Całuję Twoje rączki, ramiona, nóżki (Fiodor Dostojewski)

[w:] T. Klimowicz, Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach, Wrocław 2005. /

Tadeusz Klimowicz

/

„Całuję Twoje rączki, ramiona, nóżki” 

(Fiodor Dostojewski)

 /

Fiodor Dostojewski. https://www.vokrug.tv/person/show/fedor_dostoevskii/

 

Osoby:

·    Fiodor Dostojewski (1821-1881) - Pisarz.

·    Maria Isajewa, z domu Constant (1825-1864) - Pierwsza żona (1857-1864) Fiodora Dostojewskiego.

·    Anna Dostojewska, z domu Snitkina (1846-1918) - Druga żona (1867-1881) Fiodora Dostojewskiego.

·    Sofia (22 lutego 1868-12 maja 1868), Lubow (1869-1926), Fiodor (1871-1921), Aleksiej (1875-1878) Dostojewscy - Dzieci Anny i Fiodora Dostojewskich.

·    Awdotia Panajewa, z domu Brianska (1820-1893) –Pisarka. Córka znanego aktora, żona popularnego wydawcy Iwana Panajewa (1812-1862), kochanka wybitnego poety Nikołaja Niekrasowa (1821-1877).

·    Apolinaria Susłowa (1839-1918) – Femme fatale. Emancypantka. Pisarka. W latach 1861-1866 blisko związana z Fiodorem Dostojewskim, w latach 1880-1886 żona Wasilija Rozanowa.

·    Anna Korwin-Krukowska (1843-1887) – Wielka, nieodwzajemniona miłość Fiodora Dostojewskiego.


Przez wiele lat cierpiał na bezsenność wywołaną lękiem przed zapadnięciem w letarg. A gdy już zasypiał i przestawała działać „cenzura podświadomości”[1] (sen bowiem „obnaża człowieka”[2]), to nękały go „nocne majaki i koszmary”[3]. Zlany potem, wciąż na nowo przeżywał śmierć ojca (1839) zamordowanego przez zdesperowanych chłopów; na nowo przeżywał inicjację seksualną z jakąś tanią petersburską prostytutką; na nowo tracił przytomność w kolejnym ataku epilepsji, na nowo oczekiwał na założenie kaptura na głowę i salwę plutonu egzekucyjnego; na nowo czuł ciężar kajdan założonych przed wyruszeniem na katorgę; na nowo gwałcił małą dziewczynkę[4]; na nowo przegrywał ostatnie pieniądze w ruletkę; na nowo przeżywał śmierć swoich dzieci; na nowo... I raz jeszcze szedł z pierwszą wizytą do Awdotii Panajewej.

Do Petersburga Fiodor Dostojewski trafił w 1837 roku. Początkowo, inaczej niż bohaterowie Balzaka, Stendhala czy Dickensa, nie marzył o podboju stolicy czy chociażby jej mieszkanek (gdy na początku czterdziestego roku został przedstawiony znanej z urody pani Sieniawinie, to natychmiast przydarzyła mu się utrata przytomności). Rozgłos przyszedł nieoczekiwanie dopiero po paru latach, kiedy - odurzony białymi nocami - nikomu nie znany absolwent wojskowej szkoły inżynieryjnej napisał powieść epistolarną Biedni ludzie. Rękopis stał się sensacją literacką, a autor - pożądanym gościem na pewno w wielu salonach i być może w niektórych buduarach. Jak na oszołomionego powodzeniem debiutanta przystało, był przekonany, że ma u stóp cały świat, ale na szczęście został przedstawiony młodej, pięknej, mądrej i ekscentrycznej Eudoxie. „Wczoraj – pisał do brata 16 listopada 1845 roku - pierwszy raz byłem u Panajewa i chyba zakochałem się w jego żonie”[5]


Awdotia Panajewa. https://www.google.com/url?sa=i&url=https%3A%2F%2Fzen.yandex.ru%2Fmedia%2Ftolstoevski%2Favdotia-panaeva-i-ivan-turgenev-neliubov-s-pervogo-vzgliada-5c543fb50d390f00ad689954&psig=AOvVaw212pKd4w1HLNx-TzVAE-h3&ust=1600690188356000&source=images&cd=vfe&ved=0CAIQjRxqFwoTCKiKjvHZ9-sCFQAAAAAdAAAAABAD

Pochodząca z aktorskiej rodziny Awdotia Jakowlewna Brianska była utalentowaną baletnicą, ale ze względów zdrowotnych musiała zrezygnować z występów. Wtedy postanowiła zostać światową damą (z dużym powodzeniem), literatką (drugorzędną, niechętnie ujawniającą swoją wiedzę o zasadach obowiązujących w ortografii rosyjskiej[6]) i pożeraczką męskich serc (do czasu). Dobrze zapowiadający się pisarz wywarł fatalne wrażenie, wyraźnie ją rozczarował – nie był Aleksandrem Puszkinem, nie był Ernestem Hemingwayem, nie był Markiem Hłaską czy Januszem Głowackim i nie był nawet Iwanem Panajewem, którego zdradzanie tak łatwo przychodziło (i który zdrady równie łatwo wybaczał). Był już „[...] na pierwszy rzut oka [...] młodzieńcem niezwykle wrażliwym i nerwowym. Był szczuplutkim, niewysokim blondynem o niezdrowej cerze; jego małe szare oczy niespokojnie przebiegały z jednego przedmiotu na drugi, blade wargi wykrzywiał nerwowy grymas”[7]. Był źle ubranym, bezbarwnym i zakompleksionym prowincjuszem, człowiekiem bez poloru (nie to, co mąż: „[...] Objąłem niepłatną posadę w Departamencie Skarbu Państwa dzięki protekcji dyrektora owego departamentu, Dymitra Maksymowicza Kniaziewicza, który kolegował z moim ojcem na uniwersytecie w Kazaniu. Kazali mi przepisywać jakieś papiery i opracowywać jakieś pisma. Bardzo mi się te zajęcia nie podobały. Przychodziłem do departamentu późno i nigdy nie siedziałem do końca urzędowania. [...]. Przyszedłem kiedyś do departamentu w mundurze bez galonów i w długich, szerokich spodniach w kolorową kratkę - była to ostatnia nowość w Petersburgu. Jeden z pierwszych włożyłem takie pantalony i chciałem nimi zadać szyku w departamencie. Istotnie, wywołałem nadspodziewany efekt”[8]), którego należało brutalnie sprowadzić na ziemię. Dla jego dobra. „Byłem zakochany nie na żarty w Panajewej – raz jeszcze zwierzał się Fiodor swemu starszemu bratu, Michaiłowi (1 lutego 1846 r.) - już mi ta miłość przechodzi, choć nie jestem jeszcze tego pewien. Zdrowie moje jest straszliwie nadszarpnięte. Mam chore nerwy i boję się gorączki lub febry na tle nerwowym”[9]. Kuracja nie należała więc może do najprzyjemniejszych (pacjent cierpiał), ale zakończyła się pełnym sukcesem (pacjent mógł liczyć współczucie ze strony innych dam).

Spotkanie z „blondynem o niezdrowej cerze” było nic nie znaczącym, natychmiast zapomnianym epizodem w życiu pochłoniętej chwytaniem dni Panajewej (w nieco późniejszym – z 1848 roku – liście pisała do Marii Ogariowej: „[...] Gwiżdżę na wszystko i powtarzam sobie: mam dwadzieścia osiem lat, starzeję się, żyć, żyć za wszelką cenę! A niech mi się wszystko wali na głowę, bylem była zdrowa, ze wzgardą spojrzę na przemiany losu i tylko będę wciąż powtarzać ‘Żyć, chcę żyć’, mam dwadzieścia osiem lat”[10]). On natomiast zapomnienia szukał w snuciu utopijnych wizji społecznych pod okiem fourierysty Michaiła Pietraszewskiego i może dlatego nie potrafił jeszcze wówczas należycie ocenić nieznanych wcześniej objawów towarzyszących „chorym nerwom”, „gorączce” i „febrze” – radości płynącej ze znalezienia się w sytuacji niezrozumianego i wzgardzonego, satysfakcji czerpanej z bycia zdradzanym i poniżanym, rozkoszy odczuwanej przez porzuconego. Masochistycznego rejestru stanów bezbronnej, zaszczutej ofiary pięknej kobiety. 

W 1849 roku Dostojewski znalazł się w gronie aresztowanych i skazanych na karę śmierci „spiskowców”. W roli scenarzysty i reżysera publicznej egzekucji wystąpił Mikołaj I. Pierwszą trójkę więźniów (autor Biednych ludzi znalazł się w drugiej) przywiązano już do słupów, włożono już im na głowę kaptury, szesnastu żołnierzy wycelowało już w nich karabiny i... I nagle na spienionym koniu, z trudem przeciskającym się przez tłum gapiów, przybył fligeladiutant z aktem łaski. Rozczarowana Pani z Kosą opuściła plac, a zakuty w kajdany szeregowiec (zdegradowany podporucznik) Fiodor Michajłowicz jeszcze tej samej nocy znalazł się w drodze na czteroletnią syberyjską katorgę. 

Pobyt w Omsku - naznaczony początkowo radością (pewnie nie znał, więc pewnie nie parafrazował: „do życia powróciłeś cudem”), a potem jakiś czas rozpaczą - sprzyjał wyciszeniu, refleksji, medytacji i metafizyce. Dla Erosa był to raczej czas hibernacji, tak dobrze znany innemu zesłańcowi politycznemu: 

„Wołkow: A życie seksualne?

Brodski: Żadnego.

Wołkow: I całe półtora roku tkwiłeś w celibacie?

Brodski: Coś jakby. No, rękę, rzecz jasna, puszczałem w ruch. Lecz generalnie, zasadniczo, celibat”[11].

            Namiętności, tłumione i spychane przez Dostojewskiego w ciągu tych czterech lat do podświadomości, powracały w snach, nadały nowy wymiar wszystkim jego kolejnym romansom, ukształtowały późniejsze powieści. 

Po odbyciu kary katorgi (23 stycznia 1854 roku), autor Sobowtóra trafił na zesłanie do położonego w Kazachstanie Semipałatyńska. Ten powrót do normalności (umownej – na miarę półwięźnia w azjatyckiej mieścinie) oznaczał dla niego przede wszystkim możliwość odnalezienia kobiety z omskich snów. Wkrótce poznał rodzinę Isajewów (jako Marmieładowowie trafią do Zbrodni i kary) i natychmiast zakochał się w pani Marii. Niektórzy tę nagłą, burzliwą erupcję miłości odczytywali wyłącznie jako pospieszną próbę zaspokojenia posyberyjskiego głodu uczuć, co oczywiście sugerowało ruletkową przypadkowość w wyborze obiektu westchnień i wyznań: jakaś Isajewa, jakaś Iwanowa, jakaś Pietrowa, jakaś Turgieniewa, jakaś Tołstaja. Było zupełnie inaczej. Dostojewski – to było bezwiedne, podświadome, od niego silniejsze - nie mógł postąpić inaczej: obstawił cyfrę, na której nigdy nie zatrzymywała się wirująca kula; wybrał kolor przegranych, outsiderówo złamanych sercach i loserówod których zawsze się roi w kasynie życia. „Mężczyzna po przejściach” wybrał „kobietę z przeszłością” (lecz bez przyszłości) i zakochał się – jak tego podskórnie pragnął – nieszczęśliwie. We współczującej mu (ale tylko tyle), chorej na gruźlicę żonie alkoholika. „[...] Maria Dmitriewna – pisał we wspomnieniach niezwykle życzliwy dla autora Białych nocy, miejscowy prokurator Aleksandr Wrangel – wiecznie chorowała, kaprysiła i była zazdrosna”[12]. Na początku 1855 roku prawdopodobnie została kochanką Dostojewskiego, ale kilka miesięcy później, w maju, Isajew został służbowo przeniesiony do oddalonego o 500 czy 600 wiorst Kuzniecka. Rozstanie z ukochaną jedynie spotęgowało cierpienia nie najmłodszego już Wertera.„Bardzo się do Pani przywiązałem – pisał do niej 4 czerwca 1855 roku - Na naszą znajomość nigdy nie patrzyłem, jak na coś zwyczajnego, a teraz, gdy straciłem Panią, wiele rzeczy odgadłem intuicyjnie. Pięć lat żyłem bez ludzi, nie mając absolutnie nikogo, przed kim mógłbym otworzyć swoje serce. Pani potraktowała mnie jak kogoś bliskiego. Przypominam sobie, że czułem się u Pani jak w domu rodzinnym. Aleksander Iwanowicz o rodzonego brata nie troszczyłby się tak, jak o mnie. Ileż przykrości sprawiałem Państwu swoim ciężkim charakterem, a Państwo oboje jednak kochaliście mnie. Rozumiem to i czuję, nie jestem przecież bez serca. Pani jest zadziwiającą kobietą, serce ma Pani cudownej, anielskiej dobroci, była Pani dla mnie niczym rodzona siostra. Już to tylko, że kobieta wyciągnęła do mnie rękę, stało się epokowym wydarzeniem w moim życiu. [...]. Żegnam Panią, niezapomniana Mario Dmitriewna! Żegnam! Chyba zobaczymy się jeszcze, prawda? Niech Pani pisze do mnie częściej i jak najwięcej. [...]. Niech Pani bywa zdrowa! Czyż nigdy już się nie zobaczymy? Pani Dostojewski” (L., 118-123). Tych kilkaset słów wyznaczyło pewien kanon zachowań epistolarnych[13] i określiło model ról życiowych nadawcy. 


