La maladie venérienne est détruite... (Lew Tołstoj)

[w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /

Tadeusz Klimowicz

/

„La maladie venérienne est détruite...”

(Lew Tołstoj)

/ 

 


Lew Tołstoj. https://www.psyh.ru/nevrozy-mezhdu-strok/



 

Osoby: 

·    Lew Tołstoj (1828-1910) - Prozaik, dramaturg.

·    Sofia Tołstojowa, z domu Behrs (1844-1919) - Żona Lwa Tołstoja (1862-1910).

·    Siergiej (1863-1947), Tatiana (1864/5-1950), Ilia (1866-1933), Lew (1869-1945), Maria (1871-1906), Piotr (1872-1873), Nikołaj (1874-1875), Warwara (1875-1875), Andriej (1877-1916), Michaił (1879-1944), Aleksiej (1881-1886), Aleksandra (1884-1979), Iwan (1888-1895) Tołstojowie - Dzieci Sofii i Lwa Tołstojów.

·    Nikołaj (1823-1860), Siergiej (1826-1904), Dmitrij (1827-1856), Maria (1830-1912) Tołstojowie – Rodzeństwo Lwa Tołstoja. Nikołaj ukończył Uniwersytet Kazański, przez kilkanaście lat był artylerzystą i dosłużył się stopnia sztabs-kapitana, zmarł na gruźlicę na południu Francji. Siergiej ukończył matematykę na Uniwersytecie Kazańskim, żył w swoim majątku Pirogowo (gubernia tulska), w latach 1855-1856 był w wojsku, od 1850 pozostawał w związku z Cyganką Marią Szyszkiną (ślub w 1867, jedenaścioro dzieci). Dmitrij również ukończył Uniwersytet Kazański, on pierwszy spośród rodzeństwa odnalazł sens życia w religii. Maria wyszła za mąż (1847) za dalekiego kuzyna - Waleriana Tołstoja (1813-1865), miała czworo dzieci; podkochiwał się w niej Iwan Turgieniew, w 1857 opuściła męża, który pozostawał już od dawna w związku z jedną ze swoich pańszczyźnianych chłopek (a w zasadzie to miał cały harem), podczas kuracji w Aix les Bains (typowe dla Tołstojów kłopoty z płucami) poznała arystokratę szwedzkiego, została jego „cywilną żoną” (konkubiną) i urodziła córkę, w 1889 r. została mniszką w klasztorze Szamardinskim (nieopodal Optinej Pustyni). 

·    Jelizawieta (Pawlenkowa, 1843-1919), Aleksandr (1845-1918), Tatiana (Kuzminska, 1846-1925), Piotr (1849-1910), Władimir (1853-1874), Stiepan (1855-1910), Wiaczesław (1861-1907) Behrsowie – rodzeństwo Sofii Behrs-Tołstojowej.

·    Aksinia Bazykina, z domu Sacharowa (1836-1919) - kochanka Lwa Tołstoja, urodziła mu syna Timofieja (1861-1934).

·    Władimir Czertkow (1854-1936) - wydawca, propagator tołstoizmu.

·    Aleksandr Goldenweiser (1875-1961) – pianista zaprzyjaźniony z Lwem Tołstojem.

Dziewiętnasty wiek miał dla mieszkańców Europy dwie wiadomości. Oczywiście dobrą i oczywiście złą. Ta pierwsza zawierała informację, że żyje się dłużej i jednocześnie generowała tę bad news – każda kolejna generacja otrzymywała spadek po przodkach coraz później. A ponieważ to na mężczyźnie spoczywał obowiązek zapewnienia odpowiedniego statusu materialnego przyszłej rodzinie, to w Anglii, Francji  i Rosji gwałtownie wzrastała liczba sfrustrowanych panów przeżywających – jak to określają uczeni zajmujący się historią życia prywatnego – „[…] intensywne przedmałżeńskie zapotrzebowanie seksualne”[1]. Życie podsuwało kilka rozwiązań tego palącego problemu – najpopularniejsze nazywało się „domy publiczne” (Francuzi nazywali je „domami schadzek”). Bywali tam nie tylko kawalerowie oczekujący na śmierć bogatych krewnych, ale też młodzieńcy, którzy już dojrzeli do inicjacji seksualnej oraz poszukujący nowych wrażeń dojrzali mężczyźni, którzy – jak na czasy wiktoriańskie przystało – realizowali z dala od żon swoje fantazje erotyczne (jak chociażby Fiodor Dostojewski). Tak to już tamten świat był urządzony, iż „seks, jako brudny i brutalny, mężczyźni uprawiali wyłącznie z kochankami czy też dziwkami. Żony natomiast służyły do seryjnego rodzenia dzieci”[2]. Dlatego też panie zatrudnione w domu publicznym (tej „świątyni seksualności użytkowej”[3]) miały – i na tym polegała ich misja - „[…] nie tylko zaspokoić partnera, ale zwrócić go w stanie nietkniętym rodzinie i społeczeństwu”[4].

To jedna z takich misjonarek zapisała pierwszy rozdział w biografii erotycznej Lwa Tołstoja. Spotkanie doświadczonej prostytutki i czternastoletniego debiutanta przebiegało, jak sądzę, rutynowo, ale miało nieoczekiwane (także dla niej) zakończenie. „Kiedy bracia przyprowadzili mnie pierwszy raz do domu publicznego – wspominał - i dokonałem tego aktu, potem stałem przy łóżku tej kobiety i płakałem”[5]. Scena inicjacji pojawi się później w kilku jego utworach autobiograficznych i zawsze będzie naznaczona podobnie traumatycznym doświadczeniem. W napisanych w połowie lat osiemdziesiątych (1884-1886), ale opublikowanych dopiero pośmiertnie (1912), Zapiskach wariata znalazł się komentarz do tamtego wydarzenia sprzed czterdziestu lat: „I znów mnie napadło: szlochałem, szlochałem, a potem zacząłem tłuc głową o ścianę. Tak więc miewałem takie napady w dzieciństwie. Ale od czternastego roku życia, od chwili kiedy obudziła się we mnie żądza płciowa i uległem grzechowi, wszystko to przeszło i byłem chłopcem takim, jak wszyscy chłopcy, tak jak my wszyscy, wychowani na tłustym, zbyt obfitym pożywieniu, rozpieszczeni, bez pracy fizycznej i ze wszystkimi pokusami rozpalającymi zmysłowość, i w otoczeniu takich samych zepsutych dzieci – chłopcy w moim wieku nauczyli mnie grzechu i uległem grzechowi. Potem grzech ów zastąpił grzech inny. Poznałem kobiety i tak, szukając rozkoszy i znajdując ją, żyłem do lat trzydziestu pięciu” (tłum. J. Dmochowska).

Na pozór życie erotyczne młodego Tołstoja nie różniło się niczym od tego prowadzonego (a może lepiej: uprawianego) przez młodego Puszkina i tysięcy ich rówieśników pochodzących z dobrych rodzin szlacheckich w Rosji i w Europie Zachodniej. Było w nim miejsce na zakochania, uczucia bezcielesne i platoniczne oraz na chuć, szał zmysłów i pożądanie fizyczne. 

Przez kilkadziesiąt lat Lew Nikołajewicz – jak wszyscy panicze z wyższych sfer - szukał w oczach panienek wzajemności uczuć, pisywał do nich liściki, ubiegał się o ich względy, wyznawał im miłość i niewymownie cierpiał, gdy one unikały z nim spotkań sam na sam, nie odpowiadały na jego bileciki, nie opuszczały emocjonalnej przestrzeni flirtu, ich serca płonęły nie dla niego i wychodziły za mąż za innych. Wśród jego dziecięco-młodzieńczych fascynacji (miłości?) wymienia się Sofię Kołoszyną (1828-1911?) - która w Dzieciństwie pojawia się, jako Sonieczka Wałachina, Zinaidę Mołostwową (1828-1897), Aleksandrę Diakową (1831-1890, po mężu Obolenską)[6].

W połowie lat pięćdziesiątych Tołstoj zaczyna coraz częściej myśleć o małżeństwie i stopniowo wypracowuje swój wzorzec żony idealnej. Następnych kilka lat upłynie na jej poszukiwaniu. Pierwszą poważniejszą kandydatką była Waleria Arsieniewa (1836-1909), która mieszkała z dwiema siostrami w posiadłości położonej tylko o siedem wiorst od Jasnej Polany. To ona zostaje na cztery miesiące – od połowy czerwca do końca października 1856 roku – główną bohaterką jego dziennika. Wszyscy są przekonani, że pisarz wkrótce się oświadczy, ale on ma coraz więcej wątpliwości i 14 stycznia 1857 roku pisze do niej list pożegnalny: „[...] Nigdy nie przestanę kochać Pani tak, jak kochałem, a więc miłością-przyjaźnią [...]” (P.,  60,  151). 

Nieco później duże wrażenie wywarły na Tołstoju niejaka pani Malcewa (1820-1894) i niejaka pani Aleksandra Tołstoj (1817-1904). Obie miały urodę, wiele zalet i ten sam feler, który dyskwalifikował je jako kandydatki na żonę – obie urodziły się przed pisarzem. Panią M. zachwycił się 12 maja 1856 roku, ale już następnego dnia oczarowanie minęło. Rozczarowany (może policzył jej zmarszczki albo siwiejące włosy), napisał w dzienniku, że ma ona chyba trzydzieści pięć lat (nie mylił się) i nazwał ją – bez cienia złośliwości czy uszczypliwości, zupełnie serio, bo poczucie humoru nie było mu dane - „staruszką” (13 maja 1856, Dz., I, 154). Panią Tołstoj Lew Nikołajewicz poznał rok później, podczas swojej pierwszej podróży zagranicznej (drugą odbył w latach 1860-1861). W Genewie odwiedził jakieś kuzynki i wyszedł porażony urodą Aleksandry. Jednak po kilku godzinach ochłonął, serce na powrót zaczęło bić w niemiłosnym rytmie na siedemdziesiąt dwa pas, a niedrżąca już ręka przelała na papier westchnienie: „Gdyby Alexandrine była o 10 lat młodsza” (29 kwietnia / 11 maja 1857; Dn., 47, 127). Pozostało tylko się spakować, wsiąść do pociągu („byle jakiego”, oczywiście) i zapomnieć o pełnej sexapilu czterdziestolatce.



Aleksandra Tołstoj. https://ru.wikipedia.org/wiki/Толстая,_Александра_Андреевна


Na początku 1858 roku trzydziestoletni autor Opowiadań sewastopolskich uznał, że nadszedł czas pierwszych życiowych podsumowań i 25 stycznia przeprowadził inwentaryzację stanu swych dotychczasowych uczuć, czyli wymienił kobiety, w których był zakochany. Była to lista krótsza od tej słynnej Aleksandra  Siergiejewicza i pozbawiona właściwej tamtej wcześniejszej dwuznaczności (Puszkinowską odczytywano jako spis podbojów don Juana), ale też, jak wszystko na to wskazuje, niekompletna. Tołstoj przywołał nazwiska zaledwie pięciu pań: Jekatieriny Tiutczewej (1835-1882, córki znanego poety),  Jekatieriny Swierbiejewej, Praskowii Szczerbatowej (1840-1924, od roku 1859 żony samego Aleksieja Uwarowa), Aleksandry Cziczeriny (1839-1919) i Marii Ołsufiewej (z domu Rebinder, 1831-1866). Z sobie tylko znanych powodów nie wymienił Jelizawiety Mengden (1822-1902, z domu Bibikowej, po pierwszym mężu Obolenskiej) i sióstr Lwowych – Jekatieriny i Aleksandry[7]. O pominięciu tej ostatniej (1835-1915), kto wie, czy nie zadecydowały przeczucia – za rok dostanie od niej kosza.

            Ten szósty zmysł całkowicie jednak zawiódł Tołstoja 17 września 1858 roku, gdy był na proszonym obiedzie u pewnego średnio sytuowanego lekarza (ośmioro dzieci, dziesięcioro służby), który miał prawo do posługiwania się tytułem „nadworny”. Gdy więc wieczorem, bo robił to zapewne pod koniec dnia, Lew Nikołajewicz siadł do dziennika, to swojej wizycie poświęcił zaledwie kilka słów: „Obiad zjadłem u Behrsa. Milutkie dziewczynki” (Dz., I,  242). A przecież jedną z tych „milutkich” była niemal już czternastoletnia Sofia, z którą za cztery lata się ożeni. Tego wszystkiego on jeszcze nie wie i nie wie też, że nie znajdzie z nią wspólnego języka i że będą nieszczęśliwi w tym trwającym czterdzieści osiem lat związku. Pewnie do końca życia żałował, iż tamtego wieczoru nie napisał: „Obiad zjadłem u Behrsa. Okropne dziewczyny. Już nigdy tam nie pójdę”. Ale jedzenie było smaczne, dziewczęta dobrze wychowane i tego wszystkiego nie napisał. I bywał, bo głęboko wówczas wierzył, że małżeństwo oczyści jego ciało i duszę.  

Grzeszne i zbrukane za sprawą znacznie wyższego od średniej „przedmałżeńskiego zapotrzebowania seksualnego”, które starał się zaspokoić w ramionach kobiet lekkich obyczajów, służących, chłopek pańszczyźnianych. Z przerwami na leczenie chorób wenerycznych i wyrzuty sumienia. Już w jednym z pierwszych zdań właśnie rozpoczętego dziennika (17 marca 1847) Tołstoj wspomina o tym, że od sześciu dni przebywa w klinice i jest leczony na rzeżączkę, którą „złapałem [...] ma się rozumieć, tak, jak zazwyczaj się ją łapie [...]”[8]. A cztery lata później (10 grudnia 1851) wypłakuje się w liście do Nikołaja, swego najstarszego brata: „Niestety, źle się czuję: - La maladie venérienne est détruite: mais se sont les suites du Mercure, qui me font souffrir l’impossible. Możesz sobie wyobrazić, że mam całe usta i język w rankach, które nie pozwalają mi ani jeść, ani spać”[9]. Nie wiem, dlaczego o samej chorobie napisał po francusku. Może dlatego, że choroba zwana była francuską; może dlatego, że o życiu erotycznym (i wszystkich jego konsekwencjach) Rosjanie najchętniej rozmawiali po francusku. A może dlatego, że nie za bardzo wierzył w tajemnicę korespondencji (ale wtedy niemal wszyscy piśmienni znali język francuski). 

