Mój towarzysz dziewczyna (Władimir Majakowski)
[w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /
Tadeusz Klimowicz
/
„Mój towarzysz dziewczyna”
(Władimir Majakowski)
/
Władimir Majakowski. https://www.adme.ru/tvorchestvo-pisateli/10-vazhnyh-detalej-iz-zhizni-mayakovskogo-o-kotoryh-nam-ne-rasskazyvali-v-shkole-chego-tolko-stoyat-filmy-s-ego-uchastiem-2189515/
Osoby:
· Władimir Majakowski (1893-1930) – Poeta, dramaturg. Trybun rewolucji.
· Ludmiła (1884-1972) i Olga (1890-1949) Majakowskie - Siostry Władimira Majakowskiego. Kapłanki w świątyni jego pamięci.
· Sofia Szamardina (1894-1980) - Słuchaczka tzw. kursów Biestużewowskich. W czasie pierwszej wojny światowej była siostrą miłosierdzia. Po rewolucji pracowała w aparacie partyjnym.
· Maria Dienisowa (1897-1943) – Rzeźbiarka. Bohaterka Obłoku w spodniach Władimira Majakowskiego.
· Elza Triolet, z domu Kagan (1896-1970) - Młodsza siostra Lili Brik. Pisarka francuska. Jej pierwszym mężem (1918-1922) był oficer André Triolet, drugim (od 1928) - Louis Aragon.
· Lila Brik, z domu Kagan (1891-1978) – Z zawodu muza. Żona (1912-?) Osipa Brika. Kochanka Władimira Majakowskiego i wielu innych.
· Osip Brik (1888-1945) - Krytyk literacki, teoretyk sztuki. Mąż (1912-?) Lili Brik.
· Elly [Jelizawieta] Jones, z domu Zibert (1904-1985) – Pochodząca z Baszkirii sprzedawczyni kosmetyków. Amerykańskie lekarstwo na miłość Władimira Majakowskiego.
· Natalia Briuchanienko (1905-1985) - Absolwentka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Moskiewskiego. Redaktorka w Gosizdacie. Rosyjskie lekarstwo na miłość Władimira Majakowskiego.
· Tatiana Jakowlewa (1906-1991) – Modystka. Paryskie lekarstwo na miłość Władimira Majakowskiego.
· Wieronika Połonska (1908-1994) – Aktorka. Moskiewskie lekarstwo na miłość Władimira Majakowskiego.
„Zostaliśmy – czytamy w parawspomnieniach Walentina Katajewa - we trójkę: współtowarzysz, kluczyk i ja. Rozumieliśmy, że królewicza nic już nie może uratować; że zabije go alkohol albo po prostu, sam nie wiedząc, co robi, powiesi się, o czym często mówił będąc pod wpływem wódki.
Cóż mogliśmy zrobić? Przekleństwo losu. [...].
- Komandor to całkiem inna sprawa. Komandor nigdy... – powiedział współtowarzysz. – Ma całkiem inny charakter. Jest prawdziwym człowiekiem, budowniczym nowego świata... rewolucjonistą...
Przytaknęliśmy: Komandor nigdy...”[1]
Mylili się. Komandor - podobnie, jak królewicz; podobnie, jak tysiące innych obywateli socarkadii – sam zadecydował o czasie i miejscu swego odejścia. Pod koniec lat dwudziestych odnotowano w Rosji Radzieckiej tak duży wzrost samobójstw, że partia nakazała utajnić wstrząsające dane statystyczne. Władze lokalne natychmiast zrozumiały, iż targnięcie się na własne życie jest źle widziane i dlatego nawet w tajnych raportach zmniejszano liczbę tego typu zgonów (najczęściej zaliczano je do kategorii „nieszczęśliwych wypadków”). Obowiązywał też zakaz publikacji na ten temat, a jeśli już pisano - to traktując odebranie sobie życia jako „zachowanie dewiacyjne”. „Socjalizm - stwierdzono w jednej z broszur - podniósł życie i szczęście człowieka do poziomu najwyższej wartości, wydając nieubłaganą wojnę wszystkiemu, co stoi na przeszkodzie w realizowaniu tej zasady. W takich warunkach samobójstwo znalazło się poza normami moralnymi społeczeństwa”[2].
Śmierć zapitego Siergieja Jesienina – w oczach ideologów marksistowskich: człowieka z marginesu politycznego, społecznego i obyczajowego - była wielokrotnie zapowiadana, oczekiwana i pożądana (memento: tak kończy bohema); śmierć Władimira Majakowskiego – w obowiązującej mitologii: człowieka z marmuru i żelaza – była nieeleganckim dysonansem, towarzyskim nietaktem, zdradą najszczytniejszych haseł („Osądzamy bezmyślny, nieuzasadniony postępek Majakowskiego. Głupia, małoduszna śmierć. Nie możemy zdecydowanie nie zaprotestować przeciw jego odejściu z życia, jego dziwacznemu końcowi”[3]), zgrzytem w kampanii promującej nowy produkt / nowy świat (jak nagły zgon aktora reklamującego margarynę zamieniającą serce w dzwon) i katastrofą dydaktyczną (nie tak mieli umierać bogowie pionierów i komsomolców). Do znudzenia więc powtarzano (i brzmiało to wiarygodnie) opinie o zabójczym przepracowaniu, narastającym przemęczeniu, stresujących utarczkach z krytykami, co doprowadziło – jak zauważył Michaił Kolcow – do chwilowego osłabienia „psychiki poety społecznika i rewolucjonisty”[4]. Dzięki temu prostemu zabiegowi (przypisaniu posągowi słabości zwykłych śmiertelników), za jedynie słuszną uznano teorię impulsywnego naciśnięcia na spust i – co najważniejsze – uniemożliwiono oficjalne wysuwanie hipotez alternatywnych oraz głębsze penetrowanie biografii zmarłego.
A w niej pozornie najważniejsza, bo najwcześniejsza, była inicjacja polityczna - pod koniec roku 1907 lub na początku 1908 Majakowski wstąpił do bolszewickiej frakcji Socjaldemokratycznej Partii Robotników Rosji (SDPRR). Już jednak 28 marca 1908 roku młody konspirator wpadł w ręce policji w pomieszczeniu podziemnej drukarni. Przez następnych kilkanaście miesięcy był śledzony i jeszcze parokrotnie zatrzymywany. Po kilku tygodniach czy miesiącach był zwykle zwalniany i oddawany pod nadzór rodziców. Ostatecznie jego sprawa została zamknięta w styczniu 1910 roku[5]. I przyszedł czas na dwie inne inicjacje – najczęściej przemilczane w podręcznikach dla radzieckiej dziatwy – artystyczną i seksualną.
Pierwszą możemy bez większych kłopotów usytuować w czasoprzestrzeni życia Władimira – w roku 1911 dostał się do Szkoły Malarstwa, Rzeźby i Architektury, gdzie poznał Dawida Burluka, który dojrzy w nim artystę, który uczyni go poetą, który wprowadzi go na kubistyczne salony (czy raczej: do zadymionych kawiarni), z którym wkrótce będzie podpisywać manifesty futurystyczne. O szczegółach tej drugiej inicjacji historia milczy. Poprzestańmy więc na świadectwie Burluka: „Wrażenia, jakie wyniosłem z pierwszych spotkań z Wołodią Majakowskim, były to: jego chęć zaimponowania męskością, siłą, zwycięstwami erotycznymi. We wczesnej młodości W. W. był mało wybredny, gdy chodziło o przedmioty zaspokojenia jego namiętności”[6].
Poczet kobiet w poety „mięsie rozkochanych”[7] otwiera Sonia Szamardina. Jesienią trzynastego roku przyszła na wieczór poezji futurystycznej, prezentacji dokonał Korniej Czukowski, nocą wszyscy pojechali do znanej petersbursko-piotrogrodzkiej kawiarni literackiej „Bezpański Pies” („Brodiaczaja Sobaka”)[8]. „Nikt mi już nie był potrzebny, – pisała we wspomnieniach – nikt nie był zajmujący. Piliśmy we dwoje jakieś wino i Majakowski recytował mi wiersze”[9]. O jej względy zabiegał również król ówczesnych poetów rosyjskich. Gdy wyjeżdżała do Mińska, obaj przyszli pożegnać ją na dworcu – kubofuturysta Majakowski podarował fiołki, egofuturysta Siewierianin - niebieskie róże. Wybrała fiołki. Zakwitł romans, przed którego konsekwencjami lojalnie ostrzegano (najgoręcej, targany wyrzutami sumienia, Czukowski) niewinną i lekkomyślną panienkę. Po kilku godzinach zwiędły jego kwiaty, po kilku miesiącach jego uczucia, pozostała zaawansowana ciąża do przerwania.
Tej samej jesieni poznała Majakowskiego Elza Kagan. Ją też - jak wszystkie przed nią i po niej – uwiodła magia jego głosu. Recytowane przez Majakowskiego wiersze przyprawiały słuchaczki o zawrót głowy. Swoich uczuć nie ujawniały wprawdzie tak ostentacyjnie, jak kilkadziesiąt lat później nastolatki słuchające „The Beatles”, ale pomiędzy nimi a poetą powstawał ponadczasowy magnetyzm erotyczny. „Nie zwracałam żadnej uwagi – pisała Elza - na to, że jest poetą. I nagle tego wieczoru jak gdyby mnie obudzono, jak gdyby zapalono jaskrawe światło, olśniło mnie [...]”[10].
I były inne zauroczenia - Maria Dienisowa, siedemnastoletnia Gioconda („A ja wiedziałem jedno, / że jesteś Giocondą / którą należy skraść” Obłok w spodniach, tłum. J. Tuwim) poznana w 1914 roku w Odessie; malarka Tonia (zagrała późniejszy epizod, w roku 1917), po której pozostało tylko imię i pamięć o samobójczej miłości („Tonia wyskoczyła przez okno, nie wiem, w którym roku”[11]). I była miłość największa – siostra Elzy, Lila.
17 grudnia 1911 roku uszczęśliwiony Osip Brik pisał do rodziców: „Zostałem narzeczonym [po sześciu latach znajomości - T. K.]. Moją narzeczoną jest, jak już się domyślacie, Lila Kagan. Kocham ją do szaleństwa; zawsze kochałem. A ona mnie kocha tak, jak - wydaje się - jeszcze żadna kobieta na świecie nie kochała. Nie możecie sobie wyobrazić, drodzy tato i mamo, w jakim zadziwiającym, szczęśliwym nastroju teraz się znajduję”[12]. Trzy miesiące później, 26 marca, odbył się ślub. W 1913 roku na uroczystym wieczorze, wydanym na cześć powracającego z emigracji znanego symbolisty Konstantina Balmonta, Lila zobaczyła Władimira po raz pierwszy, ale w jego kosmosie zaistniała dopiero dwa lata później. „Z Wołodią – czytamy w jej wspomnieniach - zapoznała mnie moja siostra Elza w Małachowce latem 1915 roku”[13].
On: natychmiast stracił dla niej głowę i ofiarował jej swoje serce.
Ona: była mile połechtana gestem, o który Salome sama musiała zabiegać.
„On: potężny [189 cm. – T. K.], barczysty, bryłowaty, wielka głowa, wielkie ręce, donośny głos. Włodzimierz Majakowski, genialny poeta rosyjski, jeden z największych w XX wieku. A dla niej - po prostu Szczeniak, zdrobniale Szczen, Scen. Zamiast pisać czasami się to imię rysuje.
Ona: drobna, szczupła, nerwowa, ogromne zielone oczy, wspaniała lawina rudych włosów. Aktorka, plastyczka, kobieta o rzadkiej inteligencji i uroku. Lila Brik. Dla niego - Lilątko, Lilasek, Liluś, Kić - i właścicielka jeszcze tuzina imion, jakie jej nadał. Spośród kobiet, które przeszły przez życie poety, ukochana najprawdziwiej, najgwałtowniej, najczulej.
Było tak: w połowie lipca 1915 roku Majakowski ukończył poemat Obłok w spodniach. W kilka dni później poznał literata i wydawcę Osipa Brika - oraz jego żonę. Brik wydał Obłok. Ale stała się rzecz dziwna. Poemat, osnuty na tle przeżycia, związanego z jedną kobietą - został zadedykowany innej. Marię [Dienisową – T. K.] z Odessy zasłoniła Lila. Zasłoniła na długo, na zawsze, na całe, pełne burz i porywów, życie aż do tragicznego finału.
Przeżyli razem piętnaście lat”[14].
