]) zrozumiałby ją hedonista i homoseksualista Michaił Kuzmin[35]. Ten najbardziej znany gej w dziejach literatury rosyjskiej też nie przepadał za „otchłanią i głębią”. „Mógłbym w nieskończoność pisać o moich gustach, szczególnie w drobiazgach – wyznawał Władimirowi Rusłowowi w 1907 roku - To przypominałoby ulubioną przeze mnie w młodości grę w pytania i odpowiedzi. [...]. Nie lubię mlecznych dań, anchoisi ciepłych, smażonych migdałów do szampana, nie lubię słodkawych win [...], nie lubię złota i brylantów, nie lubię ‘otchłani i głębi’, nie lubię Beethovena, Wagnera i szczególnie Schumanna. Nie lubię Schillera, Heinego, Ibsena i większości nowych Niemców (poza Hofmannsthalem, S. George i ich szkołą). Nie lubię Byrona. Nie lubię lat sześćdziesiątych i pieriedwiżników. Prawie nie lubię zwierząt, nie lubię zapachu konwalii i heliotropu, nie lubię koloru niebieskiego i zielonego, nie lubię pól i drzew iglastych, nie lubię gry w szachy, nie lubię surowych jarzyn. Prawda, że to jest bardzo interesujące. […]. Lubię w sztuce rzeczy albo nieodparcie życiowe, albo arystokratycznie samotne. Nie lubię moralizującego złego smaku [...]. Skłaniam się ku Francuzom i Włochom. Lubię trzeźwość i otwarte nagromadzenie przepychu. Tak więc z jednej strony lubię włoskich nowelistów, francuskie komedie XVII-XVIII w., teatr współczesnych Shakespeare’a, Puszkina i Leskowa. Z drugiej zaś strony, niektórych niemieckich prozaików romantycznych (Hoffmanna, J. P. Richtera, Platena-Hallermünde), Musseta, Mérimée, Gautiera, Stendhala, D’Annunzia, Wilde’a i Swinburne’a. [...]. Lubię koty i pawie. Lubię perły, granaty, opale i takie niewiele warte kamienie, jak ‘bycze oko’, ‘księżycowy kamień’, ‘kocie oko’, lubię srebro i czerwony brąz, bursztyn. Lubię róże, mimozy, narcyzy i lewkonie, nie lubię konwalii [...] i niezapominajek. Roślin bez kwiatów nie lubię. Lubię spać pod futrem bez bielizny”[36].

Nie rozumiana przez męża, Lubow nie znalazła też – czego należało zresztą oczekiwać - wspólnego języka z teściową. Łączyła je tylko miłość do tego samego mężczyzny, dzieliło - wszystko. W „zdrowej, silnej, pełnokrwistej” Mendelejewej widziano kata i nie wybaczano niczego; w drobnej i kruchej Kublickiej-Piottuch, o „uduchowionej”, delikatnej twarzy naznaczonej piętnem cierpienia, o oczach zmęczonych i smutnych – jej ofiarę. Budziła powszechne współczucie, przypisywano jej niezwykłą wrażliwość, nazywano „romantyczką, z pewną szczyptą sentymentalności” i łatwo ją rozgrzeszano z chorobliwych reakcji na „duchowe [...] zadrapania”[37]. „Ala jest chora i nie panuje nad sobą – zanotowała w dzienniku Maria Biekietowa - Luba jest okrutna, niedobra i ordynarna”[38]. Wtedy, 14 sierpnia 1905 roku, pani Aleksandra miała jeszcze jeden powód, by obwiniać synową o nadmiar niezdrowego temperamentu.   

            Kilka miesięcy wcześniej, na początku roku, Andriej Bieły – rówieśnik i symbolistyczny współwyznawca Błoka – zakochał się w Mendelejewej. Jak zawsze obiecał sobie, a potem przyjaciołom, mężowi i wreszcie samej zainteresowanej, że będzie to romans mistyczny i że on wystąpi w roli jeszcze jednego pazia służącego Pięknej Damie (w lutym rozentuzjazmowany bratanek filozofa Siergiej Sołowiow, 1885-1942, donosił - wiem, że nie jest to najszczęśliwsze określenie – Aleksandrowi: „Teraz z Borią [Biełym - T. K.] rozmawialiśmy o Lubie, zamknąwszy wszystkie drzwi. Byliśmy zdumieni jak dalece moje i jego przeżycia są identyczne”[39]). Jak zawsze (przypomnijmy jego rywalizację z Briusowem o Ninę Pietrowską), pokusy erotyczne okazały się silniejsze od teurgicznych pomysłów na szczęśliwe, platoniczne życie i latem Andriej wyznał miłość już nie metafizycznej Wiecznej Kobiecości, lecz pociągającej go fizycznie kobiecie. Lubow, po kilkunastu miesiącach wegetariańskiej diety małżeńskiej, chętnie przystała na nową rolę – mrocznego obiektu pożądania. Nie chciała jeszcze jednego poety w swoim życiu, chciała mężczyzny – był więc dla niej Borisem Bugajewem, Borisem Nikołajewiczem, Borisem, Borią, ale nie symbolistą Andriejem Biełym. „Byłam podniecona nie mniej od Bori – pisała we wspomnieniach - Ledwie zdążyliśmy zostać sami, jak znikały wszystkie bariery między nami i nieporadnie, i łapczywie nie mogliśmy się oderwać od długich i nienasyconych pocałunków. [...] Nawet pojechałam do niego. Igrając z ogniem, już pozwoliłam wyjąć ciężkie, żółwiowe grzebienie i szpilki, i włosy już opadły złotym płaszczem [...]. Ale tu jakiś niezręczny i fałszywy ruch (Boria był w tych sprawach najwyraźniej niewiele bardziej doświadczony ode mnie) - otrzeźwił, i już włosy upięte, i już biegnę po schodach [...]” (I był..., 174). W jego listach było coraz więcej intymności i była coraz natarczywiej powtarzana prośba (prośba wszystkich kochanków świata), żeby odeszła od męża. W pierwszym odruchu odrzuca ten pomysł (np. w liście z 15 czerwca 1905 roku: „Kochany Borisie Nikołajewiczu. Cieszę się, że Pan mnie kocha; kiedy czytałam Pański list było tak ciepło i poważnie. Kocha mnie Pan - to dobrze... A pomóc Panu żyć, pomóc odejść od cierpień - nie mogę... Kiedy zechce mnie Pan zobaczyć - proszę bardzo, możemy i powinniśmy się spotykać... Kochająca Pana L. Błok”[40]), potem zaczyna się wahać. 

Wiosną 1906 roku już wie na pewno, iż Aleksandr jest jej „mężem” (takim w cudzysłowie, nieprawdziwym) i że ich małżeństwo nie ma przyszłości, ale sparaliżowana wciąż ma wątpliwości, wciąż szamocze się z życiem we troje, podejmuje wciąż nowe decyzje i niemal natychmiast je zmienia, udziela się jej pełna lęków i histerii atmosfera epoki. O zmienności jej nastrojów najboleśniej miał się przekonać Bieły, który znalazł się w diabelskim młynie jej listów, słów i gestów: „Kochany Boria, dziwne: jestem zupełnie spokojna. Kocham Saszę [Błoka – T. K.]. Wiem, że to, co było między nami - miało sens. Ale nie wiem, czy kocham Ciebie; nie zamęczam się tym. Nic mnie nie przeraża; spokojnie kocham Saszę, spokojnie żyję. Kochany, co to jest? Czy wiesz, że kocham Cię i będę kochać?.. Kochaj, wierz i wołaj... On [Jewgienij Iwanow - T. K.] myśli, że wyjściem jest być we troje. Kochany, kochany, nic nie wiem!.. Kochaj i nie bój się... tylko się nie bój, nie bój się! Bądź silny!.. Kochaj mnie, kochaj! Całuję Cię. Twoja L. Bł.”[41] (11 marca), „[...] Nie zerwałam z Panem. Pan przecież zna mój demonizm i wszystkie moje pokusy. Ujrzę Pana i znów mnie pociągnie do Pana bliżej, bliżej, bliżej... A ja nie chcę, nie trzeba, nie trzeba! Jeśli Pan wie, jak nie zdradzić Saszy, jak być z Panem - proszę powiedzieć!..”[42] (19 marca), „Nie mogę pisać o mojej miłości do Ciebie, jak chcę. Muszę Ciebie widzieć! Przyjeżdżaj! Całuję Cię długo, długo...”[43]

Andriej Bieły.  https://45parallel.net/andrey_belyy/

Te idy marcowe pozostawiły niezatarte piętno na jego psychice (pamiętał o nich do końca życia: „[...] Oświadczyła, że kocha mnie i... Błoka; następnego dnia: nie kocha mnie ani Błoka; znów następnego dnia: jego kocha jak siostra, mnie zaś ‘na sposób ziemski’; następnego dnia - na odwrót; od tego wszystkiego już mi się w głowie mąci - czaszka mi pęka [...]”[44]) – nosi czarną maskę, pragnąc w ten sposób „[...] obronić się przed ciekawskimi, nieproszonymi spojrzeniami”[45]; w połowie kwietnia szuka wsparcia u męża (pisze do niego: „Znasz mój stosunek do Luby: że jest cały przeniknięty niewypowiedzianym. Że Luba jest  mi najbliższa ze wszystkich ludzi: jest siostrą i przyjacielem. Że rozumie mnie, że w niej odnajduję samego siebie, przeobrażony i wyciszony... Jest mi potrzebna [...] po to, żebym się mógł wydostać z tych przepaści, w których - zagłada. Zawsze walczę z chimerami, ale chimery otoczyły mnie. I ratunek mój ucieleśnił się w Lubie... Zawsze jestem gotów być dla niej tylko bratem w drodze po niebie. Ale jeszcze jestem też zakochany w Lubie. Szaleńczo i całkowicie [...]. Twój brat Boria”[46]); 10 sierpnia wzywa „brata” na pojedynek (w roli posłańca wystąpił Ellis), do którego oczywiście nigdy nie dojdzie (12 sierpnia Błok odpisał: „Boriu, kochany! Po przeczytaniu Twego listu znów poczułem, że Cię kocham”[47]P., 99); potem próbuje popełnić samobójstwo, ale z powodu panującej mgły rezygnuje ze skoku do Newy i, wreszcie, w stanie poważnego rozstroju nerwowego wyjeżdża za granicę. Z Lubow spotka się dopiero na pogrzebie Aleksandra.

