Nurzałem się w gościach, chorobach, alkoholu i czarnej melancholii (Wieniedikt Jerofiejew)

[w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /

Tadeusz Klimowicz

/

„Nurzałem się w gościach, chorobach, alkoholu i czarnej melancholii”

(Wieniedikt Jerofiejew)

/

Wieniedikt Jerofiejew. https://www.pravmir.ru/venedikt-erofeev-chelovek-strastej2/

 

Osoby:

·   Wieniedikt Jerofiejew (1938-1990) – Pisarz, autor powieści Moskwa-Pietuszki

·   Tamara Guszczina (1925-?) - Siostra Wieniedikta Jerofiejewa.

·   Walentina Zimakowa (1942-2000) - Pierwsza żona (1966-1975) Wieniedikta Jerofiejewa.

·   Wieniedikt Jerofiejew-junior (1966) - Syn Wieniedikta Jerofiejewa i Walentiny Zimakowej.

·   Galina Nosowa (1941-1993) – Kandydat nauk ekonomicznych. Druga żona (1976-1990) Wieniedikta Jerofiejewa.

·   Julia Runowa (?) - Pierwsza miłość Wieniedikta Jerofiejewa.

·   Natalia Szmielkowa (1942-2019) – Kandydat nauk chemicznych. Ostatnia miłość Wieniedikta Jerofiejewa.


            Urodzony w 1920 roku Jurij Nagibin należał do tych nielicznych pisarzy rosyjskich, którzy w swojej twórczości uniknęli szczęśliwie składania ostentacyjnych hołdów rzeczywistości radzieckiej i był wśród tych, którzy schronienia przed nią szukali w alkoholu i w życiu rozpędzonym „do utraty tchu”. W 1960 roku zapisał w dzienniku: „Wszystko się zaczęło [nowa miłość - T. K.] w okresie mego pójścia w cug. Tym razem rozpaliłem wysokie ognisko. Płonąłem i spalałem się w tym ogniu jedynie ja, inni przybliżali się i nieco osmaliwszy włosy odchodzili precz. O, ci inni! Oni wszystko mogą, zawsze bezpiecznie, zawsze bezkarnie. Też piją, ale nie przepijają Paryża i Buenos Aires, wywołują skandale, ale nie trwające miesiącami i nie na cały kraj, wymachują rękoma, niekiedy uderzą przyjaciela w policzek, ale nie tak, żeby zostało nacięcie pod okiem jak na futrynie drzwi - na zawsze, kochają też, oszukując nie żony a ukochane, płacąc rachunki kolacją, a nie duszą. Ja jestem zawsze przegrany. Stawiam złoto, a moi partnerzy - orzechy. [...] Mówiła później, że o wszystkim zadecydowała ta chwila, kiedy wyszedłem z bramy w czerwonej kurteczce, z rozciętym policzkiem, siwy i piękny, zupełnie nie taki, jakiego oczekiwała mnie zobaczyć. Wyglądałem ohydnie - opuchnięty z przepicia, z nabrzmiałymi worami pod oczami, z ciężkimi brązowymi powiekami, ześlizgującym się wzrokiem, blizna na policzku ropiała”[1].

            A jednak Nagibina - bo nie popełnił samobójstwa? bo nie został zamordowany? bo nie chorował na gruźlicę lub AIDS?, bo nie zmarł mając dwadzieścia lat? bo jego śmierć była pospolita (jeśli uznamy, że umieranie bywa banalne lub nie)? - już dziś się nie pamięta, nie czyta jego tekstów, nie opowiada o nim anegdot. Jego życiotwórczość nie wykreowała jeszcze jednej legendy, jeszcze jednego mitu i dziś już kompletnie zapomniany nie stał się własnością rosyjskiej kultury masowej, kolejną jej ikoną. Zabrakło mu - zabrzmi to metafizycznie - charyzmy pozwalającej na zaistnienie w świadomości zbiorowej. „Mitologiczna ranga pisarza - zauważył Michaił Epsztejn - niekoniecznie odpowiada przy tym jego randze literackiej. Nie stał się mitem Dostojewski, stał się nim natomiast Nadson, stał się nim Jesienin. Stał się nim jednak także Puszkin, a Gribojedow na przykład nie. Jakie są warunki niezbędne po temu, by pisarz stał się mitem? Przede wszystkim musiał już wcielić się w którąś z postaci literackich, najlepiej lirycznych. To poeci z reguły stają się mitami, sami bowiem tworzą własną postać, w której łączą w jedno zmyślenie i rzeczywistość. Villon, Byron, Rimbaud, Błok... Z tego punktu widzenia Moskwa-Pietuszki to poemat nie tylko z nazwy, ale skończony utwór liryczny, w którym autor odtwarza siebie, Wieniczkę, w taki sposób, że Wieniczka życia i Wieniczka poematu są ta sama osoba, co już stanowi początek mitu”[2]. Mitu, dodajmy, w którym nie ma miejsca dla Jerofiejewa mniej znanego - autora listów, brudnopisów, dzienników, notatników, które wzorem wielu innych pisarzy traktował zapewne jako przechowalnię intelektualno-stylistyczną, lamus nigdy nie wypowiedzianych kwestii przez nigdy nie wykreowane postacie[3] - nieprzyjemnie zaskakującego głoszeniem opinii nieprzystających do powszechnych o nim wyobrażeń (np. w liście do swojej siostry Tamary z 6 stycznia 1988 nazywa Brodskiego „[...] najlepszym poetą współczesnej Rosji, chociaż jest Żydkiem [...]”[4]).