            Na szczęście choroba wcześniej czy później ustępowała i Lew Nikolajewicz powracał do dawnego trybu życia, w którym miejsce najważniejsze zajmował seks. Dostojewski przez wiele lat był hazardzistą, Briusow - narkomanem, Jesienin – alkoholikiem, Wysocki – alkoholikiem i narkomanem, a Tołstoj – seksoholikiem (ale z zasadami), nie radzącym ze swym libido. Zapiski w dzienniki z lat pięćdziesiątych są bliźniaczo do siebie podobne i są historią (przejmującą / irytującą – wybór należy do nas) człowieka uzależnionego[10]: „Nie mogłem się powstrzymać, dałem znak czemuś różowemu, które z oddali wydawało się mi bardzo piękne i otworzyłem z tyłu drzwi. Przyszła. Nie mogę na nią patrzeć, odpycha mnie, czuję wstręt, nawet nienawidzę, że z jej powodu łamię zasady” (18 kwietnia 1851, Dn., 46,  59), „Muszę mieć kobietę. Zmysłowość nie daje mi ani chwili spokoju” (7 maja 1853, Dn.,  46, 160), „Dziewki przeszkadzają” (26 czerwca 1853, Dn.,  46, 164), „Byłem odrażający, po obiedzie zjedzonym z Niekrasowem, włóczyłem się po Newskim i wpadłem do łaźni. To okropne! Ale chyba ostatni raz. To już nie temperament, a nawyk rozpusty”[11](21 kwietnia 1856, Dn.,  47,  68-69), „Obrzydliwe. Dziewki, głupia muzyka, dziewki, sztuczny słowik, dziewki, upał, dym z papierosów, dziewki, wódka, ser, dziewki, dziewki, dziewki” (14 maja 1856, Dn.,  47, 71-72), „Wstąpiłem do Wieroczki. Dzięki Bogu nie dała mi” (23 maja 1856, Dz.,  I,  157), „[...] Wałęsałem się w ogrodzie z mglistą lubieżną nadzieją złapania kogoś w krzakach. Nic mi tak nie przeszkadza pracować, więc postanowiłem za wszelką cenę wyszukać gdzieś i wziąć sobie na te dwa miesiące kochankę” (5 czerwca 1856, Dz.,  I, 161), „Wałęsałem się po ogrodzie. Bardzo ładna wieśniaczka, o bardzo przyjemnej urodzie. Jestem nieopisanie ohydny przez ten bezsilny pociąg do występku” (8 czerwca 1856, Dz., I,  161-162), „Widziałem przelotnie Aksinię. [...] Bardzo ładna. Ostatnio czekałem na próżno kilka dni. Dziś w starym borze - była [...], jestem dureń. Bydlę. Czerwona opalenizna szyi. [...]. Zakochany jestem jak nigdy w życiu. Nie ma we mnie innej myśli. Męczę się”[12] (10, 11, 12, 13 maja 1858, Dz., I,  240). 



Aksinia Bazykina (pośrodku) z córką i wnuczką. Zdjęcie, niestety, nie z lat 50., ale z przełomu XIX i XX w. https://arzamas.academy/mag/576-tolstaya



            Ktoś mógłby powiedzieć, że pisarz cierpiał na nie tak znów rzadką odmianę bulimii – bulimię erotyczną, która przebiega w identyczny sposób, jak ta pierwotna: głód – konsumpcja – wydalanie (wyrzuty sumienia). Natomiast sam Tołstoj – jeśli wierzyć jego dziennikom - rozpatrywał swoje zachowanie w kategoriach etyczno-religijnych („rozpusta”, „lubieżność”, „występek”), z całą pewnością uważał je za „grzeszne”, a  siebie postrzegał jako syna marnotrawnego, który wciąż błądzi. Klimat tych zapisków - z natrętnie powracającym motywem histerycznego miotania się między orgiazmem a biczowaniem - sprawia, że zaczynamy je rzeczywiście odbierać, jako zwierzenia może jeszcze nie skopca (głoszącego pochwałę kastracji, jako najbardziej skutecznego środka w walce ze złem), ale raczej chłysta z jego wyobrażeniami o czystości[13]. Lew Nikołajewicz wie też – pisze o tym każdego dnia i te słowa przychodzą mu z zaskakującą łatwością – że nie stoczyłby się, gdyby nie był kuszony. „Wiedział – pisze Paul Johnson - że źle postępuje odwiedzając prostytutki i uwodząc chłopki, i obwiniał siebie o to. Ale skłonny był obwiniać jeszcze bardziej kobiety. Każda z nich była dla niego Ewą-kusicielką. Oczywiście nie trzeba mówić, że choć potrzebował kobiet fizycznie i wykorzystywał je - a być może właśnie dlatego - nie dowierzał im, nie lubił i nawet ich nienawidził. Pod pewnymi względami uważał okazywanie przez nie cech swej płci za odpychające. Pod koniec życia mówił: <<Zawsze miałem poczucie wstydu i na przykład widok kobiety z obnażoną piersią był dla mnie wstrętny, nawet w młodości...>> Tołstoj z natury był skory do przybierania tonu mentorskiego, a nawet purytańskiego. Jeśli niepokoiła go własna zmysłowość, jej objawy u innych wywoływały jego ostrą dezaprobatę. W Paryżu w roku 1857, gdy sam romansował zawzięcie, zanotował: <<W hotelu, gdzie się zatrzymałem mieszkało trzydzieści sześć par, w tym dziewiętnaście bez ślubu. Napełniło to mnie ogromnym obrzydzeniem. Grzech zmysłowości był złem i kobiety były jego źródłem>>”[14].

            Nie sądzę, by ten ostentacyjny, nieskrywany mizoginizm świadczył o skrzętnie skrywanym homo- czy biseksualizmie. Można tu co najwyżej mówić o otwartości twórcy Anny Kareniny, na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, na męskie fluidy, o jego młodzieńczych fascynacjach pięknymi mężczyznami i o platonicznych (raczej) miłościach. „Nigdy nie byłem zakochany w kobiecie. [...] – zanotował 29 listopada 1851 roku - Często kochałem się w mężczyznach. [...]. Kochałem się w mężczyznach, zanim dowiedziałem się o istnieniu pederastii, ale nawet gdy się o tym dowiedziałem, myśl o możliwości spółkowania nigdy nie przyszła mi do głowy. Dziwny przykład niczym nie uzasadnionej sympatii to Gauthier. [...]. Robiło mi się gorąco, kiedy wchodził do pokoju. Miłość do Isławina zepsuła mi całe osiem miesięcy życia w Petersburgu. [...]. Uroda zawsze miała duży wpływ na mój wybór, no chociażby przykład Diakowa, ale nigdy nie zapomnę nocy, kiedy obaj jechaliśmy z Pirogowa i miałem ochotę, zwinąwszy się pod derą, całować go i płakać. Było w tym uczucie i zmysłowość [...]” (Dn.,  46, 237-238). 

            No więc nie był gejem, ale – jak, niestety, wiele na to wskazuje – raczej zwyczajnym heteroseksualnym hipokrytą, nieodrodnym dziecięciem wieku. Artystą, który urodził się we właściwym czasie i wiele lat żył w zgodzie z epoką. Należał do tych pisarzy, o których Milan Kundera napisał, że „[…] chętnie kończyli swe powieści ślubem nie dlatego, że pragnęli ustrzec swe miłosne historie przed małżeńską nudą. Nie, pragnęli ustrzec je przed kopulacją.

            Wielkie europejskie historie miłosne toczą się w przestrzeni pozakopulacyjnej [...]. Miłość Anny Kareniny i Wronskiego dobiegła końca w chwili ich pierwszego seksualnego zbliżenia, i później stała się już własnym rozpadem, a my nie wiemy dlaczego: czy byli tak beznadziejni w łóżku? czy, przeciwnie kochali się z taką wprawą, że siła rozkoszy zrodziła w nich poczucie grzechu? Jakkolwiek brzmiałaby odpowiedź, po miłości przedkopulacyjnej nie było już wielkiej miłości i być jej nie mogło.

            W żadnym razie nie znaczy to, że miłość bez kopulacji była niewinna, anielska, dziecięca, czysta: przeciwnie, kryła całe piekło, jakie można sobie na tym padole wyobrazić. [...]”[15].

            Trzy siostry Behrs nic o tym nie wiedziały, bo wpadający do nich na obiady bezzębny pan w średnim wieku (młodszy tylko o 2 lata od ich matki) miał dopiero zostać wielkim pisarzem rosyjskim, jeszcze nie opublikował Wojny i pokojunie napisał Anny Kareniny i nie myślał o ZmartwychwstaniuNie mieli też o tym pojęcia pan doktor z panią doktorową, ale oni tak bardzo chcieli wydać najstarszą córkę za mąż, że nie przyjmowali się notowaniami potencjalnego adoratora na giełdzie literackiej (tak między nami mówiąc, to bardziej liczyli na dochody Lwa Nikołajewicza z majątku w Jasnej Polanie, niż z honorariów). A Tołstoj tak bardzo chciał skończyć ze swoim grzesznym kawalerskim życiem i tak nisko oceniał swoją pozycję na giełdzie narzeczeńskiej, iż nie opierał się przed zagraniem roli adoratora Jelizawiety. Małżeństwo pragnął najwyraźniej potraktować w kategoriach ekspiacji; małżeństwo miało być karą sobie wymierzoną  i dlatego gotów był przystać na ślub z panną bardzo niezbyt urodziwą i bardzo średnio majętną. Jakoś przeoczył, że będzie to pokuta dla dwojga i zadowolony z podjętej decyzji wyjechał na modne wówczas leczenia kumysem. Po kuracji miał się oświadczyć.

Po powrocie udał się z wiadomą wizytą i wtedy – albo los tak chciał, albo kobyle mleko to sprawiło – ze zdumieniem dojrzał młodszą siostrę Jelizawiety, Sofię. Był wstrząśnięty i chyba nawet zmieszany. Z tego zmieszania może się nawet jej przedstawił. Może nawet powiedział: „Tołstoj. Lew Tołstoj. Lew Nikołajewicz Tołstoj”. W domu to wszystko opisał w dzienniku - jak bardzo był wstrząśnięty i jeszcze bardziej zmieszany. Dodał też, że spotkał kobietę swego życia i że się zakochał. Było to pod koniec sierpnia 1862 roku. Nie wiem, czym Moskwa wtedy pachniała (Warszawa, na ten przykład – przygotowaniami do powstania styczniowego), ale w powietrzu czuło się wielką miłość. „Ja, stary bezzębny głupiec – pisał 7 września do Aleksandry (Alexandrine) Tołstoj - zakochałem się” (P.,  60,  444), a trzy tygodnie później dodał: „Dożyłem do 34 lat i nie wiedziałem, że można tak kochać i być tak szczęśliwym” (P.,  60, 448). Sofia raczej nie była ładniejsza od Jelizawiety, i ze swoimi stu pięćdziesięcioma centymetrami nie była chyba wyższa, i z całą pewnością nie była majętniejsza. Ale to ona była kochana. Wiadomo – chemia. Ta prawda dotarła po kilku dniach do tej niekochanej. Rozpaczała, jak rozpaczały starsze siostry Natalii Gonczarowej po jej zaręczynach z Puszkinem, jak rozpaczały wszystkie inne panny, kiedy młodsze od nich siostry wychodziły za mąż. Rozpaczała, ponieważ wypadała z obiegu matrymonialnego i natychmiast była naznaczona piętnem staropanieństwa. Był tego świadom sprawca jej nieszczęścia, który z tej okazji powtórzy kilkakrotnie dwa najważniejsze słowa sentymentalizmu rosyjskiego: „Biedna Liza!” (np. 2 września 1862 roku). Czternastego września znany z nieśmiałości kawaler zadał na piśmie sakramentalne pytanie swojej wybrance: „Proszę powiedzieć uczciwie, czy chce być Pani moją żoną?”[16]  i otrzymał na nie sakramentalną odpowiedź. Chciała. Oczywiście, że chciała. Więc – gnani miłością (czystą miłością) - szesnastego września już się zaręczyli, a dwudziestego trzeciego – już pobrali. Ślub był zaplanowany na siódmą wieczorem, ale narzeczony z powodu kłopotów z garderobą spóźnił się prawie dwie godziny. Ona cierpliwie czekała, potem odpowiedziała twierdząco na pytania duchownego i dla Tołstoja nastąpił czas półtorametrowej monogamii. 



Sofia Behrsówna. 1862. https://arzamas.academy/mag/576-tolstaya


            Parę dni wcześniej Sofia i Lew wykreowali najbardziej romantyczną scenę w całym ich życiu (później były wyłącznie prokreacyjne), której mimowolnym świadkiem była ukryta pod fortepianem najmłodsza z sióstr, Tatiana. O tej rozmowie przy stoliku do kart dowie się za kilkanaście lat cały świat: „Nastało milczenie. Kitty wciąż rysowała kredą przy stole; oczy jej jaśniały łagodnym blaskiem. Poddając się jej nastrojowi czuł w całym swym jestestwie rosnący napór szczęścia.

            - Ach! zarysowałam cały stół! – powiedziała i położywszy kredę uczyniła ruch, jakby chciała wstać.

            <<Jakże będę mógł pozostać sam bez niej?>> - pomyślał ze zgrozą i chwycił kredę. – Niech pani zaczeka – powiedział siadając przy stole. – Już dawno chciałem panią o coś zapytać.

            Patrzył jej prosto w przyjazne, lecz zalęknione oczy.

            - Proszę, niech pan pyta.

            - A więc – i napisał początkowe litery: k, p, m, o, t, b, n, m, c, t, z, n, c, w? Litery owe miały znaczyć: „Kiedy pani mi odpowiedziała, to być nie może, czy to znaczyło – nigdy, czy wtedy?>> Nie było żadnego prawdopodobieństwa, by Kitty mogła odgadnąć to skomplikowane zdanie; Lewin wszakże spojrzał na nią tak, jakby życie jego zależało od tego, czy ona te słowa zrozumie. […].

            - Zrozumiałam – rzekła wreszcie zarumieniona.

            - Co to za słowo? – spytał wskazując na „n”, które oznaczało słowo nigdy.

            - To słowo oznacza nigdy– odrzekła – ale to nieprawda.

            Szybko starł to, co było napisane, podał jej kredę i wstał. Napisała: w, j, n, m, i, o” (Anna Karenina, tłum. K. Iłłakowiczówna). 

