Wstęp do "Pożaru serca"
Wstęp [w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /
Tadeusz Klimowicz
/
From Russia with Love.
Wstęp
/
Wszystkiemu winien jest sentymentalizm.
To sentymentalizm - odrzucając w poszukiwaniach nowego porządku świata klasycystyczne tabu - uczył wsłuchiwania się w głos serca, uczył trudnej sztuki werbalizowania uczuć i zachęcał do udziału w zbiorowym seansie psychoanalizy na łonie przyrody (dopiero Freud zaproponuje przesycone zapachem eteru ciasne gabinety z kozetką); to sentymentalizm sprawił, że uznano „[...] wewnętrzne przeżycia człowieka za źródło twórczości literackiej”[1]i to sentymentalizm zrodził na przełomie XVIII i XIX wieku powszechną potrzebę prowadzenia dziennika intymnego.
Wkrótce też - już w kręgu kultury romantycznej, która wykreowała mit artysty geniusza i buntownika o niezwykłej osobowości - odkryto banalną prawdę, iż czynnością może jeszcze bardziej fascynującą, a przy tym o niepodważalnych właściwościach terapeutycznych, jest wkraczanie w sferę prywatności kogoś wszystkim dobrze znanego, czyje życie jest własnością publiczną. Zapewne cała Europa z wypiekami na twarzy zaglądała do dzienników znanego ze skandali George’a Byrona, by śledzić dzień po dniu misterium bycia Poetą (nie: poetą): „Czytałem - jeździłem konno - strzelałem z pistoletu - wróciłem - jadłem obiad - pisałem - składałem wizytę - mówiłem głupstwa i wróciłem do domu. Napisałem część tragedii. [...]. Kupiłem kołdrę. Pogoda wciąż jeszcze wilgotna [...]”[2]. Być może tym trywialnym, pospolitym czynnościom - i jeździe konnej, i strzelaniu, i jedzeniu, i składaniu wizyt, i kupowaniu kołdry - ktoś mógł przypisać wartości transcendentne lub estetyczne (bowiem zdaniem Michała Głowińskiego: „[...] w wielu wypadkach odbiór czytelniczy dziennika intymnego określony jest przez zwyczaje wyniesione z lektur powieściowych”[3]), ale znacznie częściej interpretowano pojawienie się publikacji jako zaproszenie do demitologizacji obowiązującego systemu kultury. Bodaj najbardziej przenikliwą uwagę - odczytując relacje zachodzące między autorem dzienników a czytelnikami jako jeszcze jeden wariant programowej opozycji poeta-tłum - poczynił przy tej okazji Aleksandr Puszkin w liście do Piotra Wiaziemskiego (listopad 1825): „Pospólstwo chciwie czyta spowiedzi, wspomnienia etc., ponieważ w niskości swojej cieszy się z poniżenia wzniosłego, ze słabości potężnego. Wpada w zachwyt przy ujawnieniu wszelkiej niegodziwości. On jest mały jak my, on jest niegodziwy jak my. Łżecie, podli: on jest mały i niegodziwy - nie tak jak wy - inaczej”[4].
Artysta - czego twórca Eugeniusza Oniegina jeszcze nie do końca był świadom - miał odtąd płacić coraz wyższą cenę za przemiany obyczajów, za utratę anonimowości, za funkcjonowanie w społeczeństwie zmierzającym od kultury elitarnej ku masowej. „[...] Pewnego razu - pisała we Wspomnieniach Awdotia Panajewa - siedząc w loży teatru wraz z rodzeństwem oraz jedną z ciotek, zauważyłam, że do sąsiedniej loży, w której siedziały dwie damy w towarzystwie staruszka, wszedł kędzierzawy, blady i szczupły mężczyzna. Natychmiast dostrzegłam na jego palcu coś w rodzaju złotego naparstka. Bardzo mnie to zainteresowało. Miałam wrażenie, że twarz tego człowieka jest mi skądś znana. Kędzierzawy pan ziewał, przeciągał się i wcale nie patrzył na scenę, obserwując raczej loże, a kiedy damy wszczynały rozmowę po francusku, odpowiadał im jakby od niechcenia. Nagle przypomniałam sobie, skąd go znam i pociągnęłam ciotkę za rękaw szepcząc: ‘Z tyłu za nami siedzi Puszkin!’”[5]. Już kilkanaście lat później - za sprawą dagerotypów i fotografii - nie byłby jeszcze jedną bezimienną twarzą w teatrze i zostałby natychmiast rozpoznany przez obecnych, jak Turgieniew, Dostojewski czy Tołstoj[6]. A w dwudziestym stuleciu posiadłby trudną sztukę swobodnego poruszania się w przestrzeni wykreowanej przez mass media, jak inni mieszkańcy masowej wyobraźni obdarzeni charyzmą medialną. „Diana, Księżna Walii - czytamy w eseju Salmana Rushdiego - rozwinęła z czasem umiejętność takiego projektowania swych wizerunków, które pokazywałyby ją tak, jak chciała, by ją ludzie widzieli. Pamiętam, jak kierownik działu w pewnej angielskiej gazecie opowiadał mi, jak to Diana inscenizowała słynne zdjęcie pokazujące ją samą, chorą z miłości, przed Tadż Mahal w indyjskiej Agrze, największym na świecie pomnikiem miłości. Mówił, że dokładnie wiedziała, jak opinia publiczna będzie to zdjęcie ‘czytać’. Przyniosłoby to jej wielkie współczucie i spowodowało, że ludzie lubiliby Księcia Walii mniej niż przedtem. Diana nie używała takich słów jak ‘semiotyka’, ale sama była semiotykiem par excellence. Z rosnącą pewnością siebie dawała nam znaki, poprzez które my mieliśmy ją widzieć taką, jaką chciała być znana”[7].