            Urodził się w 1938 roku. Mimo wielu przeciwności losu (ojciec przebywający przez wiele lat w łagrach, trzy lata spędzone w domu dziecka) szkołę średnią ukończył ze złotym medalem i w roku 1955 został przyjęty na Uniwersytet Moskiewski, skąd relegowano go jednak półtora roku później (w marcu 1957) z powodu nieobecności na zajęciach ze szkolenia wojskowego (bardziej heroiczną - ale wątpię, czy bardziej wiarygodną - wersję podaje Wolfgang Kasack: „Został usunięty za udział w nielegalnym kółku studenckim”[5]). Wiele lat później sam Jerofiejew tak to komentował: „Po prostu przestałem chodzić na wykłady i na seminaria. To było i nudne, i bez sensu. Rano budziłem się i myślałem, czy pójść na wykład albo seminarium, i myślę: na chuja mi to potrzebne - i nie wstawałem, i nie wychodziłem. [...]. Po prostu nie wstawałem widocznie dlatego, że inni za bardzo wstawali. I diabelnie mi się to nie podobało. No i idźcie sobie, piździelcy, a ja zostanę w łóżku, bo myśli mi starczy do wielkiego chuja. [...]. Wywalili mnie głównie przez wojsko”[6]. Odtąd przez kilka lat jego życie będzie się toczyć w rytmie wyznaczanym kolejnymi egzaminami wstępnymi, paromiesięcznym pobytem na studiach i dorywczą pracą po usunięciu z jeszcze jednej uczelni. Imał się różnych zajęć. Był między innymi (to „m. in.” jest konieczne, ponieważ sporządzenie pełnej listy jest niemożliwe) pracownikiem fizycznym w sklepie spożywczym w Kołomnie, pomocnikiem murarza na budowie moskiewskiego osiedla Czeriomuszki, palaczem we Władimirie, dyżurnym w komisariacie milicji w Oriechowo-Zujewie, pracownikiem skupu butelek w Moskwie, wiertaczem wyprawy geologicznej na Ukrainie, wartownikiem w straży przemysłowej w Moskwie, bibliotekarzem w Moskwie, próbkobiorcą ekspedycji geofizycznej za kołem polarnym, kierownikiem magazynu z cementem na budowie drogi Moskwa-Pekin w Dzierżynsku (gor’kowskaja obłast’) i jeszcze gdzie indziej podobno kioskarzem. Najdłużej, bo niemal dziesięć lat, pracował oczywiście jako „monter kablowych linii łączności” (to wtedy napisał Moskwę-Pietuszki), ale szczególnie do serca przypadły mu stanowiska „laboranta ekspedycji parazytologicznej” (w Tadżykistanie) i „laboranta WNIIDIS-u do walki z wysysającymi krew owadami uskrzydlonymi”.

            Na szczęście Jerofiejew, inaczej niż bohaterowie powieści produkcyjnej, za nic miał współzawodnictwo pracy, nie marzył o przekraczaniu planu produkcyjnego, ciągle mylił krok w marszu ku świetlanej przyszłości i pragnął doznań odbiegających od rutyny dnia codziennego. I miał też swoje enklawy prywatności, które zamieszkiwały – nie pretendujące jeszcze do roli muzy - bezimienne towarzyszki jego młodzieńczych zmagań z dorosłością. 

            Któregoś dnia anonimowe dotąd kobiety odzyskały swoje imiona, a dwie lub trzy zaczęły żyć nadzieją, że dzięki Wieni pozostanie po nich ślad w dziejach literatury rosyjskiej. „Mamo, bardzo bym chciał - pisał Jerofiejew - żebyś poznała się z Julą. Przywiozę ją kiedyś do Ciebie i myślę, że Ci się spodoba. Wydaje mi się, że jest w Twoim typie”[7]. Wkrótce rzeczywiście przyjechał z ładną dziewczyną i przedstawił: „To jest Wala” (czyli Walentina Zimakowa, jego pierwsza żona). Potem jeszcze raz wrócił do swojej pierwszej miłości, ale ożenił się z Galiną Nosową. Może Julię ten Romeo kochał tak bardzo, że nie chciał wielkiego uczucia spuentować trywialną rejestracją w zagsie. „W sierpniu 1979 roku - wspomina Tamara Guszczina, niszcząc przy okazji romantyczną hipotezę o nowym wcieleniu szekspirowskich bohaterów - Wiena z Julą Runową i jej córką Wierą gościli u mnie w Kirowsku. Jeszcze, kiedy mama chorowała, Wiena napisał, że chcą oboje z Julą przyjechać. Jula, jak twierdził, rozumie się na tych chorobach i może coś doradzi, powie, do jakich lekarzy z nią pójść. No i nie zdołali się wybrać. Mama umarła w 1972 roku, a więc w tym czasie Wieniedikt wrócił do Juli. A kiedy Jula po raz pierwszy przyjechała do Kirowska, Wiena już był ożeniony z Galiną. Jula mi się spodobała. Była sympatyczna, zadbana, surowa. Poszliśmy na cmentarz, ona kupiła kwiaty, narwała jeszcze polnych, posiedzieliśmy przy grobie, powspominaliśmy, a kiedy Wiena odszedł, zapytałam Julę: ‘Co się z panią działo, kiedyś Wieniedikt zamierzał przywieźć panią do nas, żebyśmy się poznały, dlaczego ustąpiła pani Wali?’ Ona na to: ‘Mam inny charakter. Nie mogłam na przykład drzeć sobie spódnic i włazić do niego przez okno na któreś tam piętro’. To była dziewczyna z charakterem. Próbowała, oczywiście, jakoś na Wienę wpłynąć, oderwać od picia, i to jej się czasem, choć z trudem, udawało, w końcu jednak tego nie wytrzymała i machnęła ręką - zrozumiała, że nic tu nie wskóra. Kiedy Wienia przeszedł pierwszą operację, poprosił, żebym koniecznie zadzwoniła do Juli, i stało się tak: jednej nocy dyżurowała przy nim Gala, a następnej Jula. Potem, kiedy wyjechałam, zrozumiałam z jego listów, że ona już więcej do niego nie przychodziła. Ale jemu już było coraz lepiej i odłączono mu wszystkie rurki”[8].


