O Josifie Brodskim w rosyjskiej prasie literackiej

"Zeszyty Literackie" 57, 1997, s. 191-194
/



Tadeusz Klimowicz
/
O Josifie Brodskim w rosyjskiej prasie literackiej

/

Po styczniowo–lutowych nekrologach oraz relacjach z pogrzebu, o których pisałem w "ZL" 56, później w tzw. tołstych żurnałach na­zwisko ostatniego noblisty rosyjskiego było najczęściej nieobecne. Wykorzystując trzyty­godniowy pobyt w Sankt Petersburgu (wrze­sień–październik) przejrzałem kilkadziesiąt — niekiedy dość egzotycznych — czasopism. Były to tygodniki, miesięczniki, kwartalniki i trudne do określenia efemerydy. Jedynie mie­sięcznik "Znamia"uznawany przez wielu za naj­lepszy obecnie tołstyj żurnał, wprowadził stałą rubrykę poświęconą Brodskiemu („Josif Brodski: dzieło i życie"), którą redagują Lew Losiew i Piotr Wajl. Na łamach innych pism w cenie są wspomnienia, mimo że piszący je zapewne pamiętają nowojorskie wystąpienie autora Marmuru (10 XII 1994): „Zawsze najpierw czytałem wiersze i dopiero potem, i to nie zawsze, interesowałem się danymi biogra­ficznymi. Biografia niewiele pomaga w zrozu­mieniu twórczości i to, co się zdarza w życiu poecie, podobnie jak komukolwiek innemu, jest przypadkowe i w istocie jednostajne: na­rodziny, szkoła, studia, praca, małżeństwa, rozwody są udziałem milionów, także poety. Ludzie o bogatej biografii z reguły wierszy nie piszą. Można przeżyć bombardowanie Hiroszi­my albo spędzić ćwierć wieku za drutem kolczastym w obozie i nie napisać ani linijki. A można spędzić tylko jedną noc z dziewczyną i napisać «Pamiętam nagłe zachwycenie...»".

Słowa te padły w czasie wieczoru autor­skiego niezłego poety petersburskiego Ale­ksandra Kusznera (ur. 1936), ale to właśnie on z pasją penetruje teraz biografię zmarłego („Tutaj, na ziemi...", "Znamia" 1996, nr 7; "Litie­raturnaja gazieta" 1996, nr 37). Czytamy wprawdzie o związkach Brodskiego z poetyką późnego Jewgienija Baratynskiego, o tym, że ten twórca dziewiętnastowieczny był mu bliż­szy niż Osip Mandelsztam, podobnie jak Ma­ryna Cwietajewa, a nie (mimo terminowania u niej) Anna Achmatowa, jednak są to uwagi marginesowe. „Są poeci z biografią (Puszkin, Lermontow, Byron) — pisze Kuszner — i poe­ci bez biografii (Tiutczew, Fet, Keats). Brod­ski oczywiście należy do pierwszej grupy. Sam ją tworzył i pomagano mu. [...] Ale za granicą, w końcu lat osiemdziesiątych już był zmęczo­ny biografią. [...] Jego dążenie do bycia pierw­szym we wszystkim wiązało się z wyobraże­niem o poecie jako osobowości niezwykłej, przeciwstawionej tłumowi".