On: dla niej zaczął życie od nowa (porzucona Elza pisała: „Napiszesz jeszcze do mnie? Byłoby wspaniale! Czuję się samotna i nikt mi nie jest drogi, chociaż Ty nie zapominaj, kochany, zawsze Ciebie pamiętam i kocham”[15]), „[...] ostrzygł swoje długie włosy, zdjął na zawsze swoją żółtą bluzkę i swój frak, włożył zwyczajne palto i nawet sprawił sobie laskę. L[ila] J[uriewna] pomogła mu wstawić nowe zęby [...]”[16].
Ona: oczekiwała banalnego flirtu, przelotnego romansu i była zmęczona, znużona, rozdrażniona jego nieustanną adoracją (w Jak się miały sprawy pisała: „Wołodia nie po prostu zakochał się we mnie - on napadł na mnie, to był napad. Dwa i pół roku nie miałam ani chwili spokoju - dosłownie”[17]).
To w tym czasie Majakowski próbuje popełnić samobójstwo („W 16-tym roku wczesnym rankiem obudził mnie dzwoniący telefon. Cichy głos Majakowskiego: ‘Zastrzelę się, żegnaj, Lilik’. Krzyknęłam: ‘Poczekaj na mnie’, coś narzuciłam na szlafrok, stoczyłam się ze schodów, błagałam, popędzałam, biłam woźnicę po plecach. Majakowski otworzył mi drzwi, na jego stole leżał pistolet. Powiedział: ‘Strzeliłem, zaciął się, drugi raz nie spróbowałem, czekałem na ciebie’”[18]), a Lili – być może pod wpływem tego dramatycznego (albo, jak kto woli: melodramatycznego) wydarzenia próbuje znaleźć miejsce dla zakochanego poety w swoim życiu.
Na początek – tak przynajmniej twierdzi we wspomnieniach i nie mam najmniejszych wątpliwości, że kłamie – zaproponowała mężowi separację („Fizycznie O. M. nie był moim mężem od 1916 r., a W. W. – od 1925 r.”[19]), co zostało przyjęte podobno ze zrozumieniem (w to akurat jestem skłonny uwierzyć), następnie zakochała się w Majakowskim i już z czystym sumieniem mogła w 1918 roku poinformować Osipa o swoim nowym wybranku. „Z Osią – pisze Lili - nigdy więcej nie byliśmy blisko fizycznie, tak, że wszystkie plotki o ‘trójkącie’, ‘miłości we troje’ itp. - zupełnie nie odpowiadają prawdzie. Kochałam, kocham i będę kochać Osię bardziej niż brata, bardziej niż męża, bardziej niż syna. O takiej miłości nie czytałam w żadnych wierszach, w żadnej literaturze. [...]. Ta miłość nie przeszkadzała mojej miłości do Wołodi. Na odwrót: możliwe, że gdyby nie Osia, nie kochałabym Wołodi tak mocno. Nie mogłam nie kochać Wołodi, skoro tak kochał go Osia. Osia mówił, że dla niego Wołodia - to nie człowiek, lecz wydarzenie. Wołodia w wielu sprawach zmienił myślenie Osi [...] i nie znam bardziej wiernych sobie, bardziej kochających się przyjaciół i towarzyszy”[20].
Z całą pewnością panowie siebie zaakceptowali („Drogie i niezwykłe Lilątko! – pisał Majakowski pod koniec marca osiemnastego roku - Nie choruj, na miłość boską. [...]. Kocham Ciebie, słoneczko moje miłe i ciepłe. Całuję Ośkę”[21]) – połączyła ich po pierwsze literatura, po drugie ideologia i po trzecie kobieta. A jesienią 1918 roku, to już po czwarte, także wspólne mieszkanie. Wszyscy troje przeprowadzili się wówczas z Piotrogrodu do Moskwy i zamieszkali na jakiś czas w jednej kommunałce (na drzwiach pojawiła się wizytówka: „Brikowie. Majakowski”), realizując chyba najpełniej ideę życia w komunie oraz parę innych pomysłów Czernyszewskiego. W zgodnym początkowo stadle zapanowała, jak na idyllę przystało, semantyka zwierzęca: Majakowski był Szczeniakiem (Szczen, Szczenik, Szczeniatka), Lili - Kotkiem (Kisa / Kicia, Kisik, Kisit), a Osip - Kotem (Kis, Kislit, Kes)[22]. Nowi lokatorzy moskiewskiej kommunałki na pewno dużo i chętnie ze sobą rozmawiali (Szczeniak z Kotkiem o miłości, Szczeniak z Kotem o estetyce i tylko nie wiem, o czym Kotek z Kotem), ale jeszcze chętniej do siebie pisywali (Szczeniak do Kotka o miłości, Kotek do Szczeniaka o wierności, Szczeniak do Kota o literaturze, Kot do Szczeniaka o sztuce i tylko niewiele wiem o zawartości korespondencji Kotka i Kota).
Najczęściej, najgoręcej i, niestety, najinfantylniej wyznawał miłość Szczeniak. Poeta, który zrewolucjonizował lirykę rosyjską, posługiwał się w Dzienniku dla Liczika oraz w dziesiątkach listów naiwnie pensjonarskim, rozbrajająco tradycyjnym, zaskakująco konserwatywnym i archaicznym językiem uczuć:
„128. Myślę tylko o Liliku. Cały czas słyszę ‘oczka bolą’. Strasznie kocham. Tęsknię. Najchętniej bym wrócił.
309. Dzieciaku, jadę, całuję, kocham. [...].
321. ‘Oczka bolą’. Kochana.
350. Piję herbatę i kocham.
430. Tęsknię za Licziką.
540. Myślę tylko o Kiśce.
630. Kisik, kocham”[23] (Dziennik dla Liczika prowadzony w pociągu relacji Moskwa-Piotrogród), „Drogi mój, miły mój, ukochany mój, ubóstwiany mój Lisku! [...]. Nie zapominaj o mnie, na miłość boską, kocham Ciebie milion razy więcej niż wszyscy pozostali razem wzięci. [...]. Kochaj mnie, dziecinko. [...]. Całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, całuję, i całuję” (26 października 1921; L., 24), „Każdego ranka przychodzę do Osi i mówię: ‘Smutno, bracie Kito, bez Lisiczki’, a Ośka mówi: ‘Smutno bracie Szczen, bez Kociczki” (28 listopada 1921; L., 35),
„Dla Ciebie
Lisiczko droga
Lisiczko wspaniała
Lisiczko piękna
Lisiczko cudna
Lisiczko dziecinko
Lisiczko zadziwiająca
Lisiczko kotku
Lisiczko kiciu
Lisiczko słoneczko
Lisiczko Ryżyku
Lisiczko koteczku
Lisiczko buzio
Lisiczko słodka
Lisiczko czarująca
Lisiczko zachwycająca
Lisiczko malutka
Lisiczko śliczna
Lisiczko urzekająca
Lisiczko wstrząsająca
Lisiczko fantastyczna
Lisiczko gwiazdeczko
Kocham was
Szczen”[24] (19 grudnia 1921).
Na takie listy czekała i nie doczekała się Lika Mizinowa; rozważnej i nieromantycznej (czy raczej: nieczułostkowej) Lili Juriewnie znacznie bliższa byłaby konwencja zaproponowana kiedyś właśnie przez Czechowa, a do której tak chętnie nawiązywał współcześnie Daniił Charms, na przykład w liście do Tamary Lipawskiej (5 grudnia 1930): „Droga Tamaro Aleksandrowno, Kocham Panią. Wczoraj nawet chciałem Pani to powiedzieć, ale Pani powiedziała, że na czole mam zawsze jakąś wysypkę i poczułem się niezręcznie. Ale potem, kiedy jedliśmy rzodkiew, pomyślałem: ‘No dobrze, mam brzydkie czoło, ale przecież Tamaroczka też nie jest boginią’. Ale tak pomyślałem tylko dla uspokojenia. A w rzeczy samej jest Pani boginią - wysoka, zgrabna, mądra, odrobinę przewrotna i całkowicie niedoceniona!”[25]
Tak więc w listach Lili pisanych do Władimira z Rygi jest miłość, jest zazdrość, są dobre rady (to wtedy, gdy współadresatem jest Osip), są lęki i kłamstwa, ale nie ma „majakowskiej” egzaltacji: „Posyłam wam 10 puszek szprotek, 3 pudełka kaszy owsianej, 4 funty herbaty, 2 funty kawy, 1 funt kakao, 5 funtów czekolady, 2 funty cukierków. Nie przegapcie paczki i pilnujcie, żeby wszystko w niej było. Owsiankę gotuje się na mleku: 21/2 szklanki mleka na szklankę kaszy” (20 października 1921; C., 58-59), „Kochany mój szczeniaku! Nie płacz z mego powodu. Kocham Ciebie strasznie mocno i na zawsze! Przyjadę na pewno! Przyjechałabym teraz, gdyby nie było wstyd. Czekaj na mnie! Nie zdradzaj!!! Okropnie tego się boję. Jestem Ci absolutnie wierna [ale kłamczucha - T. K.]. Są wprawdzie wielbiciele, ale mnie nikt ani trochę się nie podoba. Wszyscy oni w porównaniu z Tobą - to głupcy i potwory! [...]. W ogóle nie piję! Nie mam ochoty. Jednym słowem, byłbyś ze mnie zadowolony. Z nerwami bardzo wypoczęłam. Przyjadę dobra” (koniec października 1921; C., 63).
Przyjechała. Wypoczęta. Dobra. Kochająca. I wciąż nie monogamiczna. Kilkanaście miesięcy później, pod koniec 1922 roku, między Władimirem a Lilą „[...] doszło do scysji, w której wyniku postanowili, na zasadzie umowy wzajemnej, rozstać się na dwa miesiące. U podstaw konfliktu leżały bardzo trudne w owym czasie do rozstrzygnięcia i bolesne kwestie postawy osobistej, stosunków obyczajowych. Równo dwa miesiące - od 28 grudnia 1922 do 28 lutego 1923 - Majakowski spędził w ‘dobrowolnym więzieniu’, w swoim pokoju w zaułku Łubiańskim, prawie z nikim się nie widując, wychodząc z domu jedynie w interesach. W owych miesiącach powstał poemat O tym [...]”[26].
Niektórzy biografowie (m. in. Galina Katanian) rozpatrują ten konflikt w kategoriach sztuki wysokiej - tragedii greckiej albo telenoweli brazylijskiej: Władimir kochał Lilę i był o nią zazdrosny, ale ona go nie kochała; Lila kochała Osipa i była o niego zazdrosna, ale on jej nie kochał; Osip kochał Jewgienię Sokołową (która była jego sekretarzem literackim), ale ona... (tu akurat nie ma pewności: czy był o nią zazdrosny i czy ona go kochała). W tym tak wyrafinowanym opisie relacji interpersonalnych wiarygodnie brzmi, moim zdaniem, tylko jedno stwierdzenie: „Władimir kochał Lilę i był o nią zazdrosny”. Reszta to fiction, literatura (gdzieś pomiędzy Pulp Fiction a Literaturą).
Tak naprawdę, to tych troje (ich troje?) w 1918 roku podjęło zgodnie decyzję o przystąpieniu do Gry (w Życie, w Uczucie, w Szczęście) opracowanej przez Kotka i wymagającej przestrzegania kilku zaledwie nieskomplikowanych reguł oraz jednakiego w niej zaangażowania: Osip – traktujący „dość obojętnie erotyczną stronę miłości”[27] (w jednej ze swoich opowieści zamieścił deklarację: „Nic nas nie łączy. Jesteśmy komunistami, a nie mieszczanami i jakiekolwiek dramaty małżeńskie są u nas, mam nadzieję, niemożliwe”[28]) - usunie się w cień i poświęci się pracy naukowej, publicystycznej, literackiej; Lila z Władimirem nawiążą niezobowiązujący romans i jak bohaterowie de Laclosa chętnie będą się wikłać w inne mniej lub bardziej niebezpieczne związki. W powojennej Europie i – z innych oczywiście powodów – w porewolucyjnej Rosji powstał bowiem sprzyjający klimat dla „erotycznych eksploracji”[29].