Julia Runowa z córką. Początek lat 70. https://e-libra.me/read/464175-venedikt-erofeev-postoronniy.html


            Smak alkoholu (dotąd porażony nałogiem ojca pozostawał abstynentem) i smak miłości poznał Jerofiejew ćwierć wieku wcześniej, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych[9]. Wódka uczyniła go pisarzem kultowym, Walentina Zimakowa - mężem i ojcem (1966). Najszczęśliwsze były lata poprzedzające zawarcie małżeństwa (nazywał je „czteroletnim okresem próbnym”[10]), potem coraz bardziej zaborczy alkohol wypalał dzień po dniu ich uczucie[11]. Po wielkiej miłości pozostał gigantyczny kac. No i Wieniedikt-junior. No i pewien niezwykle wyszukany i elegancki bon mot Wieniedikta-seniora, który stwierdził, iż w verité de l’amour łączy go z Wagnerem przywiązanie do rzeczy używanych.


Walentina Zimakowa z synem Wieniediktem. 1966. Fot. Wieniedikta Jerofiejewa. https://e-libra.me/read/464175-venedikt-erofeev-postoronniy.html


            Potem - bo taka jest kolej rzeczy - był rozwód, była nieudana próba odgrzania wygasłego uczucia („ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi” i „panie minionego czasu”?) i była nowa kandydatka na żonę. A w zasadzie - to kandydat. Kandydat nauk ekonomicznych Galina Nosowa[12].

            Jerofiejewa poznała w 1974 roku i niemal natychmiast zaproponowała mu kąt z materacem u siebie, w moskiewskim mieszkaniu na Projezdie MCHAT-u. Karmiła go i poiła, a po roku zaczęła wymieniać korzyści płynące z legalizacji związku (np. prawo do zameldowania się w stolicy). On podobno machnął ręką, zgodził się na dokonanie transakcji, ale od razu poprosił o pieniądze „na czerwone”. Ślub odbył się w lutym 1976 roku, a w roli świadka wystąpił w Urzędzie Stanu Cywilnego znany poeta undergroundowy Władisław Lon. W liście do siostry (11 lutego) autor Moskwy... z właściwą sobie precyzją poinformował, że za dwanaście dni - czyli 21 lutego (nie bądźmy małostkowymi księgowymi) dojdzie do zawarcia drugiego związku małżeńskiego, a następnie niedbale dorzucił: „Wiktor Niekrasow[13], nawiasem mówiąc, przez całe dwie minuty błagał mnie przez telefon, żebym nie pił i zajął się pracą literacką. Najśmieszniejsze jest jednak, że w dwa dni później zadzwonił dzielnicowy 108. posterunku dzielnicy Frunze i żądał tego samego, z tą jedynie różnicą, że podobnie jak Tamara Guszczina unikał kwestii literackich”[14].


Wieniedikt Jerofiejew. http://www.bookgeek.ru/2014/06/blog-post_9279.html


            W świecie chaosu Wieniczki nie było początkowo miejsca dla roztropnej i systematycznej (codziennie kurczak na obiad) Galiny Nosowej, która najlepiej czuła się w przedpokoju uprzedzając wchodzących gości: „Tych kapci proszę nie ruszać. Kupiłam je specjalnie dla Galiny Wiszniewskiej. Z Mstisławem Rostropowiczem obiecała przyjechać”[15]. Podobno nie rozumiała przyczyn popularności Moskwy..., podobno nigdy nie piła i podobno bezskutecznie próbowała wpaść w tonację biesiadników. Ale wielkodusznie wyraziła zgodę na spotkania męża ze swoją poprzedniczką (nie pozwalała im jednak spędzać nocy w swoim mieszkaniu), mówiła też z patosem o złożeniu siebie w ofierze, jeszcze nie przeczuwając, że nie mija się z prawdą i wypowiadane przez nią słowa wkrótce przestaną być figurą retoryczną. 

Z udostępnionych przez juniora fragmentów dzienników ojca z lat 1981-1983 wyłania się postać jeszcze jednego – po Lourié zdobywającym Annę Achmatową - „dziwkarza epickiego” (określenie Kundery): „Rankiem G. przygląda się naszej trójce na jednym tapczanie. Wstajemy. Źle się czuję. J. – też. Z trudem docieramy do baru. I znów zbyt wiele uwagi poświęca naszej trójce G. Póki J. drzemie, biegniemy z I. po ‘Iwerię’. Budzę J. Objęcia i tak dalej. We trójkę idziemy do Ławoczkina, i z I. – znów po portwein. J. jest roztrzęsiona. Próbuję pocieszać. J. we łzach: ‘Nie dotykaj mnie’. Pocieszam, ale demonstracyjnie się oddalam. J. przechwytuje mnie w windzie. Pożegnanie na nocnikach i wiadrze na pomyje. Pocałunki. No i wszystko gra!”[16], „W południe znów I. I tu nieszczęście (w łóżku). Telefon od L. Obiecuje, że będzie jutro. Mówię I., żebyjutro nie przychodziła. Cały dzień piję i czekam na L. Nie pojawia się. A dodzwonić się do niej nie ma możliwości. Dlaczego nie ma L.?”[17], „Ledwie zdążyliśmy przetrzeć oczy, biegniemy z I. do sklepu po cahorsa i piwo. Potem do biblioteki. W pokoju – zbliżenie i chyba ją zadowoliłem. Potem G. W ciemności żegnamy się na przystanku 70-ki. Całuje w usta: ‘Kochany, dzwoń’”[18], „W czasie pobytu w Archangielsku dostaję trzy listy. Rankiem dostaję wiadomości od R. Ona, jak się okazuje, cały tydzień czekała na list. Nie obiecany, ale oczekiwany. ‘Wielkie Tobie dzięki, kochany Wieniczko, na sercu zrobiło się radośniej i cieplej. Myślami jestem zawsze z Tobą. W Moskwie bez Ciebie jest pusto. Opuszczam ją bez najmniejszego żalu. Zawsze Twoja J. R.’ J. S. – niespokojniej i wstrzemięźliwiej: ‘Mocno całuję i chyba jednak kocham, ponieważ teraz nieopisanie tęsknię i myślę’. G.: ‘Mój kochany Jerofiejewie, uważam Cię za swego, nie bacząc na wszelkie przewrotności losu’”[19], „Budzimy się z J. u mnie”[20].     