Maria Isajewa. http://cocteil.blogspot.com/2015/11/8_11.html

Wszystkie swoje listy (nawet te adresowane do najbliższych; nawet te najbardziej intymne, wysyłane do kobiet, które kochał i pożądał) będzie podpisywał: „Dostojewski”, „Fiodor Dostojewski”, „F. Dostojewski”. Dla nikogo i nigdy nie będzie „Fiodorem” czy „Fiedią” i tylko niekiedy - dla swojej drugiej żony – „Mężem”. Może dlatego, że każdy swój rękopis (nie czyniąc rozróżnienia między listem a powieścią) potraktuje jako element jednego megatekstu zaopatrzonego zawsze w tę samą sygnaturę; może po prostu nie zechce się narażać na śmieszność (wyrafinowane poczucie humoru[14] czy autoironia były mu obce); a ktoś z Wiednia wspomniałby jeszcze może o kompleksach. Ta czwartoczerwcowa autokreacja zasługuje zresztą (czy może: przede wszystkim) na uwagę z innego jeszcze powodu – po raz pierwszy tak wyraźnie wyartykułowanej potrzeby bycia „sentymentalnym masochistą, rozrzewnionym samodręczycielem”[15]. Autor listu spala się w miłości do Marii – ale nazywa ją „rodzoną siostrę”; przeżywa męki zazdrości – ale jest wdzięczny rywalowi za braterską troskę. 

Nawet dość nieoczekiwana śmierć Aleksandra Isajewa (4 sierpnia 1855 roku) niczego początkowo nie zmieniła. Dostojewski natychmiast wyruszył do damy swego serca, by się przekonać na miejscu, że wdowie łzy ocierał inny ktoś. Emablował ją młody, przystojny, dwudziestoczteroletni nauczyciel Nikołaj Wiergunow. Maria się waha, prosi o czas do namysłu. Zrozpaczony Fiodor Michajłowicz powraca do Semipałatyńska, przez wiele miesięcy starannie pielęgnuje nowo zadane rany, cierpi na bezsenność, prowadzi korespondencję z parą kochanków (jej życzy dużo szczęścia w życiu; jemu oznajmia, że pokochał go, jak „rodzonego brata”) i błaga wszystkich znajomych o wstawienie się za nim u wiarołomnej Isajewej. Stara się też o zmianę statusu społecznego i dzięki staraniom Wrangla 30 października 1856 roku odzyskuje swój dawny stopień oficerski (szlachectwo zwrócono mu kilka miesięcy później, w maju) i już jako podporucznik 24 listopada prosi Marię o rękę. Oświadczyny zostały przyjęte (cywil-nauczyciel nie miał żadnych szans, ale to z nim spędzi przedślubną noc wdowa-narzeczona). Ślub odbył się 6 lutego 1857 roku. Oboje, Dostojewski i Isajewa, osiągnęli swoje cele. Wieczorem, gdy już zostali sami, panem młodym zaczęły wstrząsać silne konwulsje, które doprowadziły go do utraty przytomności. Przerażona panna młoda usłyszała od lekarza, że to epilepsja. To zaważyło na ich późniejszym nieudanym życiu erotycznym - nazajutrz nie mieli już sobie nic do powiedzenia[16]. No, prawie nic. Ona oznajmiła, że wciąż kocha Wiergunowa. I nikogo poza tym.

            We wrześniu pięćdziesiątego dziewiątego roku roku Fiodor Dostojewski, tłumacząc się złym stanem zdrowia, prosi Aleksandra II o wyrażenie zgody na powrót do stolicy: 

            „Wasza Cesarska Mość!

            Ja, były przestępca polityczny, ośmielam się złożyć u stóp tronu Waszej Cesarskiej Mości moją pokorną prośbę. Wiem, że nie jestem godzien łaski Waszej Cesarskiej Mości i jestem ostatnim z tych, którzy mogą mieć na tę łaskę nadzieję. Jestem jednak nieszczęśliwy, a Wasza Cesarska Mość bezgranicznie miłosierny. [...]. Jesteś Najjaśniejszy Panie jak słońce, które świeci zarówno dla świętych jak i grzeszników. Uszczęśliwiłeś już miliony swoich poddanych. Proszę więc, niech Wasza Cesarska Mość uszczęśliwi jeszcze jednego biednego sierotę, jego matkę i nieszczęsnego, chorego człowieka, który wciąż jeszcze jest wyrzutkiem społeczeństwa. Człowieka, który gotów jest natychmiast poświęcić swe życie dla Monarchy obsypującego dobrodziejstwami swych poddanych!” (L., 159-161).

            To był jeden z najpiękniejszych listów miłosnych napisanych przez autora Biednych ludzi i, oczywiście, jego prośba została wysłuchana - w grudniu 1859 roku wraz z żoną i pasierbem przybył do Petersburga. Najbliższe lata upłyną mu na pisaniu i równie gorączkowym poszukiwaniu nowej kandydatki na żonę (obecna jest niewierna i chora na gruźlicę – więc na pewno wkrótce umrze). 

            Na początku roku sześćdziesiątego pisarz poznał młodą, ładną, utalentowaną aktorkę Aleksandrę Schubert (1827-1909). W marcu rozstała się ze ona wprawdzie ze swoim drugim mężem - lekarzem Stiepanem Janowskim (Aleksandra posługiwała się nazwiskiem poprzedniego męża), który jeszcze w latach czterdziestych leczył zaprzyjaźnionego z nim Dostojewskiego – ale zamiast związku z czterdziestoletnim, żonatym adoratorem (co to żona go nie rozumie), wybrała za jego zresztą namową, karierę sceniczną w Moskwie. Nie pojechał za nią (jeszcze nie teraz i nie za tą), nie zdobył się na odbycie Nowej podróży z Petersburga do Moskwy, ograniczył się do paru tanich, konwencjonalnych zapewnień: „Czy ujrzę Panią, moja kochana? [...]. Otwarcie Pani mówię: kocham Panią bardzo i gorąco [...]”[17]Blitzliebschaft zmarł śmiercią naturalną i nie pociągnął za sobą żadnych ofiar. Sentymentalna aktorka przechowywała do końca życia trzy listy od petersburskiego wielbiciela. Dla niego ten romans okazał się zaledwie próbą generalną przed przyszłoroczną premierą, w której miał do zagrania najważniejszą rolę w całym swoim życiu.

            W sierpniu 1861 roku na jego odczycie pojawiła się Apolinaria Susłowa - emancypantka o literackich ambicjach[18]. Poszukiwała swego guruMistrza – w życiu i w sztuce, dla którego gotowa była zostać Małgorzatą. Wcześniej uczestniczyła w podobnych spotkaniach między innymi z Czernyszewskim, Niekrasowem, Pisiemskim, Szewczenką, ale dopiero Dostojewski zafascynował ją - jak zauważył Leonid Grossman - swoją traumatyczną, męczeńską przeszłością. Ujęła go listem, w którym wyznała miłość; on dał wyraz swemu uczuciu, drukując w wydawanym przez brata piśmie „Wriemia” jej marne opowiadanie Dopóty. Ich związek przetrwał od roku 1861 do 1866. Córka pisarza, Lubow, pozostawiła krzywdzący portret kochanki ojca: „Regularnie każdej jesieni zapisywała się na uniwersytet, jako studentka [miała status wolnego słuchacza – T. K.], ale nigdy nie uczęszczała na zajęcia i nie zdawała egzaminów. [...]. Wtedy zapanowała moda na wolną miłość. Młoda i piękna Polina [...] przechodziła, służąc Wenus, od jednego studenta do drugiego, wierząc, że w ten sposób służy cywilizacji europejskiej”[19]. Nieprawda: Dostojewski był jej pierwszą wielką miłością, Dostojewski był prawdopodobnie jej pierwszym kochankiem i to Dostojewski uczył ją (a była pojętną uczennicą) seksualnych praktyk sadomasochistycznych.


Apolinaria Susłowa.  https://www.nastroy.net/post/suslova-apollinariya-prokofevna-vozlyublennaya-f-m-dostoevskogo-biografiya-lichnaya-jizn

            Z nią mógł realizować wszystkie swoje fantazje erotyczne, mógł – jak to elegancko określano w wyciskaczach łez – oddawać się rozpuście, mógł poczuć się do szpiku kości zepsutym (i tego samego wymagał od partnerki), mógł robić wszystko to, czego nie mógł (i być może nie chciał, bo ówczesnego „[...] mężczyznę przepełniało poczucie winy, ilekroć zbrukał swojego domowego ‘anioła’”[20]) w związku z Marią Isajewą. Z czasem, jak powiada Alfried Bem, Dostojewski się rozdwoił (jak Goladkin w Sobowtórze): Starszy – zgryźliwy bigot, antypatyczny ksenofob i nacjonalista - żenił się, pisał epilog Zbrodni i kary, prowadził Dziennik pisarza,moralizował, korespondował z rodziną carską; Młodszy – żyjący z dnia na dzień wieczny dłużnik, hazardzista opętany wizją wielkiej wygranej - kochał się w Susłowej, zapominał o ciężko chorej żonie, grał w ruletkę, miał za nic tabu obowiązujące w społeczeństwie wiktoriańskim. Już dawniej uważał, iż „[...] cnoty nie poznamy bez występku” (L., 69) i teraz epilepsję („chorobę zawodową mistyków”[21]) potraktował jako rodzaj mistycznego wehikułu dla hierofantów odbywających podróże między dwoma stanami świadomości (dobra i zła), dwoma wcieleniami (Jekylla i Hyde’a), dwoma światami („cnoty” i „występku”).

            W 1863 roku zniecierpliwiona Susłowa przejmuje inicjatywę i zmienia narzucone jej reguły gry: wyjeżdża za granicę, kochanka informuje listownie o zerwaniu („Prosisz, żeby nie pisać, że rumienię się za swoją miłość do Ciebie. Nie tylko nie będę tego pisać, ale mogę zapewnić Cię, że nigdy nie pisałam i nie myślałam o pisaniu... Mogłam do Ciebie napisać, że rumienię się za nasz wcześniejszy związek, ale to nie powinno być dla Ciebie niczym nowym, ponieważ nigdy tego nie ukrywałam i ileż to razy chciałam go przerwać przed moim wyjazdem za granicę”[22], „Ten związek był dla Ciebie niezły. Zachowywałeś się jak człowiek poważny, zapracowany, który nie zapomina wszakże o doznawaniu rozkoszy, ponieważ jakiś wielki lekarz albo filozof zapewniał, iż należy się upić raz na miesiąc. Nie powinieneś się gniewać, że tak lekko to traktuję, ale ja przecież jestem na bakier z formami i konwenansami”[23]) i czeka na jego reakcję. Podrażniony Dostojewski wyruszył natychmiast za nią w poszukiwaniu nowych doznań. Nie wiem, czy opuszczając Rosję już wiedział, że nie będzie miał możliwości wyboru – do obsadzenia pozostała jedynie rola Ofiary. 

            Po latach Wasilij Rozanow przytoczył w liście do Wołżskiego swoją rozmowę z Apolinarią Susłową: „Dlaczego rozstaliście się, A[polianario] P[rokofiewno] - (ma się rozumieć z Dostojewskim)?

            - Dlatego, że nie chciał się rozwieść z żoną, suchotnicą, ‘bo umiera’.

            - Ale przecież umierała?

            - Tak. Umierała. Za pół roku umarła. Ale już przestałam go kochać.

            - Dlaczego przestała kochać?

            - Dlatego, że nie chciał się rozwieść.

            Milczę.

            - Oddałam mu się przecież z miłości, nie pytając, bez wyrachowania. I on powinien postąpić tak samo. Nie zrobił tego i rzuciłam go...”[24].

            W Paryżu Susłowa poznała młodego Salvadora, który wkrótce został jej kochankiem (zapewne miał być remedium – dla niej i trucizną – dla Fiodora). „Byłam u Salvadora – zanotowała 19 sierpnia 1863 roku - Zaczął mnie wypytywać, co robiłam, czy myślałam o nim”[25].

            Jednak to nie on jest głównym bohaterem (jest ledwie statystą) paryskiego dziennika Apolinarii, lecz wciąż kochany i znienawidzony przybysz z Petersburga: „Teraz otrzymałam list od F[iodora] M[ichajłowicza] już pocztą miej[ską]. Jakże się on cieszy, że wkrótce mnie ujrzy. Wysłałam do niego bardzo krótki list, który wcześniej przygotowałam. Żal mi go bardzo” (27 sierpnia 1863; S., 50); 

„- Myślałam, że nie przyjedziesz - powiedziałam - dlatego, że napisałam do Ciebie list.

            - Jaki list?

            - Żebyś nie przyjeżdżał.

            - Dlaczego?

            - Dlatego, że jest za późno.

            Opuścił głowę.

            - Powinienem wszystko wiedzieć, chodźmy gdzieś i powiedz mi, albo umrę” (27 sierpnia 1863; S., 50).

            Nieco później Apolinaria Susłowa napisała opowiadanie Obca i swój, którego bohaterowie (Łosnicki, Anna Pawłowna) powtarzają scenę z jej dziennika: 

„- Po co przyjechałeś? - powiedziała ze smutkiem.

            - Jak to po co! Co ty mówisz?

            [...].

            - Czyżbyś nie otrzymał mego listu, tego, gdzie pisałam, żebyś nie przyjeżdżał? [...].

            - Nie przyjeżdżał?.. Dlaczego?

            - Dlatego, że jest za późno [...]”(S., 135-136).  

            To paryskie, sierpniowe spotkanie niedawnych kochanków przebiegało według oczekiwanego przez nich scenariusza - w atmosferze wzajemnego zrozumienia (dla dorobku markiza de Sade’a): „Kiedy weszliśmy do jego pokoju, upadł do moich stóp i ściskając, obejmując ze szlochem moje kolana, głośno załkał: ‘Straciłem Ciebie, wiedziałem to!” (S., 51); „Powiedział mi, że jest szczęśliwy, iż poznał na świecie taką istotę jak ja. Prosił, by pozostawać z nim w przyjaźni [...]. Potem zaproponował wyjazd do Włoch, byłby dla mnie bratem” (S., 52).