W drugiej połowie XIX wieku już tylko nieliczni pisarze rosyjscy wierzyli jeszcze w to (i było w tym, jak się zdaje, wiele wiktoriańskiej pruderii), że ich dzienniki umrą wraz z nimi. „Pewnego razu Iwan Siergiejewicz – czytamy we wspomnieniach jednego z przyjaciół Turgieniewa - powiedział mi w rozmowie: ‘- Zawsze prowadzę dziennik, w którym zapisuję wszystko, co mnie interesuje. W dzienniku jestem u siebie w domu, sądzę i obgaduję wszystkich i wszystko’. ‘- Zamierza go pan wydrukować?’ ‘- Nigdy! - szorstko odpowiedział mi Iwan Siergiejewicz - Zaleciłem pani Viardot, żeby po mojej śmierci został natychmiast zniszczony. Uczyni zadość memu życzeniu’. Nie wiadomo mi, czy Viardot spełniła to stanowcze życzenie, ale mam pewne podstawy, by sądzić, że nie zrobiła tego”[8]. Przyjaciółka autora Szlacheckiego gniazda - nie niszcząc rękopisu i wyrażając zgodę na jego publikację po upływie dziesięciu lat od swojej śmierci (a zmarła w 1910) - antycypowała zachowania wydawców dzienników Franza Kafki czy Emile’a Ciorana (1911-1995). Zeszyty tego ostatniego, jak pisze Adam Zagajewski, pojawiły się „[...] wbrew życzeniu autora, który nie życzył sobie publikacji swoich zapisków (ale ich nie spalił!) [...]”[9]. Powszechnie więc przez ostatnie sto lat stosuje się zasadę, że nawet najbardziej intymne rękopisy nie zniszczone przed śmiercią przez samego pisarza („ale ich nie spalił”) wcześniej (częściej) czy później (coraz rzadziej) można opublikować.
Inni pisarze rosyjscy nie ukrywali, że ich dzienniki będą lub, jak w przypadku Tołstoja, już są czytane: w 1895 roku żona wymogła na nim zamazanie 45 fragmentów; w latach trzydziestych już następnego stulecia Korniej Czukowski, przerażony narastającą falą terroru, coraz częściej uciekał się do autocenzury - wyrywał wcześniej zapisane kartki (tak zniknął rok 1938), wycinał niektóre zdania, nie pisał o represjonowaniu najbliższych lub formułował opinie, których się później wstydził; a pod koniec XX wieku Jurij Nagibin już sam je przygotował do druku i tylko lepiej wychowany od pisarza los, zadecydował, iż ukazały się w parę miesięcy po nagłej śmierci autora[10].
Ten ostatni przypadek był wyjątkowy, jako że najczęściej ostateczny kształt dziennikom nadają najbliżsi nieżyjącego autora lub wydawcy. Pauline Viardot wprawdzie rękopis Turgieniewa przechowała, ale prawdopodobnie usunęła trzy kartki; redaktorzy wydania jubileuszowego dzieł Lwa Tołstoja odtworzyli niemal wszystkie wykreślone przez niego opinie o żonie[11]; w wydanych w 1927 roku dziennikach Walerija Briusowa pominięto fragmenty, w których mowa jest o cyklicznie powracających chorobach wenerycznych (w roli cenzora - co warto podkreślić - wystąpili tu edytorzy, a nie wdowa).
Znacznie mniej kontrowersji wywołują - wydawane najczęściej w wersji ocenzurowanej już po śmierci autorek - dzienniki kobiet obecnych w życiu uczuciowym twórców rosyjskich (m. in. Sofii Tołstojowej, Apolinarii Susłowej, Galiny Bienisławskiej, Sofii Tołstojówny - wnuczki Lwa Tołstoja, Jeleny Bułhakowej). Żona Tołstoja[12]i żony Bułhakowa[13]- jak wiele na to wskazuje - prowadziły swoje zapiski z myślą o potencjalnym odbiorcy. To nie znaczy, że nie były szczere, ale była to, powiedzmy, otwartość starannie wyważona (np. nienaturalne dla tego typu wypowiedzi unikanie poruszania spraw intymnych przez Jelenę Siergiejewną) czy też potraktowana instrumentalnie (tekst Tołstojowej należy odczytywać jako polemikę z czytanym przez nią na bieżąco dziennikiem męża). Jednak znacznie bardziej wyrafinowaną grę komunikacyjną zaproponowała potencjalnemu odbiorcy pozostająca w sadomasochistycznym związku dusz i ciał z Fiodorem Dostojewskim Apolinaria Susłowa, która wprowadzała go w równie narkotyczny trans jak ruletka i która trafi później do jego powieści jako kobieta fatalna.
Inne autorki dzienników nie miały literackich ambicji, nie zastanawiały się nad konsekwencjami głoszonych sądów, nie uciekały się do autocenzury, nie oczekiwały, iż ich intymne zapiski zostaną kiedykolwiek opublikowane. Mogły więc być spontaniczne i szczere aż do bólu, jak te związane z Siergiejem Jesieninem - Bienisławska[14]i Tołstojówna[15], które zapłaciły wysoką cenę za możliwość poznania wszystkich odcieni miłości i nienawiści, za naukę sztuki oczekiwania, wybaczania i zapominania.