            O mieszkaniu (mecie?, melinie?) Wieniczki wiedziała wkrótce cała bohema moskiewska, a ten w swoim notesiku pedantycznie zapisywał: „Wczoraj było dwadzieścia sześć osób: przyniesiono osiemnaście [butelek - T. K.] wódki, czternaście ‘przeciwpancernych’ wermutu (w sąsiednim sklepie wzięto resztki, cały wyczyszczono), pięć szampanów, dziewięć wytrawnego (‘Gamza’ bułgarska, dwulitrowa) i koniak ‘Napoleon’ (dziewuchy przytaszczyły). Ciekawe: czy w tym tygodniu rekord przetrwa?”[21]. Odwiedzający Jerofiejewa Wadim Delone z Biełogorodską, Piotr Jakir, Julij Kim, Ernst Nieizwiestny, Jurij Dombrowski, Oskar Rabin, Dmitrij Pławinski, Andriej Amalrik z Giselle Makudinową pili poza tym likier morelowy, absynt, anyżówkę, arak, benedyktyna, piwo domowe, lurę, buzę, wermut, whisky, wiśniówkę, wódkę, grzane wino, horyłkę, grog, gruszówkę, gin... (i na „d” jak „dżin”, piątej literze alfabetu rosyjskiego, biograf przerywa wyliczanie).  


Wieniedikt Jerofiejew. https://www.goodhouse.ru/stars/zvezdnye-istorii/bukva-yu-i-drugie-lyubimye-zhenshchiny-venedikta-erofeeva/


Prośby Niekrasowa i dzielnicowego nie na wiele się więc zdały. Jerofiejew w rzadkich chwilach trzeźwości sięgał po jedyne książki, które były w zasięgu ręki - dzieła zebrane Marksa i Lenina oraz dysertację żony (pilna lektura miała zaowocować Moją maleńką leninianą) - albo próbował przekonać siostrę (a jeszcze bardziej siebie), że może być jak inni po mieszczańsku, banalnie szczęśliwy: „Wytapetowaliśmy naszą kuchnię (pamiętasz, była koloru absolutnie koszarowego), wykleiliśmy ją superoryginalnymi tapetami - tj. zamiast ścian jest gaj brzozowy. [...]. Wszyscy, którzy tam weszli, są zachwyceni. Kiedy przyjedziesz, sama zobaczysz”[22] (1 stycznia 1980) i że w jego życiu w miejsce urbanistycznego, czterdziestoprocentowego spleenu zagościł rustykalny, bezprocentowy optymizm: „O tej porze w ubiegłym roku nurzałem się w gościach, chorobach, alkoholu i czarnej melancholii”[23] (list napisany w podmoskiewskiej daczy 1 grudnia 1980).  

            Nie wierzmy poecie - Moskwę-Pietuszki nazwał przecież poematem - gdy „dziarskie piosenki śpiewa” („brawyje piesni pojot”)[24]. Syta, rozleniwiająca i trzeźwa szczęśliwość jest dla niego stanem przejściowym. Chwilą słabości zabijającą wrażliwość artysty, po której następuje powrót do inspirującej rzeczywistości nocnych koszmarów. Ale bogowie nie zapominają o swych wybrańcach. Na początku 1983 roku pisarz w zagadkowych okolicznościach trafił po raz pierwszy do psichuszkipsychiatryka z diagnozą: „ostra halucynoza alkoholowa”; jesienią 1985 roku przeszedł operację onkologiczną (rak krtani), po której struny głosowe zastąpiła specjalna aparatura; kilka miesięcy później (6 czerwca 1986 r.) po raz kolejny trafił do szpitala dla psychicznie chorych. Jak się okazało, to Nosowa - już przed trzema laty - rozpoczęła dziwną grę o męża, która prawdopodobnie miała się zakończyć jego całkowitym ubezwłasnowolnieniem. Tymczasem to ona od początku lat osiemdziesiątych cierpiała na gwałtownie rozwijającą się chorobę psychiczną, która szczególnie się nasiliła na przełomie lat 1985-1986. Poczuciu zagrożenia totalnego (oczekiwanie na zderzenie Ziemi z kometą Halley’a), nastrojom eschatologicznym towarzyszył niepokój - rozpisany na zazdrość, strach i mściwość - o losy związku z mężczyzną, którego nie rozumiała, ale którego kochała miłością zaborczą. To dlatego, gdy nadeszło dla niego zaproszenie (1986) z Paryskiego Centrum Onkologicznego, podjęła się sama załatwienia niezbędnych formalności i oczywiście „zgubiła” wszystkie dokumenty. Bała się, że Wieniczka wyjedzie do Francji i tam już zostanie; bała się zresztą zupełnie niepotrzebnie, ponieważ teraz w jego kosmosie objęła posadę anioła stróża. Czuwającego i przynoszącego ukojenie mierzone butelkami i szklankami. On już nie był uzależniony od alkoholu, lecz od niej - siostry miłosierdzia, wprawnie dawkującej coraz dłuższe chwile deliryczno-arkadyjskiego zapomnienia. Nieprzytomny - nie budził jej demonów, bezbronny - należał tylko do niej. Za sto gramów koniaku zrzekł się na jej rzecz wszystkich praw do honorariów. Hojność Galiny po podpisaniu stosownego oświadczenia nie miała granic - nalała pełną szklankę. Nawiasem mówiąc, to on nie dotrzymał danego słowa i przy najbliższej okazji zawarł umowę, zgodnie z którą - pozostając w strefie dobrze sobie znanej waluty - za stronę rękopisu miał otrzymywać butelkę szampana.