W latach 1917-1921 w Piotrogrodzie i Moskwie ukazało się wiele skandalizujących tekstów (m. in. w roku 1920 Michaiła Kuzmina i Aleksieja Riemizowa)[30], a za sprawą NEP-u ożyły na krótko niektóre atrybuty bezpowrotnie wydawałoby się utraconego raju. „Ostatnie mody moskiewskie... – pisał wnikliwy obserwator tamtejszych obyczajów Henryk Korab-Kucharski w 1923 roku - Jest to tytuł bolszewickiego żurnału dla dam sowieckich. Z niego co tydzień czerpać mogą te panie iście paryskie pomysły do nowych sukienek i kapeluszy. I przyznać trzeba, że wygląda to wcale nieźle. Jeżeli mężczyźni zachowali swój dawniejszy wygląd swieżo zdemobilizowanych bandytów, to natomiast stworzyła się już nowa arystokracja kobieca. Panie komisarzowe nauczyły się już udawać damy z tym samym powodzeniem, z jakim córka stróża staje się elegancką kokotą. Damy bolszewickie noszą jedwabne pończochy, naszyjniki z pereł, manikurują się, kupują kwiaty na Pietrowce, po czym z miłą zalotnością umieją się oglądać i pokazywać nóżkę, wsiadając na powrót do szykownej automobilowej karety. Oczywiście takich dam i takich karet jest jeszcze niedużo, bardzo niedużo. Inne, pozostałe Rosjaneczki wprowadziły jako ostatnią modę (nie paryską tym razem) noszenie króciutkich białych skarpetek, co zresztą też czasami może nie być brzydkie”[31]. To również wtedy - czego już być może polski podróżnik nie dostrzegł – przypomniano na chwilę o erotycznym statusie bielizny damskiej. Dawniej, w latach dziesiątych, była wyłącznie biała (niekiedy o żółtym lub kremowym odcieniu), najczęściej z batystu (ale też z tiulu, szyfonu, madapolamu) i tylko panie o podejrzanej reputacji lub ekscentryczki wkładały jedwabną. Pierwsza wojna światowa zabiła gorset i w porewolucyjnej Rosji dystyngowane damy na próżno (nawet dodając wieczorową suknię z dekoltem albo smoking po mężu) usiłowały je zamienić na bazarach na chleb. Nepmani swoim nepżonom i nepkochankom ofiarowywali nową bieliznę i, najczęściej, nowe kreacje. Już jednak w latach trzydziestych zapanował postrewolucyjny, pruderyjny ascetyzm. W żurnalach wolno było prezentować jedynie koszule nocne, biustonosze (zgodnie z obowiązującymi normami) szyto w jednym fasonie, w bieliźnie męskiej niepodzielnie królowały wzory wojskowe. Często też spodenki i koszulki (czyli trusiki i majki) - wychowanie przez sport - traktowano jako rodzaj odzieży uniseksulanej[32]. Podobno sanitariuszki rosyjskie, które w ostatnich dniach wojny jako pierwsze weszły do bunkra Hitlera, zainteresowała przede wszystkim garderobą Ewy Braun. „Z wrzaskami radości – jak relacjonował Johannes Hentschel, szef obsługi technicznej bunkra – kobiety wróciły, wymachując przynajmniej tuzinem biustonoszy oraz innymi częściami koronkowej bielizny i oddaliły się na koniec z widocznym zadowoleniem”[33].
Trzeba jednak przyznać, że już w połowie lat dwudziestych zaczął się zmierzch radzieckiej belle epoque. Aron Załkind w książce Rewolucja a młodzież (1924), pod hasłem To każdy powinien wiedzieć!, sformułował w dwunastu punktach zasady obowiązujące w politycznie poprawnych kontaktach erotycznych: „1. Nie należy zbyt wcześnie rozpoczynać życia płciowego w środowisku proletariatu”, „2. Niezbędna jest wstrzemięźliwość płciowa przed ślubem [...]”, „5. Stosunku płciowego nie należy powtarzać zbyt często”, „6. Nie należy często zmieniać partnerów płciowych. Jak najmniej różnorodności płciowej”, „8. Przy każdym stosunku płciowym zawsze należy pamiętać o możliwości poczęcia dziecka [...]”, „9. Dobór płciowy powinno się budować w oparciu o linię klasową [...]. Do relacji miłosnych nie należy wprowadzać elementów flirtu, zalotów, kokieterii [...]”, „10. Nie ma miejsca na zazdrość”, „11. Nie wolno uciekać się do perwersji płciowej”, „12. Klasa [społeczna] ma prawo w obronie celów wytyczonych przez rewolucję ingerować w życie płciowe swoich członków. Płciowość powinna zostać we wszystkim podporządkowana klasowości”[34]. Inny autor, A. Timofiejew, w broszurze Na co powinna zostać skierowana energia płciowa młodzieży: Przystępne ujęcie (1926) zauważył, że „czysto fizyczny pociąg płciowy jest niedopuszczalny z rewolucyjno-proletariackiego punktu widzenia”[35] i dodał, iż ideałem młodzieży radzieckiej, jej wzorcem osobowościowym powinien zostać „[...] wielki rewolucjonista i najskromniejszy pod względem płciowym, wielki uczony i wspaniały łyżwiarz, ani przez chwilę nie odpoczywający społecznik i znakomity szachista - Władimir Iliicz Lenin”[36].
To dlatego, dodam na marginesie, tak chętnie zakładane w latach trzydziestych parki miejskie miały na swój sposób pobudzać wyobraźnię erotyczną i jednocześnie proponować najbardziej pożądane dla niej ujście (m. in. poprzez dobór rzeźb utrzymanych w poetyce kiczu totalitarnego) – w ciężkiej pracy fizycznej[37].
Na szczęście dla Lili i Władimira (Osip konsekwentnie podążał śladami „wspaniałego łyżwiarza”) partia w latach dwudziestych jeszcze tolerowała zachowania seksualne inne od tych zalecanych przez broszury i ich romans wciąż podsycała stała obecność innych kobiet i mężczyzn. Poeta i muza opowiadali więc sobie o kolejnych swoich flirtach, nowych przygodach, jednorazowych uczuciach i tylko podejrzenie o próbę ukrycia przez niego poważniejszego związku wzbudziła jej protesty: „Wołodik, Julia Grigoriewna Ljenar opowiedziała mi o tym, jak się upijasz do wymiotów i jak jesteś zakochany w młodszej Ginzburg, jak się do niej kleisz, jak chodzisz i jeździsz z nią w czułych pozach po ulicach. Wiesz, jaki mam do tego stosunek. Za dwa tygodnie będę w Moskwie i będę udawać, że o niczym nie wiem. Ale żądam: żeby wszystko, co może mi się nie spodobać, zostało ostatecznie skończone. Żeby nie było ani jednego telefonu, itp. Jeśli to wszystko nie zostanie wykonane w najdrobniejszych szczegółach - zostanę zmuszona rozstać się z Tobą, czego nie chcę, ponieważ kocham Ciebie. Świetnie wywiązujesz się z umowy: ‘nie upijać się’ i ‘czekać’. Ja, do tej pory, dotrzymałam jednego i drugiego. Co będzie dalej - zobaczymy. Straszna swołocz ta Julia Grigoriewna! Zła baba! Nie chciałam znać prawdy i o nic nie pytałam. Nie martw się! Jeśli jednak mimo wszystko mnie kochasz, to zrób wszystko tak, jak tego żądam i zapomnijmy. Całuję Cię. Lila”[38]. Majakowski udzielił natychmiast skrupulatnych wyjaśnień: „Rzecz jasna nie będę się chwalił, że żyję jak pustelnik. Bywam w gościach i w teatrach, i spaceruję, i odprowadzam. Ale nie ma żadnego romansu, nie ma i nie było”[39]. Oczywiście, że był. Nie, były. Jego - z Zinaidą Ginzburg. I jej, w tym samym czasie, w Rydze - z Michaiłem Alterem.
Jej listu nie pisała zazdrość (bo tej musi towarzyszyć miłość), ale obawa przed narażającym ją na śmieszność porzuceniem lub – co gorsza – porzuceniem dla innej. Nie żądała wyłączności do ciał swoich mężczyzn, chciała mieć na własność jedynie ich serca. Na długiej liście podbojów erotycznych Lili znalazł się w roku 1920 Nikołaj Punin, w przyszłości mąż Anny Achmatowej. „[...] Powiedziałem jej – zanotował w dzienniku - że interesuje mnie tylko fizycznie i że jeśli jest gotowa tak mnie rozumieć, będziemy się widywać, niczego więcej nie chcę i nie mogę [Punin był żonaty - T. K.]; jeśli zaś się nie zgadza, to proszę ją, żeby zrobiła tak, abyśmy się nie widywali. ‘Nie zobaczymy się’ - pożegnała się i odwiesiła słuchawkę”[40]. Przyszło to jej z łatwością, ponieważ wiedziała, że są inni (że jest Majakowski) i będą inni - nie hamletyzujący i gotowi na wszystko. Przyszło to jej z łatwością, ponieważ wiedziała o nas wszystko. „Mężczyźnie – zwierzała się - należy wmówić, że jest znakomity albo wręcz genialny, ale że inne tego nie rozumieją. I pozwalać mu na to, na co nie pozwala się mu w domu. Na przykład palić albo jechać dokąd zechce. No a reszty dokonają ładne pantofle i jedwabna bielizna”[41]. Jako nastolatka miała romans z korepetytorem i zrozpaczeni rodzice wywieźli ją do mieszkającego w Katowicach stryja, którego zresztą natychmiast uwiodła. Poabortowe powikłania uczyniły ją bezpłodną. Teraz więc – gdy nie musiała myśleć o środkach antykoncepcyjnych czy zamartwiać się niechcianą ciążą - często radziła życzliwie znajomym paniom: „Najlepiej zawierać znajomość w łóżku”[42] (Kilka lat później Anaïs Nin, kochanka między innymi Henry’ego Millera, powie: „Trzy czwarte życia spędzam w łóżku”[43]). Podobno jedynym mężczyzną, który w latach dwudziestych oparł się wdziękom Brik był znany reżyser Wsiewołod Pudowkin. Podobno bardzo ją to zabolało.
A Majakowski - bo to jego dopadł pożar serca, bo to ona ma „serce w żelazie” (Lileczko! To zamiast listu, tłum. S. Pollak) - z każdym dniem coraz gorzej znosił obecność wciąż nowych mężczyzn u boku (tego też był pewien) kobiety swego życia. Miał dość już gry, w której przegrywał z uczuciem, o które wcześniej siebie nie podejrzewał – z niemodną, mieszczańską, burżujską zazdrością. Miał dość już gry, w której ukochaną musiał się dzielić z innymi. Był zmęczony jej sadomasochistycznymi pomysłami („Kiedyś przyznała się: ‘Lubiłam uprawiać miłość z Osią – opowiada współczesny poeta rosyjski Andriej Wozniesienski – {tu LJB, jak to często bywa z damami, delektując się, użyła nieprzyzwoitego czasownika}. Zamykaliśmy wtedy Wołodię w kuchni. Wyrywał się, chciał do nas, skrobał po drzwiach i płakał’. Potem przez pół roku nie mogłem przychodzić do jej domu. Wydawała mi się monstrum. Ale Majakowski kochał taką. Z pejczem”[44]). Cierpiał i pewnie błagał boga Wojujących Bezbożników o amnezję, o to, by Flash backnie przynosił obrazów jej kochanków, ale jego modlitwa nie została wysłuchana. Niezawodna pamięć nie pozwalała zapomnieć o życiu erotycznym Lili, a natrętna wyobraźnia – żywiąca się „podejrzeniami, zazdrością i wściekłością”[45] - nie pozwalała zasnąć.
Tak doszło w 1922 roku do wspomnianej już grudniowej „scysji”, w której padły słowa poety o potrzebie stałości uczuć i wierności. Za próbę buntu zapłacił aresztem domowym. „Dziś pierwszy luty – pisał do Lili - Minęło 35 dni. To przynajmniej z 500 godzin ustawicznego myślenia...”[46] Nie dotrzymywał zresztą danego słowa - podchodził pod jej dom, chował się na schodach, podkradał się pod drzwi, przekazywał listy, posyłał kwiaty, książki i prezenty o nieskomplikowanej symbolice (np. ptak w klatce). I pisał O tym (1923).
Po dwóch miesiącach skruszony (ale nie wyleczony z zazdrości) poeta powrócił na łono rodziny Brików. Znów byli razem i wspólnie spędzili lato 1923 roku – ostatnie takie lato - w Niemczech. Pierwsze wydanie dopiero co napisanego poematu zostało zaopatrzone w znakomite zdjęcia (wykorzystujące technikę fotomontażu) wykonane przez Aleksandra Rodczenkę, na których pojawia się Lili (m. in. w piżamie). Jak bowiem na dwudziestowiecznego artystę przystało, Majakowski dzielił się swoją prywatnością z tysiącami czytelników (dziś sprzedałby milionom w jakimś kolorowym tygodniku).