            I tak sobie rozmawiali. Po raz pierwszy i ostatni rozumieli się bez słów. 

            Po ślubie wyruszyli do Jasnej Polany. 

            Noc poślubną skomentował Tołstoj w krótkich żołnierskich słowach: „Uroczysta ceremonia. Ona zapłakana. W karecie. Ona wie wszystko, i tak po prostu. W Birulowie. Jej lęk. Coś chorobliwego” (20-24 września 1862, Dz.,  I, 268). Ona swoimi wrażeniami podzieliła się jakieś dwa tygodnie później. Niestety, nie z mężem, i nie z psychoanalitykiem, i nie z seksuologiem, i nie z kącikiem porad jakiegoś kolorowego pisma dla panienek i pań, ale wyłącznie z prowadzonym od jakiegoś czasu pamiętnikiem: „Wstrętne są te wszystkie sprawy fizyczne”[17] (9 października 1862). Pół roku później powtórzyła to wyznanie: „Dla niego fizyczna strona miłości odgrywa wielką rolę. To straszne – dla mnie żadnej” (29 kwietnia 1863, Pam.,  28). I tak jedyny mężczyzna w jej życiu nie został mężczyzną jej życia. 

            Pewien wpływ na jej odczucia, doznania musiały wywrzeć przedślubne dzienniki męża,  które podsunął jej do czytania, ponieważ podobno nie chciał mieć przed osobą sobie najbliższą żadnych tajemnic. Nie była zaskoczona tym, że nie jest pierwszą kobietą w życiu Lowy (jak go nazywała) – od ubiegającego się o rękę wychowanej w „kulcie dziewictwa” (określenie Alaina Corbaina) panienki wręcz oczekiwano określonej sumy doświadczeń erotycznych - ale poczuła się zniesmaczona ilością i jakością ofiar jego chuci. Zmuszenie Sofii do lektury okazało się więc fatalnym pomysłem i marnie działającym afrodyzjakiem też.

            Tych poślubnych rozczarowań przeżyła młoda mężatka znacznie więcej. W październiku usłyszała przerażona, iż ubóstwiany przez nią Lew Nikołajewicz powątpiewa w jej miłość i wtedy po raz pierwszy zawalił się świat osiemnastolatki wyrwanej z rodzinnego domu. „Bawi go – zapisała 8 października 1862 roku  - kiedy mnie dręczy, kiedy widzi, że płaczę, a to dlatego, że mi nie wierzy” (z kasandryczną pointą: „Co on ze mną wyprawia; stopniowo zamknę się w sobie i z kolei ja zacznę mu życie zatruwać” Pam.,  17). W listopadzie wiedziała już prawie wszystko o obsesyjnej miłości męża do ludu i była zdruzgotana, bo tak bardzo pragnęła być jego jedyną namiętnością: „On budzi we mnie wstręt tym swoim ludem. Czuję, że albo ja, to jest ja, tymczasem przedstawicielka rodziny, albo lud i gorąca miłość L. do niego. To egoizm, ale trudno. Żyję dla niego i nim, chcę tego samego, bo inaczej mi tu ciasno i duszno” (23 listopada 1862, Pam.,  20). W grudniu miała już pewność, że trafiła do niewłaściwej powieści. Nie ten autor, nie ta fabuła i żadnych szans na „żyli długo i szczęśliwie”. W styczniu jeszcze wszystko mogło się zmienić, ale w nim chłodny pisarz wziął górę nad czułym kochankiem – cudowne słowa wyznania jej wyszeptane może odmieniłyby losy ich małżeństwa, ale przeminęłyby z wiatrem; zapis w dzienniku pozbawiał je magii intymności, ale pozwalał mieć nadzieję, że dotrą do potomnych: „Kocham ją, kiedy budzę się w nocy lub rano i widzę, że ona patrzy na mnie i kocha. I nikt - a przede wszystkim ja - nie przeszkadza jej kochać tak, jak potrafi - po swojemu. Kocham, kiedy siedzi blisko mnie i wiemy, że się kochamy nawzajem jak umiemy [...]. Kocham, kiedy pogniewa się na mnie [...]. Kocham, kiedy mnie nie widzi i nie wie o tym, że kocham ją po swojemu. Kocham, kiedy jest dziewczynką w żółtej sukni i wysuwa dolną szczęką i język; kocham, gdy widzę jej głowę odrzuconą w tył i twarz poważną, przestraszoną, dziecinną i namiętną; kocham, kiedy...” (5 stycznia 1863, Dz.,  I, 270).  

Egocentryk Tołstoj miał mniej szczęścia od egocentryka Dostojewskiego. Fiodor Michałowicz wygrał na ruletce życia żonę, która musiała zainspirować Nietzschego do sformułowania jednej z maksym Zaratustry: „Szczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce”[18]; Lwu Nikołajewiczowi przypadła w udziale niepokorna, zdesperowana do granic sufrażystowości nastolatka z głową pełną nieprzyzwoitych myśli nie na czasie, która miała dość odwagi, by przelewać je na papier, ale za mało, żeby wykrzyczeć mu je prosto w twarz: „A jeśli go nie pochłaniam, jeżeli jestem lalką, jeżeli jestem tylko żoną, a nie człowiekiem, to tak żyć nie mogę i nie chcę” (23 listopada 1862, Pam.,  20), „Lowa jest albo stary, albo nieszczęśliwy. Czy możliwe, żeby prócz interesów pieniężnych, gospodarskich i gorzelnianych nikt i nic go nie zajmowało? Jeśli nie je, nie śpi i nie milczy, to biega jak oparzony, chodzi, chodzi – wciąż sam. A mnie jest nudno, jestem sama, zupełnie sama. Jego miłość wyraża się tylko w machinalnym całowaniu rąk i w tym, że jest dla mnie dobry, nie zły” (24 kwietnia 1863, Pam.,  28).

            To chyba wtedy zaczęła się ich zimna wojna na dzienniki. Już nie prowadzili ich tylko dla siebie, ale on z myślą o niej i ona pamiętając o nim. Podczytywali je sobie nawzajem po kryjomu, więc pisali tak, żeby zabolało nieproszonego czytelnika. Mogło się to zdarzyć, na przykład, 18 czerwca 1863 roku i to mogły być jego zapiski: „Myśl, że ona jest tutaj i czyta mi przez ramię - pomniejsza i psuje moją prawdę”, „Jej charakter psuje się z każdym dniem [...]”, „Przejrzałem jej dziennik - spod słów czułości zieje ukryta złość na mnie” (Dz.,  I, 274, 275, 276). Tak mogło też być, na przykład, 27 czerwca i to mogły być jej zapiski. Nie, wtedy nie. Wcześniej i później tak, ale nie dwudziestego siódmego. Tego dnia minęło dziewięć miesięcy i cztery dni od ich ślubu i tego dnia urodziła ich pierworodnego, któremu dano na imię Siergiej. Pojawienie się dziecka nie wywołało jakiejś nadzwyczajnej euforii w Jasnej Polanie i już po kilku miesiącach Sofia nadrobiła czerwcowe zaległości: „Porzucono mnie. Ani dnia, ani wieczoru, ani nocy. Jestem zaspokojeniem, jestem niańką, zwykłym sprzętem, jestem – kobietą. Staram się stłumić w sobie wszelkie ludzkie uczucia”[19](13 listopada 1863, Pam.,  36).

            W grudniu sześćdziesiątego czwartego roku on wyłamuje się z tej konwencji i pisze do niej – za późno, o lata świetlne za późno - list z dawno zapomnianymi słowami: „Tak namiętnie pragnę Ciebie ujrzeć... Widzę Twoją twarz...” (8 grudnia 1864, Pis’ma,  38), a ona w dowód rutynowej wdzięczności kilka tygodni później wydaje na świat Tatianę.

            Rok sześćdziesiąty szósty niczego nie zmienił. Kolejne dziecko (Ilia), narastająca niechęć (zauważana już przez najbliższych: „Coś się między nimi popsuło”[20]), jej pełen rozpaczy list do siostry (który ze względu na swą sakralność zasługuje na przytoczenie w oryginale): „То отсасываюсьто кормлюто прижигаюто промываюа кроме тогодетивареньесоленьягрибыпастилыпереписыванье для Левыа для beaux arts еле-еле минутку выберешьитоесли дождь идет[21]i jego skarga na zły los: „Nie ma gorszej sytuacji dla zdrowego mężczyzny niż mieć chorą żonę”[22]

Kolejne lata były bliźniakami sześćdziesiątego szóstego. Tołstojowie byli sobie coraz bardziej obcy, płodzili kolejne dzieci i tylko zmieniające się imiona noworodków świadczyły o upływającym czasie. Rok sześćdziesiąty dziewiąty upłynął pod znakiem Lwa-juniora, rok siedemdziesiąty pierwszy należał do Marii i nie różniłby się niczym od poprzednich (jeszcze jedna kłótnia, jeszcze jeden potomek), gdyby nie komplikacje związane z porodem. Tym razem Sofia zapadła na gorączkę połogową, była o krok od śmierci i przerażona – miała zaledwie dwadzieścia siedem lat - próbowała przekonać męża, że to powinno być ich ostatnie dziecko. To oczywiste, iż wielki humanista – planujący akurat napisanie powieści o pięknej kobiecie, która marnie skończy, ponieważ uchyla się od wypełniania obowiązków małżeńskich i na dodatek wdaje się w romans – nie mógł serio potraktować podważającej ład moralny prośby swojej żony. Okazało się zresztą, że Sofia swoim zwyczajem histeryzowała, bo przecież wkrótce urodziła Piotra (1872), Nikołaja (1874), Warwarę (1875), Andrieja (1877), Michaiła (1879), Aleksieja (1881), Aleksandrę (1884), Iwana (1888), parokrotnie poroniła i wciąż miała się dobrze. 

            Pod koniec lat siedemdziesiątych Tołstoj osiąga najwyższy stopień wtajemniczenia - już wie, jak żyć. W przekładzie na prozę codzienności oznaczało to, iż „stał się nietowarzyski, ponury, drażliwy, często wszczynał z mamą spory o zupełne głupstwa; dawniej wesoły, pełen życia przewodnik i przyjaciel zmienił się w naszych oczach w surowego kaznodzieję i oskarżyciela”[23]. Wszystkie opisane przez syna objawy wskazują oczywiście na syndrom misjonarza, na który zapadają najczęściej twórcy (Dostojewski, Sołżenicyn) ogarnięci obsesją zbawienia ludzkości. Ich słowa i gesty są ociekają patosem, nie mogą się zdobyć na spojrzenie z dystansu na świat i samych siebie, nie potrafią się uwolnić od – jak to powiedział Josif Brodski - „[…] konieczności traktowania serio otaczającej rzeczywistości […]”[24], obca im jest sztuka ironii i zwłaszcza jej siostry – autoironii. 

Ten nowy, pokryzysowy Lew Nikołajewicz postanowił zostać grzesznikiem nawróconym, dobrym i współczujący bliźnim człowiekiem - żony nie wyłączając, chociaż miewa ona teraz „ataki” (histerii oczywiście, na przykład 11 lipca 1881 roku). Został protekcjonalnym pokutnikiem (2 sierpnia 1881 roku pisał do żony: „Teraz inaczej to widzę. Wciąż tak samo myślę i czuję, ale wyleczyłem się z błędnego przekonania, że inni ludzie powinni spoglądać na wszystko jak ja. Wielokroć zawiniłem wobec Ciebie, duszko; nieświadomie, mimowolnie zawiniłem, Ty o tym wiesz, ale zawiniłem” Pis’ma, 143) nastawionym na pozytywne myślenie („[...] Stałaś się mi szczególnie droga i pociągająca, i droga pod każdym względem. Mam wrażenie, że między nami zrodził się nowy związek” 29 września 1883, Pis’ma,  201; „Nigdy nie myślałem o Tobie tak jak teraz - tak często, dobrze i zupełnie czysto” 30 września 1883, L.,  I., 369).

            Sielanka nie trwała długo. Kolejne tsunami nieporozumień i kłótni wtargnęło do Jasnej Polany pod koniec 1883 roku. Tym razem Lew Nikołajewicz zapowiedział opuszczenie rodziny, a Sofia Andriejewna odkryła tym razem, że jest jak zawsze w ciąży. „Ot co – opowiadała nie wiem po co Aleksandrze Tołstojównie Anna Sukolenkowa, jej niania - nie chciała Ciebie hrabina rodzić, no i już. [...]. W tym czasie, pamiętam, miedzy hrabiną a hrabią wielkie niesnaski były. [...]. Potem dowiedziała się hrabina, że jest przy nadziei. [...]. Potem pojechali Sofia Andriejewna do Tuły do akuszerki wywołać poronienie. A akuszerka mówi: ‘Nie, hrabino, komuś innemu zrobiłabym z przyjemnością, ale Pani, choćby miała mnie Pani ozłocić, nie zrobię. Coś się wydarzy - nieszczęście!’ Pojeździli, pojeździli hrabina do Tuły i nic z tego nie wyszło. A już czego nie robili: i nogi do wrzątku wkładali, i kąpiel brali taką gorącą, że nie można było wytrzymać. To na komodę włazili i jak nie zacznie skakać aż skóra cierpnie! <<Co wy, mówię, Sofio Andriejewno, robicie, czy tak można, przecież tak możecie swoje życie złamać>>. <<Nie chcę – mówi – nianiu rodzić, hrabia mnie więcej nie kocha, porzucić nas, odejść chce!’ A sama ciągle skaczą. Ale nie pomogło nic – urodzili>>25].

Przyjście na świat Aleksandry poprzedziły burzliwe wydarzenia. W nocy z 17 na 18 czerwca 1884 roku Tołstoj wyruszył samotnie w kierunku Tuły, ale po przejściu kilku wiorst jednak zawrócił. Chciałbym wierzyć, że zrobił to dla rodzącej żony, która właśnie 18 czerwca powiła ostatnią już córkę. Wszystko jednak, niestety, wskazuje na to, że musiały być jakieś inne powody, bo przecież nie napisałby 7 lipca tych kilku zdań w dzienniku: „Ona zaczyna mnie kusić cieleśnie. Chciałbym się powstrzymać, ale czuję, że się w obecnych warunkach nie powstrzymam. A współżycie z obcą duchowo kobietą - to jest z nią – to ohyda” (Dz.,  I, 348). Może więc wrócił nie do niej i nie dla niej, a do swoich wyidealizowanych chłopów, którym w akcie ekspiacji za swoją ziemiańskość szył buty. 