Błok – wyraźnie początkowo zaskoczony i zniesmaczoną zdradą Sołowiowskich ideałów przez towarzysza, przegraną Biełego w sporze z Bugajewem - zachowuje pozornie kamienny spokój, pozornie jest chłodnym obserwatorem, któremu obce są tak bardzo przyziemne emocje. Później (za późno) uświadamia sobie, że żona nie jest ziemskim wcieleniem Wiecznej Kobiecości, i że żadna kobieta nie zasługuje na taką adorację, i że to już jest koniec jego małżeństwa. „Nie ma już ogniska domowego – pisze w eseju Złe czasy(1906) - Niesamowity, lepki pająk zamieszkał w miejscu świętym i spokojnym, które było symbolem Złotego Wieku. Czyste obyczaje, spokojne uśmiechy, ciche wieczory - wszystko to oplotła pajęczyna i czas się zatrzymał. Radość ostygła, zgasły ogniska. Czas już nie istnieje. Otwarte są drzwi na plac, gdzie sroży się zamieć”[48].

Odtąd drogi nie rozwiedzionej Mendelejewej i nie rozwiedzionego Błoka rozeszły się. Mieli wtedy po dwadzieścia kilka lat i wiedzieli, że stracili szansę na wspólne przeżycie wielkiego uczucia, ponieważ każde z nich inaczej je sobie wyobrażało. Teraz w jej życiu nadszedł czas na „eksperymenty seksualne z przyjaciółmi i przyjaciółkami”[49], w jego – na nową lirykę (w której coraz mniej Sołowiowowskiej ortodoksji), alkohol, prostytutki, aktorki i anonimowe wielbicielki talentu wczorajszego piewcy Pięknej Damy. 

Do rangi manifestu poety po przejściach urasta - napisany 24 kwietnia 1906 roku – gorzki wiersz Nieznajoma o dziewczynie ulicznej, zamieniającej się w piękną, tajemniczą damę. Świadkami tej cudownej metamorfozy nie są egzegeci rozpraw mistycznych, lecz zamroczeni alkoholem knajpiani bywalcy, ponieważ prawdy nie ma w traktatach Sołowiowa, jest – w winie. Tak jak nie ma Przyjaciółki Wiecznej, są tylko Przyjaciółki Na Godziny. Tekst Błoka czytali wszyscy, niektórzy znali na pamięć, z jego bohaterką utożsamiała się niemal każda sponad tysiąca petersburskich prostytutek[50]. „I ‘dziewczynka’ Wanda, ta, co przechadzała się przed wejściem do restauracji [...], szeptała do młodych przechodniów:

            - Jeeestem Nieznajooomą. Czy chciałby się pan zapoooznać?

            ‘Dziewczynka’ Murka z ‘Jaru’, co na prospekcie Bolszoj, napraszała się:

            - Ołóweczku, niech pan ugości Nieznajomą. Zziębnięta jestem.

            Dwie ‘dziewczynki’, od tej samej właścicielki z ulicy Podjaczeskiej, Sońka i Łajka, ubrane jak siostry, kręcące się po Newskim (od ulicy Michajłowskiej do prospektu Litiejnego i z powrotem), przyczepiły do swoich kapeluszy czarne strusie pióra.

- Jesteśmy parą Nieznajomych, - uśmiechały się - może pan przeżyć sen elektryczny na jawie. Nie pożałuje pan, milutki-wąsaciutki (albo ładniutki-ogoleniutki, albo ogóreczku z bródką)...”[51]

Zdradzany i zdradzający Błok nie zmienił swojej wcześniejszej opinii o życiu erotycznym i dlatego seks uprawia najchętniej na rauszu z – by posłużyć się ówczesną semantyką - „kobietami upadłymi” (m. in. aktorkami, którym powszechnie przypisywano niemoralne prowadzenie się). W tej jego duszorosyjskiej wizji „rozpusty” bez trudu odnajdziemy Karamazowowskie inspiracje – jak bohaterowie Dostojewskiego, jak prawosławni święci chce znaleźć się na dnie i stamtąd rozpocząć swoją wędrówkę ku oczyszczeniu, katharsis. „Im gorsze, im bardziej pozbawione uczucia – pisał do matki - jest to nieudane życie ‘osobiste’ (a przecież teraz nie udaje się ono nikomu), tym głębsze i bardziej rozległe są moje ideowe plany i zamierzenia”[52].

            Swoje nowe życie – bez żony i transcendencji – zaczął z „przybyłą z mrozu” Natalią Wołochową, aktorką poznaną w 1906 roku. Nazywa ją Śnieżną Maską i proponuje wspólne zawirowanie w zamieci, pogrążenie się w „żywiole”, a 1 stycznia 1907 roku przysyła jej czerwone róże i wiersz: 

W świat niski weszłam, jak do loży.

Teatr zaszumiał i ścichł w mroku.

I tylko ja rozświetlam grozę

Skrzydlatym życiem ognia w oku.

(A. Błok, W świat niski weszłam, jak do loży…, cykl Faina, tłum. P. Fast) 

którym otworzy kwietniowy tomik nazwany na jej cześć (Śnieżna maska) i jej zadedykowany: „Dedykuję te wiersze Tobie, wysoka kobieto w czerni, o oczach skrzydlatych i zakochanych w ogniach i mgle mojego śnieżnego miasta”[53]. Wszyscy zgodnie twierdzą, że była to miłość bez wzajemności[54]. Może dlatego Wołochowej łatwo przyszło odrzucenie proponowanych jej do zagrania ról życiowych (nie pociągała ją autodestrukcja), obrona prawa do bycia sobą, a nie postacią z poetyckich snów poety, marionetką z jego budy jarmarcznej. Kiedyś przyjechała do niej Lubow (zaniepokojona? zazdrosna? uszczęśliwiona?) i spytała, czy zechce przyjąć Aleksandra na całe życie, to oczywiście usłyszała: „Nie”. Rozczarowany taką niewdzięcznością, Błok wiosną 1908 roku usprawiedliwiał się: „Nie było miłości, było zakochanie”[55].

Natalia Wołochowa. https://rg.ru/2013/11/28/blok-site.html

Na otarcie łez pozostało parę listów miłosnych napisanych na przełomie lat 1906-1907, niestety nie przez Wołochową i może dlatego zignorowanych. Ich nadawcą był początkujący poeta, dwudziestodwuletni Siergiej Gorodiecki (1884-1967): „Całuję Pana, jak kocham”[56] (19 grudnia 1906), „Miły i kochany - jak Ciebie nazywać - jeszcze nie wiem”[57] (7 stycznia 1907), „Bardzo chcę spędzić z Tobą wieczór i noc, wiosną[58] (23 marca 1907). O ile wiem – nie spędził, ale jego żona Anna – tak i to niejedną. Nie sądzę, by dla Siergieja była to wystarczająca rekompensata.

            Mniej więcej w tym samym czasie, w okresie śnieżno-zimowych fascynacji Błoka, Lubow Dmitriewna pisze wiersz porzuconej żony:

                                               Po cóż wezwałeś mnie

                                               Z mroku nicości -

                                                    I porzuciłeś?

                                               Po cóż uniosłeś mnie

                                               Na szczyt wieczności -

                                                    I porzuciłeś?

                                               Po cóż zdobiłeś mnie

                                               Klejnotem-gwiazdą -

                                                    I porzuciłeś?

                                               Po cóż obręczą los

                                               Skułeś żelazną -

                                                    I porzuciłeś?

                                               Niech będzie. Kocham cię.

                                               Na wieki kocham, choć

                                                    Mnie porzuciłeś.