Losy dziennika intymnego pisarza dzieliły najczęściej jego listy. „Z pedanterią, - pisze Natalia Modzelewska - która w życiu domowym stanowiła jej nieocenioną zaletę, Anna Dostojewska atramentową krechą zamazywała wszystko, co w jej pojęciu mogłoby rzucić cień na dobre imię małżonka. Nie szczędziła nawet jego licznych w listach do niej zwrotów miłosnych, które wydawały się jej nazbyt zmysłowe”[16]. Czynność zamazywania można by uznać za akt obłudy, ale „hipokryzja - jak zauważył pewien semiotyk ze szkoły tartuskiej - jest przywilejem społeczności ludzkiej i im bardziej kultura danego społeczeństwa jest tradycjonalistyczna, tym więcej możliwości dla ‘rozkwitu’ hipokryzji (zresztą hipokryzja w umiarkowanych dawkach jest konieczną właściwością wszelkiej kultury: normy etyczne, etykieta, ubiór itd. - zawierają zawsze elementy hipokryzji: bez takiej ‘umiarkowanej’ hipokryzji niemożliwe byłyby stosunki oficjalne, w ogóle społeczeństwo nie mogłoby istnieć, rozpadłoby się pod naporem chwilowych namiętności i nastrojów jednostek)”[17]. Poczynania Dostojewskiej wpisywały się zatem w „zachowanie epistolarne”[18]- i szerzej tekst zachowania - powszechnie akceptowane w mieszczańskiej Europie drugiej połowy XIX wieku.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że takie same listy pisane na przełomie wieków pozostałyby zapewne już bez skreśleń, ale ich wydanie - co też warto sobie uświadomić - byłoby możliwe po następnych kilkudziesięciu latach. Na przykład, skądinąd niewinna, korespondencja pary kochanków z początku dwudziestego stulecia (księcia Jewgienija Trubieckiego i Margarity Morozowej) ujrzała światło dzienne dopiero w 1993 roku i to wsparta komentarzem-usprawiedliwieniem Aleksandra Nosowa: „[...] Wszystkie listy są opublikowane w całości, ponieważ kupiury w intymnej korespondencji wywołują jedynie zbędną pracę wyobraźni [...]”[19].
Tradycja cenzurowania przez adresatki otrzymywanej korespondencji pozostała jednak żywa - choć nie zawsze już ze względów natury obyczajowej - w dwudziestowiecznej Rosji. Tak postępowała między innymi żona Michaiła Bułhakowa, Jelena. Jeszcze inaczej zachowała się Lubow Biełoziorska, też żona twórcy Mistrza i Małgorzaty, która po rozwodzie zniszczyła wszystkie otrzymane od niego listy.
Pozornie najbardziej pieczołowicie potraktowała otrzymywane od męża listy Sofia Tołstojowa. Już w roku 1913 ukazały się one w wydaniu książkowym poprzedzone wstępem nieutulonej w żalu wdowy: „Nim odejdę z życia, aby połączyć się z ukochanym człowiekiem w tamtej strefie ducha, dokąd on odszedł, chciałabym się podzielić z ludźmi kochającymi i otaczającymi czcią pamięć Lwa Nikołajewicza tym, co jest mi tak drogie - jego listami do mnie, a z nich informacjami o naszym wspólnym, 48-letnim, niemal do końca szczęśliwym życiu małżeńskim. Listy drukuję wszystkie, oprócz trzech dotyczących żyjących osób i sześciu ostatnich, których czas jeszcze nie nastąpił. [...]. Do opublikowania tych listów skłoniło mnie także to, że po mojej śmierci, która zapewne jest bliska, będzie się utartym zwyczajem fałszywie sądzić i opisywać mój stosunek do męża i jego do mnie. A więc niech już się interesują i osądzają w oparciu o żywe i prawdziwe źródła, a nie - domysły, plotki i kłamstwa. I niechaj ludzie pobłażliwie potraktują tę, dla której, być może, było ponad siły dźwiganie od młodzieńczych lat na słabych ramionach doniosłego powołania - bycia żoną geniusza i wielkiego człowieka”[20]. A. Gruzinski w notce Od redaktora lojalnie uprzedził: „Do oryginałów listów L. N. nie miałem wglądu; są obecnie przechowywane w Muzeum Historycznym i dostęp do nich jest niemożliwy. Ale hrabina Sofia Andriejewna dawno już osobiście sporządziła kopie [...]”[21].
Jestem daleki od posądzenia jej o mistyfikację, ale na wszelki wypadek warto przypomnieć, co miał do powiedzenia Artur Wołyński Władysławowi Mickiewiczowi (synowi Adama): „Nikomu bym nie powierzył rękopisu, nawet kochanemu Panu, bo cię ludzie obwiniają, że dokumenta fałszujesz przez obcinanie i przerabianie wstępów, które ci się nie podobają, że dokumenty pożyczone do odpisania zatrzymujesz, a właścicielom oddajesz udane fascimilia z nadwerężonym tekstem, że w swoich publikacjach naciągasz jedne fakta, inne zupełnie pomijasz milczeniem...”[22]i warto też przypomnieć dzieje pewnego pomysłu edytorskiego.
Po śmierci Goethego Bettina (z domu Brentano, żona poety Achima Ludwiga von Arnim) - przypisująca sobie rolę muzy zmarłego twórcy - zwróciła się z prośbą do wykonawcy testamentu, kanclerza Müllera „[...] o dostarczenie jej wszystkich listów, które wysłała do Goethego. Odczytując je - pisze Milan Kundera - przeżyła rozczarowanie: cała historia zdawała się ledwo szkicem, owszem, arcydzieła, lecz tylko szkicem i, co więcej, niedoskonałym. Trzeba było zasiąść do pracy. Trwała trzy lata: Bettina poprawiała, pisała od nowa, uzupełniała. Nie była zadowolona z własnych listów, ale jeszcze większe rozczarowanie przyniosły jej listy Goethego. Kiedy je odczytywała, czuła się dotknięta ich zwięzłością, ich rezerwą, a nawet impertynencją. Tak jakby biorąc ją naprawdę za dziecko, nadawał swym listom postać miłych lekcji adresowanych do uczennicy. Musiała zatem zmienić ich ton: ‘moja droga przyjaciółko’ stało się ‘moim drogim sercem’; pouczenia, których jej udzielał, zostały złagodzone przez pochlebne dopiski, a inne dopiski dawały do zrozumienia, jaką to rolę natchnienia i muzy urzeczonego poety odegrała Bettina.
Jeszcze bardziej stanowczo potraktowała własne listy. Nie, nie zmieniła ich tonu, ton był właściwy. Ale na przykład zmieniła daty (aby poznikały długie przerwy w korespondencji, które zadałyby kłam stałości ich uczucia), usunęła wiele fragmentów nieodpowiednich (na przykład ten, w którym błaga Goethego, by nie pokazywał jej listów nikomu), inne rozwinęła, opisywanym zdarzeniom przydała więcej dramatyzmu, dodała głębi swoim opiniom o polityce i sztuce, zwłaszcza gdy mowa była o muzyce Beethovena.