Galina Nosowa (pierwsza z lewej) i Wieniedikt Jerofiejew. https://www.stena.ee/blog/nahodka-venedikt-erofeev-chitaet-«moskvu-petushki»-polnostyu


            Druga połowa lat osiemdziesiątych zapowiadała lepsze czasy dla Jerofiejewa: pojawiły się pierwsze oficjalne publikacje w wydawnictwach krajowych (powieść Moskwa-Pietuszki ukazała się na łamach miesięcznika o wdzięcznej i szlachetnej zarazem nazwie „Kultura i Triezwost’” / „Kultura i Trzeźwość”), nadeszła miła sercu każdego twórcy popularność (prawie wszyscy artyści - wbrew deklaracjom - o nią zabiegają) i jej równie pożądani towarzysze - honoraria (za pierwsze, Galina miała jednak miękkie serce, kupił siostrze brazylijską kawę i suchą kiełbasę), za sprawą Wieniedikta-juniora został dziadkiem (1988), a w jego sercu zagościli na dobre pewna pani i pewien kot.

            Pinochet wylegiwał się na parapecie w pobliżu kaloryfera, nie zabiegał o względy pisarza i chadzał własnymi drogami; poznana w 1985 roku Natalia Szmielkowa ogrzewała się myślą o czekającej ją nieśmiertelności u boku pisarza, zaspokajała jego potrzebę bycia adorowanym i chadzała ścieżkami wydeptanymi przez kolejne pokolenia kobiet (każda generacja wydaje swoją Yoko Ono), których życie upływa na służeniu wielkiemu artyście[25]. W mutacji wschodnioeuropejskiej dbają one w miarę możliwości o jego fizyczne przetrwanie (w wersji romantyczno-heroicznej podążają za nim na Sybir i przekazują paczki do więzienia; w wersji postradziecko-postmodernistycznej kupują mu amerykańskie papierosy i gotują jego ulubioną zupę cebulową), dzielą z nim chwile triumfu (rzadkie) i upokorzeń (częste), pielęgnują (sakralizują) każde jego słowo i każdy gest, a w razie konieczności spieszą z pierwszą pomocą uczuciowo-erotyczną. Nie sądzę jednak, by związek Szmielkowej i Jerofiejewa przekroczył wymiar platoniczny. W otoczeniu autora Moskwy... nadal oczywiście przebywały nieprzytomnie w nim zakochane kapłanki jego kultu (ich inicjały złożyłyby się zapewne na cały alfabet), którym wciąż z tą samą zręcznością piromana rozpalał zmysły („Ty, Jer[ofiejew] - powiedział mi 12-go - jesteś specjalistą od tych lodowatych bab, glacjolog jesteś”[26]), by ugasić je po chwili nieoczekiwaną ironią lub drwiną i które najczęściej traktował już aseksualnie - bo takie nim teraz zawładnęły poglądy, bo budziły w nim raczej pożądanie intelektualne (jako słuchaczki i rozmówczynie), bo widział w nich kompanów swoich pijanych odysei, bo wreszcie konsekwentnie nadużywany alkohol nie sprzyjał życiu seksualnemu. 


Natalia Szmielkowa i Wieniedikt Jerofiejew. https://www.soyuz.ru/articles/122

            Kilka lat temu rozmawiałem w Petersburgu z Jeleną Ignatową o losach leningradzkiego samizdatu. Dość nieoczekiwanie - przy okazji jeszcze jednej dygresji - pojawiło się nazwisko Jerofiejewa:

            „- Kiedy go pani poznała?

            - To było w siedemdziesiątym drugim, albo w siedemdziesiątym trzecim. Raczej siedemdziesiątym drugim. Przedstawiła mnie Ola Siedakowa [znana poetka moskiewska – T. K.], która była w nim beznadziejnie zakochana. Opowiadała mi...

            - Przepraszam, kochały się w nim na pewno wszystkie kobiety.

            - Tak. Złamał życie bardzo wielu osobom. Mogę powiedzieć, że kochałam go i on mnie kochał. Ale rzecz w tym... Wie pan, panie Tadeuszu, jeśli ktoś dużo pije, to romanse miewa przeważnie platoniczne. Nie mieliśmy romansu jako takiego.

            - Czy często przyjeżdżał do Leningradu?

            - Do Leningradu przyjeżdżał bardzo rzadko. To ja często jeździłam do Moskwy. Z reguły zatrzymywałam się u niego i Gali [Nosowej – T. K.]. W ostatnich latach jego życia pojawiła się tam taka kobieta. Aktorka czy ktoś taki. Była bardzo aktywna. Mieszkałam wtedy u niego. Zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę, mówię ‘Halo’. Ktoś raz rzucił słuchawkę, drugi raz rzucił słuchawkę. Wreszcie podchodzi Wieniedikt. I ta właśnie dama mówi: ‘Co to za ścierwo u ciebie?’”[27](Jeszcze na początku dwudziestego stulecia artyści i ich damy swoje uczucia roztrząsali w setkach listów, nieco później sięgnęli po telegramy, po kolejnych kilku dziesiątkach lat pióra zostały zastąpione przez telefony, obecnie wielką miłość sprowadzono zapewne do 160 znaków pracowicie wystukiwanego SMS-a albo e-mailowego: „Ya tjebja ljublju”).