Twórcy rosyjscy już zresztą w latach dziesiątych opuścili na dobre wieżę z kości słoniowej i wmieszali się w tłum. Autor poematu O tym nie był więc tu wyjątkiem, ale on jako jeden z pierwszych docenił komercyjny wymiar sztuki. Świetnie zatem sobie radził w rzeczywistości nepowskiej (której skądinąd szczerze nienawidził), układając (tworząc?) „agitki gospodarcze”, czyli teksty reklamowe. Był zapewne najbardziej wziętym ówczesnym copywriterem rosyjskim. W 1923 roku zapraszał na przykład do robienia zakupów w GUM-ie (Gławnyj uniwiersalnyj magazin / Centralny Dom Towarowy: „Tomu niestraszen moroz złowieszczij, kto kupit w GUMie tiopłyje wieszczi”[47]/ „Ten na straszny mróz nie złorzeczy, kto kupi w GUM-ie ciepłe rzeczy”), korzystania z usług Mosselpromu[48] (dla którego wymyślił swój najbardziej znany slogan reklamowy, taki na miarę cukru, który krzepi albo „Coca Coli”, która to jest to: „Nigdie kromie kak w Mosselpromie” / „Zawsze to robię w Mosselpromie”) i konsumowania wyrobów Riezinotrustu (smoczków - „Łuczszych sosok nie było i niet – gotow sosat’ do starosti let” / „Gdy smoczki te ssą Twoje usta – to nawet starość nie jest pusta”, gumowych zabawek, opon, kaloszy - „Dożdik-dożd’, wpustuju ljosz, ja nie wyjdu biez gałosz. S pomoszczju Riezinotriesta mnie wiezdie suchoje miesto” / „To co, że deszczyk zmoczył szosę – ja przecież mam swoje kalosze. Gumowy Truście, mój wspaniały – wracam do domu suchy cały”), zachęcał do palenia określonych gatunków papierosów („Nami ostawlajutsia ot starogo mira tolko papirosy ‘Ira’” / „Ze starego świata nasza lira opiewa tylko papierosy ‘Ira’”, „Wsie kurilszcziki wsiegda i wiezdie otdajut priedpocztienije ‘Krasnoj zwiezdie’” / „Wszyscy palacze zawsze i wszędzie okazują względy ‘Czerwonej Gwieździe’”), ale też jedzenia masła, chleba, ciastek, makaronu, czekolady, cukierków.
We wrześniu 1923 roku został niesłusznie oskarżony i aresztowany Aleksandr Krasnoszczekow – prezes Prombanku, wiceminister finansów (według ówczesnej nomenklatury: zastępca narkomfina), od roku kochanek Lili. Szloch rozpaczy czy skowyt utraty były jej obce. Zapomniała o nim wcześniej od Majakowskiego przeżywającego któreś tam déjà vu. Następny rok upłynął niewiernej kochance na podróżach. Cztery miesiące, od lutego do maja, spędziła w Londynie, Berlinie i Paryżu, gdzie wspólnie z siostrą prowadziły dziennik randek i „rozrywek”, wymieniały uwagi o kochankach (Elza przy innej okazji o panu M.: „Nie odnosił wśród kobiet sukcesów tenora, był całkowicie pozbawiony czegoś pikantnego, nieczystego, uwodzicielskiego i dwuznacznego, co kobiety tak lubią”[49]).
Lila i Władimir kiedyś sobie obiecali, że gdy jedno z nich przestanie kochać, to uczciwie o tym poinformuje partnera. Wiosną 1925 roku znużona nieustanną, pozbawioną „dwuznaczności” adoracją poety Brik napisała, że już wygasła w niej miłość. Nie darowała też sobie komentarza jakoś tam ją usprawiedliwiającego, rozgrzeszającego: „Wydaje mi się, że Ty również kochasz mnie dużo mniej i za bardzo męczyć się nie będziesz”[50]. Myliła się. Po jej wyznaniu Majakowski – jak czynili to od romantyzmu poczynając wszyscy porzuceni kochankowie świata - wyruszył w podróż (długą, najdłuższą - do Meksyku i USA), by zapomnieć.
Zapomnienie, na krótko, znalazł w ramionach urodzonej w Rosji Elly Jones. Po wcześniejszych związkach niegdysiejszego futurysty z kobietami pozostawały wiersze, po tym – urodzone 15 czerwca 1926 roku dziecko[51]. Z matką i córką spotkał się dwa lata później we Francji. Po dwóch dniach spędzonych wspólnie w Nicei, Majakowski już sam powrócił do Paryża i nie odpowiadał na wysyłane do niego listy. „Pan – pisała Jones 8 listopada 1928 roku - przecież własną wątrobę gotów jest oddać psu - a my prosimy o tak niewiele. Przecież my też jesteśmy zwierzętami, z nogami, z oczyma! Zapewniam, niepospolite - tyle że nie w klatce. I strasznie dla naszego spokoju chcemy wiedzieć, że o nas się myśli - no bodaj raz na miesiąc [...] proszę o nas pomyśleć!”[52]
Elly Jones. http://izbrannoe.com/news/lyudi/zamuzh-za-mayakovskogo-spisok-tekh-kto-otkazalsya/
Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych Majakowski, jak przed siedmiu laty, zamieszkał wspólnie z Brikami. Dziwne, że zdecydował się na ten krok także teraz, kiedy z jego relacji z Lili zniknął seks. Może dlatego, że wciąż ją kochał i liczył na reanimację jej uczuć; a może dlatego, żeby przekonać samego siebie, że mieszkając z nią, umie bez niej żyć.
To wtedy poznał Natalię Briuchanienko („Oka w Gosizdacie nie ma na kim zawiesić, oprócz towarzyszki Briuchanienko”[53]), którą nazywał Natałoczka (natomiast w kręgu znajomych nazywano ją Junoną). Znajomym przedstawiał: „Mój towarzysz dziewczyna”[54]. Ona była oddana całym swoim studenckim sercem Wielkiej Sprawie i bywała zakłopotana eleganckim ubiorem poety, wykwintnymi restauracjami, drogimi hotelami, taksówkami. Całym tym nepmańskim szykiem. „Latem 1927 roku – wspomina Galina Katanian - Majakowski był na Krymie i na Kaukazie z Nataszą Briuchanienko. Były to stosunki, że tak powiem, upublicznione i wszyscy byliśmy przekonani, że się pobiorą. Ale się nie pobrali... Wyjaśnienie tego odnalazłam w 1930 roku, kiedy po śmierci Władimira Władimirowicza porządkowałam jego archiwum. Z daczy w Puszkinie Lila pisała: ‘Wołodio, zewsząd dochodzą do mnie słuchy, że zamierzasz się żenić. Nie rób tego...’”[55]
Natalia Briuchanienko. http://izbrannoe.com/news/lyudi/zamuzh-za-mayakovskogo-spisok-tekh-kto-otkazalsya/
Sama nawiązała w tym czasie (1926) romans z młodym, obiecującym reżyserem Lwem Kuleszowem i gdy dowiedziała się o próbie popełnienia samobójstwa przez jego żonę (była nią znana aktorka Aleksandra Chochłowa), to wyraziła szczere zdumienie: „Szurę powstrzymano na progu samobójstwa, dosłownie złapano za rękę. Jaki miała powód?”[56] Pół wieku później pozna odpowiedź na to pytanie. Teraz jest zbyt zaniepokojona gwałtowną erupcją uczuć swojego lokatora. Już nie do niej i już nie do Natałoczki, ale do znacznie groźniejszej rywalki.
Jesienią 1928 roku Majakowski wyjechał do Paryża, po drodze miał się zatrzymać w Berlinie. Lila, jak zawsze w takich razach, sporządziła listę zakupów: „W BERLINIE: Kostium robiony na drutach nr 44 ciemnoniebieski (nie przez głowę). Do tego wełniany szal na szyję i jumper, do noszenia z krawatem. Pończochy bardzo cienkie, nie za bardzo jasne (na wzór). Drrr... [tak wtedy nazywano zamki błyskawiczne – T. K.] – 2 krótkie i jeden długi. Ciemnoniebieską i czerwoną lustrynę. W PARYŻU: 2 ciekawe wełniane suknie z bardzo miękkiego materiału. Jedna bardzo elegancka, ekscentryczna z krepy-żorżety na spodzie. Dobra byłaby wielobarwna, pstra. Najlepiej z długim rękawem, ale można też gołą. Na powitanie Nowego Roku. Pończochy. Korale (jeśli jeszcze się nosi, to niebieskie). Rękawiczki. Bardzo modne drobiazgi. Chusteczki do nosa. Torebkę (można w Berlinie tanią, w K. D. W.). Perfumy Rue de la Paix, Mon Boudoir i co Ela [siostra, Elza – T. K.] powie. Nieco więcej i różnych. 2 op. pudru. Kredka Brun do oczu, kredka Haubigant do oczu. SAMOCHÓD: najlepiej kryty [z dachem, nie kabriolet – T. K.] – conduite interiere – z kompletem części zapasowych, z dwoma kołami zapasowymi, z tyłu waliza. [...]. Maskotkę na tylne okienko. Zegarek nakręcany raz w tygodniu. Rękawiczki samochodowe. Wszelkie możliwe drobiazgi stroju automobilowego, jeśli będzie samochód”[57].
A w Paryżu Majakowski poznał przy jakiejś okazji Tatianę Jakowlewą (i to dla niej zapomniał na zawsze o Elly Jones i na chwilę[58] o wymarzonym przez Lilę „Renault”), która wyjechała z Rosji trzy lata wcześniej i początkowo próbowała zrobić karierę w filmie, ale ostatecznie została modystką. „To ja – pisała jeszcze po latach przerażona Elza Triolet (jak zareaguje Lila?) - zapoznałam Majakowskiego z Tatianą. [...]. Tatiana zajmowała się podówczas robieniem kapeluszy. Była młoda i ładna - urodą krótkotrwałą, ale w okresie swego rozkwitu robiącą duże wrażenie. Była bardzo wysoka, miała długie nogi i ręce. [...]. Majakowski z miejsca w niej się zakochał. Odwoził ją potem taksówką do domu i od razu w taksówce padł na kolana. Tatiana nie była z kamienia, na jedno tylko nie chciała przystać: żeby jechać z Majakowskim do Rosji, jak się tego domagał”[59].
Jakowlewa zabiegała o reputację modernistycznej modliszki pożerającej kochanków (na początku lutego 1929 roku pisała do matki: „Mam tu reputację femme fatale”[60]), ale była co najwyżej salonowym wampem na miarę słodkich lat dwudziestych: „Mam teraz masę dramatów. Gdybym nawet zechciała być z M., to co stałoby się z Ilią, oprócz niego jest jeszcze 2. Zaklęty krąg”[61]. Ostatecznie wyszła za mąż za jakiegoś wicehrabiego i wyjechała z nim do Polski, gdzie urodziła córkę.
To był jedyny przypadek, kiedy Brik poczuła się naprawdę zdradzona, ponieważ wiedziała, że to miłość. Nie romans, nie flirt, nie przygoda, lecz miłość. Co gorsza, poczuła się też porzucona jako muza, ponieważ teraz Jakowlewej zostały zadedykowane nowe wiersze:
Tyś jedna
tego, co ja,
wzrostu
stańże
brew przy brwi,
po prostu
daj mi
o wieczorze owym
opowiedzieć
ludzkim słowem.
(W. Majakowski, List do Tatiany Jakowlewej, tłum. A. Stern)
Po śmierci poety Lila spali wszystkie listy pisane do niego przez Tatianę, a teraz - w roku 1929 – mocno zaniepokojona zrobiła wszystko, by jedyną francuską zdobyczą jej osobistego trubadura było nowe „Renault”.