Teraz oboje niecierpliwie wyczekiwali na zimę, bo ta oznaczała upragnioną dla obojga rozłąkę. Kiedyś wspólnie spędzali je w Moskwie, ale od pewnego czasu pisarza duże miasto męczy, więc przyjeżdża zwykle na krótko i wraca sam do Jasnej Polany. Sofia mądrzejsza o 22 lata małżeństwa już dawno nie stawia męża przed wyborem: „Albo ja, albo lud”, bo dobrze zna odpowiedź, ale wciąż wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję, by zademonstrować swoją inność. Tej zimy, 9 grudnia 1884 roku, napisała do niego: „[...] Ty lubisz wieś, lud,  kochasz dzieci chłopskie [...]. Ja jestem miastowa[...]. Nie rozumiemi nie zrozumiem ludzi ze wsi. Lubię tylko przyrodę[26].

            A jednak to w latach osiemdziesiątych pojawiła się ostatnia szansa na zawieszenie broni i otwarcie się na racje drugiej strony. W Jasnej Polanie pojawiła się „skrzynka pocztowa”, do której domownicy mogli wrzucać zarówno podpisane, jak i anonimowe – umownie to nazwijmy - listy adresowane do całej rodziny lub do poszczególnych jej członków. Dwa żartobliwe teksty Tołstoja (Czym kto żyje w Jasnej PolanieLista chorych zakładu psychiatrycznego w Jasnej Polanie) – pozbawione właściwego mu wówczas moralizatorstwa – mogły być odebrane przez Sofię jako zaproszenie do odbycia poważnej rozmowy. Nadawca kpi tam wprawdzie z żony, ale siebie też nie oszczędza: „Lew Tołstoj żyje tym, że rozwiązał jakoby zagadkę bytu [...]. Hrabina Tołstoj żyje tym, że jest żoną człowieka znakomitego i że są na świecie takie drobnostki, jak na przykład poziomki, na które można zużyć całą swoją energię”[27], „Nr 1 [Lew Tołstoj]. Natury sangwinicznej. Przebywa na oddziale spokojnych. Chory cierpi na manię określaną przez psychiatrów niemieckich terminem Weltverbesserungswahn - naprawiania świata. Istota choroby polega na tym, że pacjent uważa za rzecz możliwą, by zmienić życie innych ludzi za pomocą słów. Objawy ogólne: niezadowolenie z całego istniejącego porządku rzeczy, potępianie wszystkich prócz siebie, podniecona wielomówność połączona z brakiem uwagi na reakcje słuchaczy, raptowne przejścia od wybuchów gniewu i rozdrażnienia do nienaturalnej, łzawej czułostkowości. Objawy szczególne: wykonywanie zbędnych i nie leżących w zawodzie chorego robót, jak czyszczenie i szycie butów, koszenie trawy itd.

            Nr 2 [Sofia Tołstojowa]. Przebywa na oddziale spokojnych, ale okresami musi być izolowana. Chora cierpi na manię petulanta gorlivis maxima. Istota choroby polega na obsesji, że wszyscy wciąż od pacjentki czegoś żądają i chora nie może nadążyć z zaspokojeniem tych żądań. Objawy: rozwiązywanie żądań wcale nie stawianych pacjentce; odpowiadanie na pytania, nim pytania zostały postawione; usprawiedliwianie się z zarzutów, których nikt nie wysuwał, i spełnianie życzeń, których nikt nie wyrażał”[28].

            Adresatka zignorowała listy – po raz kolejny zrozumiała, że w oczach męża pozostanie na zawsze zatroskaną gospodynią domową, a chciała (i zasługiwała na to), by nie trywializowano jej świata wartości. Poza tym była zbyt zajęta walką z nowym zagrożeniem dla Tołstojów – tołstoizmem[29]. Świat ogarnęła tołstomania, Jasna Polana stała się przestrzenią sakralną, a Lew Nikołajewicz – ze swoją chłopomanią, swoim wegetarianizmem i pacyfizmem - został guru dla tysięcy wyznawców[30]. Sofia Andriejewna doceniała rzecz jasna walory marketingowe niezwykłego szumu medialnego (artykuły, zdjęcia i – to już później – kadry kroniki filmowej), ale jeszcze bardziej obawiała się tego, że mąż zostanie zakładnikiem własnych idei, co oznaczałoby dla niej nowe kłopoty. Jak zwykle miała rację. Jak zawsze problem miał na pierwsze imię Seks, a na drugie – Rubel. 

            Sześćdziesięcioletni autor Wojny i pokojuprzerażony własną słabością („Zły mnie napadł. [...]. Nazajutrz, rankiem trzydziestego, spałem źle. To było takie wstrętne, jak po zbrodni”[31], „Wciąż jeszcze mocniej opętany, upadłem”[32]), zrozumiał, że głosząc dotąd pochwałę małżeństwa błądził. Ono bowiem nie zbliża, ale oddala od Boga i kończy się zawsze upadkiem moralnym[33]. W napisanej w 1889 roku w Sonacie Kreutzerowskiej ogłosił manifest sanacji ostatecznej, totalnej: „Żądza płciowa, choćby najbardziej zawoalowana, jest złem, strasznym złem, z którym należy walczyć, a nie popierać je, jak to się czyni u nas. Słowa Ewangelii, że kto patrzy na kobietę z pożądaniem, już z nią cudzołożył, dotyczą nie tylko cudzych żon, lecz właśnie – i przede wszystkim – własnej żony” (tłum. M. Leśniewska). Te słowa na pewno wzruszyły chłystów od dawna głoszących doktrynę o grzeszności małżeństwa, ale nie wywołały entuzjazmu u osoby najbardziej zainteresowanej. Polemizowała z nimi, jego argumentom przeciwstawiła własne, na jego tekst – bo to krnąbrna kobieta była, a nie dziewczynka z poziomkami - odpowiedziała swoim: Czyja wina? W związku z Sonatą Kreutzerowską. Napisane przez żonę Lwa Tołstoja (publikacja 1994)[34].

Była buntowniczką, ale w wiktoriańskim gorsecie. Sonatę... kontestowała nie z żalu za utraconym seksem, bo ten budził jej wstręt[35] i kojarzył się z niechcianymi ciążami, lecz w obronie utraconej czci, reputacji żony nie dzielącej małżeńskiego łoża z mężem. Perspektywa dwóch sypialni była dla niej – jako kobiety, matki, pani domu - na tyle upokarzająca, że gotowa była podejmować decyzje nawet te najbardziej brzemienne dla siebie w skutki. W świecie znaków kultury mieszczańskiej – a Sofia był jej wytworem – w najwyższej cenie były bowiem rytualne gry (wspólne życie), gesty (wspólne zdjęcia) i słowa (wspólne kłamstwa). Następstwa Bedgate w wydaniu jasnopolańskim były łatwe do przewidzenia: w 1889 roku  Lew Nikołajewicz zaapelował o zachowanie wstrzemięźliwości płciowej - w marcu 1890 roku Sofia Andriejewna z ulgą przyjęła wiadomość, że nie jest w stanie błogosławionym; 20 lipca 1890 roku Lew Nikołajewicz kolejny raz zasugerował konieczność zmiany umeblowania - 25 grudnia 1890 roku Sofia Andriejewna zapisała w dzienniku: „Boję się zajść w ciążę, wszyscy się dowiedzą  - co za wstyd – będą powtarzać ze złośliwą satysfakcją modny teraz w moskiewskim świecie żart: <<Voilà le véritable Posłowie de la Sonate de Kreutzem>>” (Pam.,  85). I tak sobie państwo Tołstojowie przekomarzali się czas jakiś. Jeszcze w 1898 roku pan Lew zwierzył się Aylmerowi Maude’owi: „Byłem mężem wczoraj wieczorem, ale to nie powód, by poniechać walki. Bóg może mi zezwoli, by nie zdarzyło się to ponownie”[36].

Równie alergicznie reagowała Sofia na pomysły męża-utopisty dotyczące ich życia dziennego. Uznał on, że celibatowi do twarzy jest w ubóstwie i zapragnął czystość sypialni połączyć z czystym kontem. Zaapelował więc do ludzkości, by posiadający dzielili się swoim bogactwem z nie posiadającymi i dla przykładu zapowiedział między innymi rezygnację z wszystkich swoich praw autorskich. Po wściekłych protestach kobiety, która była jego żoną, zgodził się, by honoraria za utwory napisane do roku 1881 (w tym oczywiście za Wojnę i pokój, w tym oczywiście za Annę Kareninę) nadal trafiały do rodziny. Jedenaście lat później ta pani odniosła jeszcze jeden sukces – podpisano akt o zrzeczeniu się przez patriarchę praw do „majątku nieruchomego” na rzecz szanownej małżonki i dzieci (podpisu pod dokumentem nie złożyła jedynie Maria). Jasna Polana przypadła czteroletniemu Iwanowi, a do czasu osiągnięcia przez niego pełnoletniości posiadłością miała zarządzać Sofia. 

Te dwa pyrrusowe zwycięstwa materii nad duchem (egoizmu nad altruizmem, zdrowego rozsądku nad szaleństwem, antyutopii nad utopią, dobra rodziny nad szczęściem ludzkości) sprawiły, że Tołstoj bezgranicznie zaufa swemu najbliższemu wyznawcy i uczniowi - Władimirowi Czertkowowi (1854-1936), który jako ten trzeci ostatecznie zatopi jasnopolański „Titanic”. 

            Po trzydziestu toksycznych latach drogi małżonków ostatecznie się rozeszły. On – nie licząc się z konsekwencjami – wciąż coś majstrował przy swoim życiu, ona – niewolnica królowej Wiktorii, zaplątana w sieci rozwieszonej między odpowiedzialnością a konwenansami - rozumiała, że prawo do zmian utraciła 23 września 1862 roku. A ponieważ nie była bezkrytyczną, infantylną masochistką (jak młodsza od niej o cztery żona innego znanego pisarza), więc za pamięć o tamtym dniu płaciła wysoką cenę, o której najwięcej wiedział jej nasączony bólem i frustracją pamiętnik: „Dawniej przepisywałam to, co pisał, i to mnie cieszyło. Teraz daje wszystko córkom, a przede mną starannie ukrywa. Bardzo systematycznie zabija mnie i usuwa ze swego życia osobistego, co mnie okropnie boli. Nieraz ogarnia mnie wściekła rozpacz. Chciałabym zabić się, uciec gdzieś, pokochać kogoś – wszystko, byle nie żyć z człowiekiem, którego mimo wszystko całe życie za coś kochałam, choć teraz widzę, jak bardzo go idealizowałam, jak długo nie chciałam zrozumieć, że była w nim tylko zmysłowość. [...]. A teraz oczy mi się otworzyły, widzę, że moje życie jest przegrane” (20 listopada 1890, Pam.,  78), „Jeżeli zbawienie człowieka, jego zbawienie duchowe, polega na zabijaniu życia bliźniego – to Lowoczka jest zbawiony” (11 grudnia 1890, Pam., 81), „Wszystkie jego pamiętniki są przesycone [...] samoubóstwieniem” (16 grudnia 1890, Pam.,  83)[37].



Państwo Tołstojowie.  Z różnych powodów rodzina już nie w komplecie. https://aworkstation.com/inside-the-tolstoy-family-reunion/


Czarowi papy Lwa uległy – mama Sofia miała rację – córki. Były mu bezgranicznie oddane, wierne i bezkrytycznie wierzące w jego ideały („[...] My, dzieci [czytaj: córki], za zgodą ojca osiągnęliśmy maleńkie zwycięstwo nad matką. Pozwoliła nam pracować w lecie razem z chłopami na polu”[38]). Był nie tylko ich ojcem, ale przede wszystkim Wielkim Bratem kontrolującym każdy ich krok, a one nie miały przed nim żadnych tajemnic. Był nawiedzonym hipnotyzerem, który podczas codziennych seansów zarażał je swoją nienawiścią do „obrzydliwej cielesności”[39], a one chętnie spowiadały się z każdej, najbardziej niewinnej myśli damsko-męskiej. Któregoś styczniowego dnia 1894 roku, pisała we wspomnieniach Tatiana, „[…] zaczęliśmy czemuś mówić o moich romansach i papa liczył moich konkurentów - doliczyliśmy się dziesięciu. Papa cieszył się, że tak pomyślnie przeszłam obok nich wszystkich i życzył mi, żeby i nadal tak było”[40]. Mój Boże, romanse! To była niewinna wymiana spotkań na tulskiej czy moskiewskiej ulicy, taniec nienajmłodszej już panny na jakimś balu pod czujnym okiem mam i cioć, grzecznościowa konwersacja przy obiedzie czy pensjonarskie kokietowanie Czechowa. Aż wreszcie wydarzyło się najgorsze – zakochała się w Żeni, czyli w Jewgieniju Popowie, czyli w mężczyźnie żonatym (ale – co za ulga - pozostającym w separacji z żoną). Piszą do siebie, analizują swoje uczucia w dziennikach i gdy orkiestra gra wolniej tańczą tylko ze sobą. Jednak wieloletnia tresura wzięła górę i trzydziestoletnia córka z własnej inicjatywy daje do przeczytania zaniepokojonemu ojcu listy, dziennik, uzyskuje też zgodę Popowa na pokazanie jego listów i wypożycza jego dziennik. Wszystko po to, by zademonstrować Wielkiemu Bratu, że nie ma w nich niczego niewłaściwego. Wielki Inkwizytor czytał je całą noc i rano wydał wyrok: korespondencja – nie, dziennik – nie, Jewgienij - nie[41]. W Tani pogłębiło się poczucie winy – ojciec ją tak kocha, a ona nie spełniła jego oczekiwań i sprawiła taki zawód (miłosny). W 1895 roku życie raz jeszcze zadrwiło z tołstoizmu, z Tołstoja i z jego córki, która okazała się być recydywistką. Otóż po okolicy kręcił się od pewnego czasu pewien mężczyzna. Suchotin zresztą. Tatiana i Michaił spotykali się przy różnych okazjach. I nic. Jej oczy go przeoczyły, serce nie zabiło mocniej, hormony nie zafalowały. Aż do dnia, w którym jej zmysły eksplodowały. Powtórnie zakochana znów ma wyrzuty sumienia, znów pisze, że „zepsuła” sobie życie i ma żal do siebie, że dobrze się czuje w towarzystwie pana Suchotina. Niestety, mężczyzny żonatego. Tym razem – a jednak - ukrywa swoje uczucie przed ojcem i pogodzona ze staropanieństwem wzdycha po nocach do ukochanego. Na szczęście – to źle zabrzmi, ale z prawdami tak już jest – wkrótce wylogowała się z życia pani Suchotinowa, która stała na drodze do szczęścia mającym się ku sobie. W 1899 roku trzydziestopięcioletnia panna młoda poślubiła świeżo upieczonego czterdziestodziewięcioletniego wdowca (1850-1914) z sześciorgiem dzieci. Owocem ich miłości była córka, której też dano na imię Tania. 