            Kilka dni później Susłowa dowiaduje się, że Salvador ją zdradza. Czuje się upokorzona i waha się między zbrodnią w afekcie a samobójstwem. Idzie więc do Dostojewskiego, któremu „po paru nieistotnych pytaniach, zaczęłam [...] opowiadać całą historię mojej miłości [...]”(1 września 1863; S., 55).

            Po paru dniach oboje, już razem, opuścili Paryż. 

            „Podróż nasza z F[iodorem] M[ichajłowiczem] – zapisała Apolinaria Susłowa 6 września 1863 roku w Baden-Baden - jest dość zabawna [...]” (S., 58). A to dlatego, że Dostojewski zdążył już przegrać trzy tysiące franków (ale przysłano na szczęście sto rubli z Rosji i można było wyruszyć do Genewy), a ona nieustannie go zadręczała i prowokowała: „[...] byłam tego dnia zmęczona, położyłam się na łóżku i poprosiłam F[iodora] M[ichajłowcza], żeby przysiadł się do mnie bliżej. Było mi dobrze. Wzięłam jego dłoń i długo trzymałam w swojej. Powiedział, że mu się tak bardzo dobrze siedzi. [...]. 

- Co się dzieje? - spojrzałam na jego twarz, i zauważyłam poruszenie.

            - Teraz chciałem pocałować twoją nogę.

            - Ach, po co to? - powiedziałam mocno speszona, podciągając nogi” (6 września 1863; S., 58).

            Scena ta pojawiła się oczywiście we wspomnianym już autobiograficznym opowiadaniu Susłowej: 

„- Nie wiesz, co teraz ze mną się działo - zaczął po chwili ze wzruszeniem.

            - Co? - spytała z niepokojem [...].

            - Nie będziesz się gniewać?

            - Co się stało?

            - Ja tylko chciałem podejść i pocałować twoją nogę [...].

            Rumieniec wstydu pojawił się na szlachetnym, niewinnym czole Anny i nadał jej twarzy prawdziwie dziewczęcy wyraz” (S., 149).

            Na marginesie warto dodać, że bohaterka opowiadania zrealizowała marzenia autorki i popełniła samobójstwo. Ostatni raz Annę Pawłowną widziano, kiedy „[...] pytała, gdzie jest przejście przez rzeczkę i jak głęboka jest woda” (S., 157). Po odnalezieniu jej ciała: „Przypuszczano, że wpadła do wody przechodząc po wąskim mostku, ponieważ trupa odnaleziono obok tego mostu i na samym środku, gdzie woda płynie szybciej. Zapewne zakręciło jej się w głowie, kiedy spojrzała na prędko płynącą wodę, ale Bóg, który widzi zamiary i uczynki ludzi, wie lepiej” (S., 158).

            Tymczasem para romantycznych eks-kochanków dotarła do Genewy, gdzie on oczywiście przegrał ostatnie - który to już raz? (i to jest pocieszająca obserwacja, bo, jak się okazuje, po „ostatnich” są zawsze jakieś następne) - 250 franków i pieniądze na dalszą drogę otrzymali w lombardzie (zegarek Dostojewskiego, pierścionek Susłowej). 17 września w Turynie Apolinarię Susłową ogarnęła „[...] znów czułość do F[iodora] M[ichajłowicza]” (S., 60) i za tę chwilę słabości zapłaciła kilkanaście dni później w Rzymie: „Wczoraj F. M. znów się do mnie umizgał” (29 września 1863; S., 62). Pewnie znów został sprowokowany (a „panie z dziewiętnastowiecza były doświadczeńsze niż współczesne. Ubierały się obficiej i szczelniej, a ta większa ilość przeszkód nasilała, nabarwiała, nalewała więcej krwi do poszukiwań, odkryć, coraz a coraz słodszych i lubieżniejszych wędrówek wśród wełny, jedwabi, batystów, potęgując trzęsienie się rąk i warg, wzmacniając wrażenie”[26]) i pewnie znów – w stanie zapowiadającym atak epilepsji - usłyszał: „Basta!”. Z Rzymu wyjechali razem do Berlina i tam się pożegnali: Dostojewski wyruszył do Homburga - na ruletkę, Susłowa do Paryża - zapomnieć. 

To nie było rozstanie „na zawsze” - w przyszłości jeszcze do siebie pisali (już zresztą po paru dniach nadszedł od niego list z prośbą o pomoc; pożyczyła od znajomych i wysłała mu 300 franków) i jeszcze się widywali. Susłowa będzie też stale obecna w jego powieściach jako kobieta „infernalna” - Polina w Graczu, Nastasja Filipowna w IdiocieAchmakowa w Młodziku i Gruszeńka w Braciach Karamazow.

            15 kwietnia 1864 roku zmarła zapomniana przez wszystkich żona Dostojewskiego (wilgotny petersburski klimat przyspieszył rozwój gruźlicy, dla poratowania zdrowia wyjeżdżano wówczas na południe Włoch). Dwa dni, także w dzień pogrzebu („Masza leży na stole...”), Fiodor Michajłowicz był zajęty pisaniem (nie zachowanego) listu do Apolinarii. 

            Jesienią i zimą sześćdziesiątego czwartego roku widują się w Petersburgu, prowadzą bardzo poważne rozmowy i nie znajdują wspólnego języka: „Mówią mi o F[iodorze] M[ichajłowiczu]. Ja go po prostu nienawidzę. Tak wiele kazał mi cierpieć, kiedy można się było obejść bez cierpienia” (24 września; S., 92), „Dzisiaj był F[iodor] M[ichajłowicz] i wciąż kłóciliśmy się [...]. Już dawno proponuje mi rękę i serce i tylko mnie tym irytuje” (2 listopada; S., 129), „Kiedy sobie przypominam, kim byłam przed dwoma laty, zaczynam nienawidzić D[ostojewskiego], pierwszy zabił we mnie wiarę” (14 grudnia; S., 110).

            Odmową Susłowej utulony w żalu wdowiec zbytnio się nie przejął - jesienią 1864 roku poznał Marfę Braun, która próbowała (jak wcześniej Apolinaria) nawiązać współpracę z kolejnym pismem Michaiła Dostojewskiego („Epocha”). Fiodora Michajłowicz poraziła jej niebanalna przeszłość (każdego by poraziła) – na miarę Angeliki, bohaterki francuskich filmów przygodowych sprzed kilkudziesięciu lat. W końcu lat pięćdziesiątych Marfa podróżowała w podejrzanym towarzystwie w poszukiwaniu przygód. Ostatecznie wylądowała w Anglii, skąd przeniosła się do Austrii. Wkrótce musiała ją opuścić i szukać schronienia w Turcji. O swoim ówczesnym życiu pisała: „Przez Austrię i Prusy przemknęłam jak wicher z jakimś Węgrem, potem przez 7 miesięcy z jakimiś Anglikami, poszukiwaczami przygód, od rana do wieczora, niekiedy pieszo, niekiedy konno, zmuszona byłam objeździć całą Szwajcarię, całe Włochy, Hiszpanię i, wreszcie, południową Francję. W Marsylii rozstałam się z nimi, znalazłam się w Gibraltarze, ale jakiś próżny, spragniony sławy Francuz, za wiadomą opłatę, prosto z balu maskowego pojechał razem ze mną do Belgii, a stamtąd do Holandii. Z pierwszego kraju nas wydalono, z drugiego po prostu wyrzucono i ja bezpośrednio z aresztu wojskowego w Rotterdamie znalazłam się w Anglii bez środków do życia, bez znajomości języka. Dwa dni spędziłam na policji za próbę samobójstwa, potem dwa tygodnie z londyńskimi włóczęgami pod mostami, wodociągami Tamizy; następnie, sama o tym nie wiedząc, poszłam na służbę do [...] wspólnika fałszerzy monet; nie znając dobrze języka, przyciągnęłam uwagę rozmaitych misjonarzy [...], którzy jeden przez drugiego, ale w sposób tak bardzo urozmaicony i tak gorliwie przekazywali mi swe pasterskie wskazówki, że w ciągu dwóch miesięcy nie tylko nauczyłam się języka angielskiego, ale też poznałam wszystkie możliwe sekty angielskie [...]”[27]. A jeszcze później z pastorem kościoła metodystów udała się na pewną wyspę, tam też poślubiła jakiegoś marynarza i wreszcie via Brighton przyjechała do Londynu. Do kraju powróciła w 1862 roku. Pozbawiona rodziny, przyjaciół (i kolejnych kochanków) odnalazła azyl w środowisku bohemy artystycznej, zaczęła pisać, trafiła do „Epochi” i została utrzymanką Dostojewskiego (niepokoiła się: „[...] czy uda mi się [...] zaspokoić Pana fizycznie [...]”[28]). Ich znajomość nie trwała długo. Z drugiej połowy stycznia 1865 roku pochodzi ostatni list napisany przez Marfę do Fiodora Michajłowicza. Dziękuje w nim za pomoc i życzliwość, za to, iż „[...] nie wzgardził Pan upadłą stroną mojej osobowości [...]”[29]. Nie wiedziała (raczej), nie domyślała się (chyba), że to jedynie „upadłej stronie” zawdzięcza swoje miejsce w biografii tego pisarza.

            Odmową Susłowej utulony w żalu wdowiec zbytnio się nie przejął jeszcze z innego powodu - w 1864 roku do redakcji „Epochi” nadeszły dwa rękopisy podpisane przez Jurija Orbiełowa. W 1865 roku Dostojewski poznał autora – zielonooką Annę Korwin-Krukowską (starszą siostrę znanej matematyczki Sofii Kowalewskiej), która jako Agłaja pojawi się w Idiocie. „[...] Jak nazwisko wskazuje – pisze Cat-Mackiewicz - była z pochodzenia Polką [...]. Ale już w ojcu Aniuty nie było śladu polskości. [...]. Aniuta dużo czytała w dzieciństwie i jako podlotek chciała być zakonnicą i pustelniczką [...]. Potem znów chciała zostać nihilistką. Zaczęła pisać nowelki”[30]. Ojciec Anny - emerytowany generał-porucznik, bogaty właściciel ziemski z okolic Witebska – obecność w życiu córki cieszącego się już pewnym rozgłosem twórcy skwitował przytomnie: „Pamiętajcie tylko, że Dostojewski nie jest człowiekiem z naszego towarzystwa. Cóż my o nim wiemy, że jest byłym katorżnikiem i dziennikarzem. Trzeba z nim być bardzo a bardzo ostrożnie”[31]. Niezrażony Fiodor Michajłowicz w końcu kwietnia 1865 roku prosi Korwin-Krukowską o rękę i słyszy: „Nie” (Na przytoczenie zasługuje jej późniejszy komentarz: „Szanuję go bardzo, kocham jego geniusz. Ale on potrzebuje kobiety, która by żyła tylko jego osobą, która poza nim nie miałaby innego życia. On jest taki nerwowy, drapieżny, on chce wessać mnie w siebie”[32]). Usłyszał, ale natychmiast zapomniał i za jakiś czas opowiadał swojej następnej żonie „[...] jak oświadczył się Annie Wasiliewnie Korwin-Krukowskiej, jak uradowany był uzyskawszy zgodę tej rozumnej, zdolnej panny i z jaką przykrością zwracał dane jej słowo, przekonawszy się, że przy krańcowo sprzecznych poglądach ich wzajemne szczęście jest niemożliwe” (W.,37-38; Anna Dostojewska niemal dosłownie powtarza opinię swojej imienniczki: „[...] słuszne było jego przekonanie o tym, iż nie byliby razem szczęśliwi. Anna Wasiliewna nie posiadała owej tak ważnej ustępliwości, która nieodzowna jest w każdym dobrym małżeństwie, a zwłaszcza w pożyciu z tak drażliwym człowiekiem, jakim w następstwie swej choroby był Fiodor Michajłowicz” W.,70).

            Odmową Susłowej utulony w żalu wdowiec zbytnio się nie przejął także dlatego (to już trzeci powód), że w tym czasie rodzina opracowała plan małżeństwa z bratową męża siostry pisarza, Wiery. Konstantin Iwanow był poważnie chory i uznano, że po jego śmierci lubiana przez wszystkich Jelena może uszczęśliwić Fiodora Michajłowicza. To mogła być rzeczywiście idealna żona, stabilna przystań życiowa dla starzejącego się mężczyzny. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zadał jej oczywiście swoje ulubione pytanie - czy wyjdzie za niego, kiedy już będzie wolna. Nie powiedziała: „Tak”, ale dała do zrozumienia, że może on liczyć na taką właśnie odpowiedź po zejściu męża. Konstantin, niestety (przepraszam), z jakichś powodów zmarł później niż powszechnie oczekiwano (dopiero w 1869 roku), o wiele za późno dla zniecierpliwionego przedłużającym się wdowieństwem Dostojewskiego.