                                                           (tłum. R. Zimand)

i w celach terapeutycznych z początkiem 1907 roku nawiązuje - daleki od głębokiego uczucia, utrzymany w typowej dla atmosfery epoki gry, maskarady[59] - romans z Gieorgijem Czułkowem (1879-1939). Symbolistą oczywiście. „Ostatnie nowości tamtego dnia - czytamy w dzienniku Marii Biekietowej (15 lutego 1907 r.) - są takie: Wołochowa nie kocha Saszy, a on jest gotów wszędzie za nią podążać, Luba na dobre pokochała Czułkowa i z nim się zeszła”[60]. Dla nieszczęsnego Andrieja Biełego (a nie dla zakochanego w aktorce Aleksandra Błoka) były to kolejne ciosy losu: „Pierwsza wiadomość, porażająca mnie ostatecznie: L[ubow] D[mitriewna] pozostaje w związku z G[ieorgijem] I[wanowiczem] Cz[ułkowem]; w Petersburgu panuje straszliwa profanacja symbolizmu. Nuta zemsty za zniszczoną miłość i za profanację - pogłębia się”[61]. Jeszcze po piętnastu latach wypłakiwał się przed Niną Bierbierową: „W latach 1922-1923 w Berlinie Bieły mówił o L[ubow] D[mitriewnie] B[łok] więcej, niż później o niej pisał. Oto co mówił w pijackim zamroczeniu: W noc śmierci D[mitrija] I[wanowicza] Mendelejewa (styczeń 1907 r.) Czułkow, zakochany w L. D. B., został jej kochankiem. Bieły był wówczas w Paryżu. Podobno obiecała Biełemu, że zostanie jego żoną. [...]. L. D. zeszła się z Czułkowem i Bieły ‘został zapomniany’. Dostał na tle nerwowym zapalenia gruczołów limfatycznych i był operowany, o czym opowiadał przez całe lata. [...]. Mawiał, że ‘mamusia’ po jego nieszczęśliwej miłości do L. D. tak martwiła się stanem jego zdrowia, że ‘starała się najmować odpowiednie pokojówki’”[62].

            Wiosną 1908 roku Lubow Dmitriewna, ukrywając się pod pseudonimem scenicznym Basargina, trafia do trupy znanego reżysera Wsiewołoda Meyerholda. O podejmowaniu podobnych decyzji pisał już przed laty, zaprzyjaźniony z Dostojewskim i Czechowem, Aleksiej Suworin: „Była jakaś aktorka, to znaczy panna, która chciałaby zostać aktorką. Postawna. I czego one się pchają na scenę? Szukają wolności. Nuda rodzinnego życia wszystkim już obrzydła”[63]. Mendelejewa-Basargina była - jak wszystko na to wskazuje – marną, najwyżej telenowelową aktoreczką. Grywała pewnie role subretek, ale przez kilka miesięcy (jedyny raz w życiu) miała poczucie spełnienia. „Oczywiście, wspominam Ciebie, mój miły - pisze do męża 11 marca - lecz dzieją się ze mną rzeczy dziwne. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem na wolności, sama, zupełnie sama i samodzielna. To upaja, zachłystuję się tym. Nie będę Ci pisała o faktach. Bóg z nimi”[64]. Trzynaście dni później (24 marca) jeszcze dobitniej sformułowała swój manifest kontestatora: „Nie sądzę, bym miała prawo być z Tobą w sposób jawny związana, zbyt Cię kompromituję... Nie jestem teraz pewna, i w ogóle na odległość nie ma sensu o tym mówić, lecz zdaje mi się, że razem żyć nie możemy: taka jestem obecnie - nie pasuję ani do Ciebie, ani do spokojnego życia, zaś powrócić do zależności, znów dać się złamać, myślę, że byłby to upadek, odstępstwo, co nie daj Boże... Dokładniej nic powiedzieć nie mogę, nie ma sensu...”[65].

            Już jednak w sierpniu wróciła do męża, który, jak na artystę przystało, natychmiast naszkicował plan dramatu: „Czeka na żonę, która pisała wesołe listy i przestała. Powrót żony. Dziecko. On rozumie”[66]. 2 lutego 1909 roku „Luba urodziła chłopca [...]. Poród był ciężki i długi. Cierpiała i nie mogła. Wreszcie jej pomogli”[67]. Ojcem Dmitrija był aktor i reżyser Konstantin Kuzmin-Karawajew (K. Twierskoj) [68]stale obecny w życiu Mendelejewej, ale też i Błoka („Moja miła fotografowała się rano tylkodla Kuzmina-Karawajewa. Przedtem była u fryzjera” 27 października 1912, D. 131) przez kilka następnych lat. A dziecko zmarło po 8 dniach. 

            Dla Błoków nastąpiły lata kolejnych kłótni i pojednań, rzadkich chwil nadziei i częstych rozczarowań, zdrad topionych w alkoholu i w depresji. Jego „notatniki 1910 roku – jak pisze Jadwiga Szymak-Reiferowa - pełne są świadectw chęci zapomnienia, braku motywacji dla jakichkolwiek działań pozytywnych, pijaństwa, wyrafinowanego erotyzmu, okrutnej gry prowadzącej do tego, żeby na dwie godziny zmienić pospolite profesjonalistki w czułe i namiętne kobiety. Samozniszczenie, słodycz i męka spadania w tę otchłań, martwota życia i złudność jakichkolwiek nadziei są motywami liryki tego okresu, niesłychanie zresztą pięknej, subtelnej, hipnotyzującej cygańskim smutkiem. A wśród wyznań notowanych naprędce przy dworcowych bufetach, w podmiejskich restauracjach: ‘Nie wiem, który to już kieliszek...’, ‘Jestem pijany...’, ‘Wciąż rośnie pokusa - nie być samotnym. Co robić i jak żyć dalej? Wciąż jeszcze nie wiem’”[69].

            Pogłębia się choroba psychiczna Aleksandry Kublickiej-Piottuch, coraz częstsze są jej pobyty w klinikach psychiatrycznych i sanatoriach, leczący ją Jurij Kannabich ucieka się do hipnozy i psychoanalizy[70]. Winna - zdaniem syna - jest oczywiście Mendelejewa, dyżurna czarownica rodziny: „Luba doprowadziła mamę do choroby. Luba odpędziła ode mnie ludzi, Luba wywołała wszystkie te trudne do zniesienia komplikacje i męczarnię obecnie istniejących stosunków. Luba odpycha od siebie i ode mnie wszystkich najlepszych ludzi, w tym również - moją matkę, czyli moje sumienie. Luba zmarnowała mi tyle lat życia, zamęczyła mnie i doprowadziła do tego, czym jestem teraz. Luba, gdy tylko dotknie życia, staje się natychmiast równie złym człowiekiem, jak jej ojciec, matka i bracia. Gorzej niż złym człowiekiem – straszną, mroczną, podłą, knującą intrygi istotą, jak cały jej popowski ród. Luba na ziemi - to coś strasznego, zesłanego po to, by męczyć i niszczyć wartości ziemskie. Lecz - lata 1898-1902 sprawiły, że nie mogę się z nią rozstać i kocham ją”[71] (zapis w notatniku nr 30, 18 lutego 1910).

Aleksandr Błok z matką. http://www.silverhotel.ru/blog/ksenia-sadovskaya/

            Dla autora Nieznajomej rok jedenasty niczym szczególnym nie różnił się od dziesiątego: „Wczoraj i onegdaj - dni rozproszenia własnych sił (jedyny prawdziwie szkodliwy skutek pijaństwa)” (29 października; D., 55), „Znów dwa szalone dni. [...] Od razu upiłem się w ‘Tyrolu’ na Oficerskiej...” (6 listopada; D., 58), „Noc głucha, około 12. wyszedłem. Restauracja i wino. Naprzeciw mnie żre Apołłonski. Dorożka ekstra. Variété. Wychodzi akrobatka, błagam ją, żeby pojechała ze mną. Pędzimy, noc zieje. Zupełnie oszalałem. Czy ta dorożka była pierwsza, czy druga już - nie wiem, ani razu nie widziałem jej twarzy, same głosy z ciemności. Zasłania usta ręką - przez całą noc. Drę jej koronki i batysty, w tych szorstkich rękach i ostrych obcasach jest jakaś siła i tajemnica. Godziny z nią - męczące, bezpłodne. Odwożę ją z powrotem. Coś świętego, jakby córka, dziecko. Znika w zaułku - znanym i nieznanym, głucha noc, płacę dorożkarzowi. Zimno, mroźno, wszystkie odnogi Newy pełne, wszędzie noc, tak o 6. wieczór, jak i o 6. rano, kiedy wracam do domu. Dzisiejszy dzień oczywiście stracony. Przechadzka, kąpiel, w piersi coś boli, chce mi się jęczeć dlatego, że ta wieczna noc kryje w sobie i udziesięciokrotnia to samo uczucie aż do szaleństwa. Niemal zbiera mi się na płacz” (10 listopada; D., 61),  „Dziewczyno miła, całuję Twoją dłoń, dziękuję ci za miłość, dziś jestem w Tobie zakochany, pewnie w tej chwili bardzo kochasz, przyniosły mi spokój Twoje dwa słowa: ‘Wierzę panu’”[72] (18 listopada; D., 69), „W ciągu dnia u bukinisty. Wieczorem, jak zawsze po ‘tylko książkach’ - ‘tylko’ ciało” (23 listopada; D., 71). 