Zamążpójście najstarszej córki Tołstoj potraktował jako zdradę i wszystkie swoje uczucia przelał na młodsze siostry Tatiany. Wegetarianka Maria całe swoje życie poświęciła ojcu, służyła pomocą okolicznym chłopom (pracowała z nimi na roli, doiła krowy, naprawiała dachy, uczyła dzieci) i cierpiała na chorobę, która w znacznej mierze tłumaczy jej brak asertywności. Współcześni - jak pisze Siergiej Michajłowicz Tołstoj (wnuk Lwa) – nazywali tę niemoc mania anglicana albo as you like it i objaśniali, iż cierpiący na nią zrobi wszystko, aby zyskać akceptację otoczenia. Diagnoza okazała się na szczęście mylna, ponieważ gdy tylko w zasięgu wzroku Marii pojawił się książę Nikołaj Obolenski (1872-1934), to natychmiast zapomniała o Sonacie Kreutzerowskiejo ojcowskich przestrogach i 2 czerwca 1897 roku wyszła za mąż. Nie doczekała się, niestety, potomstwa (kilkakrotnie poroniła) i dość młodo - w wieku trzydziestu pięciu lat - zmarła na zapalenie płuc. Obecny przy jej śmierci Lew Nikołajewicz – już dawno wszystko wybaczył - zanotował w dzienniku: „Przed chwilą, o pierwszej w nocy zmarła Masza. Dziwna rzecz. Nie doznawałem ani przerażenia, ani strachu, ani świadomości, że dzieje się coś wyjątkowego, ani nawet żalu, czy rozpaczy. Uważałem, że koniecznie należy wywołać w sobie szczególne uczucie rozczulenia i smutku, więc wzbudzałem je, ale w głębi duszy byłem bardziej spokojny niż wobec cudzego niedobrego uczynku, nie mówiąc już o swoim. Tak, to jest wydarzenie w dziedzinie fizycznej, więc dlatego obojętne. Patrzyłem cały czas na nią, jak umierała: zdumiewająco spokojnie” (27 listopada 1906, Dz., II, 232). 

            Każdy ma coś: miał prawo do szlochu Jan Kochanowski i miał prawo do nirwany Lew Tołstoj. Można, jak on, emocjonować się jazdą na rowerze, grą w tenisa czy w gorodki, instrukcją obsługi fonografu otrzymanego w prezencie od Edisona czy wyścigiem automobilowym Moskwa-Orioł[42], ale być poruszonym śmiercią dzieci (podobnie zareagował na zgon siedmioletniego Iwana) już niekoniecznie. Ja wiem, że obowiązywały inne standardy wrażliwości; że wtedy umierano łatwiej i częściej; że na co dzień obcowano z zasypianiem wiecznym; że płodzono kilkanaścioro dzieci z myślą o chorobach, których nie przeżyją; że autor Śmierci Iwana Iljicza chciał, by ludzie odchodzili bez skamlenia, świadomi i pogodzeni z nieuniknionym; że mając prawie osiemdziesiąt lat, sam każdego dnia wypatrywał damy z kosą i był z nią prawie zaprzyjaźniony. O tym wszystkim pamiętam, ale współczuję mu, iż tamtej nocy nie zdobył się na banalną ludzką rozpacz. 

            Do mocnych wzruszeń i teatralnych gestów był natomiast zawsze gotów na samą myśl o Sofii Andriejewnie (ale też: i na wieść, i na widok, i na dźwięk jej imienia, i na dźwięk jej głosu, i na kilka innych na) i ich relacje interpersonalne starał się wpisywać w przygotowane przez siebie scenariusze okolicznościowe. Do jego ulubionych należał ten zatytułowany Odejście. W 1897 roku kolejny raz był przygotowany do opuszczenia Jasnej Polany i kolejny raz (8 lipca) napisał dyżurny list pożegnalny: „Droga Soniu! Już od dawna męczy mnie niezgodność mojego życia z moimi przekonaniami. [...]. Fakt, że odszedłem od Ciebie, nie dowodzi, żebym był z Ciebie niezadowolony. Wiem, że nie mogłaś, dosłownie nie mogłaś i nie możesz patrzeć i odczuwać jak ja, i dlatego nie mogłaś i nie możesz zmienić swego życia i składać ofiary w imię tego, czego nie czujesz. I dlatego nie potępiam Cię [...]”[43] (L.,  II,  154). Jeszcze nie odszedł i przez następnych dziesięć lat wciąż ciepło o niej myślał, za coś przepraszał i coś wybaczał (np. 1 grudnia 1898 roku napisał do niej: „[...] Pragnę odczuwać skruchę i odczuwam skruchę za to, iż nie potrafiłem postępować tak, aby Cię nie zasmucać” Pis’ma,  562). A gdy w roku 1906 poważnie zachorowała (guz macicy), to dla jej dobra – wbrew opiniom lekarzy – nie zgadzał się na operację, ponieważ zabieg burzył „powagę i majestatyczność wielkiego aktu śmierci”[44]. Niestety, nie wsłuchano się należycie w jego zatroskany głos i z niezrozumiałych powodów zignorowano jego pozbawioną populistycznej empatii opinię. Sofię operowano w domu. Przeżyła, pozbawiając męża możliwości asystowania przy konaniu jeszcze jednego członka rodziny. Niewdzięczność ludzka nie zna granic. Mógłby napisać wstrząsające arcydzieło o godnym umieraniu, a musiał się ograniczyć do jednego zdania: „Nie mogę pozbyć się niechęci na jej widok” (Tajny dziennik 1908 rokuDz.,  II, 282). A gdy w 1908 roku sam poważnie zachorował, to zwierzył się Aleksandrze: „Moja choroba to Sofia Andriejewna”[45].

            Lata 1909-1910 upływają w sielankowej Jasnej Polanie pod znakiem nieustannych,  utarczek małżeńskich na dwa dzienniki i dwa dawno wypalone serca. Z krótkimi przerwami na sen, posiłki i gorączkowe wymyślanie nowych pretekstów. Dwoje mądrych ludzi, skazanych kiedyś na dożywocie, recytuje do znudzenia swoje starcze mantry – mężczyzna z poczuciem misji i kobieta z klimakterium. Trwa niekończące się ponure misterium z wyraźnie zaznaczonymi elementami tragikomicznego reality show. Dzień po dniu, noc po nocy, odcinek po odcinku: 

            Odcinek 479. Jasna Polana, 26 lipca 1909 roku. On zapowiada swój wyjazd na Kongres Pokoju do Szwecji. Ona jest przekonana, że Lew zamierza ją porzucić. Znika i po chwili pojawia się z morfiną, którą zamierza się otruć na oczach męża. Przez dłuższą chwilę osiemdziesięciojednoletni gentleman i sześćdziesięciopięcioletnia lady szamocą się. Krzepki starszy pan wyrywa z rąk małżonki śmiercionośny płyn i po kilku godzinach zapowiada rezygnację z wyjazdu. Nb. kongres w ogóle się nie odbył.

            Odcinek 534. Jasna Polana, lipiec 1910 roku. Na noc została niczego nieświadoma znajoma: „Około jedenastej wszyscy się rozeszli. Wychodzę na korytarz i słyszę histeryczny krzyk Zofii Andriejewny, męskie głosy i wciąż powtarzane nazwisko Czertkowa. Okazuje się, że wieczorem Zofia Andriejewna wyszła na balkon Lwa Nikołajewicza i tam wciąż chodziła. Lew Nikołajewicz poprosił ją, by odeszła, że przeszkadza mu spać. Wtedy ona się położyła na deskach i zaczęła jęczeć. Lew Nikołajewicz znów prosił ją, by odeszła, dała mu spokój i pozwoliła mu zasnąć. Ach, wypędzasz mnie! - krzyknęła Zofia Andriejewna - zabiję Czertkowa, i mówiąc to wyszła do ogrodu. Wtedy Lew Nikołajewicz obudził Lwa Lwowicza, Gaya i Duszana Pietrowicza [Makowickiego, lekarza – T. K.] i wszyscy poszli jej szukać. Nie wiedzieli, dokąd iść, było ciemno. Wtedy pies Saszy wskazał im drogę i przyprowadził Duszana Pietrowicza do Zofii Andriejewny. Na prośbę, by wróciła do domu, Zofia Andriejewna nie ruszała się z miejsca i tylko mówiła, że wróci, kiedy po nią przyjdzie Lew Nikołajewicz, w przeciwnym razie zabije się”[46]. Przyszedł. Nie zabiła się.

            Odcinek 535. Jasna Polana, 14 lipca 1910 roku. Lew Nikołajewicz pisze list do Sofii Andriejewny, w którym składa trzy obietnice: „1. Obecnego pamiętnika nikomu nie oddam, będę trzymać u siebie. - 2. Stare pamiętniki zabiorę od Czertkowa i będę przechowywał sam, przypuszczalnie w banku. - 3. Jeżeli cię niepokoi myśl, że z moich pamiętników, to jest z tych miejsc, w których piszę pod wrażeniem chwili o naszych starciach i różnicy zdań - że z tych miejsc mogą skorzystać nieprzychylni ci biografowie - to nie mówiąc już o tym, że takie wyrazy przelotnych uczuć zarówno w moich, jak i w twoich pamiętnikach nie mogą absolutnie dać wiernego pojęcia o naszych prawdziwych stosunkach - jeżeli się tego boisz - to się cieszę z możności wyrażenia w pamiętniku, czy też po prostu jak gdyby w liście, mojego stosunku do ciebie i mojej oceny twojego życia”[47].

            Odcinek 536. Jasna Polana, 15 lipca 1910 roku. Tołstojowa żąda od Tołstoja wydania klucza od schowka, w którym są przechowywane jego dzienniki. Spotyka się z odmową, której być może towarzyszy jakiś gest lub krótki, niekoniecznie merytoryczny komentarz.

            Odcinek 539. Jasna Polana, 18 lipca 1910 roku. Sofia wysuwa przypuszczenie, że Lew ją zdradził i dlatego ukrywa przed nią dziennik, w którym ze szczegółami opisał scenę cudzołóstwa. Opinie psychiatrów były podzielone. Jedni twierdzili, że jest to „paranoja”; inni jej stan tłumaczyli „przemijającym rozstrojem psychicznym”[48].

            Odcinek 543. Jasna Polana i okolice, 22 lipca 1910 roku. Tołstoj tego dnia zanotował w dzienniku: „Pisałem w lesie” (Dz., II,  395). Doszło tam do konspiracyjnego spotkania, na którym autor Zmartwychwstania sporządził w obecności trzech świadków nową wersję testamentu. 

            Odcinek 550. Jasna Polana, 29 lipca 1910 roku. Lew Nikołajewicz, w rozpaczliwym geście obrony swojej prywatności zaczyna prowadzić Dziennik tylko dla siebie, z którym nigdy się nie rozstaje (nosi go „pod koszulą lub za cholewą buta”[49]). Pierwsze zdania nienajlepiej świadczą o kondycji psychicznej piszącego i o jego postępującym uzależnieniu od Czertkowa: „Zaczynam nowy dziennik, prawdziwy dziennik tylko dla siebie. Dziś trzeba zapisać jedno: że jeżeli podejrzenia niektórych z moich przyjaciół są słuszne, to teraz zaczęła się próba osiągnięcia celu czułością. Już od paru dni całuje mnie w rękę, czego przedtem nigdy nie było, poza tym nie ma scen i rozpaczy” (Dz.,  II, 419).

            Odcinek 554. Jasna Polana, 2 sierpnia 1910 roku. Sofia Andriejewna rozpoczyna operację, która pozwoli ustalić, w jaki sposób mąż i Czertkow przekazują sobie listy.

            Odcinek 571. Jasna Polana, 19 sierpnia 1910 roku. Tołstojowa prosi (grzecznie, oczywiście) Lwa, aby nie pozował do zdjęć z C.

            Odcinek 593. Jasna Polana, 10 września 1910 roku. Starsza pani na znak protestu prowadzi głodówkę. Dzień drugi i ostatni.

            Odcinek 606. Jasna Polana, 23 września 1910 roku. „Jesienny smutny pan” oznajmia całemu światu, że zgubił „mały notesik” (Dz., II,  405), czyli Dziennik tylko dla siebie. Martwi się niepotrzebnie – zapiski odnalazła w mężowskim bucie nieoceniona Sofia i potraktowała je  jako prezent na rocznicę ślubu. Wzruszona, namówiła małżonka na wspólną fotografię, która – jak się później okazało – jakościowo nie odbiegała od prawie pięćdziesięciu lat spędzonych razem.

            Odcinek 607. Jasna Polana, 24 września 1910 roku. Lew Tołstoj uskarża się w – optymista - Dzienniku tylko dla siebie (pewnie wziął nowy notesik i dla zmylenia tropów nosi go w innym bucie niż poprzednio), że żona czyniła mu wyrzuty po obiedzie, a Czertkow w liście. „Oni mnie rozszarpują na strzępy – pisze - Czasem myślę sobie: odejść od wszystkich” (Dz.,  II, 427).

            Odcinek 609. Jasna Polana, 26 września 1910 roku. Akcja nabiera wyraźnego przyspieszenia. Pani Tołstojowa odkrywa, że w gabinecie męża znów wisi portret Czertkowa. „Zdjęłam portret – oznajmia z radością - podarłam na strzępy i wrzuciłam do klozetu” (Pam.,  393; nawiasem mówiąc, pisarz wstydził się przed chłopami swojego WC). Aby czymś zająć rozgniewanego męża, popełnia samobójstwo próbując oddać strzał z pistoletu-straszaka. Po jakimś czasie wystrzeliła dla pewności jeszcze raz, ale i tym razem nikt nie usłyszał huku.