Niczego nie przeczuwający Majakowski – ani dylematów tamtej pani z Paryża, ani zabiegów tej pani z Moskwy - bywa na wyścigach konnych, flirtuje z ładną aktorką, występuje 10 czerwca 1929 roku na II Zjeździe Związku Wojujących Bezbożników i przygotowuje się do swojej jesiennej wyprawy po złote runo do Francji. Ale pewnego dnia, może na hipodromie miedzy trzecią a czwartą gonitwą, niedoszły argonauta zrozumiał, że zakochał się w dopiero co poznanej ładnej aktorce. Zaskoczony, jeszcze się waha, jeszcze śle do Tatiany-modystki telegramy (niemal codziennie, ostatni 3 sierpnia) i listy (ostatni 5 października), jeszcze przypomina o sobie niedzielnymi różami, jeszcze myśli o spotkaniu i jeszcze oczywiście nie wie, ze tym razem nie otrzyma opiewanego przez siebie czerwonego paszportu. Wiele wskazuje na to, że to zaborcza Lila (jej ówczesnym kochankiem był Jusup Abdrachmanow) - pozostająca w dobrych stosunkach z Jakowem Agranowem i innymi czekistami[62] – miała swój wpływ na podjęcie tej szokującej dla prawomyślnego poety decyzji i że to Lila wyreżyserowała jego spotkanie z młodą, ładną aktorką. Wieroniką Połonską. Dla przyjaciół Norą.
„Zapoznaliśmy się – czytamy we wspomnieniach Nory, „tej małej kinematografistki”[63] (jak nazwał ją Wiktor Szkłowski w liście z 15-16 kwietnia 1930 roku do Jurija Tynianowa) - 13 maja 1929 roku w Moskwie na Wyścigach. Zapoznał nas Osip Brik... Po pewnym czasie, kiedy spacerowaliśmy po mieście, Majakowski zaprosił mnie do siebie... Zaczęłam codziennie bywać u niego na Łubiance... W teatrze nigdy mnie nie widział, chociaż ciągle się wybierał. W ogóle nie lubił aktorów, a zwłaszcza aktorek, i mówił, że mnie lubi za to, że się nie zgrywam i że nie ma we mnie nic aktorskiego... W tym okresie byłam w nim chyba najbardziej zakochana. Pamiętam, że bardzo mnie wtedy bolało, że on nie myśli o dalszej formie naszego współżycia. Gdyby wtedy powiedział, że chce, żebym z nim została na zawsze - byłabym szczęśliwa... Zimą pojechaliśmy pewnego razu jego samochodem do miejscowości Pietrowsko-Razumowskoje. Było strasznie zimno, skostnieliśmy i żeby się rozgrzać, wysiedliśmy z wozu, biegaliśmy po zaspach, tarzaliśmy się w śniegu. Włodzimierz był bardzo wesoły... W drodze powrotnej z tej wycieczki po raz pierwszy usłyszałam od niego słowo ‘kocham’... Ale niebawem nastrój Majakowskiego bardzo się zepsuł. Był czymś poważnie zatroskany, dużo milczał... Zrobił się bardzo gderliwy i chorobliwie zazdrosny. Uprzednio spoglądał na mojego męża z całkowitym spokojem. Teraz zaczął robić sceny zazdrości, czepiał się, pochmurniał... Otrzymałam dużą rolę w sztuce Nasza młodość. Dla mnie, początkującej młodej aktorki, rola w MCHAT-cie była ogromnym wydarzeniem i bardzo zapaliłam się do roboty... Majakowski przeczytał całą moją rolę i oznajmił, że jest obrzydliwa, a sztuka pewnie też. Sztuki co prawda nie czytał i nie ma zamiaru, na przedstawienie także się nie wybiera. I w ogóle nie powinnam być aktorką, powinnam rzucić teatr... Nasze stosunki przybierały coraz bardziej nerwowy charakter. Często nie potrafił się opanować przy obcych i brał mnie na stronę, żeby się rozmówić... Moja pozorna obojętność doprowadzała go do szału. Często bywał natarczywy, a nawet okrutny. Dosłownie wszystko wzbudzało jego zdenerwowanie i podejrzliwość, z powodu zupełnych drobiazgów irytował się i czepiał. Coraz bardziej kochałam, ceniłam i rozumiałam go jako człowieka i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, pędziłam do niego, a kiedy przychodziłam i znowu zaczynały się wzajemne bóle i krzywdy, chciałam od niego uciekać... A tu na początku roku 1930 [wtedy dowiedział się o zamążpójściu Jakowlewej – T. K.] Majakowski zażądał, żebym rozwiodła się z Janszynem, została jego żoną i odeszła z teatru. Odwlekałam decyzję. Powiedziałam Włodzimierzowi, że zostanę jego żoną, ale nie teraz... Jestem przekonana, że to nie nasze stosunki wzajemne przyczyniły się do złego humoru Włodzimierza Władimirowicza i jego tragicznej śmierci. Nasze niesnaski to jedna z całego kompleksu przyczyn... Wydaje mi się, że ten rok zaczął się dla Majakowskiego niepowodzeniami... Uważam, że ja i to, co było między nami - to była dla niego jakby słomka, której się chwytał”[64]. I jeszcze – w tych wspomnieniach spisanych w roku 1938 - elegancko dodała, że „[...] sama obok olbrzymiej postaci Majakowskiego nie przedstawiam żadnej wartości”[65], i jeszcze przywołała te najbardziej traumatyczne doświadczenia: „W tym czasie byłam z nim w ciąży. Przerwałam ją, miało to wielki wpływ na moją psychikę, ponieważ zmęczyły mnie kłamstwa i podwójne życie, a tu odwiedzał mnie w szpitalu Janszyn...”[66]
Świat jest pełen nieszczęśliwie zakochanych poetów, niewiernych muz, ciężarnych kochanek. Życie, jak się okazuje, dysponuje zaledwie paroma trywialnymi scenariuszami zachowań. Historia miłości według postfuturysty Majakowskiego miała również między innymi swój oberiutowski wariant i w latach trzydziestych, na innej oczywiście płaszczyźnie semantycznej, pojawiła się w dzienniku Daniiła Charmsa: „Proszę Boga, by sprawił, że Alisa Iwanowna zostanie moją żoną. Ale widać Bóg nie uznał tego za konieczne. Niech się dzieje Wola Boska we wszystkim. Widzę jak Alisa Iwanowna wymyka się ode mnie. O Boże, niech się dzieje Twoja Wola we wszystkim. Amen”[67] (13 lutego 1933); „Z Alisą Iwanowną widywaliśmy się dosłownie codziennie. Wciąż bardziej i bardziej zakochiwałem się w niej i 1 lutego powiedziałem jej o tym. 3 lutego siadłem u stóp Alisy i położyłem jej na kolanach głowę. Cudnie pachniała. I zakochałem się ostatecznie. 7 lutego zaczęliśmy się z Alisą całować. [...]. 13 lut[ego] Alisa nie pozwoliła się pocałować. [...]. 14 lut[ego] Alisa była u mnie. Całowaliśmy się. Pocałowałem jej nogę. Alisa była bardzo miła. [...]. 15 lutego. [...]. Całowaliśmy się bardzo namiętnie”[68] (18 lutego 1933); „Pod koniec lutego Alisa jakoś tak była u mnie. Długo rozmawialiśmy. Wyjaśniło się, że kocha Piotra Pawłowcza i żyje z nim”[69] (3 marca 1933); „Jakże się często mylimy! Byłem zakochany w Alisie Iwanownie, dopóki nie dostałem od niej wszystkiego, czego żąda od kobiety mężczyzna. Wtedy przestałem kochać Alisę. Nie dlatego, że się nasyciłem, zaspokoiłem swą namiętność i temu podobne. Nie, po prostu dlatego, że poznawszy Alisę jako kobietę, dowiedziałem się, że jest kobietą nieinteresującą, w każdym razie na mój gust. A potem dostrzegłem w niej także inne przywary. I wkrótce przestałem ją zupełnie kochać, wtedy właśnie, kiedy mnie pokochała. Dosłownie uciekłem, wyjaśniając jej, że odchodzę, ponieważ kocha Piotra Pawłowicza. Niedawno dowiedziałem się, że Alisa wyszła za mąż za Piotra Pawłowicza. O jakiż byłem rad!” (10 września 1933)[70]; „Boże! Co się dzieje! pogrążam się w ubóstwie i rozpuście. Zgubiłem Marinę. Boże, uratuj ją! Boże uratuj moją nieszczęsną, drogą Marinę”[71] (kwiecień 1937); „Marina pojechała [...] do Nataszy. Zdecydowała się rozwieść ze mną. Boże dopomóż uczynić wszystko bezboleśnie i spokojnie. Jeśli Marina wyjedzie ode mnie, to ześlij jej, Boże, lepsze życie od tego, które wiodła ze mną”[72] (12 maja 1937); „Bardzo ją kocham, ale jak okropnie być żonatym. Męczy mnie ‘płeć’. Tygodniami, niekiedy miesiącami nie znam kobiety”[73] (26 maja 1938).
18 lutego 1930 roku Majakowski pożegnał się z Brikami wyjeżdżającymi za granicę. To było ich ostatnie spotkanie. Jeszcze wysłali do siebie telegramy. Też ostatnie. On, że kocha, tęskni i całuje; ona (wyraźnie poirytowana): „Proszę wymyślić nowy tekst do telegramów. Ten nam się znudził”[74]. Wiadomość o jego samobójstwie zastała Lilę w Amsterdamie i to nie ona, lecz niedoceniana przez nią Połonska była świadkiem ostatnich godzin życia poety.
„13 kwietnia w ciągu dnia nie widzieliśmy się – pisze Wieronika - Zadzwonił w porze obiadowej i zaproponował, żebyśmy pojechali na Wyścigi. [...]. Zapytał, co będę robiła wieczorem. Powiedziałam, że zaproszono mnie do Katajewa, ale nie pójdę i nie wiem jeszcze, co będę robiła. Wieczorem mimo wszystko pojechałam z Janszynem do Katajewa. Włodzimierz Władimirowicz już tam był, bardzo posępny i pijany. Na mój widok powiedział:
- Byłem pewien, że pani tu będzie!
Byłam na niego zła, że przyjechał mnie szpiegować. A on się złościł, że oszukałam go i przyjechałam... Zaczęliśmy pisać do siebie w jego notesie. Niejedno znalazło się tam niemiłe słowo, znieważaliśmy się wzajemnie, znieważaliśmy się głupio, przykro, niepotrzebnie. [...]. Oznajmił, że zaraz w obecności wszystkich powie Janszynowi, co nas łączy. Był bardzo grubiański, robił wszystko, żeby mnie obrazić. [...]. Wyjął rewolwer. Oświadczył, że się zastrzeli. Groził, że mnie zabije. Kierował na mnie lufę. Zrozumiałam, że moja obecność wprawia go tylko w coraz większe rozdygotanie. Zaczęłam się żegnać. Za mną pociągnęli inni”[75]. I jeszcze raz ten sam wieczór, ale widziany oczyma gospodarza: „Moja pamięć nic prawie nie zachowała z ważniejszych wydarzeń tego wieczoru oprócz dużej dłoni Majakowskiego, jego nerwowo poruszających się palców. Były stale na moich oczach, z boku, przede mną, machinalnie zanurzały się w futrze niedźwiedzim i szarpały je, skubały, wyrywały pęczki suchych brunatnych włosów, podczas gdy oczy skierowane były przez stół na Norę Połonską – ostatnią jego miłość – zupełnie młodziutką, prześliczną blondyneczkę z dołeczkami na różowych policzkach, w obcisłej dżersejowej bluzce z krótkimi rękawkami – także bladoróżowej, co nadawało jej wyglądu raczej młodej sportsmenki, mistrzyni ping-ponga w zawodach młodzieżowych, niż aktorki MCHAT-u z trupy pomocniczej. [...].
Z nieco nieśmiałym uśmiechem pisała na kartonikach wydartych z bombonierki odpowiedzi na kartki Majakowskiego, które on ruchem gracza w ruletkę rzucał od czasu do czasu do niej przez stół i czekając na odpowiedź szarpał brudnymi paznokciami zakurzoną niedźwiedzią skórę [...].
Tekturowe kwadraciki latały przez stół ponad miską z pierogami tam i z powrotem. Wreszcie z bombonierki nic nie zostało. Wtedy Majakowski i Nora przeszli do mojego pokoju. Odrywając skrawki papieru od czego się dało, kontynuowali błyskawiczną wymianę zdań, przypominającą cichy pojedynek na śmierć i życie.
On żądał. Ona nie zgadzała się. Ona żądała – on się nie zgadzał. Odwieczna miłosna gra.
Po raz pierwszy widziałem zakochanego Majakowskiego. Zakochanego jawnie, otwarcie, namiętnie. W każdym razie wydawało mi się wtedy, że jest zakochany. Być może, po prostu był chory i nie panował nad sobą. Całe mieszkanie zasypane było kawałeczkami kartonu, strzępkami kartek i wściekle zmiętych papierków. Szczególnie dużo ich było w koszu pod biurkiem”[76].