Ukończyła książkę w 1835 roku i wydała ją pod tytułem Goethes Briefwechsel mit einem Kinde (Korespondencja Goethego z dzieckiem). Nikt nie podawał w wątpliwość autentyczności listów aż do roku 1929, w którym odkryto i wydano korespondencję oryginalną.
Ach, dlaczego jej w porę nie spaliła?
Proszę postawić się na jej miejscu: niełatwo jest spalić intymne, drogie nam papiery; to tak jakby przyznać, że wasz czas się skończył, że jutro umrzecie; toteż akt zniszczenia odkładacie wciąż do jutra, i pewnego dnia jest już za późno.
Człowiek liczy na nieśmiertelność, a zapomina liczyć się ze śmiercią”[23].
I właśnie z tego powodu zapewne nigdy nie przeczytamy półtora tysiąca listów Mariny Vlady („zapewne grzeszyły zbyt wielkim uniesieniem miłosnym”[24]) do Wysockiego, które zniknęły w tajemniczych okolicznościach tuż po jego śmierci.
Właśnie w chwili zgonu pisarza jego najbliżsi (żona, matka, kochanka, dzieci, krewni, przyjaciele) dokonywali wyboru, świadomie lub podświadomie, nowych „scenariuszy zachowań”[25]. Za sprawą Anny Dostojewskiej w Rosji najwcześniej ukształtował się „repertuar ról”[26]przypisanych Wdowie - kapłance chroniącej przed zapomnieniem imię i dorobek zmarłego. Na miano „wzorowej wdowy”[27](tak Anna Achmatowa określiła Jelenę Bułhakową) zasłużyły w oczach współczesnych i potomnych Nadieżda Mandelsztam, Maria Płatonowa, Tatiana Paustowska. To im wiele ciepłych słów poświęcili Josif Brodski („Na osiemdziesiąt jeden lat swojego życia Nadieżda Mandelsztamowa dziewiętnaście lat przeżyła jako żona największego rosyjskiego poety tego stulecia, Osipa Mandelsztama, a czterdzieści dwa - jako wdowa po nim. Na resztę złożyły się dzieciństwo i młodość. Wśród ludzi wykształconych, zwłaszcza literatów, wystarczy być wdową po wielkim człowieku, by zdobyć sobie pewną pozycję. Jest tak szczególnie w Rosji, gdzie przez lata trzydzieste i czterdzieste reżim naprodukował takie ilości wdów po pisarzach, że w połowie lat sześćdziesiątych wystarczyłoby ich na utworzenie własnego związku zawodowego”[28]) i Andrzej Drawicz („Strach pomyśleć, co byłoby bez nich, wdów po pisarzach. Nie byłoby całych rozdziałów i tak pokiereszowanej historii literatury. [...]. Towarzyszą swoim wybrańcom przez dłuższe czy krótsze lata ich biografii i powołań, ucząc się znosić zmienne koleje losu: alkoholowe upojenia, kaprysy, depresje, zdrady. [...]. Trzeba męstwa, charakteru, opanowania, kiedy przychodzą groźby i szantaże. Trzeba z jasną twarzą pomagać znosić oszczerstwa, donosy, pogromowe artykuły”[29]).
Sądzę, że dla wielu wdów „życie po” miało być formą kompensacji za lata nienajszczęśliwszego - z różnych zresztą powodów - małżeństwa. Wybierały różne drogi, korzystały z bogatego „repertuaru chwytów strategicznych”[30]. Wybór nieodpowiedniego sprawił, że na przykład Sofii Tołstojowej nie udało się wykreować wiarygodnego mitu rodzinnej arkadii, hipnotyzującej legendy, w którą mogłaby się wpisać. Popełniała za dużo błędów, które nigdy nie przydarzyłyby się - doskonale wyczuwającej wszelkie niuanse public relations - Annie Dostojewskiej. Żona Fiodora Michajłowicza kierowała się w życiu budzącą powszechną sympatię dewizą „mój biedny Fiedia” i umiejętnie usuwała się na dobrze oświetlony drugi plan, a żona Lwa mówiła wciąż o własnych cierpieniach i wspomnienia o mężu zatytułowałaby zapewne Ja, biedna Sonia.
Kolejne generacje żon (wdów) nauki pobierały częściej u Dostojewskiej - Jelena Siergiejewna „[...] szybko stała się częścią legendy o Bułhakowie”[31]; Nadieżda Jakowlewna trafiła do podręczników i leksykonów (np. do Słownika pisarzy rosyjskich[32]pod redakcją Floriana Nieuważnego), a w adresowanej do młodego odbiorcy Literaturze powszechnej[33]Jana Tomkowskiego została wręcz potraktowana na równi z mężem (hasło Mandelsztamowie).
To one, ale też siostra i córka Mariny Cwietajewej czy matka i siostra Antona Czechowa, tworzyły kanoniczny image zmarłego twórcy. Pełniły rolę anioła stróża prowadzącego bezradnego jak dziecko uczonego po bezdrożach biografii męża, matki, brata, siostry, syna. Tylko przed nimi twórczość Wielkiego Nieobecnego nie kryła żadnych tajemnic i tylko dzięki nim na badacza mogła spłynąć iluminacja. Spotkaniom z córką Mariny Cwietajewej, Ariadną Efron (nb. zgodnie z jej życzeniem archiwum poetki zostało udostępnione dopiero w roku 2000), wiele miejsca poświęciła Wieronika Łosska: „[...] Ariadna Siergiejewna [...] powiedziała: ‘A więc zamierza Pani pracować nad Mariną Cwietajewą? A czy może mi Pani powiedzieć, że rozumie ją Pani dokońca?’ - ...?? - ‘A więc co zamierza właściwie Pani badać? Po to, żeby badać trzeba ją całą rozumieć, do końca, a jeśli Pani nie rozumie!.. Tylko jarozumiem i znam ją do końca. Jestem jej pierwszym i jedynym, wiernym i wnikliwym czytelnikiem!”[34]. Magicznym zaklęciem, które miało zapewne sparaliżować recenzentów, posłużył się Nikita Struve we wstępie do swojej monografii Osip Mandelsztam: „Nasze tezy [...] zyskały aprobatę Nadieżdy Jakowlewny Mandelsztam, która do samej śmierci nie przestawała dzielić się z nami danymi archiwalnymi i radami”[35].