            Odcinek 620. Jasna Polana, 7 października 1910 roku. Sofia prosi męża, żeby nie całował się z Czertkowem i – to już odcinek 624 (sceneria niezmieniona) – nie chodził z nim na „potajemne schadzki” (Dz., II,  410).

            Odcinki 625, 626 i 627 (Jasna Polana, 12, 13 i 14 października 1910 roku) upływają na „nieznośnym gadaniu” (Dz., II,  411) Sofii Andriejewny. On zwyczajem wszystkich mężów milczy. Więc ona dla pewności pisze do niego list (odc. 627): „Codziennie [...] zadajesz mi nowe ciosy, od których ściska mi się serce, które skracają mi życie, niewymownie mnie męczą i nie mogą skrócić moich cierpień. Ten nowy cios, to zły postępek dotyczący pozbawienia twego licznego potomstwa praw autorskich. [...]. Ogarnia mnie przerażenie, że jeżeli Cię przeżyję, wiele zła może powstać wokół twej mogiły i w pamięci dzieci i wnuków! Wypleń je, Lowoczka, za życia! Zbudź i zmiękcz swoje serce, zbudź w nim Boga i miłość, o której tak głosisz ludziom” (Pam.,  400-401).

            Odcinek 632. Jasna Polana, 19 października 1910 roku. Nocą Tołstojowa sprawdza, czy chowany przed nią dziennik jest tam, gdzie być powinien. Z przerażeniem stwierdza, że nie ma. Budzi męża i oskarża go o przekazanie notatek Czertkowowi. Okazuje się jednak, ze ma je Maria. Też niedobrze.

            To były okropne idy październikowe. Dla Jasnej Polany czas pożegnań. Każdy, najdłuższy nawet serial kiedyś się kończy.    

W nocy z 27 na 28 października Tołstoja obudziło światło sączące się z gabinetu. Usłyszał szelest sukni. To żona przeglądała jego papiery. Wstał. Zapalił świecę. Po chwili zajrzała do pokoju Sofia i zapytała, jak się czuje. Wyszła. Zmierzył puls. 97. Objawy duszności. Zaczyna się pakować. Pisze list pożegnalny. Nie pierwszy, ale ostatni: „Mój odjazd zmartwi Cię. Boleję nad tym, ale zrozum i wierz, że nie mogłem inaczej postąpić. Moja sytuacja w domu staje się i stała się nie do zniesienia. Pomijając wszystko inne, nie mogę dalej żyć w warunkach zbytku, w których żyłem, i czynię to, co zwykle czynią starcy w moim wieku: odchodzę z życia światowego, by przeżyć w samotności i ciszy ostatnie dni swego życia. Proszę Cię, zrozum i nie jedź za mną, jeżeli się dowiesz, gdzie jestem. Taki Twój przyjazd tylko pogorszy moje i Twoje położenie, lecz nie zmieni mego postanowienia. Dziękuję Ci za Twoje 48-letnie uczciwe życie ze mną i proszę, byś mi przebaczyła wszystko, czym zawiniłem przed Tobą, tak jak ja z całego serca przebaczam Ci wszystko, w czym mogłaś zawinić wobec mnie. Radzę Ci pogodzić się z tą nową sytuacją, w której Cię stawia mój odjazd, i nie mieć do mnie urazy” (28 października 1910, L., II,  334). Po napisaniu niepostrzeżenie opuścił dom, by nigdy już tu nie wrócić. Na początek wyruszył do klasztoru Szamardinskiego, w którym mniszką była jego siostra Maria.

            Tołstojowa, po przeczytaniu listu, pobiegła w stronę stawu, żeby się utopić. Poślizgnęła się na pomoście służącym do robienia prania, upadła na plecy, doczołgała się do  krawędzi i osunęła się do wody w miejscu, gdzie nie było głęboko. Po chwili niedoszłą samobójczynię córka Aleksandra i sekretarz pisarza, Walentin Bułgakow[50], wyciągnęli na brzeg. Po tym ostentacyjnym wybuchu rozpaczy, natychmiast wysłała telegram do męża: „Wróć natychmiast – Sasza”[51]. Oburzona córka (Sasza to zdrobnienie od imienia Aleksandra) napisała kolejną depeszę: „Nie martw się, ważne są tylko telegramy podpisane Aleksandra”[52]. Ani pierwszy, ani drugi nie dotarły do adresata, który w tym czasie jechał już innym pociągiem.

Następnie niemal cała rodzina (wyłamał się Michaił) zasiadła do listów. We wszystkich (z wyjątkiem napisanego przez Siergieja[53]) powtarzała się prośba o powrót uciekiniera. „Lowoczka, gołąbeczku – gruchała podeschnięta już topielica - wróć do domu, kochany, uratuj mnie przed powtórnym samobójstwem. Lowoczka, towarzyszu całego mego życia, wszystko, wszystko zrobię, co zechcesz, przestanę otaczać się zbytkiem; z przyjaciółmi Twoimi będziemy się przyjaźnić, będę się leczyć, będę łagodna [jak u Dostojewskiego – krotkaja]”[54]. Rolę kuriera powierzono oczywiście Aleksandrze. Lew Nikołajewicz odpowiedział żonie. To był ich ostatni korespondencyjny walc. „Nasze spotkanie – pisał - a tym bardziej mój powrót są teraz zupełnie niemożliwe. Dla Ciebie byłoby to, jak wszyscy mówią, w najwyższym stopniu szkodliwe, a dla mnie okropne, gdyż obecnie moja sytuacja byłaby wskutek Twego podniecenia, zdenerwowania, chorobliwego stanu - jeżeli to w ogóle możliwe - jeszcze gorsza. Radzę Ci pogodzić się z tym, co się stało, urządzić się w nowej dla siebie tymczasem sytuacji i, co najważniejsze - leczyć się. [...]. Żegnaj, droga Soniu, niech Ci Bóg dopomoże” (30-31 października 1910, L.,  II,  337-338).

            W klasztorze – żeńskim bądź co bądź - już nie mógł dłużej pozostawać. Wyruszył więc w dalszą drogę, ale tym razem w towarzystwie kilku osób (m. in. Aleksandry). Jak na dwudziestowiecznego artystę przystało, nie mógł liczyć na anonimowość – w pociągu natychmiast go rozpoznano i na kilka godzin stał się atrakcją dla znudzonych pasażerów. O jego ucieczce pisano w gazetach, więc teraz całe rodziny przychodziły obejrzeć ekskomunikowanego pisarza, który na domiar złego porzucił żonę i dzieci. Do fatalnego nastroju psychicznego dołączyło przeziębienie. Postanowiono przy najbliższej okazji wysiąść. Okazało się, że to bezhotelowe Astapowo w guberni riazańskiej. Zawiadowca, oszołomiony przybyszem z innego wymiaru, oddał do dyspozycji wędrowców swoje mieszkanie. Za kilkadziesiąt godzin zostanie najsłynniejszym kolejarzem Imperium Rosyjskiego. 

                Chory czuł się coraz gorzej, gorączkował i lekarska diagnoza zabrzmiała jak wyrok: „Zapalenie płuc”. Astapowo przeżywa swoje pięć minut – na stacji koczują wysłannicy stołecznych gazet, a 2 listopada przyjechała wynajętym pociągiem Sofia Andriejewna z najbliższymi. Rodzina zabroniła jej jednak odwiedzać męża i dopiero, gdy stracił przytomność pozwolono jej podejść do konającego. Podobno powiedziała: „<<Przebacz mi>> i jeszcze coś, czego obecni nie słyszeli. Przed samą śmiercią, około szóstej, znów podeszła do niego, uklękła i coś mówiła półgłosem. Tołstoj zmarł 7 XI 1910 r., o godz. 6 min. 5 rano”[55].

            Później, w obecności Goldenweisera, stwierdziła ponoć: „To ja go zabiłam!” Być może, ale ważniejsze od rozdrapywania ran było teraz dla niej stworzenie legendy o wielkiej miłości Mistrza i jego Sofii. To dlatego trzydzieści lat wcześniej toczyła wojnę o wspólną sypialnię i wspólne zdjęcia, to dlatego tak chętnie manipulowała faktami, ponieważ wierzyła, że symbole mają taką samą wartość, jak prawdziwe uczucia. Dziennikowy proces zakłamywania rzeczywistości rozpoczęła na początku stulecia. Geniuszowi – pisała 13 marca 1902 roku - trzeba stworzyć warunki spokojne, wesołe i wygodne; geniusza trzeba nakarmić, umyć, ubrać, trzeba niezliczoną ilość razy przepisywać jego utwory, trzeba go kochać, nie dawać mu powodów do zazdrości, żeby miał spokój, trzeba wykarmić i wychować niezliczoną ilość dzieci, które geniusz płodzi, ale którymi nie ma czasu i nie lubi się zajmować, gdyż musi obcować z Epiktetami, Sokratesami, Buddami itp., i musi dążyć do tego, by stać się takim jak oni. [...]. Służyłam i ja blisko czterdzieści lat geniuszowi i wiem, że setki razy burzyło się we mnie życie duchowe, wszelkie pragnienia, energia, dążenie do rozwoju, miłość do sztuki i muzyki... Ale wszystkie te porywy dławiłam i dławię - i znów, na nowo, teraz i do końca życia będę tak czy inaczej służyła swemu geniuszowi. [...]. Gdy między żoną geniusza a nim samym jest prawdziwa miłość, jak to było między mną a Lwem Nikołajewiczem, wówczas żonie nie jest potrzebny wielki umysł dla rozumienia, potrzebny jest instynkt serca, intuicja miłości - wtedy żona wszystko zrozumie i oboje będą szczęśliwi, jak my przedtem” (Pam.,  321-322).

            Po śmierci męża miała ułatwione zadanie – nie zaprotestuje, nie opublikuje, nie odejdzie. Mogła więc w 1913 roku we Wstępie do wydanych przez siebie Listów hrabiego L. N. Tołstoja do żony posłużyć się kłamstwem. A może nie kłamstwem, ale półprawdą. A może nawet nie półprawdą, ale jej prawdą. A może rzeczywiście nie było żadnej pięćdziesięcioletniej wojny domowej i to jacyś ich sąsiedzi swoje życie zamienili w piekło. No więc, jak się okazuje, we Wstępie do wydanych przez siebie Listów hrabiego L. N. Tołstoja do żony Sofia napisała całą prawdę i tylko prawdę: „Nim odejdę z życia, aby połączyć się z ukochanym człowiekiem w tamtej strefie ducha dokąd on odszedł, chciałabym się podzielić z ludźmi kochającymi i otaczającymi czcią pamięć Lwa Nikołajewicza tym, co jest mi tak drogie - jego listami do mnie, a z nich informacjami o naszym wspólnym, 48-letnim, niemal do końca szczęśliwym życiu małżeńskim. […]. Do opublikowania tych listów skłoniło mnie także to, że po mojej śmierci, która zapewne jest bliska, będzie się utartym zwyczajem fałszywie sądzić i opisywać mój stosunek do męża i jego do mnie. A więc niech już się interesują i osądzają w oparciu o żywe i prawdziwe źródła, a nie - domysły, plotki i kłamstwa. I niechaj ludzie pobłażliwie potraktują tę, której, być może, było ponad siły dźwigać od młodzieńczych lat na słabych barkach doniosłe powołanie - bycia żoną geniusza i wielkiego człowieka”[56].

Jedno jest pewne, po śmierci męża wyciszyła się, złagodniała, została wegetarianką (a czasy nadchodziły niewegetatiańskie), ale „zachowała – jak zauważyła córka Tatiana - jedną tylko słabostką: niepokoiła się, co o niej będą pisać i mówić, kiedy jej nie stanie, bała się o swoją reputację”[57].

Po przejęciu władzy przez bolszewików pozostała z Tatianą w Jasnej Polanie. W 1918 roku Rady Komisarzy Ludowych potraktowała ją wyjątkowo – nie przeprowadzono rekwizycji i nawet zaczęto wypłacać rentę. Jednak obie kobiety (otoczone wianuszkiem pieczeniarzy) z trudem radziły sobie w nowej rzeczywistości, toteż „[…] majątek stopniowo popadał w ruinę; park zarastał chwastami, zmarniały drzewa w sadzie, niszczały zabudowania. Butwiały meble we dworze, znikały książki z biblioteki. […]. Ratował ich warzywnik - nawet na klombach rosły warzywa. Zadłużyli się. Sprzedali krowę i część odzieży. Prowadząca gospodarstwo Tatiana Lwowna robiła na drutach puchowe chustki i szale, wiozła je do Tuły - córka Tołstoja stała na bazarze, oferując swoje wyroby [...]”[58].

Sofia Andriejewna odeszła w roku 1919. Zaziębiła się podczas mycia okien i ją też być może zabiło zapalenie płuc. Umierając, pewnie wierzyła, że przeżyła pięćdziesiąt cudownych lat u boku wspaniałego, kochającego męża; że byli nowym wcieleniem Romea i Julii (w wersji „dla starszych i zaawansowanych”). A może po prostu sporządziła bilans swego życia i starała się uczciwie je rozpisać na „ma” i „winien”. Mam nadzieję, że w tej pierwszej rubryce nie pominęła żadnej pozycji. Szkoda, iż nie miała pod ręką wspomnień jednego z synów: „Z trzynaściorga dzieci, jakie wydała na świat, matka własną piersią wykarmiła jedenaścioro. W ciągu pierwszych trzydziestu lat małżeństwa była w ciąży sto siedemnaście miesięcy, czyli dziesięć lat, a karmiła piersią ponad trzynaście lat. Równocześnie potrafiła prowadzić całe skomplikowane gospodarstwo dużej rodziny i sama przepisywała Wojnę i pokójAnnę Kareninęi inne utwory po osiem, dziesięć, a czasem nawet dwadzieścia razy każdy”[59].