Rankiem następnego dnia Majakowski przyjechał taksówką (nie swoim „Renault”, bo osobisty kierowca miał wychodne) po Wieronikę i zabrał ją do siebie, do mieszkania na Łubiance. Aktorka spieszyła się, nie miała dla niego czasu. „Siedziałam na kanapie – relacjonowała - Usiadł przy mnie na podłodze i płakał. Zdjęłam z niego płaszcz i kapelusz, głaskałam po głowie, starałam się go uspokoić... Zaczął szybko chodzić po pokoju. Prawie biegał. Domagał się, żebym od tej chwili, bez jakichkolwiek tłumaczeń wobec Janszyna, została z nim tutaj, w tym pokoju... Mam też natychmiast porzucić teatr. [...]. Włodzimierz Władimirowicz nalegał, żeby wszystko stało się natychmiast albo wcale. Jeszcze raz odpowiedziałam, że tak nie mogę. [...]. Wyszłam, zrobiłam kilka kroków do drzwi frontowych. Rozległ się wystrzał. Ugięły się pode mną nogi, zaczęłam krzyczeć i miotać się po korytarzu, nie mogłam się zmusić do wejścia do pokoju. Zdawało mi się, że minęło bardzo wiele czasu, zanim zdecydowałam się wejść. Ale widocznie weszłam po chwili: w pokoju unosił się jeszcze obłoczek dymu od wystrzału. Włodzimierz Władimirowicz leżał na dywanie, z rozrzuconymi ramionami. Na piersi miał małą krwawą plamkę”[77].
Zastrzelił się 14 kwietnia 1930 roku, w poniedziałek, o dziesiątej piętnaście z rewolweru otrzymanego kiedyś w prezencie od Agranowa. Zostawił list noszący datę 12 kwietnia, który opublikowano dopiero po trzydziestu pięciu latach:
„Do wszystkich!
Nie przypisujcie nikomu winy za moją śmierć i, proszę, nie plotkujcie. Nieboszczyk okropnie tego nie lubił.
Mamo, siostry i towarzysze, wybaczcie - to nie sposób (innym nie radzę), ale nie mam wyjścia.
Lila - kochaj mnie.
Towarzyszu Rządzie, moja rodzina - to Lila Brik, mama, siostry i Weronika Witoldowna Połonska.
Jeżeli zatroszczysz się dla nich o jaką taką egzystencję - dziękuję.
Zaczęte wiersze proszę oddać Brikom, oni się połapią.
Jak to się mówi
historia skończona
strzaskała się
łódka miłosna
o byt.
jesteśmy ze sobą
Więc co nam
po czczych wypominkach
bólów i krzywd?
Tym, co zostają - życzę szczęścia.
Włodzimierz Majakowski”[78] (L. 122-123).
Już pod podpisem dodał kilka zdań (takie post scriptum) skierowanych do „towarzyszy wappowców” oraz Władimira Jermiłowa i prosił (znalazcę listu?, „wszystkich”?) o przeznaczenie dwóch tysięcy rubli, które znajdują się w biurku na zapłacenie zaległych podatków[79].
Wiersz, który znalazł się w liście pożegnalnym, to autocytat, ale z pewnymi zmianami. W tak zwanym drugim wstępie do poematu Na cały głos (w innych przekładach: Pełnym głosem, lato 1929) Majakowski pisał:
Dochodzi druga.
Pewno
śpisz w najlepsze.
Droga mleczna
noc
srebrną Oką poi.
Nie spieszno mi.
Błyskawicami depesz
po cóż cię budzić mam
i niepokoić.
Jak to się mówi:
zawalona sprawa.
Miłosna łódka
rozbiła się o byt.
Wszystko już jasne.
Po cóż więc zestawiać
listę
wzajemnych
przykrości i krzywd.
(W. Majakowski, Na cały głos. Z drugiego wstępu do poematu, tłum. A. Włodek)
Niestety polskie przekłady (znane mi są dwa) sprawiły, że mniej widoczne stały się tak czytelne w oryginale różnice.
List:
Kak goworiat –
„Incydient ispiorczen”,
lubownaja łodka
razbiłas’ o byt.
Ja s żyzn’ju w rasczotie,
i nie k czemu pierieczen’
wzaimnych bolej,
bied
i obid.
Poemat:
Uże wtoroj. Dołżno byt’, ty legła.
W noczi Mleczput’ – sieriebrianoj Okoju.
Ja nie spieszu, i mołnijami tielegramm
Mnie niezaczem tiebia budit’ i biespokoit’.
Kak goworiat –
„Incydient ispiorczen”,
lubownaja łodka
razbiłas’ o byt.
S toboj my w rasczotie,
i nie k czemu pierieczen’
wzaimnych bolej,
bied
i obid.
Wieronikę Połonską zatrzymano w mieszkaniu poety i przesłuchiwano przez cały dzień (na pytania czekistów musiała zresztą odpowiadać jeszcze przez kilka następnych dni, ale zawsze zwalniano ją na wieczorne spektakle). Dzięki temu nie musiała się wsłuchiwać w odgłosy dochodzące z pokoju zmarłego. „W dniu jego śmierci – pisze Jurij Olesza - kiedy wieczorem już zebraliśmy się wszyscy [...], nagle z jego pokoju doleciały do nas głośne stuki, nawet bardzo głośne, bezceremonialnie głośne: wydawało się, że tak można rąbać tylko drzewo. Okazało się, że dokonywano otwarcia czaszki, wyjmowano mózg. Wsłuchiwaliśmy się w ciszę pełną grozy. Potem z pokoju wyszedł mężczyzna w białym fartuchu, w butach – ni to służący, ni to jakiś pracownik służby zdrowia, słowem, ktoś dla nas wszystkich obcy. Człowiek ten niósł misę okrytą białą chustą, nieco uniesioną w środku, tworzącą niby piramidę, jakby ten żołnierz w butach i fartuchu niósł wielkanocną paschę. W misie leżał mózg Majakowskiego”[80].
We wtorek dotarli do Moskwy Brikowie i Lila natychmiast zajęła się „porządkowaniem” archiwum zmarłego (jeden ze współczesnych zanotował: „L. J. Brik w roboczym gabinecie Majakowskiego porządkuje jego papiery”[81]). Następnie wymusiła na Połonskiej wycofanie się z listy rodzinnej poety (przypominam: „Towarzyszu Rządzie, moja rodzina - to Lila Brik, mama, siostry i Weronika Witoldowna Połonska”) i dlatego w uchwale Rady Komisarzy Ludowych z 23 lipca 1930 roku O uwiecznieniu pamięci tow. Władimira Władimirowicza Majakowskiegonazwisko aktorki już się nie pojawiło.
Pogrzeb odbył się w czwartek. Zgodnie z obowiązującą bolszewicką hierarchią funeralną ciało zasłużonego dla rewolucji twórcy powinno zostać przewiezione do krematorium na lawecie, ale ponieważ Majakowski popełnił samobójstwo – trumnę (za krótką, ciało zostało do niej wciśnięte) ustawiono na ciężarówce udekorowanej przez wybitnego przedstawiciela konstruktywizmu Władimira Tatlina. Za kierownicą usiadł znany reportażysta Michaił Kolcow. W ceremonii pożegnania nie uczestniczyli przywódcy partyjni, nie było też Wieroniki Połonskiej.
Tego samego dnia do tego samego krematorium przywieziono zwłoki J. Antonowej i jej czteroletniej córki. Wielbicielka poezji autora O tym na wieść o jego śmierci zabiła dziecko i siebie. Kilka dni później rozeszła się w Moskwie pogłoska o samobójstwie Brik. Fałszywa. Mężczyzna, dla którego to zrobi, dopiero miał się urodzić.
Motywy samobójczej śmierci były stale obecne w poezji Majakowskiego („A serce rwie się pod wystrzał, / a gardłu majaczy się brzytwa” Człowiek, 1916-1917), a myśl o samobójstwie towarzyszyła mu obsesyjnie przez całe życie. „Te stałe rozmowy o samobójstwie! – użalała się Lila - To był terror”[82]. W młodości podobno dwukrotnie grał w rosyjską ruletkę i niektórzy sądzą, że tym razem był to kolejny seans (poetyka listu pożegnalnego, tylko jedna kula w bębnie rewolweru) tej spopularyzowanej przez romantyków gry z losem. Gdyby się powiodło można byłoby zacząć od nowa gromadzenie nieszczęść, stresów. Rosyjska ruletka - twierdzi Grigorij Czchartiszwili - odegrałaby tu rolę mistycznego oczyszczenia, katharsis.
A więc czternastego kwietnia sięgnął po broń nie dlatego, że wyszła z pokoju Połonska, ale dlatego, że Lili go nie kochała, że czystość jego rewolucji zbrukały NEP i partyjna biurokracja, że nie odniosła sukcesu wystawa upamiętniająca jubileusz jego pracy twórczej, że nie było przy nim Brików, że wyszła za mąż Jakowlewa, że zerwał z REF-em, że zachorował na grypę i zaczęły się zabójcze dla trybuna rewolucji kłopoty z gardłem, że bez większego powodzenia wystawiono Łaźnię, że nie otrzymał paszportu na kolejny wyjazd, że miał poczucie niemocy twórczej, że przygasła jego magiczna gwiazda charyzmatycznego hipnotyzera tłumów, że miał coraz większe kłopoty ze zdrowiem psychicznym (mania prześladowcza, podejrzliwość, chorobliwe przestrzeganie czystości, patologiczna pedanteria, hipochondria) i że wreszcie (przepraszam za magiel) – jak zanotował to skrupulatnie w swoim dzienniku 28 maja 1930 roku Michaił Priezient - „Mówi się, że w liście do Olskiego [...] Majakowski pisał, że stał się impotentem i dlatego, iż nie może zaspokoić potrzeb Połonskiej kończy ze sobą”[83].
Tak naprawdę warte przytoczenia są trzy diagnozy – wszystkie postawione przez panie: „Przez dwanaście lat Majakowski-człowiek zabijał w sobie Majakowskiego-poetę, w trzynastym roku poeta wstał i zabił człowieka. Jeśli w tym życiu było samobójstwo, to nie tam, gdzie je widzą, a trwało ono nie przez mgnienie, gdy spuszczał kurek, lecz przez dwanaście lat życia. Żaden carski cenzor nie rozprawiał się tak z Puszkinem, jak Włodzimierz Majakowski sam ze sobą. [...]. Żył jak człowiek, a umarł jak poeta”[84](Marina Cwietajewa), „Jesienin mógł nie popełnić samobójstwa i mógł zginąć na zesłaniu na Syberii (jak Klujew), mógł się ustatkować (jak Marienhof) albo ‘schytrzyć się’ (jak Kusikow), mógł umrzeć przypadkiem (jak Popławski), mogła uratować go wojna, zmiana polityki literackiej w ZSRR, miłość do kobiety, wreszcie - przyjaźń z tym, do którego zwraca się w wierszu z 1922 roku, najczulszym ze swoich wierszy [Ukochany mój, podaj mi rękę...- T.K.] [...]. Jego koniec nie był nieuchronny. Cwietajewa, przeciwnie, szła ku temu przez całe życie, przez imaginacyjną miłość do męża i dzieci, przez opiewanie Białej Armii, przez garb, który tak dumnie niosła, przez pogardę dla tych, co jej nie rozumieli, poczucie krzywdy skrywane pod maską wyniosłości, przez całą klęskę swych porywów i efemeryczność ról, które dla siebie wymyślała. Role bowiem były zmyślone, a rapiery z tektury, tylko krew była mimo wszystko prawdziwa. Równie nieuchronne było samobójstwo Majakowskiego. Zgodzą się z tym być może ci nieliczni, którzy uważnie i w całości przeczytali ostatni tom jego utworów, gdzie znalazły się stenogramy z dyskusji literackich z lat 1929-1930 między RAPP-em (i MAPP-em) a Majakowskim, autorem (nie ukończonego) poematu Pełnym głosem”[85] (Nina Bierbierowa), „Majakowski miał trzy miłości - Lilę, rewolucję i Lenina, i wszystkie trzy miłości były bez wzajemności: Lila zdradzała go z kim się dało, rewolucja - z biurokracją, Lenin - z Nadsonem...”[86] (Maria Rozanowa - żona Andrieja Siniawskiego – odpowiadając na pytanie studentów Sorbony w 1993 roku).