Wielu innym wdowom, zwłaszcza w dziewiętnastym stuleciu, było obce rozumienie swego życia jako misji i pragnienie złożenia go w ofierze na ołtarzu pamięci. Ich patronką jest zapewne Natalia Puszkin, której udało się zachować całkowitą obojętność dla twórczości Aleksandra Siergiejewicza i późniejszego rodzenia się jego legendy.
Młodsze siostry w nieszczęściu Gonczarowej z reguły już wiedziały, że nawet zmarły mąż najczęściej nie traci na wartości - pozostają po nim prawa autorskie, honoraria, rękopisy (zajmują wprawdzie zbyt dużo miejsca, ale na szczęście można je przecież sprzedać lub rozpalić nimi w piecu) i wierni czytelnicy, którym można zaproponować wspomnienia (napisały je m. in. Anna Dostojewska, Nadieżda Mandelsztam[36], Tatiana Łappa-Kiselhof[37]i Lubow Biełozierska[38]- żony Bułhakowa, Zinaida Pasternak[39]czy Iza Wysocka[40]i Marina Vlady - żony Wysockiego).
Początkowo przywilej ten był zarezerwowany wyłącznie dla wdów[41], które swój status miały potwierdzony w cerkwi lub w zagsie (urzędzie stanu cywilnego). Do nich dołączyły osierocone dzieci (pięcioro Lwa Tołstoja[42], Lubow Dostojewska[43], Ariadna Efron[44]), rodzice (Nina Wysocka[45]), rodzeństwo (Andriej Dostojewski[46], Anastasia Cwietajewa[47]), krewni (siostrzeniec jednej z żon Bułhakowa[48], siostra Sofii Tołstojowej Tatiana Kuzminska[49]), przyjaciele (Ałła Diemidowa[50], aktorka występująca z Wysockim w Teatrze na Tagance), znajomi (córka Olgi Iwinskiej Irina Jemielianowa[51]) i - najpóźniej - te, które dla pisarzy znaczyły najwięcej (Lidia Awiłowa[52], Lila Brik[53], Wieronika Połonska[54], Natalia Sztempiel[55], Olga Iwinska[56], Ludmiła Dierbina[57]). We wspomnieniach Tołstojów Jasna Polana przeobraziła się w krainę wiecznej szczęśliwości („Teraz, kiedy mam ponad sześćdziesiąt lat, wspominając mamę, często myślę, jaka to była niezwykle dobra kobieta, niezwykła matka i niezwykła żona”[58], „Co wieczór przed snem mama z miłością obmyślała, kogo czym karmić. To była jej radość i duma”[59]); w książce O Marinie Cwietajewej córka wykreowała świat rodzinnej idylli - bez nieporozumień, kłótni i kolejnych romansów matki; Anastasia Cwietajewa stworzyła mit o bliźniaczo uzdolnionych, bliźniaczo genialnych siostrach, niejednakowo jednak potraktowanych przez los, który wyraźnie sprzyjał Marinie; a panie muzy pisały głównie o tym, co im do zawdzięczenia ma literatura rosyjska. Tylko nieliczni oparli się pokusie przejścia do historii (m. in. Nikita Wysocki, syn Władimira z drugiego małżeństwa, który wspomniał w jednym z wywiadów: „Proponowano mi udział w jakichś imprezach związanych z ojcem, pisanie memuarów - odmawiałem”[60]).
Zawartość większości publikacji nie pozostawia najmniejszych wątpliwości - dyskrecja już dawno przestała być modna, jest passé. Czytelnik już nie musi zaglądać do sypialni literata przez dziurkę od klucza, ponieważ drzwi do niej prowadzące zostały szeroko otwarte. Na początku dwudziestego wieku Anna Dostojewska, rumieniąc się zapewne, wyznawała szeptem tajemnice alkowy małżeńskiej. Autorki wspomnień pisanych kilkadziesiąt lat później (Nadieżda Mandelsztam, Olga Iwinska, Marina Vlady) współuczestniczyły, może nie zawsze świadomie, w jeszcze jednej rewolucji - obyczajowej (światowej, wymarzonej przez Lwa Trockiego). O okolicznościach śmierci Nikołaja Rubcowa, jednego z bardziej znanych współczesnych poetów rosyjskich, nie musimy się dowiadywać z kawiarnianych plotek, pogawędek w maglu czy z ociekających krwią artykułów w bulwarowej prasie, lecz ze wspomnień jego towarzyszki życia (Ludmiły Dierbiny), które cieszyły się znacznym rozgłosem w samizdacie, a następnie opublikowano je w czasopiśmie „Diadia Wania”. Niestety. Quentin Tarantino nigdy ich jednak nie przeczyta i nigdy nie powstanie Russian Pulp Fiction, i nigdy w nim nie zagra Marina Vlady.
Doświadczenia minionego stulecia świadczą również o tym, iż pisarz - za cenę funkcjonowania w mediach - ma coraz mniej do ukrycia (coraz niechętniej „świadomie ‘zamraża’ intymność [...]”[61]) i do ról tradycyjnie mu przypisanych, gotów jest dodać nową: ekshibicjonisty. A jego najbliżsi do wspomnień dołączą wkrótce filmy video nakręcone ustawioną w sypialni kamerą. Obserwacje poczynione, nie tak znów dawno, przez Klausa Thiele-Dohrmanna już nie dotyczą artysty współczesnego. „W literaturze, jak w życiu codziennym – pisał ten niemiecki popularyzator socjologii i psychologii - sprawy seksualne są ulubionym przedmiotem plotki. [...]. Seks jest dziedziną, w której wielu ludzi odczuwa zahamowania i w której wychowanie i otoczenie wpływa na ścisłe związanie strachu z agresją. Równocześnie seks jest dziedziną wymykającą się kontroli społecznej, ponieważ uprawia się go w ukryciu; jest to teren, na którym kompensować można swe codzienne lęki. Własną intymną sferę chciałoby się najdokładniej zasłonić przed oczyma innych, a równocześnie człowiek jest bardzo ciekaw intymnego życia innych ludzi. Lękliwe moralizatorstwo i ukryta zazdrość, że inni zdobywają się na swobodę, prowadzi [...] do potępienia tych, którzy odbiegają od normy”[62].