A rok dwunasty był bliźniakiem jedenastego: „Wytrzeźwienie po wczorajszym pijaństwie” (13 kwietnia, D.107), „Wciąż jeszcze katzenjammer” (8 czerwca, D.114).

            A poza tym: jego twarz „od wina [...] przybrała miedziany odcień [...]”[73]; jego nerwy były „całkiem stargane” (19 czerwca 1912; D., 117); jego matka próbowała popełnić samobójstwo zażywając veronal (29 lutego 1912 roku Maria Biekietowa zanotowała: „Były chwile, kiedy myślałam, że umiera i nie miałam odwagi zawołać Saszy i Luby, wiedząc, że jest to im najzupełniej obojętne. Ona by się cieszyła, jemu byłoby wszystko jedno”[74]); jego żona przeżywała kolejne fascynacje i zauroczenia, ale w dzienniku nazywał ją „miła” i wysłał za granicę dla poratowania zdrowia (swojego i zaniedbywanej mamusi).

            A alkoholowy rok trzynasty i prohibicyjny czternasty (wiadomo - wojna, więc mocniejsze trunki trafiały na restauracyjne stoły w czajniku lub samowarze) upłynęłyby niepostrzeżenie pod znakiem pijanych nocy, nietrzeźwych dni i panienek no Name, gdyby nie korespondencja (od 1913) i spotkania (od 1914) z Nadieżdą Nolle-Kogan, gdyby nie Carmen z Lubow Delmas w roli tytułowej (od 1913). Po Północy – Południe, po mrozie aktorki – ogień śpiewaczki, po bieli - czerwień, po ruskiej zawiei – cygańskie flamenco. Z jednego żywiołu – w drugi. Zatracenie w alkoholu, jako recepta na życie. Spalanie się w namiętności, jako recepta na śmierć. Jego ówczesne „zapiski – pisze Jadwiga Szymak-Reiferowa - odzwierciedlają wzrastającą z dnia na dzień siłę przyciągania, niepokój i nastrój, w którym chłopięca niemal adoracja łączy się z wyrafinowanym przeżywaniem najdrobniejszych doświadczeń. Wszystko, co robi Błok, przypomina zachowanie zakochanego gimnazjalisty - przychodzi na każdy jej występ, zżyma się, kiedy trafia na dublerkę, wysyła listy bez podpisu, rozpytuje o nią szatniarki i bileterki, kupuje jej fotografie, chodzi dosłownie po jej śladach, wystaje pod oknami, posyła wiersze, kwiaty, telefonuje, żeby usłyszeć głos i odkłada słuchawkę. Kiedy ktoś ze znajomych proponuje, że go przedstawi, nie może się zdecydować, ucieka niemal, bojąc się ją poznać, a jednocześnie wiedząc, że to tylko gra, zwłoka, przedłużenie tego dystansu, jaki daje scena, pozwalając na takie jednostronne obcowanie. Po kilku tygodniach ekstatycznego przeżywania tej możliwości zdecyduje się do niej zatelefonować i poprosić o spotkanie. W tym samym tygodniu napisze cykl wierszy zatytułowany Carmen[...]”[75]. Poznali się 28 marca 1914 roku i dopiero wtedy okazało się, jak wiele ich łączy. Nawet adres – oboje mieszkali przy ulicy Oficerskiej. Później przedstawił swoją Carmen (jak kiedyś Ofelię) matce. Zupełnie nieoczekiwanie zaakceptowała i stwierdziła, że jest „sympatyczna”[76]. To był pocałunek śmierci dla miłości. Wygasła. Mocno wyblakłej Carmen poeta zwrócił listy pisane do niego, które ona spali pół wieku później. W siedemnastym roku Lubow II jest już tylko natrętnym przechodniem w życiu Błoka: „Spotkałem na ulicy bardzo niewesołą Delmas. [...]. W nocy - znów Delmas - dopędziła mnie na ulicy. Odszedłem” (D., 229-230)[77]. Tamtej sierpniowej nocy poeta przeżywał już nową namiętność, większą i głębszą – do rewolucji.

Lubow Andriejewa-Delmas w roli Carmen. 1907. https://zen.yandex.ru/media/id/5e68f3d4e30e07401de76eeb/misticizm-v-tvorchestve-bloka-i-ego-platonicheskie-otnosheniia-s-jenoi-5e87277811bf9c2ca754989e

            W lutowej zakochali się wszyscy artyści, w październikowej – niewielu, wśród nich Błok. Podniecała go jej zmysłowa czerwień i wypisane na niej hasła totalnej negacji starego świata, anarchii. W poemacie Dwunastu (1918) wpisał ją w śnieżny pejzaż. Była dla niego żywiołem, jak lodowata Wołochowa i jak rozpalona Delmas. Wokół poety wytworzyła się próżnia, bojkotowano go, demonstracyjnie nie podawano mu ręki, ale próbował z tym żyć, broniąc się sarkazmem i ironią. Na polecenie Nadzwyczajnej Komisji Śledczej (gdzie był redaktorem sprawozdań stenograficznych) pracował wtedy nad esejem Ostatnie dni starego reżimu. W oparciu o dostępne materiały została podjęta przez niego próba przedstawienia okoliczności, które doprowadziły do abdykacji ostatniego cara Rosji, Mikołaja II. Komisję rozwiązano po przejęciu władzy przez bolszewików, ale Błok mimo to wiosną 1918 roku ukończył pisanie tekstu i w końcu roku przekazał do czasopisma „Byłoje”, gdzie też został opublikowany w 1920 roku (nr 15). Na początku roku 1921 autor Dwunastu przygotował poprawione i uzupełnione broszurowe wydanie tego artykułu, któremu tym razem nadał tytuł Ostatnie dni władzy cesarskiej. Pierwszy wariant tekstu kończył się zdaniem: „8 marca były imperator wyjechał z kwatery dowództwa naczelnego i został uwięziony w Carskosielskim Pałacu Aleksandrowskim”[78], natomiast w redakcji późniejszej autor cytuje anonimowy list skierowany już do pozbawionego władzy cara: „Wasza Wysokość, proszę nam wybaczyć, jeśli uciekamy się do gorących modłów do naszego przez Boga danego nam Cara, proszę nie porzucać nas, Wasza Wysokość, nie pozbawiać nas prawowitego następcy tronu rosyjskiego. Tylko z Waszą Wysokością możliwa jest ta jedność narodu rosyjskiego, o której Wasza Wysokość był łaskaw pisać w manifeście. Tylko ze swoim przez Boga danym Carem Rosja może być wielka, silna i mocna i osiągnąć pokój, pomyślność i szczęście”[79].

Po miesiącach nadziei nadeszły dla Błoka miesiące zwątpienia, coraz częstszej rozpaczy i poczucia przegranej Rosji i własnego życia. Na miejsce zniszczonego „strasznego świata” pojawił się nowy – jeszcze straszniejszy. Nie myślał jednak o emigracji, czuł się zapewne zakładnikiem dokonanego wcześniej wyboru i chciał ponieść wszystkie jego konsekwencje. Pozostało wyczekiwanie na śmierć.    

Dzień po dniu trzydziestoośmiolatek rejestruje symptomy nadchodzącej starości i nie ma w tym nic z kokieterii czy hipochondrii, „nawet prosta czynność zapisywania męczy go [...]. Zaczynają się pierwsze symptomy choroby wieńcowej, a także dziwne stany zapaści, odrętwienia, wyłączenia świadomości, kiedy poeta notuje: ‘dziś nie ma mnie’. ‘Nie istnieję’. ‘Bez świadomości’”[80]. Do głosu dochodzą – na razie odbierane jako dziwactwa - odziedziczone zapewne po dziadku i matce niepokojące zachowania. „Błok – notuje w swoim dzienniku w dzienniku 16 listopada 1919 roku Korniej Czukowski - jest patologicznie akuratnym człowiekiem. To zupełnie nie pasuje do tej poezji szaleństwa i zatracenia, która tak mu się udaje. Lubi każdą rzecz owinąć w papierek, obwiązać sznureczkiem; dziwnie mu się podobają futeraliki, pudełeczka. Najbardziej zniszczona książka, która była w jego rękach, staje się czystsza, schludniejsza. Powiedziałem mu to i teraz znacząco spoglądamy na siebie, kiedy on okazuje swoją manię schludności. Wszystko, co słyszy, próbuje zapisać w notesie - wyjmuje go ze dwadzieścia razy w czasie posiedzenia, zapisuje (co? co?), starannie zamyka -  prawie że dmuchając na niego - i nieśpiesznie chowa do specjalnie do tego przeznaczonej kieszeni”[81].