            Cieplej ostatnia miłość Jerofiejewa zapisała się w pamięci najbliższych. „Nataszę Szmielkową - wspomina Tamara Guszczina - Wiena poznał po drugiej operacji w 1987 roku. Kiedy przychodziła, zawsze dowcipkowała i opowiadała takie historyjki, że Wiena pękał ze śmiechu. [...]. W ostatnich latach Natasza była jedynym człowiekiem, który wprawiał Wienę w taki nastrój, że mógł się śmiać. Czasami miewał depresję. [...]. Natasza była dla niego jak lekarstwo”[28] i, co najważniejsze, została ostatecznie zaakceptowana przez Galinę Nosową. To właśnie prawosławna Szmielkowa 17 kwietnia 1987 roku, była to Wielkanoc, wystąpiła w roli matki chrzestnej (ojcem chrzestnym został Władimir Murawiow), kiedy Jerofiejew w moskiewskim kościele św. Ludwika stawał się członkiem społeczności katolickiej i to ona towarzyszyła mu przy różnych innych okazjach. „Gala [Nosowa] - zapisuje Natalia Szmielkowa w swoim dzienniku - wysyła nas z Wienią do apteki, wypłaciwszy mu 25 rubli na najrozmaitsze lekarstwa. Ceniąc jej zaufanie, rozpaczliwie się sprzeciwiam, kiedy on za wszystkie pieniądze kupuje wino. Po powrocie - okropny skandal. Wieniczka zachowuje spokój. Ja beczę. Gala zostawia mnie nocować. Przynosi nawet do łóżka jakieś krople na uspokojenie [...]”[29].

            Ostatnie bowiem lata życia twórcy Nocy Walpurgi - sinusoidalnie rozpięte między euforią uzdrowieńczego ocalenia a depresją śmiertelnego nawrotu - miały smak wódczanego oczyszczenia, alkoholowego katharsis. „Najbardziej nieprzytomny ze wszystkich moich dni urodzin - zanotował w dzienniku 24 października 1989 roku - Pamiętam tylko dwa pierwsze kieliszki, dalej mgła, oprócz (trzeciego) upadku w kuchni (obok byli Timak[ow] i Ir. Leont[iewa], utyskiwała potem Gal.). Byli wszyscy, nawet deleg[acja] aktorów, grupy zdjęc[iowe] BBC i Lenfilm, Osietinski, Lon, Siedak[owa], Lubczik[owa]. Wypłynął nawet niewiadomo skąd S. Filipp[ow]. Nast[ępnego] dnia odkrył[em] jedynie masę ofiarowanych książek. I guza ze zdrapanym naskórkiem na ciemieniu”[30]. I to samo mieszkanie trzy miesiące później widziane oczyma Natalii: „Przyjechałam na Fłotską o 8 wieczorem. […]. Drzwi otwiera nowy przyjaciel domu, Mary. Chłodno: ‘Proszę nie budzić Wieni. Całą noc nie spał’. Na podłodze dwa kieliszki, pełna niedopałków popielniczka. W kuchni – góra brudnych naczyń. Wychodzi”[31] (zapis z 23 stycznia 1990).

            Jednak tym razem nie udało się utopić choroby w alkoholowym oceanie. Przetrwała gdzieś na dnie niedopitej butelki, gdzieś w zakamarkach nieopróżnionej szklanki. Znów więc szpital i w przypływie narkotycznej nadziei wielkie plany na przyszłość. Nigdy już niezrealizowane. 

            „W 1986 roku – ironizował w wywiadzie udzielonym Irinie Tosunian – jakaś zachodnia radiostacja [Deutsche Welle – T. K.] w jednej z audycji poinformowała, że zmarł pisarz rosyjski Wieniedikt Jerofiejew. Wziąłem wtedy lusterko i chuchnąłem. Faktycznie, nic”[32]. 11 maja 1990 roku o siódmej czterdzieści pięć rano eksperyment być może powtórzyła któraś z pielęgniarek. I lusterko znów nie zaparowało. „Faktycznie, nic”.

            Po śmierci pisarza zaczęto spekulować na temat losów jego rękopisów. Wedle najbardziej prawdopodobnej wersji[33] większość notesów z lat sześćdziesiątych została onegdaj zużyta przez teściową na rozpalenie w piecu (nawiasem mówiąc Jerofiejew miał żal także do jej poprzedniczki: „A moja pierwsza teściowa stawiała na moich rękopisach swoje patelnie z rozmaitym chujostwem”[34]). W 1993 roku Irina Tosunian[35] na łamach tygodnika „Litieraturnaja gazieta” poinformowała (dając wiarę słowom wdowy, Galiny Nosowej), że wiele innych notatek utracono lub ukradziono, niektóre trafiły do zaprzyjaźnionego filologa Jewgienija Murawiowa, jedynie część pozostała w rękach rodziny i była przechowywana w mieszkaniu przy ul. Fłotskiej w pudełku po butach. Beztroska i ufna Nosowa (to ona tak o sobie) pozwalała czytać rękopisy (m. in. dzienników) wszystkim chętnym i za późno się zorientowała, że czytelniczki - zwłaszcza te pozostające w zażyłych stosunkach z Wieniczką - wycinają kompromitujące je fragmenty. Równie przekonująco brzmi inna wersja: to Nosowa skrupulatnie niszczyła nie tylko wszystkie ślady o rywalkach, ale też o przyjaciołach (o Wadimie Tichonowie, o Borisie Sorokinie, o bohaterach powieści Moskwa-Pietuszki). Przerażony tym Jerofiejew (jako, że wszystko to się działo za jego życia) zmuszony był nosić ze sobą nieszczęsne pudełko z notatnikami. Samej zaś Tosunian już wcześniej miał za złe (i nie chciał z nią więcej rozmawiać), że usunęła z tekstu udzielonego jej wywiadu ukuty przez niego aforyzm mówiący o tym, iż wielkość twórcy mierzy się w gramach wódki, jakiej nie żal mu nalać[36].