I tylko historyk literatury czy krytyk literacki ma od lat wciąż te same wątpliwości, przeżywa wciąż te same rozterki, zadaje wciąż te same pytania o granice prywatności, których biograf nie powinien przekroczyć. Jak się wydaje, funkcjonuje wciąż dobrze sprawdzona zasada postępowania (być może tu i ówdzie traktowana jako anachronizm), którą nazwałbym zasadą stref czasowych. Pierwsza - chroni prawo do intymności żyjących twórców (niekiedy jednak, o czym już była mowa, sami z niego rezygnują). Tomasz Jastrun, pisząc o książce Anny Bikont i Joanny Szczęsnej Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny Wisławy Szymborskiej, pochwalił autorki za to, że „książka jest taktowna. Wiele o Szymborskiej mówi, ale nie wkracza w te rejony jej sfery prywatnej, gdzie zaczyna się niedyskrecja. Dwaj mężczyźni jej życia pojawiają się i znikają, jak znikają delikatne duchy”[63].
Po śmierci artysty biograf - co oczywiste - zyskuje możliwość poszerzenia z każdym rokiem kręgu spraw, o których wolno już publicznie się wypowiadać. Musi się jednak liczyć z tym, iż nawet po pięćdziesięciu latach hipotezy nazbyt śmiałe wywołają emocje. „Nowoje litieraturnoje obozrienije” opublikowało list podpisany przez Irinę Karum, Warwarę Swietłajewą i Jelenę Ziemską (przedstawiające się jako kuzynki Michaiła Bułhakowa i jego najbliższych). Protestują one przeciwko niektórym informacjom zawartym w leksykonie Borisa Sokołowa[64]. List kończy się ostrzeżeniem: „Wzywamy B. W. Sokołowa i wydawnictwo ‘Łokid-Mif’ do wstrzymania prac nad drugim wydaniem Encyklopedii Bułhakowowskieji oczekujemy stosownych przeprosin w środkach masowej informacji. Informujemy wytwórców podobnej produkcji ukazującej się drukiem, iż zamierzamy bronić dobrego imienia naszych nieżyjących rodziców i krewnych w sądzie”[65]. Pisaniu o twórcach jeszcze wcześniejszych, z początku XX stulecia lub dziewiętnastowiecznych, nie towarzyszy zbyt wiele zakazów, nie ma tematów tabu (potomkowie Natalii Gonczarowej czy Apolinarii Susłowej nie wytoczą procesu), ale wciąż - jak sądzę - powinno obowiązywać przynajmniej jedno kryterium, wysoko cenione przez Josifa Brodskiego: dobrego smaku[66].
„Nasuwa się pytanie: jaka jest granica skromności - pisał w swoim czasie Dmitrij Fiłosofow - zabraniającej naruszać tajemnicę prywatnego życia pisarza? Jak zachować umiar? Czy w ogóle mogłoby cokolwiek splamić honor Turgieniewa, rzucić cień na jego uczucie do Viardot? Co więcej, jeżeli nazwisko samej pani Viardot przejdzie nawet do historii, to raczej jako przyjaciółki Turgieniewa niż jako śpiewaczki. Można tak czy inaczej wyodrębnić pojęcia pisarza i człowieka, ale będzie to podejście czysto formalistyczne, zwłaszcza w Rosji, gdzie pisarza lubi się i ceni właśnie jako człowieka. Myślę, że nie ma tu zamachu na życie prywatne, ani niezdrowej ciekawości do intymnego życia, lecz chęć umiłowania całego człowieka, objęcia tą miłością nie tylko jego wielkości, ale również słabości, pragnienie, by zrozumieć go do głębi, przejąć do własnego serca jego cierpienie i ból, jego szczęście”[67].
A wszystkiemu winien jest, przypominam, sentymentalizm.
[1]T. Kostkiewiczowa, Sentymentalizm [w:] Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1976, s. 401.
[2]Cyt. wg: M. Głowiński, Powieść a dziennik intymny [w:] tenże, Gry powieściowe, Warszawa 1973, s. 97.
[3]Ibid., s. 105.
[4]A. Puszkin, Listy, tłum. M. Toporowski i D. Wawiłow, Warszawa 1976, s. 183.
[5]A. Panajewa, Wspomnienia, tłum. A. Sarachanowa, Kraków 1977, s. 38.
[6]Zob.: T. Klimowicz, Z profilu i en face. Z problematyki komunikacji literackiej, „Teksty Drugie” 1997, nr 5.
[7]S. Rushdie, Śmierć z pożądania, tłum. A. Krzemińska, „Polityka” 15 listopada 1997, nr 46, s. 92.
[8]Cyt. wg: I. Zilbersztejn, Ze studiów nad Turgieniewem [w:] Bezimienna miłość. Opowieści z życia pisarzy rosyjskich, tłum. M. Dolińska, Warszawa 1977, s. 84. Do tej rozmowy doszło latem 1882 roku w Bougivalle.
[9]A. Zagajewski, Poezja i wątpliwość, „Gazeta Wyborcza” („Gazeta Świąteczna”) 27-28 grudnia 1997, nr 300 (2592), s. 18.
[10]Zob.: T. Klimowicz, Dzienniki Kornieja Czukowskiego i Jurija Nagibina, „Odra” 1997, nr 1.
[11]O 90-tomowym („pełnym”, 1928-1958) wydaniu spuścizny Lwa Tołstoja pisze Lew Osterman w książce Srażenije za Tołstogo (Moskwa 2002).