            Przerwy między kolejnymi oświadczynami spędzał on najczęściej w towarzystwie nieocenionej Apolinarii Susłowej. „[...] Moja sytuacja – pisał do niej 10/22 sierpnia 1865 roku z Wiesbaden - pogorszyła się wręcz nieprawdopodobnie. Gdy tylko wyjechałaś, na drugi dzień, wcześnie rano, zakomunikowano mi w hotelu, że nie będę dostawać ani obiadu, ani herbaty, ani kawy. [...]. W ten sposób od wczoraj nic nie jem i żyję o samej tylko herbacie. Zresztą jest ona ohydna, parzona nie w samowarze. Ubrania i butów też mi nie czyszczą, na moje wezwanie nie reagują [...]. Nie ma dla Niemca większego przestępstwa jak nie mieć pieniędzy i nie zapłacić w terminie. [...]. Mogą mi nawet zabrać rzeczy, a mnie wyrzucić z hotelu albo zrobić jeszcze coś gorszego. Ohyda. Jeśli dojechałaś szczęśliwie do Paryża i w jakiś sposób będziesz w stanie pożyczyć trochę pieniędzy od swoich przyjaciół i znajomych to przyślij mi [...]. Gdybym otrzymał 150 guldenów, to rozliczyłbym się z tymi świniami i przeniósł do innego hotelu. [...]. Do zobaczenia, kochana, nie mogę uwierzyć w to, że nie zobaczę Cię w Paryżu, gdyż wyjedziesz zanim ja przyjadę. O sobie nawet myśleć mi się nie chce. Siedzę i czytam, aby zbędnymi ruchami nie wzbudzać w sobie apetytu. Ściskam Cię mocno” (L., 187-188).

Gdy już szczęśliwie powrócił do Rosji, to 26 marca 1866 roku – chyba jedynie po to, żeby nie wyjść z wprawy - Dostojewski oświadczył się Marii Iwanczinie-Pisariewej. To nie był dobry pomysł. Konkurent podobno rozbawił damę do łez. 

Na szczęście w takich trudnych dla siebie chwilach Dostojewski zawsze mógł szukać zrozumienia u panny Sofii (zdrobniale: Sonia, 1846-1907), przez wiele lat najpilniejszej swojej korespondentki. Fiodor Michajłowicz - wyraźnie idealizując młodszą od siebie o ćwierć wieku siostrzenicę (tak nawiasem mówiąc, pisarz w listach do pań z reguły ujmował sobie lat[33]) i przeceniając jej walory intelektualne - uczynił ją swoją powiernicą. Ze zrozumiałych powodów, tabu obyczajowego i kulturowego, tym razem poprzestał na konwencjonalnym związku platonicznym, ale wciąż mu się marzyła rola Pigmaliona kształtującego Sofię-Galateę. „Moja droga, nieoceniona przyjaciółko Sonieczko [znacznie lepiej zabrzmiałoby: My Fair Lady – T. K.] – pisał do niej z Genewy 1/13 stycznia 1868 roku – mimo Twojej usilnej prośby, abym do Ciebie pisał – milczałem. [...]. Powinnaś przecież wiedzieć, Soniu, jak bardzo Cię cenię i poważam i jak droga jest mi Twoja przyjaźń. Niewiele spotkałem w życiu ludzi takich jak Ty” (L., 227) i dalej o swoim najnowszym dziele: „Powieść nazywa się Idiota i dedykowana jest Tobie, czyli Zofii Aleksandrownie Iwanowej. Droga przyjaciółko, bardzo pragnąłbym, aby powieść była godna tej, której jest dedykowana” (L., 231). W jednym z ostatnich listów (1873) możemy przeczytać: „Kocham Cię, mój miły mnichu, Soniu, jak własne dzieci, a może nawet trochę więcej” (L., 335). Z winy ciotki Dostojewskiego, Aleksandry Kumaniny, było to bowiem pożegnalne wyznanie. Otóż zmarła w 1871 roku krewna pozostawiła po sobie pokaźny spadek, którego podział rodził coraz to nowe konflikty. Ostatecznie pieniądze poróżniły rodzeństwo (zostały zerwane wszelkie kontakty Fiodora z Wierą), a Sonia – co zrozumiałe - opowiedziała się w tym sporze po stronie matki i przestała odpowiadać na listy wuja. Odezwała się do niego w 1876 roku, by poinformować (wiedziała - zaboli), że wychodzi za mąż („Kocham go całym sercem [...]”[34]).

To wszystko jednak dopiero się wydarzy. Teraz jest rok sześćdziesiąty szósty – Fiodor Michajłowicz dostał kolejnego kosza i wrócił do pisania kolejnej powieści (o objętości, co najmniej dziesięciu arkuszy), którą zgodnie z umową miał dostarczyć wydawcy do 1 listopada. Czasu było coraz mniej i wtedy ktoś mu poradził, by skorzystał z usług stenografki. 4 października pojawiła się w jego mieszkaniu dwudziestoletnia Anna Snitkina, najpilniejsza uczestniczka kursów prowadzonych przez Aleksandra Olchina. 

„Prowadzi życie cygańskiego intelektualisty – pisał w raporcie zniesmaczony agent policji pruskiej o warunkach, w jakich żyje rodzina Karla Marksa - Rzadko się myje, czyści ubranie i zmienia bieliznę, często jest pijany. Chociaż niejednokrotnie nic nie robi całymi dniami, to w końcu pracuje dniami i nocami z niezmordowaną wytrzymałością, gdyż ma wiele pracy do wykonania. Nie chodzi spać ani nie wstaje o stałej porze. Często nie idzie spać przez całą noc, a później w południe kładzie się w ubraniu na sofie i śpi do wieczora, i nie przeszkadza mu ruch kręcących się po pokoju [...]. Nie ma ani jednego czystego i solidnego mebla. Wszystko jest połamane, w strzępach i porozrywane, pokryte kurzem na pół cala. W środku [salonu] stoi szeroki staromodny stół przykryty ceratą, na której leżą rękopisy, książki i gazety razem z ubraniami dzieci, kawałkami płótna i szmatami z koszyka do szycia jego żony, kilka wyszczerbionych filiżanek, noże, widelce, lampy, kałamarz, chińskie figurki, holenderskie gliniane fajki, tytoń, popiół [...]. Właściciel sklepu ze starzyzną byłby zawstydzony, gdyby musiał rozdać tak osobliwą kolekcję bez ładu i składu. Gdy się wchodzi do pokoju Marksa, dym i zapach tytoniu wyciska z oczu łzy [...]. Wszystko jest brudne i pokryte kurzem, tak że usiąść nie można bez ryzyka. Jedno z krzeseł ma tylko trzy nogi, na drugim dzieci bawią się w gotowanie. To drugie ma, jak się zdaje, cztery nogi, więc podstawia się je gościowi, ale po gotowaniu dzieci nie sprzątnięto, i jeśli się usiądzie, ryzykuje się czystość spodni”[35].  Mieszkanie Fiodora Michajłowicza („Zaułek Stolarny, róg Małej Mieszczańskiej, dom Alonkina, mieszkanie numer 13, pytać o Dostojewskiego” W., 20) prezentowało się znacznie lepiej, ale też lokatorowi daleko było do miana intelektualisty. Zresztą całą uwagę Anny pochłonął wkrótce ulubiony pisarz jej ojca (sama podobno płakała podczas lektury Wspomnień z domu umarłych): „Na pierwszy rzut oka Dostojewski wydał mi się dość stary. Lecz gdy tylko zaczął mówić, natychmiast jakby młodniał, pomyślałam więc, że nie może mieć więcej niż jakieś trzydzieści pięć, najwyżej trzydzieści siedem lat. Był średniego wzrostu i trzymał się bardzo prosto. Jasnokasztanowe włosy, z lekka nawet rudawe, miał silnie napomadowane i starannie przyczesane. Uderzyły mnie jego oczy, jedno było piwne, w drugim zaś źrenica rozszerzona do tego stopnia, że tęczówka była niewidoczna. Ta różnica przydawała spojrzeniu Dostojewskiego jakiś zagadkowy wyraz. Twarz Dostojewskiego była blada i schorowana, wydawała mi się jakaś bardzo znajoma, zapewne dlatego, że przedtem widywałam jego portrety. Ubrany był w dość zniszczony sukienny granatowy żakiet, spod którego widać było śnieżnobiały kołnierz koszuli i takież mankiety” (W., 24). Po wymianie grzeczności, po sprawdzeniu umiejętności gościa, padły pierwsze zdania Gracza.

Zdążył. Nowa powieść trafiła w ustalonym terminie do Fiodora Stełłowskiego. Tydzień później szczęśliwy autor poprosił sekretarkę o rękę. „Pod koniec pracy spostrzegłem – pisał do Susłowej 23 kwietnia (5 maja) 1867 roku – że moja stenografka jest szczerze we mnie zakochana, choć nigdy nie powiedziała na ten temat jednego słowa, mnie zaś coraz bardziej i bardziej się podobała. Ponieważ po śmierci brata życie moje było straszliwie monotonne i ciężkie, zaproponowałem jej małżeństwo” (L., 195). Nie dodał – jak wcześniej Tobie, jak Annie Korwin-Krukowskiej, jak Marii Iwanczinie-Pisariewej.


Anna Dostojewska. 1878.  https://arzamas.academy/mag/579-dostoevskaya

Biedna Snitkina! Nie domyślała się, że padło rutynowe pytanie i że udzieliła nie rutynowej odpowiedzi. „Szczęście przepełniało moją duszę – komentowała we Wspomnieniach wydarzenia z ósmego listopada - gdy wracałam od Fiodora Michajłowicza. Pamiętam, że przez całą drogę prawie głośno wykrzykiwałam zapominając o przechodniach:

            - Mój Boże, jakie szczęście! Czyżby to była prawda? Czy to nie jest sen? Czy naprawdę on będzie moim mężem?!” (W., 58).

Dlaczego powiedziała: „Tak”, skoro był znacznie od niej starszy, nie miał urody amanta (Wsiewołod Sołowiow odnalazł w jego twarzy podobieństwo z odbywającymi wieloletnie wyroki „fanatykami-sekciarzami”[36], Nikołaj Strachow pisał o „żołnierskim wyglądzie” i o „pospolitych rysach twarzy”[37], inni zapamiętali jego „piskliwy głos”[38]) i nie był bogaty. Może dla jego przeszłości, może dla jego sławy (chociaż fala największej popularności była dopiero przed nim), może za krótko go znała, może była zbyt dobrze wychowana, może nie była asertywna i nie posiadła jeszcze sztuki (inaczej niż wszystkie jej poprzedniczki) mówienia prosto w oczy: „Nie”, może ją zahipnotyzował, może przestraszyła się, że nikt w przyszłości nie złoży już takiej propozycji. A może po prostu była zakochana, po prostu to był jej książę z jej bajki, po prostu los tak chciał. Po prostu kobiecie był potrzebny mężczyzna, ofierze - sadysta, potulnej - tyran, gejszy - gwałciciel, hurysie – czarczaf, księgowej – utracjusz, mieszczce – artysta, cnocie – perwersja, porządkowi – chaos.

            Czas między oświadczynami a ślubem wspominała Anna Snitkina z rozrzewnieniem – codzienne spotkania, wspólne wieczorne posiłki (w jej mieszkaniu) i wieczorny rytuał: „Po kolacji siadaliśmy wygodnie w naszych starych fotelach, a na stojącym między nami stoliku pojawiały się najrozmaitsze łakocie. Fiodor Michajłowicz co wieczór przynosił cukierki od Ballets (jego ulubiona cukiernia). Znając jego ciężką sytuację materialną prosiłam Fiodora Michajłowicza, aby nie kupował słodyczy, on jednak uważał, że prezenty od narzeczonego dla narzeczonej to starodawny, dobry zwyczaj i nie należy go zmieniać. Ze swojej strony przygotowywałam dla Fiodora Michajłowicza jego ulubione gruszki, rodzynki, daktyle, brzoskwinie i powidła, wszystko w niewielkiej ilości, zawsze jednak świeże i smaczne” (W., 66). W tym wiktoriańskim raju w trosce o „dziewiczą skromność” (W., 82) nie poruszano „tematów wstydliwych czy nieprzyzwoitych” (W., 82), ale chętnie rozmawiano o „ciężkiej sytuacji materialnej” narzeczonego i Anna uwierzyła w mit artysty cierpiącego nędzę. Tymczasem kreujący syndrom Hioba Dostojewski – w opinii między innymi Janowskiego (męża Aleksandry Schubert) - wyolbrzymiał swoje ubóstwo: nigdy przecież (pomijając katorgę) nie głodował, nigdy nie cierpiał na brak herbaty i zawsze miał buty. 

            Fiodor i Anna konsumowali tak swoje narzeczeństwo trzy miesiące. 13 lutego 1867 roku autor Gracza poinformował swych najbliższych przyjaciół: „Po wciąż podejmowanych staraniach, mimo wielu przeciwności (nawet choroba) los chciał, że mój ślub odbędzie się w środę, 15 lutego w Troickim Soborze Izmajłowskim o godzinie ósmej po południu. I jak się wydaje na pewno. Przypominam Państwu o Państwa miłej obietnicy odwiedzenia mnie w tym czasie... Odczuwam szczególne zadowolenie na myśl, iż zechcą Państwo być świadkami pierwszych chwil mojego nowego życia...”[39]

            Panna młoda pojawiła się w soborze w białej sukni z długim trenem („Zarówno fryzura jak i suknia były bardzo twarzowe, z czego byłam niezwykle zadowolona” W., 107), o stroju pana młodego nic mi nie wiadomo, goście weselni rozjechali się już około północy, a nowożeńcy przez kilka godzin przypominali sobie „wszystkie szczegóły tego przepięknego dnia” (W., 109). Noc poślubną spędzili w towarzystwie Pruderii, przed Namiętnością zamknęli drzwi. „W istocie bezgranicznie kochałam Fiodora Michajłowicza – zdradziła (i była to jedyna zdrada w jej życiu) tajemnice alkowy Anna - nie była to jednak miłość fizyczna, namiętność, która mogłaby pojawić się u kobiety równej mu wiekiem. Moja miłość była czysto duchowa, idealna. Było to raczej uwielbienie dla człowieka, tak bardzo utalentowanego i posiadającego tak wielkie wartości moralne” (W., 124).