            Ostatnią podróż sentymentalno-romantyczną odbył Aleksandr Błok w maju 1920 roku. Pojechał do Moskwy i zatrzymał się w trzypokojowym mieszkaniu Nadieżdy Nolle na Arbacie. Jej mąż, znany krytyk literacki Piotr Kogan, nie protestował przeciwko tak ostentacyjnie okazywanym uczuciom żony do znanego poety. „Piotr Siemionowicz - pisała Nadieżda - od razu oznajmił, że gabinet, jako najwygodniejszy pokój, trzeba oddać Błokowi”[82]. To wspólne, trójkątowe życie (niczym Brików i Majakowskiego) trwało kilka tygodni. W sierpniu Nadieżda odwiedziła autora Nieznajomej w Piotrogrodzie i była z nim przez miesiąc (ale chyba nie mieszkali razem). Zaszła w ciążę. Na wieść o tym Błok pisał (8 stycznia 1921): „Proszę oszczędzać i pieścić swoje przyszłe dziecko; jeśli będzie dobre, jakimż ono będzie męczennikiem - zapłaci za wszystko, co zrobiliśmy, za każdą minutę naszych dni”[83]. W czerwcu urodził się syn. Świetnie sobie radził w rzeczywistości radzieckiej - jako Aleksandr Kuleszow pisał dla dzieci, ale przede wszystkim był działaczem Związku Pisarzy Radzieckich. Ciągle w rozjazdach, ciągle za granicą, bez najmniejszych skrupułów konsumował wszystkie przywileje płynące z przynależności do organizacji pisarskiej. Nie przeżywał rozterek ojca, przed nim rzeczywistość nie kryła żadnych zagadek i wątpliwości, ale też trzeba przyznać, że rzadko powoływał się na więzy łączące go z Błokiem.

Wyciszona Mendelejewa ma najwyraźniej za sobą okres burzy i naporu. Pogodzona z losem, toleruje obecność kochanki u boku męża. „W roku 1918, gdy ją poznałam – czytamy we wspomnieniach właśnie Nadieżdy - Lubow Dmitriewna miała 33 [37 - T. K.] lata. Tyle lat można jej było dać i jej wygląd nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia, chociaż ci, którzy znali ją wcześniej mówili, że była bardzo ładna, w co łatwo można było uwierzyć. Postawna, wysoka, kształtna, spodobał mi się tembr jej głosu, spokojne zachowanie, płynny chód. Przy bliższym kontakcie duchowym od razu wyczuwało się człowieka nietuzinkowego, o wielkiej skali duchowej, silnej woli, oryginalnym umyśle”[84]. Zachowało się kilka zdjęć z roku 1919. Na jednym z nich Lubow i Aleksandr stoją na balkonie, mają smutne oczy i zastygłe w grymasie uśmiechu twarze (bo tego wymaga kanon pozowania). Tak blisko siebie dwoje zupełnie obcych sobie ludzi. Poeta i Piękna Dama po szesnastu latach małżeństwa, które odarło ich ze wszelkich złudzeń; kochankowie, którzy przeżyli własną miłość; Romeo i Julia skazani przez Montekich i Kapuletów, Biekietowów, Błoków, Kublickich-Piottuchów i Mendelejewów na wypowiedzenie przed carskimi wrotami: „Tak”; Hamlet i Ofelia – dwadzieścia lat później i już nie wierzący w „słowa, słowa, słowa”: 

      Jam Hamlet. Krew lodowacieje,

                                               Gdy ludzka zdrada splata sieci,

                                               Lecz zawsze w sercu mym goreje

                                               Miłość do tej jedynej w świecie.

                                               

                                               Daleko cię, Ofelio miła,

                                               Chłód życia uniósł w tę godzinę,

                                               Zatruta klinga mnie przeszyła -

                                               Książę, w ojczyźnie własnej ginę.

                                          (A. Błok, Jam Hamlet. Krew lodowacieje..., 1914,  tłum. J. Waczków)

Jemu pozostało długie, wielomiesięczne powolne umieranie; jej – rejestrowanie tego procesu: „Mroczność, pesymizm, niechęć - głęboka - poprawy i niesamowite rozdrażnienie, wstręt do wszystkiego - do ścian, obrazów, rzeczy, do mnie. Pewnego razu rankiem wstał i już się nie kładł, siedział na fotelu przy okrągłym stoliku, obok pieca. Namawiałam go, żeby znów się położył, mówiłam, że nogi spuchną - okropnie się irytował, ze zgrozą i łzami: ‘Daj spokój z tymi głupstwami! Co tam nogi, kiedy sny mam straszne [...]’. W ogóle na początku choroby odczuwał straszną potrzebę rozbijania i niszczenia [...]” (I był..., 186). Po miesiącach narastającej chorobliwej pedanterii, następowały tygodnie obsesyjnej destrukcji. W trakcie kolejnego ataku, rozbijając pogrzebaczem maskę Apolla, zabił w sobie artystę. To było jego pożegnanie ze sztuką. „Teraz nie mam - pisał 26 maja 1921 roku do Kornieja Czukowskiego - ani duszy, ani ciała, jestem chory, jak nigdy wcześniej nie byłem, gorączka nie opada i wszystko wciąż boli”[85].

Wtedy też może po raz kolejny, jak przed czterema laty (21 maja 1917 roku), dokonywał obrachunków z życiem, uczuciami i kobietami, które były i odeszły: „Odpoczywając po pracy przed obiadem, zacząłem porządkować (bodaj po raz pierwszy) szufladę, gdzie jest pochowana L. A. Delmas. Mój Boże, jakież to szaleństwo, że wszystko mija, nic nie jest wieczne. Ileż miałem szczęścia (‘szczęścia’, tak) z tą kobietą. Słów po niej prawie nie pozostanie. Pozostanie ta kupka płatków, różnych suchych kwiatów, róż, wierzb, jęczmiennych kłosów, rezedy, jakichś dużych płatków i liści. Wszystko to szeleści pod rękoma. Spaliłem niektóre bileciki, których nie lubiłem, kiedy dostawałem, ale ile zostało. I jakież ujmujące są słowa i zdania pośród kupy bzdur. Szpilki, wstążki, kwiaty, słowa. I wszystko na świecie mija. Jak ona płakała ostatnio nocą, i jak na chwilę znów pociągnęło mnie do niej, pociągnęło okropnie, gdy zobaczyłem iskrę dawnej młodości na twarzy, młodniejącej od białej nocy i namiętności. I to moje okrutne (bo chwilowe) podniecenie wywołało tylko jej łzy […]. Biedna, była ze mną szczęśliwa. Kolorowe wstążki, czerwone, różowe, niebieskie, żółte, róże, kłosy jęczmienia, miedziane, tnące, delikatne włosy, wstążki, kłosy, szpilki, wierzby, róże”[86].

            Zmarł 7 sierpnia 1921 roku o 1030

Wszystkie przybyłe na pogrzeb panie – te, które się w nim podkochiwały i te, które go kochały i te, które on kochał, i te niekochane – były wstrząśnięte: „Włosy mu pociemniały i zrzedły, policzki ma zapadnięte. Twarz obrosła ciemną, rzadką brodą, nos mu się zaostrzył. Nic, nic nie zostało. Leży ‘nieznajomy trup’. Ręce ma związane, związane nogi, podbródek wsparty na piersi. Płoną dwie albo trzy świece. Meble wyniesiono”[87] (Nina Bierbierowa), „W trumnie leżał człowiek, kt[órego] nigdy nie widziałam. Powiedziano mi, że to Błok. Nad nim stał żołnierz – starzec siwy, łysy, o szalonych oczach. Spytałam: ‘Kto to?’ – Andriej Bieły’”[88] (Anna Achmatowa).

Aleksandr Błok na łożu śmierci. 1921.  https://www.litfund.ru/auction/79/286/.  W 2017 roku to zdjęcie (15x10 cm.) trafiło na aukcję i zostało sprzedane za 260 000 rubli

Rok później (6 sierpnia 1922 roku) Aleksandr Pekelis[89], opiekujący się nim przez ostatnich kilkanaście miesięcy lekarz, opublikował w Berlinie na łamach emigracyjnego „Głosu Rosji” („Gołos Rossiji”) lapidarną relację Śmierć i zgon Błoka (Relacja lekarza)sporządzoną przez siebie 27 sierpnia 1921 roku. Skrupulatnie opisał w niej kolejne stadia choroby, wymienił objawy (kwiecień 1920 - influenca, średnio zaawansowana nerwica serca; maj 1920 - ogólne osłabienie, bóle nóg i głowy, gorączkowanie, temperatura 39 stopni, nasilające się problemy kardiologiczne, słabe szmery na szczytach). Ostateczna diagnoza brzmiała: zapalenie wsierdzia. Zastosowane środki nie poprawiły stanu zdrowia pacjenta. Dały się natomiast zauważyć „symptomy poważnego przygnębienia sfery nerwowo-psychicznej”. Zdaniem Pekelisa, odpowiedzi na pytanie o przyczyny śmierci należy szukać w sferze psychiki pacjenta. Narastających obciążeń nie wytrzymywało serce. Warto jednak wskazać na to, o czym lekarz nie napisał, że chory poeta nie przejawiał najmniejszej woli życia i jak Andriej Bołkonski z Wojny i pokoju chciał umrzeć. Raniła Błoka utrata wiary w świat według Sołowiowa, raniła żona, ranił alkohol, ale zabiła rzeczywistość pierwszych popaździernikowych lat.