[12]Z. Tołstoj, Pamiętniki, wybór i tłum. M. Leśniewska, przedmowa i przypisy W. Jakubowski, Kraków 1968.
[13]J. Bułgakowa, Dniewnik, Moskwa 1990, s. 128.
[14]G. Bienisławskaja, Iz dniewnika [w:] Lubow’ i smiert’ Siergieja Jesienina, Moskwa 1992, s. 138.
[15]„...Gor’ko widiet’ żyzni kraj”. Siergiej Jesienin i Sofia Tołstaja, publikacyja, wstuplenije i primieczanija T. Nikoforowoj, „Nasze nasledije” 34, 1995, s. 60.
[16]N. Modzelewska, Pisarz i miłość. Dostojewski, Czechow, Warszawa 1975, s. 10. Inny znany pisarz, Iwan Gonczarow, trzy lata przed śmiercią pisał: „Niech listy moje pozostaną własnością tych, do kogo były pisane i nie przechodzą w obce ręce, a po śmierci zostaną zniszczone”. Cyt. wg: N. Iwanowa-Gładilszczikowa, Naruszenije woli, „Litieraturnaja gazieta” 1997, nr 49, s. 12.
[17]B. Jegorow, Slowianofilstwo - okcydentalizm - kulturologia[w:] Semiotyka dziejów Rosji, wybór i przekład B. Żyłko, Łódź 1993, s. 367.
[18]Pojęciem tym posłużył się A. Nosow. Zob.: „Nasza lubow’ nużna Rossiji...’ Pieriepiska J. N. Trubieckogo i M. K. Morozowoj, wst. stat’ja, sostawlenije, publikacyja i kommientarii A. Nosowa, „Nowyj mir” 1993, nr 9, s. 174.
[19]Ibid.
[20]S. Tołstaja, Priedisłowije [w:] Pis’ma grafa L. N. Tołstogo k żenie. 1862-1910 g., Moskwa 1913, s. III-IV.
[21]A. Gruzinskij, Ot riedaktora [w:] ibid., s. V.
[22]Cyt. wg: T. Żeleński-Boy, Brązownicy[w:] tenże, Pisma, t. IV, Warszawa 1956, s. 86.
[23]M. Kundera, Nieśmiertelność, tłum. z francuskiego M. Bieńczyk, Warszawa 1995, s. 88-89.
[24]M. Vlady, Wysocki, czyli przerwany lot, tłum. K. Szymanowska, Warszawa 1990, s. 76.
[25]J. Sławiński, Myśli na temat: biografia pisarza jako jednostka procesu historycznoliterackiego [w: ] Biografia - geografia - kultura literacka, pod red. J. Sławińskiego i J. Ziomka, Wrocław 1975, s. 22.
[26]Ibid.
[27]A. Najman, Rasskazy o Annie Achmatowoj, „Nowyj mir” 1989, nr 2, s. 105.
[28]J. Brodski, Wspomnienia o Nadieżdie Mandelsztamowej, tłum. E. Krasińska, „Gazeta Wyborcza” („Gazeta Świąteczna”) 1-2 grudnia 1990, nr 280, s. 8.
[29]A. Drawicz, Pocałunek na mrozie, Łódź 1990, s. 103.
[30]E. Balcerzan, Biografia jako język [w:] Biografia..., op. cit., s. 34.
[31]M. Czudakowa, O miemuarach i miemuaristach (Wmiesto poslesłowija) [w:] Wospominanija o Michaile Bułgakowie, sostawitieli J. Bułgakowa i S. Landries, wstupitielnaja stat’ja W. Łakszyna, poslesłowije M. Czudakowoj, Moskwa 1988, s. 483.
[32]A. D[rawicz], Mandelsztam Nadieżda Jakowlewna [w:] Słownik pisarzy rosyjskich, pod red. F. Nieuważnego, Warszawa 1994, s. 245.
[33]J. Tomkowski, Literatura powszechna, Warszawa 1997, s. 266-267.
[34]W. Łosskaja, Marina Cwietajewa w żyzni, Moskwa 1992, s. 10.
[35]N. Struwe, Osip Mandielsztam, London 1990, s. 5.
[36]N. Mandelsztam, Nadzieja w beznadziei, tłum. A. Drawicz, Warszawa 1997. Nadzieja w beznadziei (wcześniej ukazała się jako Nadzieja w beznadziejnościw 1982 roku, w drugoobiegowej oficynie „Krąg”) jest skróconym przekładem - krążącej początkowo w samizdacie - pierwszej części wspomnień N. Mandelsztam (Wospominanija, New York 1970). Dwa następne tomy ukazały się w latach 1972 (Wtoraja kniga / Druga księga) i 1987 (Kniga triet’ja / Księga trzecia).
[37]T. Kisielgof, Gody mołodosti [w:] Wospominanija o Michaile Bułgakowie, op. cit., s. 111. Wspomnienia spisała w roku 1970 Marietta Czudakowa.
[38]L. Biełozierska-Bułgakowa, Wospominanija, Moskwa 1989, s. 90. Książka ta składa się z trzech części, które umownie można by nazwać: przedbułhakowowską, bułhakowowską i postbułhakowowską. Ta środkowa nosi tytuł O, miod wospominaniji została spisana w latach 1968-1969.
[39]Z. Pastiernak, Wospominanija [w:] Wospominanija o Borisie Pastiernakie, sostawlenije, podgotowka tieksta, kommientarii J. Pastiernak, M. Fiejnbierg, Moskwa 1993, s. 186.
[40]I. Wysockaja, Korotkoje sczast’je na wsiu żyzn’ [w:] Staratiel. Jeszczo o Wysockom. Sbornik wospominanij, sost. A. Kryłow, J. Tyrin, Moskwa 1994, s. 88.