Dostojewska – obłudna (cenzurująca innych i siebie), wścibska (otwierająca cudzą korespondencję), nietolerancyjna (potępiająca każdą inność), z zakodowanym „lękiem przed erosem”[40]- była idealnym wytworem dziewiętnastowiecznej obyczajowości, gdzie „jednostka jest już od najwcześniejszej młodości przyuczana do [...] ustawicznej powściągliwości i dalekowzroczności, jakich wymagają od niej funkcje spełniane przez dorosłych; jest ona od dzieciństwa tak przyuczana do [...] ustawicznego panowania nad sobą, do regulacji swego zachowania i swoich popędów, że staje się to dla niej nawykiem, że wytwarza się w niej jakby swego rodzaju stacja przekaźnikowa norm społecznych, automatyczna samokontrola popędów, przestrzegająca schematów i wzorców narzucanych przez społeczeństwo, swego rodzaju ‘rozum’, bardziej zróżnicowane i stabilne ‘superego’, i że część stłumionych impulsów popędowych i skłonności w ogóle już nie dociera bezpośrednio do jej świadomości”[41]. Fiodor Michajłowicz (jako Dostojewski-starszy, „posiadający tak wielkie wartości moralne”) łatwo dostosował się do systemu wartości wyznawanych przez żonę i z powodzeniem zagrał rolę strażnika moralności. Decydował o tym, jak okazywać uczucia (29 kwietnia/11 maja 1867: „Muszę zaznaczyć, że kładę się dość wcześnie, Fiedia natomiast siedzi do drugiej, a nawet później. Idąc spać, budzi mnie, aby się pożegnać. Wówczas zaczynają się długie rozmowy, pieszczotliwe słowa, śmiech, pocałunki, i te pół godziny, ta godzina, to najbardziej serdeczny i szczęśliwy czas naszego dnia. Opowiadam mu sny, on dzieli się swoimi wrażeniami z całego dnia i jesteśmy bardzo szczęśliwi”[42]; 30 kwietnia/12 maja 1867: „Wieczorem Fiedia był niezwykle miły: mówił, że jestem ładna, że dziś cały czas mnie podziwiał. Wszystkie takie słowa są mi bardzo drogie i zapisuję je z największym zadowoleniem”M. 54; 2/14 czerwca 1867: „Dzisiaj, po raz pierwszy za granicą, a – jak mi się zdaje – drugi raz w życiu, szłam z Fiedią pod rękę. Fiedia zaproponował, a ja oczywiście zgodziłam się z radością” M. 147; 5/17 sierpnia 1867: „Byłam bardzo szczęśliwa, ponieważ mówił, że mnie bardzo kocha” M. 363), czego nie czytać („frywolnych powieści”, ale też „[...] wyjaśniał, na czym polega wartość przeczytanych przeze mnie utworów” W., 83, 176), czego nie oglądać (operetki), ale też, jakie nosić halki, suknie i kapelusze (oczywiście: „proste i gustowne” W., 156). Jak zauważył Igor Wołgin, Lew Tołstoj – apologeta życia rodzinnego w swojej twórczości - miał mentalność kawalera („umierając, nie należy do rodziny, lecz do świata”[43]), a Dostojewski – opisujący rozpad więzi rodzinnych – czuł się najlepiej wśród najbliższych, z żoną i z dziećmi. 

Znacznie gorzej znosił małżeństwo Dostojewski-młodszy. Z trudem podporządkowywał się nowym, nieznanym z poprzedniego związku (z Marią Isajewą) rygorom – monogamii i erotycznej poprawności. Największe romanse miał już wprawdzie za sobą (obawy Anny – wywołane paroma listami od Susłowej – były więc bezpodstawne: „Przeczytawszy list zdenerwowałam się tak bardzo, że po prostu nie wiedziałam, co robić. Zrobiło mi się zimno, drżałam i nawet płakałam. Bałam się, że odnowi się stare przywiązanie i że jego miłość do mnie wygaśnie. Boże, nie karz mnie takim nieszczęściem! Byłam w okropnej rozpaczy! Jak tylko o tym pomyślę, serce moje zalewa się krwią! Boże, wszystko, tylko nie to. To zbyt straszne utracić jego miłość!” M. 44-45), ale nie mógł się uwolnić od  obsesyjnie powracającego obrazu dojrzewającej dziewczyny – już nie dziecka i jeszcze nie kobiety. Przed ślubem spotykał się z nią i jej koleżankami w baniach (łaźniach), teraz prawo do lubieżnych iluminacji mieli jedynie bohaterowie jego powieści: „Miał przed sobą twarz młodziutką, twarz dziewczyny szesnasto- lub może dopiero piętnastoletniej – drobną, okoloną włosami blond, ładniutką, lecz rozpaloną i jak gdyby obrzmiałą” (Zbrodnia i kara, tłum. Cz. Jastrzębiec-Kozłowski); „A czy pan wie: ma twarzyczkę niby Madonna Rafaela. Wszak Sykstyńska Madonna ma twarz fantastyczną, twarz pomylonej cierpiętnicy, to się panu nie rzucało w oczy? [...]. Posadziłem ją sobie na kolanach, ale widocznie jakoś bardzo obcesowo: zarumieniła się, polały się łezki, nie chce się zdradzić, ale cała jak w ogniu. Wszyscy na chwilę odeszli, zostajemy z nią sam na sam... wtem rzuca mi się na szyję (pierwszy raz sama), obejmuje obydwiema rączkami, całuje i przysięga, że mi będzie posłuszna [...]” (Zbrodnia i kara); „Ostrożnie uchylił kołdry [kołdrę? – T. K.]. Dziewczynka spała snem smacznym i błogim. Zagrzała się pod kołdrą i na jej bladych policzkach ukazały się kolorki. Dziwna jednak rzecz: kolorki te zdawały się jaskrawsze i ciemniejsze niż zwykły dziewczęcy rumieniec. [...]. Wydało mu się raptem, że długie czarne rzęsy drgnęły i migają, podnoszą się, a spod nich wygląda chytre, ostre, nie po dziecięcemu mrugające oczko; rzekłbyś, że dziewczynka nie śpi, tylko udaje. Otóż to: usteczka rozchylają się w uśmiechu, kąciki ust drżą, z trudem powściągane. Ale oto zupełnie już przestała się powstrzymywać, jest to już śmiech, jawny śmiech. Coś bezczelnego, wyzywającego lśni w tej wcale niedziecięcej twarzy: to wyuzdanie, to twarz damy kameliowej, rozpasana twarz sprzedajnej Francuzicy” (Zbrodnia i kara).

A imię tej Francuzicy Lolita, ale o tym wszystkim Fiodor Michajłowicz nie wiedział, bo nie czytał Nabokova (uważał on zresztą, że życie należy poznawać z pierwszej ręki, a w procesie komunikacji literackiej – jak w pewnej anegdocie - to czytelnik jest od czytania, a pisarz od pisania). Nie znał również prac Freuda[44], ale – jak widzieliśmy – stany napięcia seksualnego i towarzyszącej im frustracji próbował złagodzić, stosując terapię zwaną w teorii ojca psychoanalizy sublimacją (pochodną przemieszczenia). To była bolesna kuracja, której ofiarą padała najczęściej bezgrzesznie nudna i poczciwa żona-filatelistka (przez ponad pół wieku zbierała znaczki pocztowe): „Fiedia wstał lewą nogą i skrzyczał mnie” (29 kwietnia/11 maja 1867; M. 49), „Kiedy przyszłam, przyniesiono już bieliznę, a Fiedia spakował swoją walizkę. Skrzyczał mnie za tak długą nieobecność. [...]. Jak często zmuszona jestem ukrywać moje czyny i nawet kłamać, byle tylko Fiedia się nie złościł i niepotrzebnie nie rozdrażniał” (21 czerwca/3 lipca 1867; M. 200), „Wstałam dość wcześnie. Znów zwymiotowałam żółcią, ale tym razem długo. [...] Fiedia powiedział, że wczoraj nie byłam delikatna. [...]. Chodzę w porwanej sukience, chodzę w czarnym kolorze, jestem źle ubrana, ale mu przecież nie mówię, że bardzo bym chciała ubierać się porządnie. A może się w końcu domyśli [...]. Przecież o siebie potrafi się troszczyć. Kupił sobie coś w Berlinie, w Dreźnie zamówił garnitur. A o mnie już nie pamiętał” (6/18 sierpnia 1867, M. 363-364; nie muszę dodawać, że Dostojewski-starszy traktował żonę w ciąży nienagannie - „Z uczuciem największej wdzięczności wspominam, jak delikatnie i ostrożnie obchodził się ze mną Fiodor Michajłowicz, gdy byłam w ciąży, jak otaczał mnie opieką i troszczył się o mnie, jak na każdym kroku dbał o to, abym nie zrobiła jakiegoś zbyt szybkiego ruchu, do czego ja w niedoświadczeniu nie przywiązywałam znaczenia. Najbardziej kochająca matka nie troszczyłaby się o mnie tak, jak troszczył się mój mąż” – i kupił jej trzy prezenty: „wspaniały [...] wachlarz z kości słoniowej, wykonany z wielkim artyzmem”, „prześliczną lornetkę w oprawce z niebieskiej emalii” i „bursztynowy komplet” W., 180-181, 333), „- Jesteś na mnie zły, Fiedia? - nieśmiało zapytałam. - O co?

Na pytanie to Fiodor Michajłowicz zareagował wybuchem gniewu i stekiem obraźliwych słów. Jego zdaniem byłam bezduszną kokietką i przez cały wieczór uwodziłam mego sąsiada, aby przysporzyć mężowi cierpień. Zaczęłam się usprawiedliwiać, lecz tylko dolałam oliwy do ognia. Fiodor Michajłowicz przestał panować nad sobą i zapominając, że jesteśmy w hotelu, zaczął krzyczeć na cały głos” (W., 135-136; po tym sadystycznym prologu nastąpił masochistyczny epilog - płacz Anny - z bardzo dostojewską pointą: „Mąż natychmiast się opamiętał, zaczął mnie uspokajać, pocieszać i przepraszać. Całował mnie po rękach, płakał, przeklinał sam siebie za scenę, którą mi urządził. [...]. Fiodor Michajłowicz kajał się, błagał, abym zapomniała krzywdę, jaką mi wyrządził i przysięgał mi, że więcej nigdy nie będzie zazdrosny. Na jego twarzy malowało się najgłębsze cierpienie. Było mi szczerze żal mego biednego męża” W., 136[45]).

            Ani ucieczka w twórczość, ani w niezbyt starannie wyreżyserowany małżeński suspensenie przyniosły zapomnienia o kobietach, które go fascynowały i które - żeniąc się ze Snitkiną – bezpowrotnie utracił. Pozostała już tylko ruletka – ostatnia kochanka Dostojewskiego-młodszego, jak wszystkie pozostałe tajemnicza (prowokująca wręcz do rozważań o idei transcendentnego absolutu), niewierna, zaborcza, okrutna i podniecająca. Tego wszystkiego już się domyślał, po kilku dniach spędzonych w kasynach w towarzystwie Susłowej,  teraz – niespełniony erotycznie u boku żony - miał się o tym przekonać ostatecznie[46]

14 kwietnia 1867 roku Dostojewscy wyjechali za granicę – na trzy miesiące, wrócili po czterech latach (w lipcu 1871 roku). Na obczyźnie (Niemcy, Szwajcaria, Włochy), z dala od natarczywych wierzycieli, Fiodor Michajłowicz-starszy tropił oznaki upadku cywilizacji zachodniej (katolicko-protestanckiego kręgu kulturowego), starannie pielęgnował wszystkie swoje fobie, pisał Idiotę Biesy, płodził dzieci (Sofię, Lubow, Fiodora); a Fiodor Michajłowicz-młodszy w poszukiwaniu nowych doznań zdradzał Annę. Wiedziała o tym, akceptowała to (kochała go przecież równie mocno, jak Starszego) i na ile to było możliwe wspierała finansowo jego obsesyjne namiętności: „Mieliśmy 12 złotych talarów. Fiedia wziął pięć i poszedł na ruletkę. [...]. Zaczęłam strasznie płakać. Mój lęk był usprawiedliwiony. Fiedia wrócił do domu w okropnej rozpaczy. Powiedział, że przegrał wszystko, i zaczął mnie prosić, abym mu dała jeszcze dwa złote talary. [...]. Ukląkł przede mną i błagał, abym mu dała jeszcze te dwa złote talary. Widząc go w takiej rozpaczy, naturalnie musiałam się zgodzić. [...]. Minęło dość dużo czasu. [...]. Wtedy wrócił Fiedia i powiedział, że oddał w zastaw obrączkę i że przegrał wszystko, co miał. Poprosił mnie, abym mu dała trzy złote talary na wykupienie obrączki. [...]. Nie można przecież stracić obrączki!” (27 czerwca/9 lipca 1867; M. 221-222), „Dziś rano zostało nam 20 złotych talarów. [...]. Fiedia wyszedł, ja zostałam w domu. Wrócił bardzo szybko i powiedział, że przegrał 5 talarów. Poprosił o następne 5. Zostało nam 10. Poszedł i przegrał te 5 talarów. Wziął znów 5, wrócił i powiedział, że i te przegrał również. Poprosił o jednego złotego talara. Zostały nam 4 talary. Fiedia wrócił po kwadransie. [...]. Po obiedzie poszłam na pocztę. Fiedia wziął 3 talary. Pozostał nam tylko jeden talar. Długo chodziłam po alei, oczekując na jego powrót, ale ciągle go nie było. W końcu przyszedł i powiedział, że przegrał. Poprosił, abym mu dała jakieś rzeczy na zastaw. Wyjęłam broszkę i kolczyki i długo, długo je oglądałam” (6/18 lipca 1867; M. 255-256).