            Po śmierci Tołstojowej podjęto nowe decyzje w sprawie statusu Jasnej Polany – dom stał się teraz „domem-muzeum”, którego pierwszym „komisarzem pełnomocnym” została mianowana Aleksandra Tołstojówna. Nie wiem, czy Łunaczarski, podejmując tę decyzję, był świadom, że w czasie wojny jego komisarz była na froncie siostrą miłosierdzia, że była ranna, trzykrotnie odznaczona i dosłużyła się stopnia pułkownika. On zapewne nie, ale inni tak, ponieważ 28 marca 1920 roku została aresztowana i umieszczona w więzieniu na Łubiance. Przesłuchiwał ją znany czekistowski specjalista od literatury Jakow Agranow. Wprawdzie 21 maja pannę Saszę zwolniono, ale 17 sierpnia rozpoczął się proces, w którym została oskarżona „o udział w organizacji Centrum Taktycznego”[60]i skazana na trzy lata pobytu w Nowospasskim Obozie Koncentracyjnym w Moskwie. Dzięki amnestii wyszła na wolność już po kilku czy kilkunastu miesiącach. W roku 1929 wyjechała z cyklem wykładów o ojcu do Japonii, skąd już oczywiście nie wróciła. Dziwnym zbiegiem okoliczności, w tym samym czasie pojawiła się poufna instrukcja władz bezpieczeństwa O uregulowaniu sprawy bicia w dzwony, gdzie czytamy: „W interesie szerokich rzesz pracujących [...]: 1. Zabronić tak zwanego głośnego bicia lub bicia we wszystkie dzwony. 2. Pozwolić [...] bić w małe dzwony, określonej wagi, w ściśle określonym czasie [...]”[61]. A zatem już wiadomo, komu bił dzwon. Ostatni w Rosji Radzieckiej – córce Lwa Nikołajewicza. Aleksandra zamieszkała w USA[62], gdzie założyła Fundację im. Lwa Tołstoja, służącą pomocą imigrantom z Europy Wschodniej

            Równie barwne biografie (wiadomo – niebanalny XX wiek) los podarował jej rodzeństwu. 

Siergiej był niezłym kompozytorem; ożenił się w 1895 roku z Marią Raczynską (1865-1900), która po jakimś czasie odeszła od niego (mieli syna); w 1906 roku jego żoną została Maria Zubowa (1868-1939); po rewolucji pozostał w Rosji.

 Tatiana była zdolną malarką i rzeźbiarką; wyemigrowała w 1925 roku, w Rzymie „[...] zarabiała na życie portretami, sprzedawała lalki w rosyjskich strojach, które sama szyła”[63]; w Paryżu prowadziła pensjonat, który splajtował; „kłopoty materialne zakończyły się w roku 1930, po ślubie jej jedynej córki z włoskim prawnikiem Leonardo Albertinim, synem właściciela <<Corriere della Sera>>”[64]; zmarła w Rzymie. 

Ilia w 1888 roku ożenił się z Sofią Fiłosofową (1867-1934); w 1916 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych; po rewolucji lutowej wrócił na chwilę do Rosji, by ostatecznie opuścić kraj jeszcze w 1917 roku; w emigracyjnym pośpiechu zapomniał – to się zdarza - o żonie i ośmiorgu dzieciach;  w 1920 roku został mężem znanej teozofki Nadieżdy Katulskiej (po pierwszym mężu: Parszyna); próbował zrobić karierę w Hollywood, gdzie na początek zaproponowano mu napisanie scenariusza na podstawie Anny Kareniny; postawiono tylko jeden warunek: w filmie Miłość główna bohaterka nie popełni samobójstwa, ale wyjdzie za mąż za Wrońskiego (Ilia podobno zaprotestował); nie zrobił też większej kariery jako aktor (zagrał w Zmartwychwstaniu); „[…] zmarł – jak pisze Anna Żebrowska - na białaczkę w tanim szpitalu amerykańskim”[65].

Lew – pisarz i rzeźbiarz, ożenił się w 1896 roku z Dorą (1878-1933), córką „wziętego psychiatry szwedzkiego”[66] Ernsta Westerlunda (u którego nb. jako neurastenik się leczył); po rewolucji ona z dziećmi (mieli dziewięcioro) powróciła do Szwecji; jego drugą żoną została Marianna Solska; wyjechał do Francji; starość spędził w Szwecji, prowadził bardzo burzliwe i pełne romansów życie (w przeciwieństwie do ojca nie cierpiał na bulimię erotyczną). 

Największą namiętnością Andrieja były kobiety; wprawdzie 8 stycznia 1899 roku ożenił się z Olgą  Diterichs (1872-1951, mieli dwoje dzieci), ale małżeństwo nie miało żadnego wpływu na jego styl życia; żonę porzucił dla Anny Tołmaczewej; w 1907 roku rozwiódł się i ożenił z uwiedzioną wcześniej żoną gubernatora Tuły Jekatieriną Arcimowicz[67](z domu Goriainowa, 1876-1959, matką sześciorga dzieci); z tego związku urodziła się córka Maria; „[...] zmarł podczas I wojny światowej na zakażenie krwi”[68].

Michaił był kompozytorem popularnych romansów; 31 stycznia 1901 roku wziął ślub z Aleksandrą (Liną) Glebową (1880-1967), z którą miał ośmioro dzieci; w wojnie domowej walczył po stronie białych i znalazł się na emigracji, w 1936 roku ostatecznie osiadł we francuskim wówczas Maroku, gdzie zajął się hodowlą (kozie mleko pochodzące z jego farmy sprzedawano w Rabacie). 

Szkoda, że Lew Nikołajewicz nie żyje – napisałby wielotomową sagę rodzinną o swoich dzieciach, i o ich dzieciach, i o dzieciach tamtych dzieci, i – chyba musiałby na tym poprzestać. Jak jego skrupulatni biografowie, którzy doliczyli się 32 wnuków, 56 prawnuków, 117 praprawnuków i wpadli w rozpacz na poziomie prapraprawnuków, bo oni wciąż się rozmnażają za nic mając Sonatę Kreutzerowską, kilkadziesiąt tomów dzienników, kilkanaście tomów listów i wiele kilogramów broszur swego wielkiego praszczura. Wiadomo jedynie, że płodni potomkowie tego płodnego pisarza mieszkają w Czechach, Francji, Izraelu,  Kanadzie, Niemczech, Rosji, Szwajcarii, Szwecji, USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech[69]. Nie sądzę, by ci najmłodsi zasługiwali na osobną Tołstojowską opowieść – najczęściej pozują na arystokratów i prowadzą nudne, dostatnie mieszczańskie życie. Takie na miarę talentu Danielle Steel. Ale Sofia Andriejewna byłaby z nich dumna.  


Sofia i Lew Tołstojowie. Mój ulubiony mem. http://www.xa-xa.org/2007/05/29/lev_tolstojj_kreatiffcheg.html



[1]A. Corbain, Kulisy [w:] Historia życia prywatnego, pod red. M. Perrot, t. 4 – Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, tłum. A. Paderewska-Gryza, B. Panek, W. Gilewski, Wrocław 1999, s. 554.

[2]B. Foster, M. Foster, L. Hadady, Miłość we troje. Ménages à trois od starożytności po czasy współczesne, tłum. E. Abłamowicz, A. Smith, Warszawa 1999, s. 175.

[3]A. Corbain, op. cit.,s. 562.

[4]Ibid.

[5]Cyt. wg: A. Ostrowskij, Mołodoj Tołstoj. Wospominanija. Pis’ma. Dniewniki..., Moskwa 1999, s. 60.

[6]24 listopada 1903 roku Tołstoj w liście do Pawła Biriukowa napisał m. in.: „O moich miłościach: pierwsza, najsilniejsza, była dziecięca do Sonieczki Kałaszyny. Potem, chyba, Zinaida Mołostwowa. Miłość ta istniała w mojej wyobraźni. Wątpliwe czy ona coś o tym wiedziała. Potem Kozaczka w stanicy – to jest opisane w Kozakach. Następnie światowe zauroczenie Szczerbatową-Norową. Też chyba nic o tym nie wiedziała. Potem, najważniejsze, najbardziej poważne – to była Arsieniewa Waleria. Byłem prawie narzeczonym (Szczęście rodzinne) i są całe paczki listów do niej”. N. Apostołow, Żywoj Tołstoj: Żyzn’ Lwa Nikołajewicza Tołstogo w wospominanijach i pieriepiskie, Moskwa 2001 (wyd. I – 1928), s. 122. Alternatywną wersję (raczej hard) swojej biografii seksualnej przedstawił w Tajnym dzienniku 1908 roku: „Wszyscy piszą mój życiorys - zresztą życiorysy wszystkie - o moim stosunku do siódmego przykazania nic tam nie będzie. Nie będzie całej brudnej ohydy onanizmu i gorzej jeszcze, od 13, 14 roku życia aż do 15, 16 (nie pamiętam, kiedy się zaczęła rozpusta w domach publicznych). I tak aż do stosunku z chłopką Aksinią - ona żyje. Potem małżeństwo, w którym znów, choć ani razu nie zdradziłem żony, chuć w stosunku do niej brzydka, występna. Nic z tego nie będzie i nie bywa w życiorysach”. L. Tołstoj, Dzienniki, tłum. M. Leśniewska, t. II, Kraków 1973,  s. 282-283. Dalej w tekście zasadniczym: Dz.

[7]Zob.: W. Żdanow, Lubow’ w żyzni Lwa Tołstogo, Moskwa 1993. Pierwodruk – 1928.

[8]L. Tołstoj, Dniewniki. 1847-1854 [w:] tenże, Połnoje sobranije soczinienij, t. 46, Moskwa 1992, s. 3.Dalej w tekście zasadniczym: Dn.  Jest to reprint Połnogo sobranija soczinienij wydanego w latach 1928-1958. W tym przypadku (i niestety w wielu innych) pruderyjni polscy wydawcy Dzienników uznali, że wybitny pisarz nie ma prawa do rzeżączki i innych chorób wenerycznych. 17 marca 1847 roku przybywa więc w jakiejś klinice i jest zajęty porządkowaniem swojego wcześniej „chaotycznego życia”. W takich sytuacjach będę przywoływał tekst rosyjski. Znacznie wcześniej o dobre imię pisarza próbował zadbać jego osobisty biograf. Uwiedziony przez tołstoizm Pawieł Biriukow, nie przypuszczał, że takie zapiski jego guru zostaną kiedykolwiek opublikowane, więc posługiwał się w swojej pracy elegancko brzmiącymi półprawdami: „W marcu 1847 roku Lew Nikołajewicz leżał w kazańskiej klinice z powodu jakiejś niedyspozycji [po kakomu-to niezdorow’ju]”. P. Biriukow, Biografija L. N. Tołstogo, kn. 1, Moskwa 2000, s. 84. Pawieł Biriukow (1860-1931) przyjaźnił się z Tołstojem i obszerne fragmenty tej biografii były znane pisarzowi. Po raz pierwszy ta monografia w obecnym swoim kształcie ukazała się w 1923 r. Dość niesprawiedliwie, moim zdaniem, zapiski autora Wojny i pokoju potraktował z innego już powodu Gustaw Herling-Grudziński, który w swoim dzienniku (zabawny paradoks) zauważył: „Trudno o jaskrawsze świadectwo próżności niż ogromny dziennik Tołstoja (trzynaście tomów na dziewięćdziesiąt pełnego wydania pism). Nawet przysięgli <<tołstojowscy>> przebąkują tu o <<narcyzmie>>, a są wśród nich i tacy, którzy niestrudzone czernienie przez Mistrza zapisnych kniżok dniewnikow tłumaczą bliskim niekiedy sąsiadowaniem geniuszu pisarskiego z <<organiczną grafomanią>>” (G. Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą. 1980-1983, Warszawa 1996, s. 84). Autor Dziennika pisanego nocą nie chciał pamiętać, iż zamieszkali w XIX stuleciu wciąż jeszcze odczuwali głęboką potrzebę mówienia o sobie. Jakiś wewnętrzny imperatyw nakazywał wielu kobietom i mężczyznom spędzać niekiedy po kilka godzin dziennie na pisaniu listów i dzienników. Robił to nie tylko powszechnie znany pisarz Lew Tołstoj, ale też zapewne większość jego zapomnianych dziś sąsiadów-ziemian. Jeśli więc to była choroba (jakaś mutacja narcyzmu), to z całą pewnością – zakaźna.

[9]„Choroba weneryczna jest już opanowana; ale niesłychanych cierpień przysparzają mi następstwa leczenia rtęcią”. L. Tołstoj, Pis’ma. 1844-1855 [w:] tenże, Połnoje sobranije soczinienij, t. 59, Moskwa 1992, s. 120-121. Dalej w tekście zasadniczym: P. W ówczesnej Europie rtęć była najpopularniejszym i najbardziej skutecznym środkiem stosowanym w leczeniu rzeżączki i kiły. Zob.: R. Tannahill, Historia seksu, tłum. G. Woźniak, Warszawa 2001. Rodziców (najpierw matkę, a nieco później ojca) Lew stracił jeszcze w dzieciństwie. To dlatego Nikołaj wprowadził młodszego brata w dorosłe życie i przez wiele lat jest jego powiernikiem.   

[10]Tołstoj usiłował początkowo zrobić karierę w wojsku, ale wojna krymska wywołała w nim niechęć do munduru. 28 listopada 1856 roku przełożeni przychylili się wreszcie ku jego prośbie – tego dnia został na powrót cywilem. Warto zwrócić uwagę na to, iż życie intymne pisarza w obu tych wcieleniach (modelach zachowań, jakby powiedział Jurij Łotman) niczym istotnym się nie różniło.

[11]Z winy Mikołaja I literatura rosyjska poniosła kolejną stratę. Gdyby Dostojewskiego nie skazano na katorgę i zesłanie, to Fiodor Michałowicz w kwietniu 1856 r. siedziałby nie w Semipałatyńsku, ale w bani na Newskim Prospekcie. Mogłoby wtedy dojść do historycznego spotkania dwóch najwybitniejszych pisarzy rosyjskich w scenerii łaźniowo-intymnej. A tak, niestety, nigdy się nie spotkali - carat po raz kolejny ujawnił swoje prawdziwe oblicze. 

[12]Aksinia Bazykina zajmie na kilka lat ważne miejsce w życiu Tołstoja i – oczywiście – w jego dziennikach, z których zniknie w roku 1860. 