[41]Jedynie Natalia Rieszetowska (pierwsza żona Aleksandra Sołżenicyna), łamiąc dobre obyczaje, nie czekała z publikacją na śmierć eks-męża. Książka - co do tego nie ma żadnych wątpliwości - powstała na zamówienie (jak na dobrego mecenasa przystało) KGB, była utrzymana w tonacji paszkwilu, ale mimo to rozpowszechniano ją wyłącznie za granicą, ponieważ odbiorca rosyjski nie miał prawa nawet za pośrednictwem takiego tekstu dotrzeć do cytatów z dzieł pisarza wydalonego z kraju. Zob.: N. Rieszetowska, Sołżenicyn - realia i mistyfikacje, tłum. S. Marych, Warszawa 1977.
[42]Dotarłem do wspomnień czworga: Siergieja (S. Tołstoj, Oczerki byłogo, Moskwa 1949), Tatiany (T. Suchotina-Tołstoj, Wspomnienia, tłum. M. Okołów-Podhorska, E. Wassongowa, Warszawa 1983; opublikowano także jej dziennik: T. Suchotina-Tołstaja, Dniewnik, Moskwa 1987), Ilii (I. Tołstoj, W Jasnoj Polanie. Prawda o mojom otce i jego żyzni, Praha 1923; I. Tołstoj, Moi wospominanija, Moskwa 2000) i Aleksandry (A. Tołstaja, Mładszaja docz, „Nowyj mir” 1988, nr 11; A. Tołstaja, Docz,Moskwa 2001; A. Tołstaja, Otiec, t. I-II, Moskwa 2001). W serii „Russkije miemuary” („Rosyjskie memuary”) pojawiła się również książka wnuka, Siergieja Michajłowicza Tołstoja (1911-1996), Driewo żyzni. Tołstoj i Tołstyje, Moskwa 2002.
[43]L. Dostojewskaja, Dostojewskij w izobrażenii jego doczeri, Moskwa 2001.
[44]A. Efron, O Marinie Cwietajewoj, Moskwa 1989.
[45]N. Wysockaja, „Dom na Pierwoj Mieszczanskoj, w konce” [w:] Staratiel, op. cit.
[46]A. Dostojewskij, Wospominanija, Moskwa 1999.
[47]A. Cwietajewa, Wospominanija, Moskwa 1974.
[48]I. Biełozierskij, Zamietki o Lubowi Jewgienjewnie [w:] L. Biełozierska-Bułgakowa, op. cit.
[49]T. Kuźmińska, Mój dom i Jasna Polana, tłum. Z. i S. Głowiakowie, Warszawa 1966, s. 105.
[50]A. Diemidowa, Władimir Wysockij, kakim znaju i lublu, Moskwa 1989.
[51]I. Jemielianowa, Moskwa, Potapowskij, „Nasze nasledije” 1990, I, s. 52.
[52]Pozostawiła po sobie rękopis Czechow w moim życiu.
[53]O swoim związku z Majakowskim pisała rzadko (np. Jak się miały sprawy / Kak było dieło). Więcej na ten temat zob.: W. Woroszylski, Życie Majakowskiego, Warszawa 1984, B. Jangfieldt, O Władimirie Majakowskim i Lile Brik, „Ogoniok” 1989, nr 44.
[54]W. Połonskaja, Wospominanija o W. Majakowskom, „Woprosy litieratury” 1987, nr 5, s. 146. Tekst pochodzi z 1938 r.
[55]N. Sztiempiel, Mandielsztam w Woronieże, „Nowyj mir” 1987, nr 10, s. 230. Opublikowano prawdopodobnie jedynie fragmenty wspomnień żyjącej jeszcze wówczas autorki, które - jak wiele na to wskazuje - zostały spisane w połowie lat osiemdziesiątych. Nie porusza się w nich spraw o charakterze intymnym i Sztempel nieustannie powołuje się na swoją przyjaźń z Mandelsztamową.
[56]O. Iwinskaja, W plenu wriemieni. Gody s Borisom Pastiernakom, Librairie Arthème Fayard 1978. Wspomnienia pochodzą z początku lat siedemdziesiątych.
[57]L. Dierbina, Wsio wieszczało nam groznuju dramu. Wospominanija o Nikołaje Rubcowie, „Diadia Wania” 5, 1996. W samizdaciejej wspomnienia pojawiły się w końcu lat siedemdziesiątych.
[58]I. Tołstoj, Wspomnienia o moim ojcu, tłum. I. Tuwim, J. Stawiński, Warszawa 1962, s. 19.
[59]A. Tołstaja, Mładszaja docz,op. cit., s. 191.
[60]Nikita Wysockij: Dołgoje uznawanije otca, biesiedu wieła G. Mursalijewa, „Ogoniok” 1996, nr 43, s. 34.
[61]E. Balcerzan, op. cit., s. 34.
[62]K. Thiele-Dohrmann, Psychologia plotki, tłum. A. Krzemiński, Warszawa 1980, s. 42-43.
[63]T. Jastrun, W szponach Nobla, „Twój Styl” 1997, nr 12, s. 180.
[64]B. Sokołow, Bułgakowskaja encykłopiedija, Moskwa 1996.
[65]„Nowoje litieraturnoje obozrienije” 25, 1997, s. 246.
[66]Julian Krzyżanowski ubolewał w swoim czasie: „Brak taktu naukowego [...] występuje w krytyce literackiej, nastawionej na robienie sensacyj, w pierwszym rzędzie biograficznych. [...]. Samo robienie sensacji nie wystarczyło jej twórcom; by efekt jej spotęgować, gradem pocisków zasypano ‘naukę profesorską’ jako ukrywającą w mrokach te rzekomo niezwykle doniosłe fakty, jak gdyby zadaniem nauki było pisanie kroniki skandalicznej przeznaczonej dla czytelników rozmiłowanych w romansie brukowym. Każda kultura społeczna ma mało wonne zakamarki, nic więc dziwnego, że ma je również życie literackie”. J. Krzyżanowski, Nauka o literaturze, Wrocław-Warszawa-Kraków 1969, s. 413.
[67]Cyt. wg: I. Zilbersztejn,op. cit., s. 87.
Komentarze
Prześlij komentarz