Dla Dostojewskiego, jak sądzę, najważniejsze, najbardziej ekscytujące stały się z czasem powroty do żony. Już przecież był pewien, że stenografka cierpliwie czeka; już wiedział, że łagodna wszystko wybaczy, ale za każdym razem na nowo uciekał się do tych samych teatralno-operetkowych gestów i słów („Aniu, kochana, jestem skończone bydlę! [...]. Wszystko! Wszystko przegrałem!”[47], 6 października 1867 roku, Saxon les Bains), którym nadano wymiar doświadczeń egzystencjalnych wyrastających z tradycji wschodniego chrześcijaństwa (katharsis poprzez cierpienie, samoudręczenie, pogrążenie w „otchłani życiowego piekła”[48] i ekspiację). „Odczuwałam głęboki ból – pisała Anna - widząc, jak cierpiał sam Fiodor Michajłowicz. Wracał z ruletki [...] blady, wyczerpany, ledwo trzymając się na nogach, prosił mnie o pieniądze (wszystkie pieniądze zawsze oddawał mnie), wychodził i po upływie pół godziny wracał znów po pieniądze jeszcze bardziej roztrzęsiony i tak było aż do momentu, dopóki nie przegrał wszystkiego, co posiadaliśmy. Gdy nie miał z czym iść na ruletkę, a znikąd nie można było zdobyć pieniędzy, bywał tak udręczony, że zaczynał szlochać, klękał przede mną, błagał mnie o wybaczenie mu tego, ze tak męczy mnie swoim postępowaniem, popadał w skrajną rozpacz” (W., 173). 

I tak dzień po dniu. Tydzień albo dwa. Potem następowała zwykle dłuższa przerwa (bo wyrzuty sumienia, bo przeprowadzka, bo nie dotarły pieniądze z Rosji) i ruletkowo-zmysłowo-ekstatyczny trans (opracowanie taktyki gry - wyjście do kasyna – gra – niepowodzenie – powrót do żony - wyjście do kasyna – gra – niepowodzenie – powrót do żony...) zaczynał się ab initio: Homburg, Baden-Baden, Wiesbaden, Saxon les Bains, talary, grajcary, franki, ruble, kopiejki, imperiały, guldeny, biżuteria, zegarek, suknie (z listu do Apołłona Majkowa: „Anna Grigoriewna zastawiła wszystkie swoje suknie. Cóż to za anioł!” 16/28 sierpnia 1867, Baden-Baden; L., 205), lombard (tu bywał częściej niż w muzeach). Dnie, tygodnie, lata. Wieczność. 

28 kwietnia 1871 roku Fiodor Michajłowicz-młodszy napisał w Wiesbaden list, który na pozór niczym się nie różnił od wcześniejszych: „Aniu, ratuj mnie ostatni raz, przyślij mi 30 (trzydzieści) talarów. Zrobię tak, że wystarczy, będę oszczędzać. [...]. Aniu, padam do nóg Twoich i całuję je, i wiem, że masz pełne prawo pogardzać mną [...]”[49]. Ale tym razem obietnica została dotrzymana - wtedy właśnie przestał grać i gdzieś zniknął. Tak dobiegł kresu czas metafizycznej poliandrii w życiu Dostojewskiej. Do kraju powróciła już z jednym mężem. Kochającym, wiernym, opiekuńczym, statecznym, nudnym, pięćdziesięcioletnim starszym panem.

            Od przyjaciółek usłyszała, że „okropnie zestarzała się”, że „nie przywiązuję wagi do swego wyglądu”, że „nie ubiera się i nie czesze zgodnie ze wskazaniami mody”, ale nie wywarło to na niej większego wrażenia. Miała przecież pewność (jaka jest udziałem niewielu żon), iż jest kochana „za dobre cechy [...] umysłu i charakteru”, a „staromodny wygląd” (W., 217) jest jeszcze jedną jej zaletą – zabija wirusa zazdrości. Poza tym była zbyt pochłonięta naprawą sytuacji finansowej rodu Dostojewskich.  

            Na początku lat siedemdziesiątych Fiodor Michajłowicz był zadłużony na 25 000 rubli, ale na szczęście miał żonę, która zrozumiała (prawdę dziś banalną), że popularność artysty można przełożyć na sukcesy komercyjne. On nocami tworzył (a popołudniami jej dyktował) BiesyMłodzikaBraci Karamazow, artykuły do „Dziennika Pisarza” - onazostała jego agentem literackim. „Gdy dowiedziała się od znajomych – pisała o swoim spotkaniu w 1885 roku z Sofią Tołstojową - że z powodzeniem wydaję dzieła mojego męża, postanowiła spróbować sama wydawać utwory Lwa Nikołajewicza i przyszła dowiedzieć się ode mnie, na jakie kłopoty i trudności napotykam prowadząc działalność wydawniczą. Hrabina wywarła na mnie miłe wrażenie i z prawdziwą przyjemnością wprowadziłam ją we wszystkie ‘tajniki’ mojego wydawnictwa, pokazałam, jak należy prowadzić księgi buchalteryjne, dałam wzory prospektów, które rozsyłałam, przestrzegałam ją przed niektórymi błędami, jakie popełniłam itd.” (W., 441). Ta nowa polityka ekonomiczna Anny pozwoliła na spłacenie długów na rok przed śmiercią męża.

Wolny od uciążliwych kontaktów z codziennością Dostojewski zachwycał rodzinę kreacjami w rolach czułego ojca („Szczególnie pieczołowicie przygotowywał choinkę na święta” W., 265) i ognistego kochanka o mentalności drobnego urzędnika z Biednych ludzi czy Sobowtóra. Wprawdzie w maju 1874 roku zwierzał się żonie, że kuracja w Ems zabiła w nim pożądanie, ale wszystkie późniejsze listy koiły (niepokoiły?) adresatkę – libido działało już bez zarzutu: „Całuję Cię gorąco, w rączki i w nóżki i całą. Kocham Cię i bardzo chciałbym Cię już zobaczyć” (12 lutego 1875; L., 410), „Nie mylisz się. Mam obrzydliwe sny” (2-3 czerwca 1880; L., 589), „O miłości pisać nie chcę, bo miłość nie na słowach polega. Kiedy dojdzie do czynów? Już dawno czas” (5 czerwca 1880; L., 595).

Snitkina – która najczęściej nie reagowała na starczo-lubieżną pisaninę męża (nazywała go teraz „tatuśkiem” - papoczka), która unikała zazwyczaj w korespondencji intymnych zwierzeń (i słusznie: aż do roku 1880 utrzymywany był nadzór policji nad Fiodorem Dostojewskim, m. in. kontrolowano nadchodzącą do niego pocztę), która pisała zwykle o dzieciach, o sprawach wydawniczych i o drobiazgach życia codziennego – w liście z 27 lipca 1879 roku popełniła starannie zaplanowaną nieostrożność – uległa emocjom. Słowa „widzę same nieskromne [sobłaznitielnyje] sny, a w nich pewnego bardzo, bardzo kochanego i drogiego człowieka [...]”[50]wywołały u adresata stan euforii, która została natychmiast (1/13 sierpnia 1879) przelana na papier: „Teraz o bardzo intymnych sprawach. Pisze moja królowa i mędrczyni, że widzi same nieskromne sny. * To wprawiło mnie w zachwyt i uniesienie, ponieważ ja sam nie tylko nocami, lecz również w ciągu dnia o mojej królowej i pani myślę tutaj bez przerwy, aż do szaleństwa. Nie myśl, że tylko o tych sprawach, a nie, nie! Ale szczerze przyznaję się, że myśl o tym wywołuje we mnie gorączkę. Na ogół piszesz listy dość suche i nagle wyskoczyła ta sprawa. * której by natychmiast nie chwyciła, pozostając wspaniałą mędrczynią i aniołem, a wobec tego wszystko działo się jedynie ku radości i zachwytowi jej mężusia, ponieważ mężuś bardzo lubi, kiedy ona jest całkowicie szczera. To właśnie w niej ceni i jest tym oczarowany. I nagle ta fraza: same nieskromne sny * Pani pozwoli * w tym momencie całuję Cię szalenie. Ale, aby wypowiedzieć się o śnie * to, że serduszko mojej ubóstwianej żoneczki * Ańka, te sprawy powinny Ci powiedzieć, co się ze mną dzieje. Wydaje mi się, że majaczę. Boję się ataku. Całuję Twoje rączki, ramiona, nóżki, po prostu od stop do głów” (L., 541). Anna Grigoriewna list zachowała (miała przecież poczucie misji), ale starannie ocenzurowany (miała przecież poczucie wstydu), czy może raczej oatramentowany (te fragmenty zaznaczyłem gwiazdką). Marksa nie czytała, ale rozumiała, że hasło „Mieszczki wszystkich krajów, łączcie się” będzie wiecznie żywe[51].

Jednak najczęściej listy Fiodora Michajłowicza z końca lat siedemdziesiątych są już pozbawione dramatyzmu tych pisanych z kasyn, czy komizmu tych odwołujących się do seksu. Chuć, jak wiemy od Przybyszewskiego, jest zawsze na początku. Na końcu, jak wiemy od Dostojewskiego, są zawsze skarpety i grzebień: „W Gostinym kupiłem też 3 pary skarpetek po rublu i 3 pary po 65 kop. [...]. Kupiłem grzebień 80 kop. (mój zostawiłem w domu)”[52]

A tak poza tym, to te stare, dobre małżeństwo dopadła mała stabilizacja. Pisarz budził się około pierwszej po południu (przypominam: nocami pracował), o czwartej spacerował, o piątej jadł obiad i niekiedy kłócił się z żoną. Jak wynika ze słów służącego, Piotra Kuzniecowa, Anna Dostojewska była niezwykle skąpa i nie pozwalała mężowi na częstszą realizację jego marzeń kulinarnych (jarząbki i temu podobne dzikie ptactwo). On w takich razach, w przypływie gniewu, miał zwyczaj tupać nogami i wykrzykiwać: „Wciąż tobie mało, wciąż robisz z siebie nędzarkę”[53].

            Pod koniec życia autorowi Zbrodni i kary dane było przeżyć chwile nieoczekiwanego triumfu. W czerwcu osiemdziesiątego roku odbyły się w Moskwie uroczystości związane z odsłonięciem pomnika Puszkina. Jednym z mówców był Dostojewski, który zahipnotyzował słuchaczy i przez kilka dni sprawował rządy dusz ludzkich. Był też najważniejszym gościem (a nie znienawidzony przez niego Turgieniew) na obiedzie wydanym przy tej okazji przez Moskiewską Dumę Miejską. (Nawiasem mówiąc, agent tajnej policji donosił w swoim raporcie, że kiedy Saburow wzniósł pierwszy toast - oczywiście za zdrowie panującego - to zebrani zareagowali „serdecznie, ale bez entuzjazmu”[54]).    

            Moskiewskie wystąpienie było łabędzim śpiewem męża Anny Snitkiny. W drugiej połowie roku miał się coraz gorzej, najbliżsi z niepokojem obserwowali błyskawicznie postępujący proces starzenia się. 26 stycznia 1881 roku doszło do spotkania z siostrą[55]. Podczas obiadu Fiodor i Wiera wszczęli na nowo kłótnię o spadek po ciotce. Zdenerwowany gospodarz wyszedł do gabinetu – tam miał krwotok. Pod wieczór przyjechał lekarz. W trakcie badania doszło do ponownego ataku i tym razem Dostojewski stracił przytomność. Na szczęście wkrótce nastąpiła poprawa. Noc i kolejny dzień minęły spokojnie, ale 28 stycznia o godzinie jedenastej po raz kolejny pojawiła się krew. Chory poczuł się bardzo źle. Na jego prośbę przyprowadzono dzieci, a żona odczytała przypowieść ewangeliczną o synu marnotrawnym. Po kolejnym ataku (o siódmej wieczorem) pisarz nie odzyskał już przytomności. Zmarł o ósmej trzydzieści osiem w obecności rodziny i przyjaciół.

We wspomnieniach Dostojewskiej czytamy, że z biurka spadła obsadka pióra i potoczyła się pod meble. Pisarz się schylił, by ją wydostać i wtedy z ust popłynęła krew. Anna uznała, że kłótnia z siostrą niszczy wizerunek zmarłego (na swój sposób trywializuje), a wyciąganie pióra spod mebli, co było związane z ich przesuwaniem (w kolejnych wersjach autorka pisała najpierw o ciężkim krześle, a następnie o jeszcze cięższej etażerce) – nadaje zdarzeniu wymiar symboliczny (pisarz – pióro).  

            Pogrzeb odbył się 1 lutego. „Idąc za trumną Fiodora Michajłowicza – pisała Snitkina - przysięgłam sobie żyć dla naszych dzieci, przyrzekłam, że resztę mojego życia i wszystkie moje siły poświęcę na rozsławianie pamięci mojego niezapomnianego męża oraz rozpowszechnianie jego szlachetnych idei” (W., 438). Trzydziestopięcioletnia wdowa słowa dotrzymała. 

Natychmiast po zapłaceniu dwustu rubli za pochówek (w tym: trumna - 50, gałązki świerkowe po 2)[56], rozpoczęła tworzenie mitologii zmarłego. Nie wiedziała nic o funkcjonowaniu reklamy i mediów, nie uczęszczała na kursy marketingu, ale z genialną intuicją posługiwała się mechanizmami promocji i sprzedaży towaru. W rozmowach (tu podczas jedynej, „w uniesieniu”, z Lwem Tołstojem), w listach i we wspomnieniach (spisanych w latach 1911-1916) powtarzała swoje mantry: „- Mój ukochany mąż [...] był ideałem człowieka! Wszystkie najwspanialsze moralne i duchowe wartości, które czynią człowieka piękniejszym, posiadał w najwyższym stopniu. Był dobry, wspaniałomyślny, miłosierny, sprawiedliwy, bezinteresowny, delikatny, współczujący jak nikt na świecie!” (W., 444). I ten święty, ten półbóg kochał ją, wielbił i szanował; ją – niczym nie wyróżniającą się kobietę z przeciętną urodą i średnim wykształceniem (zawsze dodawała: „gimnazjalnym”) i to ją zapewniał: „’Jesteś jedyną kobietą, która mnie zrozumiała!’” (W., 461). I jedyną – dodajmy nieelegancko od siebie – która nie trafiła do jego powieści. To zresztą nieistotne. Najważniejsze było dobro firmy „Dostojewska i Dzieci”, a ta działała bez zarzutu aż do roku 1917.  