Nawiasem mówiąc, losy dwudziestowiecznych twórców „przydeptujących gardziel swojej pieśni”[87] są mutacjami właściwie jednej biografii. Tadeusz Drewnowski pytany o przyczyny śmierci autora Pożegnania z Marią odpowiedział: „- Był to cały splot przyczyn, ale dwie są niewątpliwe. Pierwsza to podłoże psychotyczne. Borowski, jeszcze zanim znalazł się w Oświęcimiu, próbował popełnić samobójstwo. Po Oświęcimiu nasilają się stany depresyjno-maniakalne, i te próby się powtarzają. [...]. Drugi powód związany jest z tym, że Borowski znalazł się w opresji politycznej, w osaczeniu [...]”[88].
Chciałbym jednak wierzyć, że Majakowski przystawiając lufę rewolweru do piersi czuł się przede wszystkim odtrąconym kochankiem, a nie ideowym frustratem. Od pijanych Fadiejewów są mi bliższe biedne Lizy i wyczekujące na swój pociąg Anny.
Do Francji Tatiana Jakowlewa powróciła z Polski już sama, przeprowadziła rozwód i później została żoną Alexa Libermana, w latach sześćdziesiątych-siedemdziesiątych dyrektora artystycznego miesięcznika „Vogue”[89]. Zmarła w USA.
Trzy lata po śmierci Majakowskiego Wieronika Połonska rozwiodła się z Janszynem. Nie zrobiła wielkiej kariery. „Oglądałem w tych dniach – pisał 18 maja 1930 roku Michaił Priezient - na scenie Teatru Artystycznego [MCHAT-u - T. K.] W. W. Połonską i nie zrozumiałem Majakowskiego”[90].
Po śmierci Władimira z Brikami zamieszkał „czerwony dowódca” Witalij Primakow (Lila w 1933 roku do Osipa z Berlina: „Ściskam Cię i całuję, i ubóstwiam, i kocham, i cierpię. Witalij śle pozdrowienia i ściska”[91]) – jedyny mężczyzna, z którym przeżywała orgazmy i jedyny, którego nie zdradzała; po jego śmierci (został aresztowany i rozstrzelany) pojawił się Nikołaj Głazkow; po nim następni. Lila była mężatką cztery razy (z całą pewnością „prawdziwe” było pierwsze małżeństwo, wszystkie kolejne związki były zapewne konkubinatami). Listę jej oficjalnych towarzyszy życia otwiera Osip Brik (który po rozwodzie z Lilą powtórnie się ożenił), zamyka Wasilij Katanian, dla którego przestała pić. Po samobójstwie poety pretendowała nie tylko do roli jedynego przewodnika po jego biografii (musiała tu rywalizować z Olgą i Ludmiłą Majakowskimi), ale też interpretatorki jego twórczości. Gdy w 1950 roku pojawił się pierwszy tom monografii Wiktora Piercowa Majakowski. Życie i twórczość, to napisała 350-stronicowy komentarz (w całości prawdopodobnie nigdy nie publikowany) zwany w kręgach badaczy Anty-Piercowem[92]. Potem przestano ją zauważać, nie wolno było o niej wspominać, próbowano ją usunąć z życia autora Łaźni, największa miłość jego życia nagle zdematerializowała się (np. znikła ze zdjęć). Wszystko to dlatego, jak zauważa Jurij Nagibin, że „[...] Majakowski nie mógł kochać Żydówki. Powinien był kochać przepiękną kobietę rosyjską Iwanowę”[93]. Po latach szczęśliwie powróciła na swoje miejsce na fotografiach i w biografiach niegdysiejszego kochanka.
Ostatnią namiętnością tej nie starzejącej się kobiety był „[...] znany reżyser filmowy, człowiek oryginalny i utalentowany. Szczerze się zachwycał zdumiewającą kobietą, po prostu był nią oczarowany, ale, oczywiście, nie mógł odpowiedzieć pełną wzajemnością, tym bardziej, że w tym czasie kobiety – nie tylko stare, ale też młode – przestały go interesować...”[94] Gdy skazano go za homoseksualizm na cztery lata łagru, to Lila Juriewna wysyłała mu kawę, koniak, czekoladę z paryskich paczek siostry. Za sprawą jej zabiegów zwolniono go rok wcześniej. Brik zamówiła w znanej firmie siedem cudownej piękności sukienek. Sądziła, że tym razem w ciągu tygodnia go uwiedzie. Reżyser przyjechał. Gorąco podziękował za pomoc. I po kilku dniach odjechał, nie obejrzawszy nawet wszystkich kreacji starszej pani. Po jego odjeździe załamała się. Na domiar złego upadła i doznała skomplikowanego złamania kości biodrowej. W tym wieku może to oznaczać śmierć, ale znajomi twierdzą, że gdyby Lili na tym zależało, to znalazłaby w sobie dość sił, by żyć. Wciąż zresztą czekała na powrót reżysera, który pisał pełne współczucia listy, ale nie przyjeżdżał. Któregoś dnia straciła więc wszelką nadzieję i nie chciała już żyć. Popełniła samobójstwo z miłości.
W pożegnalnym liście poleciła rozsypać swoje prochy w Pieriediełkinie. Padły też tam słowa o ostatniej miłości - do „Wasi” (czyli Wasilija Kataniana). Napisanie każdego kolejnego słowa przychodziło jej z coraz większym trudem, to dawał o sobie znać powtórzony za Marilyn Monroe nembutal. Ostatnie litery były już prawie nieczytelne[95].
Dwanaście lat później zmarł Serge Paradżanow[96]. Jej ostatnia, nieodwzajemniona miłość.
O, Boże! Władimir Majakowski w kolorze! https://www.adme.ru/tvorchestvo-pisateli/10-vazhnyh-detalej-iz-zhizni-mayakovskogo-o-kotoryh-nam-ne-rasskazyvali-v-shkole-chego-tolko-stoyat-filmy-s-ego-uchastiem-2189515/
[1]W. Katajew, Z diamentów wieniec, tłum. K. Gałczyńska, Warszawa 1989, s. 162. Rozszyfrujmy: współtowarzysz - Nikołaj Asiejew, kluczyk - Jurij Olesza, królewicz – Siergiej Jesienin, Komandor – Władimir Majakowski.
[2]Cyt. wg: G. Czchartiszwili, Pisatiel i samoubijstwo, Moskwa 1999, s. 200. Literaturoznawca Grigorij Czchartiszwili jest oczywiście bardziej znany jako autor popularnych powieści kryminalnych sygnowanych pseudonimem Boris Akunin (należy czytać: BAkunin).
[3]Cyt. wg: R. Jakobson, O pokolenii, rastratiwszem swoich poetow [w:] R. Jakobson, D. Swiatopołk-Mirskij, Smiert’ Władimira Majakowskogo, The Hague-Paris 1975, s. 29-30.
[4]Cyt. wg: ibid., s. 29.
[5]Por.: W. Katanian, Majakowskij. Litieraturnaja chronika, Moskwa 1961.
[6]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie Majakowskiego, Warszawa 1984, s. 138.
[7]Z wiersza W. Majakowskiego Bluza franta(1914): „Kobiety, w moim mięsie rozkochane, / dziewczyno, która patrzysz na mnie jak na brata, / obrzućcie mnie, poetę, uśmiechami - / niby kwiaty naszyję je na bluzę franta!” (tłum. S. Pollak).
[8]Niekiedy „Bezpańskiego Psa” (działał w latach 1912-1915) nazywa się kabaretem literackim. Zob. K. Osińska, Leksykon teatru rosyjskiego XX wieku, Warszawa 1997, s. 17.
[9]Cyt. wg: A. Michajłow, Żyzn’ Majakowskogo, Moskwa 2001, s. 111-112.
[10]E. Triole, Zaglanut’ w proszłoje [w:] Imia etoj tiemie: lubow’! Sowriemiennicy o Majakowskom, sost. W. W. Kataniana, Moskwa 1993, s. 49-50.
[11]E. Triole, op. cit., s. 68. Malarka nazywała się Antonina (zdrobniale: Tonia) Gumilina.
[12]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik, Władimir Majakowski i drugije mużcziny, Moskwa 1998, s. 15. Autor bez niemodnych wyrzutów sumienia powtórzył tę publikację pod nowym tytułem: Lila Brik, Moskwa 2003. Wasilij Wasiliewicz Katanian, znał Lili Brik pół wieku. Jego ojciec, Wasilij Abgarowicz Katanian (1902-1980), miał z nią romans.
[13]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit.,s. 189.
[14]W. Woroszylski, Słowo wstępne [w:] W. Majakowski, Listy do Lili Brik (1917-1930), tłum. W. Woroszylski, Kraków 1973, s. 5.
[15]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 27.
[16]Vladimir Majakovskij and Lili Brik. Correspondence 1915-1930, edited by B. Jangfeldt, Stockholm 1982, s. 18. Dalej w tekście zasadniczym: C.
[17]Cyt. wg: B. Jangfieldt, O Władimirie Majakowskom i Lile Brik, „Ogoniok” 1989, nr 44, s. 19.
[18]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 28.
[19]Cyt. wg: J. Karabczijewskij, Woskriesienije Majakowskogo, Moskwa 2000, s. 113.
[20]Cyt. wg: B. Jangfieldt, O Władimirie..., op. cit., s. 20.
[21]W. Majakowski, Listy..., op. cit., s. 17. Dalej w tekście zasadniczym: L.
[22]Więcej o tym pisze Jurij Biezielanski w książce: Wiera, Nadieżda, Lubow’... Żenskije portriety, Moskwa 1998. W kilku pracach (m. in.: J. Karabczijewski, op. cit., A. Michajłow, op. cit., s. 240) odnalazłem wyraźne sugestie, że Osip Brik darzył gorącym homoseksualnym uczuciem Majakowskiego, co tłumaczyłoby jego przyzwolenie na wspólne zamieszkanie z kochankiem żony. Stłoczeni we troje w małym pokoiku odnajdywali wciąż nowe odcienie miłości. A więc źle zapisana w pamięci Rosjan kommunałka zbliżała jednak ludzi.
[23]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 46-47. Kłopoty ze wzrokiem Lili wywołane były powszechnym w latach tzw. komunizmu wojennego głodem.
[24]„Lubow’ - eto sierdce wsiego...”, „Ogoniok” 1989, nr 44, s. 20.
[25]„Nowyj mir” 1992, nr 2, s. 197. Tamara Lipawska (1903-1982) - żona A. Wwiedienskiego, a następnie L. Lipawskiego.
[26]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie…, op. cit., s. 358.
[27]B. Jangfieldt, O Władimirie..., op. cit., s. 21.
[28]Cyt. wg: J. Biezielanskij, op.cit., s. 429.
[29]B. Foster, M. Foster, L. Hadady, Miłość we troje. Ménages à trois od starożytności po czasy współczesne, tłum. E. Abłamowicz, A. Smith, Warszawa 1999, s. 39.
[30]Zob.: J. Diemidienko, Eroticzeskaja grafika 1920-ch godow [w:] Charmsizdat priedstawlajet: Sowietskij eros 20-30-ch godow, ried. W. Sażyn, Sankt-Pietierburg 1997.
[31]H. Korab-Kucharski, R.S.F.S.R. [w:] J. Kochanowski, Spojrzenie na Rosję, Warszawa 1994, s. 38-39.
[32]Zob.: J. Diemidienko, Ewolucyja bielja: 1910-je-1930-je gg. [w:] Charmsizdat..., op. cit.
[33]Cyt. wg: J. Fest, Ostatnie dni w bunkrze Hitlera, brak nazwiska tłumacza, „Forum” 2002, nr 18, s. 49. Przedruk z: „Der Spiegel” 18 marca 2002.
[34]Cyt. wg: Charmsizdat…,op. cit.,s. 7.
[35]Cyt. wg: ibid., s. 48.
[36]Cyt. wg: ibid., s. 137.
[37]Zob.: M. Zołotonosow, Fiłosofija obszczego tieła. Sowietskaja sadowo-parkowaja skulptura 1930-ch godow [w:] Ibid.
[38]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 52-53.
[39]Cyt. wg: ibid., s. 53.
[40]Cyt. wg: ibid., s. 63.
[41]Cyt. wg: ibid., s. 65.
[42]Cyt. wg: J. Biezielanskij, op. cit., s. 438.