            Po śmierci męża Nosowa dopisywała grafomańskie zakończenia do dramatu Fanny Kapłan albo Dysydenci, a pieniądze napływające za wciąż wydawaną Moskwę... przeznaczała na kryształy (może czeskie) i meble (może estońskie lub fińskie). Niemal wszystko, co pozostało po zmarłym (np. jego księgozbiór, biurko, fotel) zostało zniszczone, wyrzucone, rozdane, rozkradzione. Jednak, jak słusznie zauważył Awdijew, przeżyć kilkanaście lat z człowiekiem takim jak Jerofiejew było trudne do szaleństwa, a jeden z najbliższych przyjaciół pisarza, Murawiow, napisał we wspomnieniach: „Była w nim dostojewszczyzna. Każdy człowiek ma podziemie w duszy, żeby było co przezwyciężać. I Wieniczka prowadził grę z ciemnymi siłami, które wychodzą z podziemia duszy. Ludziom, którzy zbliżali się do niego bliżej, nie było łatwo... Tu włączały się siły destrukcyjne”[37].

            W końcu sierpnia 1993 roku Galina Nosowa zapewne starannie - jak co dzień - odkurzyła meble i ostrożnie - jak co tydzień - umyła kryształy, a potem pudełko z dziennikami zaniosła do sąsiadki i skoczyła - jeszcze jedna Alicja poszukująca swojej Krainy Czarów - z dwunastego piętra. 

            Prawa autorskie przeszły teraz na własność matki samobójczyni, która od jakiegoś czasu już nie musiała palić rękopisów (a one jednak płoną), bo w mieszkaniu były kaloryfery.

            Wieniedikt Jerofiejew ze swoimi tajemniczo znikającymi utworami (a może one nigdy nie zostały napisane?), z powieścią otwierającą drogę do nieśmiertelności i z biografią niegorszą od Gorkiego, Londona i paru artystów upajających się psychodelicznymi klimatami nadawał się idealnie do wykreowania wokół niego legendy. „Spróbujmy rozpatrzyć - pisze już cytowany Epsztejn - składniki mitu Wieni. Staje przed nami, ma się rozumieć, bohater wysoki, gibki, postawny, ten, który oczarowywał dosłownie wszystkie kobiety. Pozwalał im siebie wielbić, otaczał się ‘kapłankami’, które sypały kwiaty na jego łoże. I jeszcze jedna cecha bohatera - pił, ale się nie upijał, wychodził zwycięsko ze wszystkich pojedynków z rutynowanymi pijakami: oni już leżą pod stołem pijani w trupa, a on, trzeźwiuteńki, jest czysty jak szkło. Wewnętrzna subtelność, delikatność, schludność. No i, ma się rozumieć, talent, mądrala, erudyta, który pamiętał setki dat i wierszy, język miał ostry jak nikt i zdobył światową sławę swoim poematem. Z drugiej strony - nędza i nieład, relegacje ze wszystkich uczelni, na których w imponującym stylu zaczynał studia, praca przy kopaniu rowów i układaniu kabli, tułaczka, niezdolność osiągnięcia czegokolwiek w życiu, nieprzytomne pijaństwo, brak bielizny, zagubienie rękopisów, dowodu osobistego, maltretowanie najbliższych, rak gardła. I twórcza impotencja: ów poemat, napisany bodaj dla zabawienia przyjaciół, pozostał jego łabędzim śpiewem. Te właśnie sprzeczności wzmagają naszą potrzebę mitu, racjonalnie bowiem nie sposób ich pogodzić. Skoro to taki talent, dlaczego nie pisał? Skoro taki mądrala, to dlaczego ideę ‘zrzutki na flaszkę’ przedkładał nad wszelkie pozostałe idee? Skoro dumny był z Rosji, dlaczego mało się nią interesował i ścierpieć nie mógł patriotów? Skoro tak lubił wszelką systematyzację, dlaczego żył chaotycznie? Skoro był schludny, dlaczego chodził w łachach? Skoro był delikatny, dlaczego pozwalał sobie na chamstwo?”[38] Bo był jurodiwym (określenie Epsztejna), „głupcem Bożym”[39] czasów Stalina, Chruszczowa, Breżniewa, Andropowa, Czernienki i Gorbaczowa; świadkiem epoki świetności i agonii imperium; przedstawicielem generacji pisarzy rosyjskich zmieniającej postturgieniewowskie kanony wyznań miłosnych.             



[1]J. Nagibin, Dniewnik, Moskwa 1995, s. 132.

[2]M. Epsztejn, Po karnawale, czyli Wieczny Wieniczka, tłum. A. Pomorski, „Literatura na Świecie” 1994, nr 7-8, s. 303.

[3]Por.: W. Jerofiejew, Ostaw’tie moju duszu w pokoje: Poczti wsio, Moskwa 1995.

[4]W. Jerofiejew, Pis’ma k siestrie, „Tieatr” 1992, nr 9, s. 136. Świadomie tu zrezygnowałem z przekładu E. Siemaszkiewicz (W. Jerofiejew, Listy do siostry, tłum. E. Siemaszkiewicz[w:] W. Jerofiejew,Dzieła prawie wszystkie, Kraków 2000, s. 375), w którym cytowany fragment brzmi: „[...] najlepszym poetą obecnej Rosji, chociaż to i Żydowin [...]”. W oryginale: żydiara (dosł. parch).

[5]W. Kasack, Leksykon literatury rosyjskiej XX wieku, tłum. B. Kodzis, Wrocław 1996, s. 238.

[6]Wariatem można być w każdym wieku. Z Wieniediktem Jerofiejewem rozmawia Leonid Prudowski, tłum. N. Woroszylska [w:] W. Jerofiejew, Dzieła...op. cit.,s. 418.

[7]Cyt. wg: T. Guszczina, O bracietłum. E. Siemaszkiewicz [w:] ibid., s. 407.

[8]T. Guszczina, Komentarze do listów, tłum. E. Siemaszkiewicz[w:] ibid., s. 398-399. 

[9]Zob. jego dziennik z lat 1956-1957 zamieszczony w Zapiskach psychopaty (tłum. I. Lewandowska, Kraków 2002).