Po śmierci męża Lubow żyła jeszcze 18 lat. Wśród sześciu największych błędów swego życia zawsze wymieniała małżeństwo i rezygnację z ubiegania się o rozwód w 1907 roku[90]. Jej sytuacja materialna była fatalna. „Widziałem wczoraj - pisał we wspomnieniach Korniej Czukowski - Lubow Dmitr. Błok. Albo robi z siebie biedaka, albo rzeczywiście żyje się jej marnie. Wytarty kożuszek, nie wstawiony ząb, stoi przy drzwiach - [...] proponuje swoje tłumaczenia z francuskiego. [...] Myślę, że jest złym tłumaczem”[91]. W latach trzydziestych pracowała nad książką Powstanie i rozwój techniki tańca klasycznego  i pisała egocentryczne wspomnienia (1938-1939), manifest kobiety wyzwolonej od idei męża i terroru teściowej: „Tak, oceniam siebie bardzo wysoko - z tym czytelnik musi się pogodzić, jeśli chce doczytać do końca [...]. Kocham siebie, podobam się sobie, wierzę w swój rozum i w swój smak. Jedynie w swoim towarzystwie znajduję rozmówcę, który ze stosowną (z mojego punktu widzenia) fascynacją śledzi ze mną wszystkie meandry, którymi porusza się moja myśl, zachwyca się tymi niespodziankami, które także mnie zachwycają - aktywną, odnajdującą je. [...].Rzecz w tym, że dopiero teraz, gdy śmiało stanęłam na nogach, pozwoliłam sobie myśleć i czuć samodzielnie, po raz pierwszy widzę, iż na próżno poskromiłam i pomniejszyłam swą myśl przed światem idei Błoka, przed jego metodami i jego podejściem do życia. Inaczej być nie mogło, oczywiście! [...] Wierzyłam w Błoka i nie wierzyłam w siebie, zagubiłam się” (I był..., 137-138). Nie udało się też – kontynuuje - „wyrwać Błoka z patologicznych nastrojów matki” (I był..., s. 138). Na szczęście życie autorki wspomnień nie było jednym pasmem niepowodzeń i nieszczęść, ponieważ – jak skromnie zauważyła - „oddałam rewolucji wszystko, co miałam [...]” (I był..., 184).

            Lubow Dmitriewna Mendelejewa-Błok zmarła na atak serca w obecności Walentiny Wieriginy[92].

Jej Boria Bugajew (Andriej Bieły) w 1909 roku został kochankiem Anny (Asi) Turgieniew (1890-1966), z którą dwa lata później odbył mistyczną peregrynację na Bliski Wschód. W 1912 roku,  wraz z tysiącami młodych Europejczyków, odnaleźli swojego nowego guru – charyzmatycznego twórcę antropozofii Rudolfa Steinera, dla którego gotowi byli radykalnie zmienić swoje życie osobiste (w marcu 1913 roku Bieły zanotował: „Asia oświadcza mi, że w antropozofii ostatecznie odnalazła swoją własną drogę -  ascetyzm, że trudno jej być mi żoną, że od tej chwili będziemy bratem i siostrą”[93]) i naprawiać świat (na początek wznosząc świątynię nowej wiary – Goetheanum, albo: Johannesbau,  w szwajcarskim Dornach[94]) . Poeta Andriej, czego należało oczekiwać, przekonał oczywiście pannę Turgieniew, że ascezie najlepiej służy małżeństwo i oczywiście zawarli ślub (cywilny) w marcu czternastego roku. Dwa lata później (w sierpniu 1916 r.) Bieły już sam wrócił do kraju, gdzie pod koniec 1917 roku poznał żonę pewnego lekarza, której natychmiast uświadomił pustkę jej dotychczasowego życia bez niego. Upór męża, który nie był zapewne miłośnikiem poezji symbolistycznej, sprawił, że do rozwodu doszło dopiero po kilkunastu latach. W lipcu 1931 roku Kławdia Wasiliewa (z domu Aleksiejewa, 1886-1970), została nową żoną człowieka w czarnej masce.

I on, i Błok, i inni symboliści rosyjscy zacierali granicę między życiem (swoim, ale też najbliższych) a sztuką, wierzyli, że są demiurgami lub teurgami. „[...] Mój własny zaczarowany świat – pisał w 1910 roku autor Wierszy o Pięknej Damie - stał się areną moich osobistych działań, moim ‘teatrem anatomicznym’, moją budą jarmarczną, gdzie sam gram rolę obok moich zdumiewających lalek (ecce homo!). Złoty miecz zgasł, liliowe światy napłynęły do mego serca. Oceaniczne serce, wszystko w nim jednako czarodziejskiej: nie odróżniam życia, snu i śmierci, tego świata i tamtych światów (chwilo, trwaj!). Mówiąc inaczej, już uczyniłem z własnego życia sztukę (tendencja dająca się wyraźnie zauważyć w całym dekadentyzmie europejskim). Życie stało się sztuką [...]”[95]. Następne formacje kulturowe - taka jest przecież kolej rzeczy - desakralizując i demitologizując świat wyobraźni generacji Błoka zaproponowały swoje konwencje artystyczne. Wywodząca się z akmeizmu Anna Achmatowa, ostentacyjnie trywializując, umieściła transcendentalny romans w maglu: „- Jakie oni prowadzili okropne życie! [...]. Prawdziwa buda jarmarczna, nie sposób inaczej tego określić. On miał romans za romansem. Ona co chwila pakowała walizki i wyjeżdżała dokądś z kolejnym młodym człowiekiem. On siedział sam w mieszkaniu, złościł się i tęsknił. Pisze w dzienniku: ‘Luba! Luba!’ Ona wraca - on jest szczęśliwy - ale jednocześnie ma romans z Delmas. I tak przez cały czas. Dlaczego nie mogli się rozejść? Może z kimś innym byłaby zwyczajnie po kobiecemu szczęśliwa... Jestem w ogóle zwolenniczką rozwodów [...]”[96]. W jej ustach równie bluźnierczo zabrzmiała odpowiedź na pytanie Lidii Czukowskiej, czy Piękna Dama była ładna: „Ale skąd, L[idio] K[orniejewno], z takimi plecami. Nie tylko, nie była piękna, ale była potworna. Poznałam ją, kiedy już była po trzydziestce. Najważniejsze w tej kobiecie były plecy – niezwykle szerokie i przygarbione. No i bas. I grube, duże nogi i ręce. Wewnętrznie zaś była to osoba nieprzyjemna, nieżyczliwa, jakby ją coś od środka połamało... Ale on zawsze przez całe życie widział w niej dziewczynę, w której kiedyś się zakochał... I kochał ją... [...]. Delmas widziałam wtedy właśnie, kiedy mieli romans [...]. Przyzwoita, dobra, ale głupia. Była piegowata, ruda, miała niemądrą płaską twarz, ale ładne ramiona, była tęga... (On widocznie lubił, żeby kobiety miały wszystkiego dużo). Czarująca była Walentina Andriejewna [Szczegolewa - T. K.], bardzo się z nią przyjaźniłam, była nie tyle ładna, co pełna uroku... Wołochowa miała piękne, czarne oczy...”[97]  

Anna Achmatowa nie była obiektywna w swoich ocenach. Po pierwsze, była akmeistką. Nie, po pierwsze, była kobietą, z którą przystojny Aleksandr Aleksandrowicz nie miał romansu (bo była za ładna?, za mądra? za szczupła? za bardzo prerafaelicka?) i za grzech zaniechania zapłacił on i jego muzy; po drugie (dopiero, po drugie), była akmeistką. Nie wiem, czy polemizując z nim, uświadomiła jednak sobie, że to symboliści mieli rację, że także zadra w sercu może wywoływać spory estetyczne, że poetą się jest (a nie bywa) i że w sztuce najczęściej wszystko jest na sprzedaż. Prywatność zwłaszcza. I że niekiedy działa magia (w której istnienie Błok i Bieły jeszcze wierzyli, akmeiści już nie), która sprawia, iż brzydka, okropna, przygarbiona, głupia, piegowata dziewczyna odnajduje Mistrza i zostaje jego Małgorzatą. 

Ostatnie zdjęcie Aleksandra Błoka. Czerwiec 1921. Fot. S. Alanskiego. http://www.nasledie-rus.ru/podshivka/pics/6616-pictures.php?picture=661618


[1]O związkach Freuda z Rosją i o jego rosyjskich pacjentach pisze Walerij Liejbin w pracy Russkost’ Friejda, Moskwa 1994.

[2]A. Galis, Osiemnaście dni Aleksandra Błoka w Warszawie, Warszawa 1976, s. 13-14.

[3]Cyt. wg: ibid., s. 30-31. 

[4]Ibid., s. 64.

[5]Cyt. wg: N. Łoszczinskaja, Kublickaja-Piottuch[w:] Russkije pisatieli 1800-1917. Biograficzeskij słowar’, gław. ried. P. Nikołajew, t. 3, Moskwa 1994, s. 193.

[6]Cyt. wg: A. Galis, op. cit., s. 180.

[7]Zob. A. Etkind, Sodom i Psichieja. Oczerki intiellektualnoj istorii Sieriebrianogo wieka, Moskwa 1996.