[43]Cyt. wg: M. Banasiak, Anaïs Nin. Miłośnica, „Wysokie Obcasy” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) 27 lipca 2002, nr 30, s. 10.
[44]A. Wozniesienskij, Muzy i wied’my wieka, „Ogoniok” 1992, nr 10, s. 32. To Wozniesienkiemu wyjaśniła, że zdradzała Majakowskiego, ponieważ był „fatalnym kochankiem”.
[45]B. Foster, M. Foster, L. Hadady, op. cit., s. 26.
[46]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 363.
[47]Wszystkie teksty reklamowe Majakowskiego przytaczam za: W. Katanian, Majakowskij..., op. cit., s. 194-195. Tłum. moje – T. K.
[48]Pełna nazwa tego trustu brzmiała: Moskowskoje objedinienije priedprijatij po pierierabotkie produktow sielskochoziajstwiennoj promyszlennosti / Moskiewske Stowarzyszenie Przedsiębiorstw Przetwórstwa Produktów Przemysłu Rolniczego. Siergiej Jesienin skwitował sarkastycznie teksty reklamowe: „Jest Majakowski, są inni panowie. / Ale to on jest sztabs-malarzem - / Wychwala kapsle w Mosselpromie”. Cyt. wg przypisu A. Kunickiej zamieszczonego w książce: W. Duwakin, Rozmowy z Michaiłem Bachtinem, tłum. A. Kunicka, Warszawa 2002, s. 231.
[49]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 595. Zazdrościł Jesieninowi umiejętności zdobywania względów kobiet. W Majakowskim (w jego poezji?, w jego głosie?) zakochiwały się natomiast kilkunastoletnie panienki (np. szesnastoletnia Natalia Samonienko poznana w 1924 r. w Kijowie czy studiująca w Charkowie Natalia Chmielnicka).
[50]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 64.
[51]Zob.: B. Jangfieldt, O Majakowskom i „dwuch Elli”, „Litieraturnoje obozrienije” 1993, nr 6, s. 43. Majakowski przebywał w Stanach Zjednoczonych od 27 lipca do 28 października 1925 r.
[52]Cyt. wg: ibid., s. 45.
[53]Cyt. wg: J. Karabczijewskij,op. cit., s. 160.
[54]N. Briuchanienko, Pierieżytoje [w:] Imia etoj tiemie: lubow’! Sowriemiennicy o Majakowskom, sost. W. W. Katanian, Moskwa 1993, s. 199.
[55]G. Katanian, „Azorskije ostrowa” [w:] Ibid., s. 258. Lila nieustannie powtarzała, że Wołodię innej kobiecie może tylko wypożyczyć, ale nie oddać. Z tymi, które – jej zdaniem – chciały się poważniej zaangażować w związek z Majakowskim przeprowadzała rozmowy ostrzegawcze (np. z Jeleną Siemionową). Odejście poety (pomijając wszystkie inne aspekty) oznaczało przecież drastyczne obniżenie standardu życiowego rodziny Brików.
[56]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 76.
[57]Cyt. wg: A. Michajłow, op. cit., s. 456.
[58]Na dłużej nie pozwalały jej kolejne listy i telegramy: „Szczeniaczku! Y-yy-yyy-yyyy!..!..!.. Włosaczu! Yyyyyyy-y-y-y!!! Czyżby miało nie być autka!”, „Proszę, przywieź autko!!!!!!!!!!!! (koteczka)”, „Zanim kupisz samochód, skontaktuj się ze mną telegraficznie, gdyby to nie było ‘Renault’ i nie ‘Buick’”, „Telegrafuj sprawy automobilowe. Całuję. Twoja Kicia”. Cyt. wg: A. Michajłow, op. cit., s. 456.
[59]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 595-596.
[60]„...Zdies’ niet ludiej jego massztaba...”. Pis’ma T. A. Jakowlewoj w Rossiju, publikacyja, priedisłowije i primieczanija O. Ziemlakowoj, „Litieraturnoje obozrienije” 1993, nr 6, s. 51.
[61]Ibid., s. 52.
[62]Oboje Brikowie byli współpracownikami tajnej policji (OGPU, NKWD). Jej legitymacja służbowa miała nr 15073, jego - 24541.
[63]Szkłowskij o Majakowskom, „Litieraturnoje obozrienije” 1993, nr 6, s. 55.
[64]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 673-674.
[65]W. Połonskaja, Wospominanija o W. Majakowskom, „Woprosy litieratury” 1987, nr 5, s. 146.
[66]Ibid., s. 168.
[67]D. Charms, Dnienikowyje zapisi 1928-1939 godow, „Nowyj mir” 1992, nr 2, s. 210. Alisa Iwanowna Poriet - malarka.
[68]Ibid., s. 211.
[69]Ibid., s. 211.
[70]Ibid., s. 211-212.
[71]Ibid., s. 215. Marina Malić (1912-2002) - druga żona Daniiła Charmsa. Po śmierci męża wydostała się z oblężonego Leningradu na okupowany Północny Kaukaz. Wywieziono ją do Niemiec. Stamtąd wyjechała do Paryża, a następnie do Ameryki Południowej. Wyszła za mąż za rosyjskiego emigranta i osiedliła się w Wenezueli. Zmarła w Atenach (Athens, Georgia, USA). Pierwszą żoną Charmsa była Ester Rusakowa (1909-1943) – aresztowana w 1937 r., trafiła do łagru i tam zmarła. Zob. m. in.: W. Głocer, Marina Durnowo. Moj muż Daniił Charms, Moskwa 2000.
[72]Ibid., s. 215-216.
[73]Ibid., s. 220.
[74]Cyt. wg: I. Żeriebkina, Strast’. Żenskoje tieło i żenskaja tiekstualnost’ w Rossiji, Sankt-Pietierburg 2001, s. 298. Wysłała jeszcze jedną depeszę (o holenderskich tulipanach), ale Majakowski już wtedy nie żył.
[75]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 683-684.
[76]W. Katajew, Trawa zapomnienia, tłum. D. Wawiłow, Warszawa 1969, s. 194-195.
[77]Cyt. wg: W. Woroszylski, Życie..., op. cit., s. 685-687. Niemal nazajutrz po śmierci, zaczęto mówić o tym, że poetę zastrzelono. Zwolennicy tej teorii podają różne wersje zdarzeń, ale zgodnie twierdzą, że zabójstwa dokonali ludzie z Łubianki. Podobno w końcu września 1964 r. Połonska krążyła od redakcji do redakcji z nową wersją swoich wspomnień. A więc rankiem tego dnia przyjechała z Majakowskim do jego mieszkania na Łubiance. Taksówkarz czekał na nią – spieszyła się na próbę w teatrze o 10.30. Wieronika obiecała Majakowskiemu, że odejdzie od męża i pojechała do MCHAT-u. Z teatru wróciła na Łubiankę pieszo. W bramie zderzyła się z młodym człowiekiem w butach z cholewami. Tknięta złym przeczuciem wbiegła do mieszkania na trzecim piętrze. Władimir Władimirowicz już nie żył. Zob.: B. Gorb, Szut u trona riewolucyi. Wnutriennij siużet tworczestwa i żyzni poeta i aktiora Sieriebrianogo wieka Władimira Majakowskogo, Moskwa 2001. Ostatnio przeprowadzone badania (przeprowadzone m. in. przez specjalistów z zakresu medycyny sądowej) odrzucają jednak te kusząco brzmiące hipotezy. Zob.: A. Masłow, Majakowskij. Tajna smierti: toczka nad i postawlena, „NovayaGazeta.Ru” 16 sientiabria 2002, nr 68.
[78]Nawiasem mówiąc w wydanym kilkanaście lat później Życiu Majakowskiego (op. cit., s. 680) Wiktor Woroszylski zaproponował nowe tłumaczenie tego listu.
[79]List trafił do folkloru i wkrótce żebracy śpiewali w pociągach:
Towarzyszu rządzie, zlituj się nad moją mamą
I białą lilią, siostrą.
W szufladzie leżą dwa tysiaki,
Niechaj inspektor finansowy ściągnie,
A ja sobie spokojniutko umrę.
Cyt. wg: S. Rassadin, Samoubijcy. Powiest’ o tom, kak my żyli i czto czitali, Moskwa 2002, s. 73.
[80]J. Olesza, Co dzień choć kilka słów, tłum. I. Bajkowska, Warszawa 1967, s. 168. Mózg poety przewieziono do utworzonego w 1928 roku Instytutu Mózgu. Prowadzono w nim badania nad strukturą tego organu wydobytego z ciał „wybitnych jednostek” (Kujbyszewa, Kirowa, Gorkiego, Kalinina, Lenina, Stalina). Próbowano znaleźć potwierdzenie dla tezy, iż ideologia komunistyczna jest „najwyższym stadium ewolucji ludzkości”.
[81]M. Priezient, O Majakowskom, „Ogoniok” 1993, nr 29, s. 20.
[82]Cyt. wg: G. Czchartiszwili, op. cit., s. 519. W recenzji wydawniczej Pożaru serca bardzo interesującą uwagę poczynił na ten temat prof. Józef Smaga: „Obsesja samobójcza poety jest faktem bezspornym, obserwowanym u niego bardzo wcześnie w wielu tekstach i sytuacjach. J. Karabczijewski w znakomitej, choc niezwykle stronniczej książce, problem bagatelizuje. Ciekawe, iż przyszli samobójcy (Majakowski w stosunku do Jesienina, czy Karabczijewski wobec Majakowskiego) jakoś nie mają zrozumienia dla samobójców <<spełnionych>>”. Zob. też: J. Smaga, Włodzimierz Majakowski - źródła tragedii, „Sprawozdania z Posiedzeń Komisji Naukowych”, Oddział Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, t. XX/1.
[83]M. Priezient, op. cit., s. 21.
[84]M. Cwietajewa, Sztuka w świetle sumienia, tłum. S. Pollak [w:] tejże, Dom koło starego Pimena, Warszawa 1971, s. 154.
[85]N. Berberowa, Podkreślenia moje, tłum. E. Siemaszkiewicz, Warszawa 1998, s. 233-234.
[86]Cyt. wg: J. Biezielanskij, op. cit., s. 435.
[87]W. Majakowski, Pełnym głosem, tłum. A. Ważyk
[88]Przypomnieć Borowskiego. Z Tadeuszem Drewnowskim rozmawiają A. i R. Papiescy, „Nowe Książki” 2001, 10, s. 5.
[89]Por.: S. Wołkow, Świat poety. Rozmowy z Josifem Brodskim, tłum. J. Gondowicz, Warszawa 2001, s. 301.
[90]M. Priezient, op. cit., s. 21.
[91]Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik i drugije..., op. cit., s. 101.
[92]Por. opublikowane fragmenty: L. Brik, Iż matieriałow o W. W. Majakowskom, „Litieraturnoje obozrienije” 1993, nr 6.
[93]J. Nagibin, Dniewnik, Moskwa 1995, s. 354.
[94]J. Karabczijewskij, op. cit., s. 122. Dzieje nieodwzajemnionej miłości Lili Brik referuję za tą właśnie pracą.
[95]Zob.: A. Wozniesienskij, Na wirtualnom wietru, Moskwa 1998, s. 111.
[96]Serge (Sarkis, Siergiej, Serhij) Paradżanow (1924-1990) – ormiański reżyser filmowy (Cienie zapomnianych przodków, Kwiat granatu / Barwy granatu) i malarz; trzykrotnie aresztowany i więziony (1947, 1971, 1982); w akcie oskarżenia z roku 1971 obwiniono go m. in. o homoseksualizm (do legendy przeszło zdanie: „Siergiej Paradżanow zgwałcił członka KPZR”, cyt. wg: D. Iwanow, Zawidował tałantliwym – stał gienijem, http://www.peoples.ru/art/cinema/producer/paradjanov/history.html) i skazano na 4 lata łagru (przebywał w zonie na Ukrainie). Gdy czasopismo „Tieatr” opublikowało po raz pierwszy w Rosji Zmartwychwstanie Majakowskiego (wcześniej ukazała się w Monachium), to oburzony Paradżanow wszystkiemu zaprzeczył i napisał do redakcji: „Lila Juriewna – najwspanialsza z kobiet, z którymi zetknął mnie los – nigdy nie była we mnie zakochana […]. Nasze stosunki były zawsze czysto przyjacielskie. […] Nie było żadnych specjalnych sukienek na spotkanie ze mną […]”. Cyt. wg: W. Katanian, Lila Brik, op. cit.,s. 171-172.
Komentarze
Prześlij komentarz