[10]I. Awdijew, Priedisłowije [w:] W. Jerofiejew, Poslednij dniewnik (oktiabr’ 1989 g. - mart 1990 g.), „Nowoje litieraturnoje obozrienije” 18, 1996, s. 165.

[11]W. Zimakowa pracowała w wiejskiej szkole, gdzie przez wiele lat tolerowano nieustannie podpitą nauczycielkę. Wyrzucono ją z pracy dopiero w okresie Gorbaczowowskiej prohibicji (dr. poł. lat 80.). Trafiła do pracy na fermie (opiekowała się cielętami). Tam już mogła spokojnie zapić się na śmierć.

[12]Zob.: T. Klimowicz, Od anonimowości do ekshibicjonizmu czyli o prywatności pisarza w Rosji, „Odra” 1997, nr 9.

[13]Wiktor Niekrasow (1911-1987) - prozaik, autor powieści W okopach Stalingradu (1946), od roku 1974 na emigracji.

[14]W. Jerofiejew, Listy...op. cit.,s. 339.

[15]I. Awdijew, op. cit., s. 164.

[16]Cyt. wg: J. Aleszkina, Skandalnyje dniewniki Wieniczki Jerofiejewa, „Ekspriess gazieta Online” 6 fiewrala 2002, http://www.eg.ru/Publication.mhtml?PubID=2007&Menu=8Part=31. Imiona kobiet ukryła redakcja. 

[17]Cyt. wg: ibid.

[18]Cyt. wg: ibid.

[19]Cyt. wg: ibid.

[20]Cyt. wg: ibid.

[21]I. Awdijew, op. cit., s. 164-165.

[22]W. Jerofiejew, Listy...op. cit.,s. 353. Tego samego dnia zapisał w dzienniku: „Jeden z najbardziej zdumiewających dni. Początek cholernego śpiewu w ścianie. Natychmiast wódki. Nie pomaga. Myszki i żabki. Natychmiast został wezwany na dyżur Mark Fradkin. Przez całą noc radio, żeby zagłuszyć ścianowy śpiew. […]. Ludzie w szafie, kret na żyrandolu. Panopticum…” Cyt. wg: J. Aleszkina, op. cit.

[23]W. Jerofiejew, Listy...op. cit.,s. 354.

[24]  Jest to dosłowny przekład fragmentu Piosenki o piechocie B. Okudżawy. W tłum. W. Dąbrowskiego ten wers brzmi: „Gdy w pieśni bojowej odwaga i gniew”.

[25]Wieniedikt Jerofiejew jest jednym z bohaterów jej książki Wo czriewie maczechi, ili Żyzn’ - diktatura krasnogo, SPb. 1999.

[26]W. Jerofiejew, Ostaw’tie...op. cit.,s. 309.

[27]Cytuję na podstawie nagrania z 28 czerwca 1998 r. W dzienniku Natalii Szmielkowej (15-16 lutego 1989) czytamy: „Przyjechałam pod wieczór. Przede mną była u Wieniczki poetka z Pitra Lena Ignatowa. Podarowała mu swój tomik wierszy z czułą dedykacją. Wiele z nich bardzo mu się spodobało”. N. Szmielkowa, Poslednije dni Wieniedikta Jerofiejewa. Dniewniki, Moskwa 2002, s. 207.   

Pod koniec listopada 2003 roku rozmawiam w Petersburgu z Olgą Kuszliną, wybitną znawczynią literatury rosyjskiej przełomu XIX i XX wieku. 

-       Panie Tadeuszu, czym się pan teraz zajmuje? 

-       Piszę książkę o życiu erotycznym pisarzy rosyjskich.  

-       A o czym tu pisać, przecież to sami impotenci.

[28]T. Guszczina, Komentarze...op. cit.,s. 401. Guszczina się oczywiście myli – Szmielkową Jerofiejew poznał dwa lata wcześniej (17 lutego 1985 r.). 

[29]N. Szmielkowa, Poslednije…,op. cit., s. 15-16. 

[30]I. Awdijew, op. cit., s. 177.

[31]N. Szmielkowa, Poslednije…,op. cit., s. 285.

[32]Ot Moskwy do samych Pietuszkow. S pisatielem biesiedowała I. Tosunian [w:] W. Jerofiejew, Sobranije soczinienij, t. 2, Moskwa 2001, s. 274.

[33]I. Awdijew, op. citPierwsze zapiski w tym dzienniku pojawiły się w okresie pobytu Jerofiejewa w centrum onkologicznym na Kaszyrce.

[34]Wariatem...op. cit., s. 414.

[35]I. Tosunian, „Litieraturnaja gazieta” 17 XI 1993, nr 46, s.

[36]Powtórzył to w innym wywiadzie: „Umru, no nikogda nie pojmu...”. S pisatielem biesiedował I. Bołyczew [w:] W. Jerofiejew, Sobranije...op. cit., s. 281. Zaczął zresztą wyliczac: Astafiew, Biełow – ani grama, Rasputin – najwyżej sto, Bykau – szklanka z meniskiem, Adamowicz – szklanka z jeszcze większym meniskiem. 

W październiku 2020 roku natrafiłem w internecie na informację, że 24 listopada w domu aukcyjnym "Litfond" zostaną wystawione na sprzedaż rękopisy Jerofiejewa stanowiące własność "jednego z przyjaciół pisarza" (m.in. notatnik wyceniony na 550-600 tysięcy rubli, czyli jakieś 6600 euro).  https://style.rbc.ru/impressions/583541b19a7947784f1e7685. 

[37]Cyt. wg: I. Awdijew, op. cit., s. 167. Zob. też: W. Murawiow,„Wysokich zrieliszcz zritiel” [w:] W. Jerofiejew, Sobranije...op. cit., t. 1.[38]M. Epsztejn, op. cit.,s. 306-307.

[39]Por.: Idiei w Rossiji. Ideas in Russia. Idee w Rosji, pod red. A. de Lazari, t. 1, Warszawa 1999, s. 478.


Komentarze

Popularne posty