[8]E. Cheauré: „Że niczego w świecie bardziej nienawidzę niż macierzyństwa...” Konstrukcje kobiecości we wspomnieniach Lubow Dmitriewny Mendelejewej-Błok, tłum. E. Kochanowska-Szlęzak [w:] Nowa świadomość płci w modernizmie. Studia spod znaku gender w kulturze polskiej i rosyjskiej u schyłku stulecia, red. G. Ritz, Ch. Binswanger, C. Scheide, Kraków 2000, s. 234.

[9]Cyt. wg: A. Turkow, Aleksandr Błok, Moskwa 1969, s. 22.

[10]Cyt. wg: J. Szymak-Reiferowa, Przedmowa [w:] A. Błok, Dzienniki, tłum. M. Leśniewska, Kraków 1974, s. VIII. 

[11]A. Błok, Pis’ma [w:] tenże, Sobranije soczinienij w szesti tomach, t. 6, Leningrad 1983, s. 7. Dalej w tekście zasadniczym: P.

[12]Podobno istnieje „chemia namiętności”, podobno „ciała dwojga zauroczonych sobą ludzi drżą pod wpływem fenyloetyloaminy, która przyspiesza przepływ informacji między komórkami nerwowymi”. Podobno... Zob.: D. Ackerman, Historia naturalna miłości, tłum. D. Gostyńska, Warszawa 1997, s. 196.

[13]W. Sołowiow, Sens miłości, tłum. A. Sawicki, „Literatura na Świecie” 1991, nr 4, s. 25.

[14]J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. VIII.

[15]Zob. m. in.: ibid. 

[16]Pochodzący z połowy XIX wieku i trącący dziś już myszką przekład Józefa Paszkowskiego wydał mi się najodpowiedniejszym do włożenia w usta Mendelejewej i Błoka. Dlatego więc zrezygnowałem z cytowania Hamleta w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego czy Stanisława Barańczaka. 

[17]L. Błok, I byl i niebylicy o Błokie i o siebie [w:] Aleksandr Błok w wospominanijach sowriemiennikow, wst. stat’ja, sostawlenije, podgotowka tieksta i kommientarii W. Orłowa, t. 1, Moskwa 1980, s. 155-156. Dalej w tekście zasadniczym: I był... O tych wspomnieniach interesujące uwagi poczyniła Elisabeth Cheauré (op. cit.).

[18]Pisze o tym również w swoich dziennikach Aleksandr Błok (op. cit, s. 38). Dalej w tekście zasadniczym: D.

[19]A. Błok, Pis’ma k żenie [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 89, Moskwa 1978, s. 35. Dalej w tekście zasadniczym: Pkż.

[20]„Bilet” - na bal; „list napisany przed wieczorem” – cytowany wyżej, pożegnalny; „Sobota 2 po południu – sobór Kazanski” - czas i miejsce następnego spotkania z Mendelejewą.

[21]Cyt. wg: A. Turkow, op. cit., s. 30.

[22]Cyt. wg: J. Biezielanskij, Wiera, Nadieżda, Lubow’... Żenskije portriety, Moskwa 1998, s. 352.

[23]Por.: M. Biekietowa, Wospominanija ob Aleksandrie Błokie, Moskwa 1990. Wydano tu w jednym tomie trzy zbiorki wspomnień (1922-1930) ciotki poety: Aleksandr Błok. Szkic biograficzny,Aleksandr Błok i jego matkaSzachmatowo. Kronika rodzinna.

[24]Cyt. wg: W. Orłow, Historia pewnej miłości [w:] tenże, Szkice o poezji rosyjskiej, tłum. R. Zimand, Warszawa 1972, s. 222-223.

[25]Cyt. wg: ibid., s. 224.

[26]Zob. A. Etkind, op. cit.

[27]M. Rzeczycka, Fenomen Sofii-Wiecznej Kobiecości w prozie powieściowej symbolistów rosyjskich (Andrieja Biełego, Fiodora Sołoguba i Walerija Briusowa), Gdańsk 2002, s. 69.

[28]Ibid., s. 50.

[29]Cyt. wg: A. Turkow, op. cit., s. 99.

[30]Z dziennika Marii Biekietowej (2 listopada 1903): „Ona niewątpliwie go kocha, ale jej ‘wieczna kobiecość’ najwyraźniej jest czysto zewnętrzna. Brak łagodności, cierpliwości, ciszy, zdolności do poświęceń”. M. Biekietowa, op. cit., s. 578.

[31]W. Orłow, op. cit., s. 190-191.

[32]Cyt. wg: E. Cheauré, op. cit., s. 239. Warto przy tej okazji przywołać obowiązujący wówczas kanon kobiecej urody i „pejzaż kobiecego ciała malowany językiem młodopolskiej erotyki” (zob.: B. Witosz, Kobieta w literaturze. Tekstowe wizualizacje od fin de siècle’u do końca XX wieku, Katowice 2001, s. 29). Zwracam też uwagę na interesującą z innych powodów pracę F. Chirpaza Ciało (tłum. J. Migasiński, Warszawa 1998).

[33]Cyt. wg: E. Cheauré, op. cit., s. 240.

[34]Cyt. wg: J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. XIV.

[35]Nie znał jej jednak zbyt dobrze i zapewne dlatego w dzienniku (listopad 1906) zanotował: „Wyjątkowo nie podoba mi się żona Błoka [...]”. M. Kuzmin, Dniewnik 1905-1907, Sankt-Pietierburg 2000, s. 274.

[36]M. Kuzmin, „Wysoko okoszko nad lubowju i tlenijem...”, wst. stat’ja i publikacyja N. Bogomołowa, „Nasze nasledije” 1988, IV, s. 72.

[37]N. Nolle-Kogan, Wospominanija ob Aleksandrie Błokie [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 2, Moskwa 1981, s. 359.

[38]M. Biekietowa, op. cit., s. 585.

[39]Nieizdannaja pieriepiska A. Błoka [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 1., Moskwa 1980, s. 389.

[40]Cyt. wg: J. Biezielanskij, op. cit., s. 356.

[41]Cyt. wg: ibid., s. 356-357.

[42]Cyt. wg: ibid., s. 357.

[43]Cyt. wg: ibid.

[44]Cyt. wg: W. Orłow, op. cit., s. 236. Lubow trzydzieści lat później przyznała samokrytycznie: „Stosunek mój do Bori był nieludzki [...]” I był..., s. 176.

[45]K. Bugajewa, Wospominanija o Biełom, Berkeley 1981, s. 154. Zob.: „Natknąwszy się na czarną maskę obszytą koronką, ku przerażeniu Darii, kucharki, wkładam ją i w niej pozostaję [...]”. A. Biełyj, Mieżdu dwuch riewolucyj, Leningrad 1934, s. 91.

[46]Cyt. wg: J. Biezielanskij, op. cit., s. 357.

[47]Rok później (8 sierpnia 1907) to Błok zażąda satysfakcji od Biełego. Ot takie gry symbolistyczne. 

[48]A. Błok, Biezwriemien’je [w:] tenże, Sobranije soczinienij w szesti tomach, t. 4, Leningrad 1982, s. 25.

[49]A. Etkind, op. cit., s. 70.

[50]Według spisu ludności z 15 grudnia 1900 roku, w Petersburgu było 1217 zarejestrowanych prostytutek. Zob.: I. Murawiowa, Wiek moderna, Sankt-Pietierburg 2001, s. 94.

[51]J. Annienkow, Aleksandr Błok  [w:] Wospominanija o sieriebrianom wiekie, sost., awtor priedisłowija i kommientarijew W. Kriejd, Moskwa 1993, s. 175. Zob. w Nieznajomej„I kapelusz z żałobnymi piórami”, „I strusiowe pióra opuszczone” (tłum. M. Jastrun).

[52]Cyt. wg: W. Orłow, op. cit., s. 188.

[53]Cyt. wg: W. Orłow, Primieczanija [w:] A. Błok, Sobranije soczinienijt. II, Moskwa-Leningad 1960, s. 427. Błok albo był fetyszystą (kochał się we włosach Mendelejewej, oczach Wołochowej i głosie Delmas; zob.: I. Żeriebkina, Strast’. Żenskoje tieło i żenskaja sieksualnost’ w Rossiji, Sankt-Pietierburg 2001), albo – co smutne – nie spotkał kobiety swego życia.

[54]M. in. Walentina Wierigina (1882-1974), aktorka występująca wspólnie na scenie z Wołochową. Zob.: W. Wierigina, „Snieżnaja maska” N. N. Wołochowa [w:] Aleksandr Błok...,op. cit.

[55]Cyt. wg: J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. XV.

[56]Nieizdannaja...op. cit., kn. 2, s. 32.

[57]Ibid..

[58]Ibid.

[59]Zob.: A. Ławrow, Pieriepiska G. I. Czułkowa s Błokom [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 4, Moskwa 1987, s. 376.

[60]M. Biekietowa, op. cit., s. 604.

[61]Cyt. wg: A. Ławrow, D. Maksimow, „Wiesy” [w:] Russkaja litieratura i żurnalistika naczała XX wieka. 1905-1917. Burżuazno-libieralnyje i modiernistskije izdanija, ried. B. Bialik, Moskwa 1984, s. 121.