[13]Zob.: J. Gondowicz, Najkrótszy słownik sekt i herezji Kościoła Wschodniego, „Literatura na Świecie” 1989, nr 4, s. 138-139, 158-159; F. L.[istwan], Skopcy, Chłyści [w:] Idiei w Rossiji. Ideas in Russia. Idee w Rosjipod red. A. de Lazari, t. 2, Łódź 1999, s. 304-306, 374-380; B. Jegorow, Oblicza Rosji. Szkice z historii kultury rosyjskiej XIX wieku, tłum. D. i B. Żyłkowie, Gdańsk 2002, s. 104-108. Gdyby Tołstoj swoją odrazę do seksu zaczął manifestować w okresie późnej starości, to byłby tylko jeszcze jednym marnym, banalnym  imitatorem Casanovy: „Giacomo pisze do niej [Cecylii]: ‘Prawdziwa jest ta miłość, której obca jest rozkosz fizyczna’. Zwolennikiem takiej miłości, platonicznej i aseksualnej, stał się dopiero wtedy, gdy z wiekiem jego zmysły nieodwołalnie zgasły”. R. Gervaso, Casanova, tłum. H. Kralowa, Warszawa 1990, s. 205. 

[14]P. Johnson, Intelektualiści, tłum. A. Piber, Warszawa 1988, s. 133. Zob. też m. in.: A. Jewłachow, Konstitucyonalnyje osobiennosti psichiki L. N. Tołstogo [w:] L. N. Tołstoj: Pro et contra. Licznost’ i tworczestwo Lwa Tołstogo w ocenkie russkich myslitielej i issledowatielej. Antołogija, otw. ried. toma D. Burłaka, Sankt-Pietierburg 2000, s. 736 i nast.

[15]M. Kundera, Nieśmiertelność, tłum. z francuskiego M. Bieńczyk, Warszawa 1995, s. 224-225.

[16]L. Tołstoj, Listy, t. I, tłum. M. Leśniewska, przedmowa R. Łużny, Kraków 1976, s. 175. Dalej w tekście zasadniczym: L. Inaczej jest ten list datowany (16-17 września) w książce Pis’ma grafa L. N. Tołstogo k żenie. 1862-1910 g., Moskwa 1913, s. 2. Dalej w tekście zasadniczym: Pis’ma.

[17]Z. Tołstojowa, Pamiętniki, tłum. M. Leśniewska, Kraków 1968, s. 18. Dalej w tekście zasadniczym: Pam.

[18]F. Nietsche, Tako rzecze Zaratustra, tłum. W. Berent, Toruń-Warszawa-Siedlce, bez roku wydania, s. 75.

[19]Biedny Tołstoj (oczywiście biedny inaczej, niż biedna Liza). Wkrótce się okazało, że jako dziedzic również się nie sprawdza. „Twój posłaniec – informował swego zięcia Andriej Behrs w liście z 25 listopada 1863 roku - na pewno już Ci powiedział o swym niefortunnym występie na rynku Smoleńskim i później na Ochotnym... Towar miał braki, dawano zań śmiesznie niską cenę, o czym sam się przekonałem, spędziwszy chyba godzinę na targu. Wszyscy znajomi i nieznajomi kupujący twierdzili, że prosięta są niedobrze oporządzone, czerwone i wymiętoszone. Masło zaś jest gorzkie. Na brzegach beczułki było pełno zielonej pleśni, w środku masło też okazało się zepsute, tak że wszyscy reflektanci, którzy byli u nas poprzedniego dnia, zrezygnowali z kupna”. Cyt. wg: T. Kuźmińska, Mój dom i Jasna Polana, tłum. Z. i S. Głowiakowie, Warszawa 1966, s. 190-191. Przy innej okazji Tatiana Behrs (po mężu Kuzminska) napisała we wspomnieniach, że Tołstoj „[…] nie lubił wszelkich innowacji” i „był przeciwnikiem wyższego wykształcenia kobiet - kobiecych kursów, uniwersytetów itp. W jego pojęciu, jak mawiał, prawdziwa kobieta - to żona i matka” (s. 253).

[20]T. Kuźmińska, Mój dom i Jasna Polana, tłum. Z. i S. Głowiakowie, Warszawa 1966, s. 423.

[21]Cyt. wg: W. Żdanow, op. cit., s. 75.

[22]Cyt. wg: P. Johnson, op. cit., s. 136. Niestety, Johnson swoim zwyczajem nie podaje ani nazwiska adresata, ani dokładnej daty napisania listu. Nie udało mi się odnaleźć tego fragmentu w oryginale. Nawiasem mówiąc, tekst autora Inteletualistów roi się od błędów. Ucieczkę w chorobę traktowała zapewne Sofia jako działanie antykoncepcyjne. Był to środek powszechnie stosowany w ówczesnej Europie: „Podupadła na zdrowiu - typowy sposób wiktoriańskich żon na unikanie stosunków małżeńskich”. B. Foster, M. Foster, L. Hadady, op. cit., s. 172-173.

[23]I. Tołstoj, Wspomnienia o moim ojcu, tłum. I. Tuwim, J. Stawiński, Warszawa 1962, s. 200-201.

[24]Zmysł perspektywy. Z Josifem Brodskim rozmawia Tomas Venclova, tłum. N. Woroszylska, „Odra” 1989, nr 2, s. 43.

[25]A. Tołstaja, Docz, Moskwa 2001, s. 18.Wcześniej fragmenty tych wspomnień (pod nieco innym tytułem: Mładszaja docz) drukował, „Nowyj mir” (1988, nr 11).

[26]Cyt. wg: W. Żdanow, op. cit., s. 179. 

[27]I. Tołstoj, op. cit., s. 131.

[28]Ibid., s. 133-134.

[29]Hasłami tołstoizmu poczuła się zagrożona również Cerkiew i na początku stulecia Święty Synod ekskomunikował pisarza. Stosowny dokument nosił tytuł: Orzeczenie Świętego  Synodu z  20-23 lutego 1901 roku nr  557 z orędziem do wiernych dzieci Greko-Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej o hrabi Lwie Tołstoju.

[30]Przybywali do Jasnej Polany w poszukiwaniu iluminacji i przy okazji wspierali swego Mistrza w jego walce ze Złem (a imię jego Sofia). Charakterystyczne wspomnienia spisał Victor Lebrun, który pojawił się w Jasnej Polanie w 1899 roku: „Przy długim stole w jadalni Lew Nikołajewicz wskazał na miejsce przy stole. Głośno szeleszcząc jedwabną spódnicą i nerwowo poruszając łokciami, weszła do jadalni Zofia Andriejewna. Z uśmiechem spojrzała władczo po obecnych”. V. Lebrun, Wspomnienia o Lwie Tołstoju, tłum. T. Tyblewski, Kraków 1984, s. 37.

[31]Cyt. wg: P. Johnson, op. cit., s. 151. 

[32]Cyt. wg: Ibid., s. 151. 

[33]Zob.: W. Żdanow, op. cit.

[34]Zob.: E. Cheauré, Jeszcze o „Sonacie Kreutzerowskiej”, tłum. M. Hornung [w:] Ciało. Płeć, Literatura, pod red. M. Hornung, M. Jędrzejczaka, T. Korsaka, Warszawa 2001, s. 528. Po 10 latach Sofia przeczyta (na pewno przeczyta!) w jego dzienniku: „Główną przyczyną rodzinnych nieszczęść jest wyrabianie w ludziach przekonania, że małżeństwo daje szczęście. Do małżeństwa ciągnie popęd seksualny, który przybiera postać obietnicy, nadziei szczęścia, podtrzymywanej przez społeczeństwo i literaturę, ale małżeństwo nie tylko nie jest szczęściem, lecz zawsze cierpieniem, którym człowiek stale płaci za zaspokojenie pragnienia seksualnego - cierpieniem w postaci niewoli, niewolnictwa, przesytu, odrazy, wszelkiego rodzaju duchowych i fizycznych wad współmałżonka, które trzeba znosić; takich jak - złość, głupota, kłamliwość, próżność, lenistwo, skąpstwo, chciwość, rozpusta - wszystkie wady, które znosić szczególnie trudno nie u siebie, lecz u drugiego [...]” (13 października 1899, Dz.,  II, 106-107).

[35]Tu akurat podzielała poglądy męża, który pod koniec życia pisał: „Rozmnażają się zaś te istoty tak plugawym, odrażającym i szpetnym sposobem, że same się go wstydzą i nie tylko nie robią tego przy innych, lecz zawsze potajemnie” (noc z 28 na 29 lipca 1909, Dz.,  II,  325). 

[36]Cyt. wg: P. Johnson, op. cit., s. 151.

[37]Wśród tych zdań znalazłem rozbrajająco szczere i ezoteryczne zarazem trzy słowa: „[...] Sny miewam grzeszne [...]” (8 grudnia 1890, Pam., 79). Przypomnę, iż Anna Dostojewski też je miewała, ale natychmiast opowiadała o nich „mężusiowi”.

[38]T. Suchotina-Tołstoj, Wspomnienia, tł. M. Okołów-Podhorska, E. Wassongowa, Warszawa 1983, s. 503.

[39]J. Smaga, rec. książki: J. Sadowski, Rewolucja i kontrrewolucja obyczajów. Rodzina, prokreacja i przestrzeń życia w rosyjskim dyskursie utopijnym lat 20. i 30. XX wieku, Łódź 2005, „Przegląd Rusycystyczny” 2005, nr 3, s. 104.

[40]T. Suchotina-Tołstoj, op. cit., s. 261-262.

[41]Zob. T. Suchotina-Tołstaja, Dniewnik, Moskwa 1987, s. 353. Zapis z 14 kwietnia 1894 r.

[42]Zob. W. Bułgakow, L. N. Tołstoj w poslednij god jego żyzni. Dniewnik siekrietaria L. N. Tołstogo, Moskwa 1960, s. 206. Wyścig odbył się 1 maja 1910 r. Uczestnicy pozdrawiali pisarza. Jeden z samochodów się zatrzymał i Tołstoj chwilę porozmawiał z kierowcą. Na rowerze nauczył się jeździć w 1895 r. 24 i 25 grudnia 1908 roku odbyła się w Jasnej Polanie sesja nagraniowa. Pisarz mówił po rosyjsku, francusku i angielsku.

[43]W komentarzu do tego listu czytamy: „Tołstoj nie dał tego listu żonie, lecz schował go pod obicie jednego z foteli w swoim gabinecie. Będąc ciężko chory w latach 1901-1902 poprosił córkę Marię, aby wyjęła list i napisała na kopercie: <<Otworzyć w pięćdziesiąt lat po mojej śmierci, jeżeli kogoś interesuje epizod z mojej biografii>>. Potem wyzdrowiał i jego polecenie nie zostało wykonane. W maju 1907 r. Tołstoj wydobył ten list, własnoręcznie napisał na nim: <<Jeżeli nie podejmę w sprawie tego listu innej decyzji, to należy przekazać go po mojej śmierci Zofii Andriejewnie>> i dał go Mikołajowi Oboleńskiemu, który spełnił tę prośbę” (L.,II, s. 155).

[44]Cyt. wg: T. Połnier, Lew Tołstoj i jego żena. Istorija odnoj lubwi, Moskwa-Jekatierinburg 2000, s. 182.

[45]A. Goldenweiser, Tołstoj wśród bliskich, tłum. H. Winawerowa, Warszawa 1961, s. 231.

[46]Cyt. W. Jakubowski, Przypisy [w:] L. Tołstoj, Dzienniki, tłum. M. Leśniewska, t. II, Kraków 1973, s. 392.

[47]Cyt. wg: Ibid., s. 393.

[48]Cyt. wg: Ibid., s. 394.

[49]T. Suchotina-Tołstoj, Wspomnieniaop. cit., s. 524.

[50]Zob.: W. Bułgakow, op. cit., s. 398-399.

[51]Cyt. wg: A. Tołstaja, Otiec. Żyzn’ Lwa Tołstogo, t. 2, Moskwa 2001, s. 491.

[52]Cyt. wg: Ibid..

[53]„Kochany tato, piszę, bo Sasza mówi, że tobie by przyjemnie było znać nasze (dzieci) zdanie. Sądzę, że mama jest nerwowo chora i pod wieloma względami niepoczytalna, że powinni byliście się rozstać już od dawna, jakkolwiek ciężkie jest to dla was obojga. Sądzę, że nawet jeśli się z mamą coś stanie, czego się nie spodziewam, nie powinieneś sobie niczego wyrzucać. Sytuacja była bez wyjścia i sądzę, że wybrałeś najlepsze wyjście. Wybacz, że tak szczerze piszę”. Cyt. wg: W. Jakubowski, op. cit., s. 415-417.

[54]Cyt. wg: A. Tołstaja, op. cit., s. 492.

[55]W. Jakubowski, op. cit., s. 418.

[56]S. Tołstaja, Priedisłowije [w:] Pis’ma grafa L. N. Tołstogo k żenie. 1862-1910 g., Moskwa 1913, s. III-IV.

[57]T. Suchotina-Tołstoj, Wspomnieniaop. cit., s. 539.

[58]W. Szentalinski, Tajemnice Łubianki, tłum. H. Chłystowski, M. Kotowska, J. Waczków, Warszawa 1997, s. 25.

[59]I. Tołstoj, op. cit., s. 312-313. Gwoli ścisłości: Wojnę i pokój przepisywała siedmiokrotnie.

[60]Cyt. wg: W. Szentalinski,Tajemnice Łubianki, tłum. H. Chłystowski, M. Kotowska, J. Waczków, Warszawa 1997, s. 39.

[61]W. Szentalinski, op. cit., s. 142.

[62]Zob.: A. Tołstaja, Docz, Moskwa 2001.

[63]A. Żebrowska, Gniazdo, „Duży Format”, dodatek do „Gazety Wyborczej” 28 listopada 2002, nr 30(508), s. 23. O losach dzieci Tołstoja zob.: S. M. Tołstoj, Dieti Tołstogo, pieriewod s francuzskogo A. Połosinoj, Tuła 1994; S. M. Tołstoj, Driewo żyzni. Tołstoj i Tołstyje,Moskwa 2002; W. Rajewskij, Priedki i potomki Puszkina i Tołstogo, Krasnodar 1999.

[64]A. Żebrowska, op. cit., s. 23.

[65]Ibid.

[66]Ibid.

[67]Zob. jej wspomnienia spisane w 1957 roku: J. Tołstaja, Zapiski (1876-1919 gg.)[w:] L. N. Tołstoj i jego blizkije, sost. T. Wołkowoj, Moskwa 1986.

[68]A. Żebrowska, op. cit., s. 23.

[69]Imienną listę potomków Lwa Tołstoja przytacza N. Puzin: Potomstwo L. N. Tołstogo [w:] S. M. Tołstoj, Driewo…op. cit., s. 446-475.

Komentarze

Popularne posty