Po przejęciu władzy przez bolszewików starsza pani często cierpiała głód i pewnego razu, jak głosi legenda, „ktoś dowiedział się, że to wdowa po Dostojewskim, i ofiarował jej dwa funty świeżego chleba. Zgłodniała Ania zjadła ten chleb od razu i umarła”[57].

Jestem daleki od kanonizowania jej jako żony (jak uczynił to np. Cat-Mackiewicz: „Gdyby nie Ania, nazwisko Dostojewski nie figurowałoby w encyklopediach świata”[58]) – w samym Sankt Petersburgu znalazłoby się wówczas, co najmniej sto podobnie wyglądających i podobnie myślących panien urodzonych w roku 1846 – ale wysoko oceniam jej sprawne poruszanie się w przestrzeni kapitalistycznego rynku wydawniczego. Tu była prekursorką.  

Gorzej poradziła sobie z wychowaniem córki. Chorowita Lubow wiele czasu spędzała w sanatoriach, kurortach i po śmierci ojca traciła z każdym rokiem kontakt z matką (ta widząc podobno kiedyś trumnę z ciałem młodej dziewczyny, wyraziła żal, że nie jest to pogrzeb jej dziecka[59]). Panna Dostojewska była typową ofiarą syndromu sławnego ojca – nie znalazła własnej drogi w życiu i nie oparła się pokusie zostania pisarką. W latach dziesiątych opublikowała kilka utworów poruszających problematykę obciążenia dziedzicznego (powieści: Emigrantka1912 i Adwokatka 1913, tom opowiadań: Chore dziewczyny 1911). W roku 1913 Lubow kolejny raz wyjechała na zagraniczną kurację, by już nigdy nie wrócić do kraju. Na emigracji wydała książkę Dostojewski, geshildert von seiner Tochter (Monachium 1920). Nie wyszła za mąż (a szkoda – kilku synów miał Lew Tołstoj). Zmarła na białaczkę. Natomiast Fiodor-junior, absolwent dwóch wydziałów uniwersytetu tartuskiego (wówczas: Derpt) - prawa i przyrody, był przez pewien czas właścicielem dużej stajni koni wyścigowych w Petersburgu. Uważano go powszechnie za jednego z najlepszych specjalistów rosyjskich w dziedzinie hodowli tych zwierząt.

Znacznie bardziej interesujące były koleje losu kobiet, o których względy ubiegał się Dostojewski. Z nimi na pewno przeżyłby kilka czy kilkanaście niebanalnych wiosen i zim. Awdotia Panajewa, która wcześniej tak chłodno potraktowała pryszczatego debiutanta, została pod koniec lat czterdziestych grażdanskoj żenoj (dosł. cywilną żoną, czyli konkubiną) Nikołaja Niekrasowa – wziętego poety, cynika o magnetycznej osobowości, zawsze wygrywającego szulera. Ze związku dwojga chłodnych, awanturniczych serc urodziło się dwóch synów (którzy jednak zmarli tuż po urodzeniu) i dwie powieści (wspólnie napisali: Trzy krańce świata 1848-1849, Martwe jezioro 1850-1851). To ona (podobno) wciągnęła go w głośną aferę związaną z nielegalnym przejęciem spadku po pierwszej żonie przebywającego na emigracji Nikołaja Ogariowa i mimo, że to na niego spadło całe odium środowiska, że to on został poddany ostracyzmowi towarzyskiemu, że to jemu wytoczono proces sądowy – to on zachował się tym razem (podobno) bardzo przyzwoicie. „Wystarczy już to – pisał do niej we wrześniu 1857 roku - że do tej pory chronię Ciebie w okropnej sprawie sprzedaży majątku Ogariowa. Bądź spokojna: ten grzech wziąłem na zawsze na siebie [...]. Twój honor był mi droższy od swego. Z tym piętnem umrę...”[60] Być może tym szlachetnym gestem (w niehonorowej sprawie) pragnął złagodzić ból rozłąki. Już bowiem rok wcześniej, w 1856, postanowił z nią zerwać, ale nie znalazł wtedy w sobie dość odwagi (nawet on!), by wypowiedzieć tych kilka słów z „piosenki o dniu pożegnania”. Nie zdobył się jednak na ten krok ani teraz, w 1857, ani też przez kilka następnych lat. Poirytowany swoją niemocą, wściekły na siebie, w listach do przyjaciół prowadził kronikę zapowiadanego wciąż rozstania: „[...] Zdaje się popełniłem głupotę wracając do ...” i dalej: „[...] Gdybyś widział, jak zmartwychwstała biedna kobieta - już samo to wystarczy, żeby być zadowolonym, ale jakiekolwiek chroniczne poświęcenie nie leży w moim charakterze. Zresztą wstyd powiedzieć, aby to była ofiara z mojej strony - nie, ona jest mi tyleż potrzebna, ile... zbędna...”[61](do Wasilija Botkina, 7/19 października 1856), „Bardzo ucieszyłem A. J., która, jak sądzę, domyślała się, że myślałem o odejściu od niej”[62](do Iwana Turgieniewa, 17 lutego 1857), „[...] Muszę Panu powiedzieć, że krótko, ale wprost napisałem do niej o swoich nowych związkach. [...]. Już czwarty rok wciąż podejmuję decyzję [...], że nie powinniśmy razem mieszkać, gdy ciągnie mnie do innych kobiet [...]. Nie chciałbym jednak i zresztą nie mogę stać się jej zupełnie obcym. Dziwna rzecz! Bez wątpienia najwięcej zła wyrządziła mi ta kobieta, a ja tylko chwilami jestem w stanie złościć się na nią. Nie ma poważnego gniewu, nie ma nawet spokojnej pogardy. Czyżby to była miłość. Niech ją diabli wezmą! Kiedyż ona umrze! Zaczynam się złościć. Ileż było we mnie duszy, namiętności, charakteru i siły moralnej - wszystko tej kobiecie oddałem, wszystko wzięła [...]”[63] (do Nikołaja Dobrolubowa, 18 lipca 1860). Tymczasem Panajewa świadoma tych wszystkich emocji, jakie budzi w Niekrasowie, prowadziła światowe życie (np. w 1858 roku na letnisku w pobliżu Oranienbaumu podejmowała znanych gości: „Francuzi rzeczywiście byli głodni i jedli z wielkim apetytem. Dumas zjadł nawet pełną miskę kwaśnego mleka, zachwycając się tym daniem. Zachwycał się zresztą wszystkim - i willą, i przyrządzeniem śniadania, i tym, że śniadanie podano w ogrodzie. [...]. Rozczulił się, gdy pod pretekstem dopilnowania obiadu odmówiłam udziału w spacerze. Zapewniał mnie, że po raz pierwszy widzi pisarkę, w której nie ma ani odrobiny sawantki. Bez wątpienia największą przyjemność sprawiała mu świadomość, że czeka go dobry obiad”[64]). Od kochanka zdecydowała się odejść dopiero pod koniec 1863 roku, gdy już trawiąca poetę od dziesięciu lat choroba weneryczna (Awdotia chętnie mu o tym przypominała, np. 30 czerwca 1855: „Pańska choroba pozbawia mnie całej energii”[65]), nie pozwalała na beztroskie przeżywanie rozstania. Rok później Panajewa wyszła za mąż za sekretarza redakcji pisma „Sowriemiennik” Apołłona Gołowaczowa i w roku 1866 urodziła córkę Jewdokię (zm. 1930), która pod nazwiskiem Nagrodska cieszyła się umiarkowaną popularnością jako pisarka poruszająca problematykę emancypacji kobiet (powieść Gniew Dionizosa 1910, tomik Wiersze 1911). Gołowaczow zmarł w 1877 roku, kilka miesięcy przed Niekrasowem (wg kalendarza juliańskiego - 1877, wg gregoriańskiego - 1878). 

Do pogrążonej w podwójnym wdowieństwie - po śmierci męża i kochanka - Awdotii Panajewej-Niekrasowej-Gołowaczowej dotarła zapewne wiadomość o ślubie (listopad 1880) czterdziestojednoletniej Apolinarii Susłowej i dwudziestoczteroletniego Wasilija Rozanowa (1856-1919), znanego w przyszłości myśliciela, pisarza, publicystę. Młody człowiek pokochał ją cztery lata wcześniej za jej niezwykłość (pisał w dzienniku: „Znajomość z Apolinarią Prokofiewną Susłową. Miłość do niej. Czytanie. Myśli różne przychodzą do głowy. Susłowa mnie kocha i ja ją bardzo kocham. To najwspanialsza ze spotkanych przeze mnie kobiet”[66]) i za jej przeszłość – za tych kilka tygodni czy miesięcy spędzonych wspólnie z wielbionym przez niego Dostojewskim. Rozanow może miał nadzieję, że którejś nocy przeżyje iluminację zbliżenia z twórcą, który ukształtował jego światopogląd. Po sześciu latach rola medium znudziła się Susłowej i odeszła od androgynicznego[67]męża gnana „ostatnią miłością” do jego ucznia, Goldowskiego (Rozanow zwykł precyzować: „zakochała się w młodym Żydzie”[68]). Porzucony Wasilij „[...] miał później żonę i dzieci, lecz nie mógł dać im swego nazwiska, bo Susłowa przez zamiłowanie do męczenia ludzi nie chciała mu dać rozwodu”[69]; porzucony, żył nienawiścią do niej i po jakimś czasie odnalazł osobę („siostrę” i „matkę” zarazem), która dzieliła z nim to uczucie. Annę Dostojewską. W listach z lat dziewięćdziesiątych natychmiast znaleźli wspólny język i wspólnego wroga - kobietę, która nie potrafi uszanować „tajemnicy małżeństwa”. A mimo to, wciąż nią przecież zafascynowany, przy innej okazji i innej osobie wyznał: „Była wcieleniem Diabła, ale była nieodparcie czarująca”[70]. W jego pamięci, w jego wspomnieniach i w jego snach pozostała na zawsze. Apolinaria - „kobieta infernalna”. 

Po daniu kosza Fiodorowi Michajłowiczowi, mężczyznę swego życia poznała Anna Korwin-Krukowska. „Zakochała się i wyszła za mąż – pisze Stanisław Cat-Mackiewicz - za komunarda Jaclarda, który po komunie francuskiej 1871 r. został skazany na śmierć. Poczciwy papa reakcjonista wytelegrafowany z Petersburga przyjechał w ostatniej chwili i uratował go przez ambasadę rosyjską. Dalsza opowieść jej życia wskazuje, że mąż jej był człowiekiem antypatycznym i brutalnym, zwłaszcza obrzydliwe było jego postępowanie w stosunku do ich jedynego syna”[71]. Po upadku Komuny Paryskiej Anna wyjechała z mężem do Szwajcarii, a stamtąd (1874) do Rosji. W Petersburgu znów widywała Dostojewskiego. Zmarła w Paryżu. 

Wszystkie te kobiety (Awdotię, Marię I, Aleksandrę, Apolinarię, Marfę, Annę I, Jelenę, Marię II, Sofię, Annę II i te bezimienne) - które tak wiele dla autora Idioty znaczyły, które prosił o rękę i z którymi się żenił - połączyło jedno wspólne wielkie uczucie. Współczucia dla człowieka dotkniętego epilepsją. Nie pamiętały, że ta „święta choroba” jest rodzajem stygmatu, którym naznaczone są osoby wybrane i niepospolite. Fiodor Dostojewski – który tego wszystkiego był świadom (przyjrzyjmy się jego uwagom o Mahomecie) - miał prawo być przekonanym o swojej wyjątkowości i czuć się wybrańcem bogów. W listach pisał o tym rzadko, częściej (m. in. do Michaiła Dostojewskiego, cara Aleksandra II, Iwana Turgieniewa, Apolinarii Susłowej) – o cenie, jaką musi płacić za wciąż powtarzające się ataki. 