[62]N. Berberowa, Podkreślenia moje, tłum. E. Siemaszkiewicz, Warszawa 1998, s. 435-436.

[63]A. Suworin, Dziennik, tłum. J. Pański, Warszawa 1973, s. 385.

[64]Cyt. wg: W. Orłow, Historia...op. cit., s. 254-255.

[65]Cyt. wg: ibid., s. 255.

[66]Cyt. wg: A. Turkow, op. cit., s. 156.

[67]M. Biekietowa, op. cit., s. 612. Zapis w dzienniku pochodzi z 3 września.

[68]G. Struwe, Tri sud’by (Błok, Gumilow, Sołogub) [w:] tenże, O czetyrioch poetach, London 1981, s. 16.

[69]J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. XVIII. Zob.: „Piszę do Ciebie z dworca w Siestroriecku. Siedzę i piję” (do żony z 24 maja 1907; P., 116),  „Masz rację, Mamo: oczywiście, lepiej nie pić. Ale niekiedy ogarnia mnie taki smutek, że muszę pić” (30 stycznia 1908; P., 137), „Piszę do Ciebie […] chory i wymęczony pijaństwem. Cały ten czas gryzie mnie jakaś wewnętrzna choroba duszy i nie widzę żadnych powodów, dla których miałbym żyć tak, jak żyją ludzie liczący na długie życie” (do żony 23 lipca 1908; P., 148).

[70]Zob. A. Etkind, op. cit.Nawiasem mówiąc, Aleksandr Etkind wskazuje na to, że psychoanaliza była przez jakiś czas – dzięki protekcji Trockiego - tolerowana przez władze bolszewickie, np. w 1922 r. utworzono Rosyjskie Towarzystwo Psychoanalityczne, założono Państwowy Instytut Psychoanalityczny i Psychoanalityczny Dom Dziecka-Laboratorium. Do tego ostatniego trafiały przede wszystkim dzieci nomenklatury partyjnej (m. in Wasilij Stalin), których rodzice nie mieli czasu na wychowanie. W 1925 r. zamknięto Instytut i Dom, pod koniec lat dwudziestych zawieszono posiedzenia Towarzystwa.

[71]A. Błok, Iz dniewnikow i zapisnych kniżek [w:] tenże, Sobranije soczinienij w szesti tomach, t. 5, Leningrad 1982, s. 139.

[72]„Dziewczyna” – to Natalia Skworcowa, 1891-?). Zakochany pisał do niej 4 grudnia 1911 roku (ale listu nie wysłał): „Natalio Nikołajewno, piszę do Pani bezgranicznie zmęczony, w tych dniach – o sto lat starszy od Pani. Piszę o niczym, po prostu dlatego, że często, na przykład teraz myślę o Pani i o Pani listach i dobiega mnie Pani nuta. Mam w duszy ciemny zakątek, gdzie jestem stale sam, co czasami, w takich momentach jak teraz, staje się dręczące. Niechże mi Pani powie, proszę, coś cichutkiego – specjalnie dla tego zakątka duszy, bez tej dumy, która jest u Pani tak silna, a nawet bez Pani urody, którą znam. Lecz jeżeli Pani nie potrafi teraz albo po prostu wie sama, że jest jeszcze taka młoda, że nie może się wyrzec dumy i urody – w takim razie proszę w ogóle nie pisać, lecz ot tak sobie, pomyśleć po cichu, abym się o tym dowiedział” (D.,74). Kilka tygodni później był już nią tylko znudzony (romantycy ten stan nazwaliby spleenem, albo równie elegancko Weltschmerzem): „A propos, w związku z listem Skworcowej: czas zerwać wszystkie te więzi. Wszystko z góry jest znane, wszystko jest nudne, niepotrzebne żadnej ze stron. Zakocha się czy nawet pokocha – stąd listy – stosy listów, żądania, zaskakiwanie zawsze nie w porę; wyobrażają sobie (każda, bez wyjątku), że ja zawsze chcęprzerabiać swoją duszę ‘na jej modłę’. A po pewnym czasie – wymysły. Wszystkie bez wyjątku to babska – szesnastoletnia smarkula czy trzydziestoletnia paniusia. Mizoginizm występuje u mnie okresowo – teraz mam taki okres” (13 stycznia 1912; D.,93).

[73]B. Zajcew, Pobieżdionnyj [w:] Wospominanija o...op. cit., s. 172.

[74]M. Biekietowa, op. cit., s. 614.

[75]J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. XX. Zob.: Błok do Delmas: „Oglądam Panią w Carmen trzeci raz i wzruszenie moje narasta za każdym razem. Doskonale wiem, że nieuchronnie zakocham się w Pani, gdy tylko Pani pojawi się na scenie. [...]. Myślę, że mógłbym z Panią zawrzeć znajomość, że pozwoliłaby Pani patrzeć na Nią, że Pani zna być może moje imię. [...] Kupuję Pani zdjęcia, na których jest Pani do siebie niepodobna, jak gimnazjalista i więcej nic, wszystko pozostałe już dawno się odbywa ‘na innych płaszczyznach’ [...]” (14 lutego 1914, list nie został wysłany;P., 238), „Proszę mnie nie osądzać i nie traktować jako zuchwalstwa tego, że piszę do Pani. Widziałem Panią w Carmen trzy razy. [...]. Kocham Panią[...]” (2 marca 1914; P., 239-240), „Boję się być przedstawionym Pani, jako że nie potrafię powiedzieć Pani niczego, co mogłoby się Pani wydać interesującym. Jeśli kiedyś w teatrze będę miał okazję pocałować Pani rękę, będę szczęśliwy” (22 marca 1914, ale poeta się prawdopodobnie pomylił: powinno być 26; P., 240), „Nie wiem, jak to się stało, że odnalazłem Panią i teraz dlaczego Panią tracę, ale tak trzeba. Trzeba, żeby miesiące rozciągnęły się w lata, żeby serce moje teraz oblewało się krwią, trzeba, żebym odczuwał to, czego nie odczuwałem nigdy –  wraz z Panią tracę, to co  ziemskie. Tylko Bóg i ja wiemy, jak Panią kocham” (17 sierpnia 1914; P., 247). Ten ostatni list był już zapowiedzią rozstania.

[76]Cyt. wg: ibid., s. XXI.

[77]Zob. też: „W nocy – na ulicy – blada ze wściekłej zazdrości Delmas. A od pani Koganowej leży list. Wszystkie mają słuszność – jest we mnie siła przyciągania, choć może dogorywam” (3 czerwca 1917; D. 198).

[78]Cyt. wg: J. Iwanowa, „Uchodia w nocznuju t’mu...”. Zamietki o konczinie AleksandrA. Błoka, „Litieraturnaja gazieta” 1996, nr 38, s. 6.

[79]Cyt. wg: ibid.

[80]J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. XXIII.

[81]Iz dniewnika K. I. Czukowskogo [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 2, op. cit., s. 248.

[82]Cyt. wg: M. Tartakowskij, Priekrasnaja żyzn’ syna Aleksandra. Błoka, „Ogoniok” 1999, nr 17, s. 35.

[83]Pis’ma Błoka k N. A. Nolle-Kogan [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 2, op. cit., s. 349.

[84]N. Nolle-Kogan, op. cit., s. 357.

[85]Pis’ma Błoka k K. I. Czukowskomu [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 92, kn. 2, op. cit., s. 242.

[86]A. Błok, Iz dniewnikow i zapisnych kniżek [w:] tenże, Sobranije soczinienij w szesti tomach, t. 5, Leningrad 1982, s. 212.

[87]N. Berberowa, op. cit., s. 144.

[88]Cyt. wg: W. Czernych, Letopis’ żyzni i tworczestwa Anny Achmatowoj, cz. II, Moskwa 1998, s. 29.

[89]Zob.: Aleksandr Błok...op. cit.,t. 1, s. 511-513.

[90]Zob.: W. Orłow, Historia..., op. cit.

[91]Cyt. wg: J. Biezielanskij,op. cit., s. 362.

[92]Zob.: D. Maksimow, Lubow Dmitrijewna, „Nowowje litieraturnoje obozrienije” 35, 1999.

[93]Cyt. wg: B. Sokołow, Bułgakowskaja encykłopiedija, Moskwa 1997, s. 79.

[94]Zob. T. Klimowicz, Poszukujący – nawiedzeni – opętani. Z dziejów spirytyzmu i okultyzmu w literaturze rosyjskiej, Wrocław 1992.

[95]A. Błok, O sowriemiennom sostojanii russkogo simwolizma [w:] tenże, Sobranije soczinienij w wos’mi tomach, t. V, Moskwa-Leningrad 1962, s. 429-430.

[96]L. Czukowska, Zapiski o Annie Achmatowej, tłum. E. Siemaszkiewicz, Warszawa 1989, s. 106. Jest to drugoobiegowy przekład (wyd. „Przedświt”) pierwszej części wspomnień córki Kornieja Czukowskiego. Oryginał wydała YMCA Press w 1976 roku.

[97]Ibid., s. 106.

Komentarze

Popularne posty