Ta tajemnicza, budząca lęk choroba stała się oczywiście ważnym elementem mitologii pisarza. Dziś trudno sobie wyobrazić poważną pracę naukową o życiu i twórczości twórcy Biesów bez próby rozważań o epilepsji. Przypadek pacjenta Dostojewskiego trafił też wreszcie do rąk współczesnych lekarzy, którzy swoją diagnozę oparli na relacjach samego zainteresowanego i świadectwach jego najbliższych (zwłaszcza żony[72] i Nikołaja Strachowa). Obliczono więc, że w latach 1853-1880 miał on około 400 ataków (przeciętnie jeden na trzy tygodnie), ale – niestety – nigdy (może poza jakimś jednym czy dwoma wyjątkami) w obecności medyka. Dziś nawet początkujący epileptolog wie, że musiałoby to nieuchronnie oznaczać także degradację intelektualną, znaczne upośledzenie umysłowe i nie byłoby mowy o pisaniu pod koniec życia Braci Karamazow. W tej sytuacji, w roku 1990 dwaj psychiatrzy rosyjscy O. Kuzniezow (Sankt-Petersburg) i W. Lebiediew (Moskwa), „świętą chorobę” Fiodora Michajłowicza potraktowali jako ważny element autokreacji. Wszystko też wskazuje na to, iż syn pisarza Alosza zmarł w wieku niespełna trzech lat nie w wyniku ataku epilepsji (jedynego w swoim życiu), lecz z powodu błyskawicznego zapalenia opon mózgowych (diagnoza współczesnego autorytetu w dziedzinie pediatrii A. Klorina), któremu rzeczywiście mogły towarzyszyć konwulsje (pojawiające się często u dzieci przy okazji różnych chorób). Okazało się również, iż na 230 przedstawicieli rodu Dostojewskich odkryto tylko jeden niewątpliwy przypadek padaczki i drugi budzący już pewne zastrzeżenia, co daje średnią 0,9% (przy normie dla całej populacji 0,5-1% epileptyków). N. Moisiejewa i L. Nikitina (neuropatolog), których poglądy tu referuję, uważają, że autor Idioty cierpiał na zespół różnego rodzaju schorzeń (m. in. rozedmę płuc - sam pisarz wspominał w jednym z listów o „katarze dróg oddechowych”; miażdżycę naczyń krwionośnych mózgowia, serca, płuc, przewodu pokarmowego - krwotoki z jelit, hemoroidy, skazę krwotoczną, intensywne, migrenowe bóle głowy), które mogły wywoływać quasiepileptyczne ataki i stały się bezpośrednią przyczyną śmierci[73]

Nie sądzę jednak, by diagnozy lekarzy wywarły wpływ na funkcjonowanie mitu, przecież wszyscy od ponad stu lat dobrze wiedzą, że Dostojewski był genialny i cierpiał na epilepsję. I tego już nic nie zmieni.

[1]Określenie zaczerpnięte z pracy: A. Biem, Dostojewskij. Psichoanaliticzeskije etiudy, Bierlin 1938.

[2]Ibid.

[3]A. Dostojewska, Wspomnienia, tłum. Z. Podgórzec, Warszawa 1974, s. 273. Dalej w tekście zasadniczym:  W.

[4]W niektórych biografiach Dostojewskiego mówi się o „grzechu Stawrogina” – „zgwałceniu małoletniej dziewczynki”. R. Przybylski, Od tłumacza [w:] A. Dostojewska, Mój biedny Fiedia, tłum. R. Przybylski, Warszawa 1971, s. 15; zob. też: S. Cat-Mackiewicz, Dostojewski, Warszawa 1979, s. 100. 

[5]Cyt. wg: L. Grossman, Dostojewskij, Moskwa 1962, s. 66.

[6]Zob.: J. Szymak-Reiferowa,Wstęp [w:] A. Panajewa, Wspomnienia, tłum. A. Sarachanowa, Kraków 1977, s. 6.

[7]A. Panajewa, op. cit., s. 123-124.

[8]I. Panajew, Wspomnienia literackie, tłum. J. Dmochowska, Warszawa 1955, s. 41.

[9]F. Dostojewski, Listy, tłum. Z. Podgórzec, R. Przybylski, Warszawa 1979, s. 49. Dalej w tekście zasadniczym: L.

[10]Cyt. wg: J. Szymak-Reiferowa, op. cit., s. 12.

[11]S. Wołkow, Świat poety. Rozmowy z Josifem Brodskim, tłum. J. Gondowicz, Warszawa 2001, s. 82.

[12]Baron A. Wrangiel, Wospominanija o F. M. Dostojewskom w Sibiri 1854-1856 [w:] Dwie lubwi F. M. Dostojewskogo, wst. stat’ja, podgotowka tieksta i primieczanija S. Biełowa, Sankt-Pietierburg 1992, s. 144.  Zob. też: M. Słonim, Tri lubwi Dostojewskogo,  Rostow-na-Donu 1998.

[13]Zwrócił na to uwagę I. Wołgin w pracy Poslednij god Dostojewskogo, Moskwa 1986.

[14]„Podczas naszego pobytu w Starej Russie – pisze Anna Dostojewska w panegiryku ku czci męża - Fiodor Michajłowicz był zawsze w dobrym humorze i wesoły, o czym świadczy na przykład figiel, jaki mi spłatał. Kiedyś na wiosnę 1875 roku Fiodor Michajłowicz wyszedł rano ze swej sypialni bardzo zachmurzony. Zaniepokoiłam się i zapytałam, jak się czuje.

- Jestem zupełnie zdrowy - odpowiedział Fiodor Michajłowicz - lecz wydarzyła mi się przykra historia. W łóżku była myszka. [...]. Należy przeszukać pościel.

            - Tak, koniecznie - odpowiedziałam” (W., s. 312-313). Myszy oczywiście nie znaleziono, bo to był taki wyszukany żart Dostojewskiego. 

[15]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 70-71.

[16]Interesującą koncepcję sformułował w swoim czasie Iwan Jermakow (1875-1942), pionier badań psychoanalitycznych w Rosji. W nieopublikowanym za życia studium o Dostojewskim stwierdził, że pierwsza żona pisarza była przez niego podświadomie traktowana jako matka. Stąd też brak dzieci, stąd też jego częściowa (lub może nawet całkowita) impotencja. Lęk przed incestemsprawił, że z żoną-matką łączyła go jedynie „nieżnost’”– czułość, tkliwość (jako uczucie infantylne), a nie tabuistyczną „namiętność” (tu rozumiana, jako życie seksualne). W opinii uczonego był to klasyczny kompleks matki. Zob.: I. Jermakow, Psichoanaliz litieratury. Puszkin. Gogol. Dostojewskij, Moskwa 1999.

[17]Cyt. wg: L. Grossman, op. cit., s. 232.

[18]Warto dodać, że jej siostra Nadieżda (absolwentka medycyny w Zurychu) była pierwszą w Rosji lekarką. Najobszerniejszy wybór materiałów dotyczących A. Susłowej znaleźć można w pracy Ludmiły Saraskiny Wozlublennaja Dostojewskogo. Apolinarija Susłowa: biografija w dokumientach, pis’mach, matieriałach, Moskwa 1994. 

[19]L. Dostojewskaja, Dostojewskij w izobrażenii jego doczeri, pieriewod s niemieckogo L. Krukowskoj, Moskwa 2001, s. 29-30.

[20]D. Ackerman, Historia naturalna miłości, tłum. D. Gostyńska, Warszawa 1997, s. 278.

[21]A. Etkind, Sodom i Psichieja. Oczerki intiellektualnoj istorii Sieriebrianogo wieka, Moskwa 1996, s. 149.

[22]Cyt. wg: A. Dolinin, Wstupitielnaja stat’ja [w:] A. Susłowa, Gody blizosti s Dostojewskim, Moskwa 1928, s. 12-13.

[23]Cyt. wg: ibid., s. 13.

[24]Cyt. wg: ibid., s. 14.

[25]A. Susłowa, op. cit., s. 47. Dalej w tekście zasadniczym: S.

[26]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 103.

[27]Cyt. wg: L. Grossman, op. cit., s. 317.

[28]Cyt. wg: K. Moczulskij, Gogol. Sołowjow. Dostojewskij, Moskwa 1995, s. 351.

[29]Cyt. wg: ibid..

[30]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 108.

[31]Cyt. wg: ibid.

[32]Cyt. wg: ibid., s. 109.

[33]Pisze o tym B. Bursow w książce Osobowość Dostojewskiego, tłum. A. Wołodźko, Warszawa 1983, s. 147.

[34]Cyt. wg: L. Grossman, op. cit., s. 370.

[35]P. Johnson, Intelektualiści, tłum. A. Piber, Warszawa 1988, s. 91.

[36]Cyt. wg: I. Wołgin, op. cit., s. 59.

[37]Cyt. wg: ibid., s. 59.

[38]Ibid., s. 93.

[39]Cyt. wg: L. Grossman, op. cit., s. 384.

[40]B. Foster, M. Foster, L. Hadady, Miłość we troje. Ménages à trois, tłum. E. Abłamowicz, A. Smith, Warszawa 1999, s. 142.

[41]N. Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, tłum. T. Zabłudowski, Warszawa 1980, s. 382-383.

[42]A. Dostojewska, Mój...,op. cit., s. 52-53. Dalej w tekście zasadniczym: M.

[43]I. Wołgin, op. cit., s. 337.

[44]Ten był oczywiście zafascynowany życiem i twórczością pisarza rosyjskiego. Poświęcił mu m. in. artykuł Dostojewski i ojcobójstwo.Zob.: W. Liejbin, Russkost’ Friejda, Moskwa 1994.

[45]Na przypomnienie zasługuje jeszcze inna scena zazdrości – o zawartość medalionu noszonego przez żonę. Zob.: W., s. 325.

[46]W jednej z prac (F. Dostojewskij – intimnaja żyzn’ gienija, awtor-sostawitiel T. Jenko, Moskwa 1997) wyrażono opinię, że życie intymne Dostojewskich było wyjątkowo udane, ponieważ: 1. niedoświadczona, nieuświadomiona i naiwna Snitkina realizowała wszystkie fantazje erotyczne męża, sądząc, że właśnie tak „to” się robi (że to jest norma), 2. jeśli nawet coś wywoływało jej instynktowną reakcję obronną, to wiedziała, że mężowi się nie odmawia, 3. w mroku nocy chętnie akceptowała niektóre pomysły swego pierwszego i jedynego mężczyzny w życiu. Zaspokojony więc seksualnie przez żonę – pisze Jenko - nie musiał Fiodor Michajłowicz szukać zastępczych podniet (ruletka). Nie sądzę, by spolegliwa bierność Anny była wystarczającym wyzwaniem dla sadomasochistycznej wyobraźni Fiodora (to opór wzmagał jego podniecenie), którą tak intensywnie rozwijał w związku z Susłową.

[47]Pis’ma F. M. Dostojewskogo k żenie, Moskwa-Leningrad 1926, s. 26.

[48]K. I[supow], Dostojewski Fiodor, tłum. M. B[o]h[un] [w:] Idee w Rosji, pod red. A. de Lazariego, t. 4, Łódź 2001, s. 162.

[49]Pis’ma…, op. cit., s. 42.

[50]F. Dostojewskij, A. Dostojewskaja, Pieriepiska, Leningrad 1976, s. 285.

[51]O moralności mieszczańskiej zob. m. in.: D. de Rougemont, Miłość a świat kultury zachodniej, tłum. L. Eustachiewicz, Warszawa 1999, M. Foucault, Historia seksualności, tłum. B. Banasiak i in., Warszawa 1995. 

[52]Pis’ma...op. cit., s. 243. Gostinyj Dwor – znany petersburski sklep (dom towarowy) na Newskim Prospekcie.

[53]P. Kuzniecow, Na służbie u Dostojewskogo w 1879-1881 gg. [w:] Litieraturnoje nasledstwo, t. 86, Moskwa 1973, s. 335.

[54]Cyt. wg: I. Wołgin, op. cit., s. 232.

[55]Ostatnie dni życia Dostojewskiego relacjonuję za pracą L. Grossmana (op. cit.).

[56]Zob.: I. Wołgin, op. cit., s. 483.

[57]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 123-124. Tak naprawdę A. Dostojewska zmarła po długiej, wyniszczającej chorobie w jałtańskim hotelu „Francja”. W warunkach wojny domowej trudno było o leki, które powstrzymałyby rozwój malarii.

[58]Ibid., s. 8.

[59]Zob.: Litieraturnoje...,op. cit., s. 291-296.

[60]Pieriepiska N. A. Niekrasowa w dwuch tomach, t. 1, Moskwa 1987, s. 339.

[61]Ibid., s. 234.

[62]Ibid., s. 465.

[63]Ibid., s. 351.

[64]A. Panajewa, op. cit., s. 186.

[65]Pieriepiska...op. cit., s. 336.

[66]Cyt. wg: J. Biezielanskij, Wiera, Nadieżda, Lubow’... Żenskije portriety, Moskwa 1998, s. 127.

[67]Zob.: I. Fiedorczuk, Pod obliczjem androgina [w:] Literatura rosyjska przełomu XIX i XX wieku, pod red. F. Apanowicza, Gdańsk 2002. Sam Rozanow przytoczył znamienną rozmowę. Podobno zapytał kiedyś Ninę Rudniewą, swoją siedemnastoletnią kuzynkę, o to, co dostrzega w nim męskiego, mocnego, mężnego i w odpowiedzi usłyszał: „W panu męskie są tylko... spodnie...”. Skomentował więc: „[...] oprócz odzieży – czyżby wszystko kobiece? [...] Nigdy nie podobałem się kobietom” (W. Rozanow, Ujedinionnoje [w:] tenże, Soczinienija, Moskwa 1990, s. 33). O stosunku Rozanowa do kobiet zob. niezwykle interesujący esej Z. Gippius Zadumcziwyj strannik (O Rozanowie)  [w:] tejże, Żywyje lica, Moskwa 2002, m. in. s. 123-125.

[68]Cyt. wg: W. Łobas, Dostojewskij, kn. 1, Moskwa 2000, s. 473. Gdy Goldowski zakochał się w innej (A. Popowej), to Susłowa doniosła na niego do żandarmerii. Wykorzystała jeden z jego listów do niej, gdzie krytycznie wypowiedział się o Aleksandrze III. Nie dość, że niewierny, to i niepoprawny politycznie kochanek został natychmiast aresztowany.

[69]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 104.

[70]Cyt. wg: E. Paci, Związki i znaczenia, tłum. S. Kasprzysiak, Warszawa 1980, s. 228.

[71]S. Cat-Mackiewicz, op. cit., s. 109.

[72]Zob.: W., s. 78, 113, 233, 297, 335, 418.

[73]I. Moisiejewa, Był li Dostojewskij epileptikom (Istorija odnoj wraczebnoj oszybki), „Znamia” 1993, nr 10, s. 199-204.  Wcześniej podobną tezę wysunął Iwan Jermakow (op. cit.). Jego zdaniem, pisarz nie cierpiał na epilepsję, lecz histerię. 

Komentarze

Popularne posty