Kuszner szczególnie zajmuje się życiem Brodskiego na emigracji. Jak wiadomo, o wy­jeździe za granicę marzyli Puszkin i Bułhakow, marzyły kolejne pokolenia dwudziestowiecz­nych intelektualistów rosyjskich (m.in. Lidia Ginzburg, Maksimow, Bierkowski, Siemio­now, Buchsztab). Wpływ na podjęcie takiej a nie innej decyzji przez Brodskiego miały nie tylko naciski ze strony KGB czy przyjaciół, ale też (a może przede wszystkim) wybór określo­nej strategii życiowej. Nie był igraszką w rę­kach okrutnego losu. W wielu wspomnieniach powraca 17 maj 1972 roku, może najbardziej drama­tyczny dzień w życiu Brodskiego. Wtedy to zatelefonowano do poety z KGB i zapytano, czy jest gotów do wyjazdu. U Kusznera czytamy: „Podniósł słuchawkę, coś mu powiedziano, odpowiedział «Tak». Potem odłożył słuchaw­kę, pobladł, zakrył twarz rękoma. Zrozumia­łem, co się wydarzyło". Wszystko w zasadzie się zgadza, ale Kusznera przy tym nie było. Po­dobno chodzi po Petersburgu paru innych świadków tej rozmowy, ale naprawdę na Li­tiejnym Prospekcie był wtedy u Brodskiego znany poeta undergroundu Oleg Ochapkin. Kuszner ma jednak wiele racji twierdząc, że gdyby Brodski pozostał w kraju, zapewne zmarłby już po pierwszym zawale, napisał du­żo mniej i jeszcze mniej by opublikował. No i oczywiście nigdy nie zobaczyłby Wenecji. Do spotkania poetów doszło 13 grudnia 1987 roku, a więc po piętnastu latach, w Waszyngtonie. Brodski podobno skarżył się, że ostatnio ma kłopoty z pisaniem wierszy. Rok później w Bostonie Kuszner poinformował go o wysokości nakła­du (50 tys.) mającej się ukazać w Moskwie książki, a Brodski na to: „Jaki nakład ma Jewtuszenko?".
        Nawiasem mówiąc, relacje przyjaciół­-poetów Brodskiego zawierają wiele informa­cji, które mogą zainteresować nie tylko his­toryków literatury. Myślę tu o spotkaniach noblisty po kilkunastu latach, już w USA, ze starszymi od siebie twórcami. Do Nowego Jor­ku czy Bostonu trafiali (wieczory autorskie, wykłady uniwersyteckie) dzięki zabiegom Brodskiego. Ale bolało ich, gdy młodszy, ale bardziej od nich znany przyjaciel z lat młodo­ści kupował im prezenty, zapraszał do restau­racji czy też zwracał się w swój ulubiony spo­sób per „Sołnyszko" [Słoneczko].

        Z innych wspomnień pozostających w cieniu sagi Kusznera: Lew Łosiew (z cyklu Poeta na katedrze, "Znamia" 1996, nr 8) pisze, iż Brodski, gdyby warunki mu na to pozwoli­ły, zapewne wzorem Nabokova zrezygnował­by ze stałej posady uniwersyteckiej, która go męczyła. Piotr Wajl (Rzym Brodskiego, "Znamia" 1996, nr 4; W ślad za Puszkinem, "Znamia" 1996, nr 6) Awgust [Sierpień] — ostatni wiersz Brodskiego — nazywa „wzor­cem jakiejś poezji absolutnej".

       Drugą grupę tekstów — zdecydowanie mniej liczną niż wspomnienia — tworzą szkice, które umownie moina by nazwać okolicz­nościowymi: „Puszkin jest dla nas poczatkiem epoki wielkiej poezji rosyjskiej. Ze śmiercią Brodskiego epoka to dobiegla końca" (Alek­sander Priwałow w: "Ekspiert" 1996, nr 5); „Portret Rosji jest kreślony chłodną żółcią — eliksirem właściwym wygasłej miłości" (Lew Anninski, Kraj i wiejski cmentarz, "Rodina" 1996, nr 6).

    Dwaj autorzy podjęli, moim zdaniem, uda­ne próby bardziej wszechstronnego oglqdu twórczości Josifa Brodskiego. Samuił Łurje w eseju Prawda rozpaczy ("Niewa" 1996, nr 3) pisze: „Nie biografia rzadzi poezją, lecz poezja biografią, zamieniając ją w los". Każdlemu poe­cie jest przypisana określona fabuła, którą musi potwierdzać swoim życiem, wybierajqc to, co z ową fabułą jest związane. „Myślę — pisze Łurje — że Puszkin raz po raz wikłał się (i to świadomie) w określone sytuacje, jedna z nich doprowadziła go do zguby. Lermontow dlugo przeistaczał się z Grusznickiego w Pieczorina, a potem szukal Martynowa, żeby umrzeć jak wIasny bohater. [...] Wydaje mi się, że w po­ezji Brodskiego jest taka fabuła". To pęd ku wol­ności, „wolności niebycia z kimś, nienależenia do kogoś, niczego nieposiadania, nikogo nieko­chania i niebycia kochanym".

    Natomiast Lew Łosiew w szkicu Od tlu­macza ("Znamia" 1996, nr 6) pisze o ostatnich pięciu latach twórczości Brodskiego, o jego ostatniej wielkiej milości i jej wpływie na poezję. Interesujące są też uwagi na temat dość często podejmowany: Puszkin a Brodski. „Paralelność pewnych motywów w biogra­fiach dwóch geniuszów — pisze Łosiew — je­dynie uświadamia, iż Brodski miał do czynie­nia albo z koszmarnym, albo z groteskowym wariantem Puszkinowskiej sytuacji" (por.: dziewiętnastowieczne petersburskie salony arystokratyczne — dwudziestowieczne lenin­gradzkie mieszkania komunalne; Benckendorff, Dubelt, Uwarow versus Lerner, Wojewodin; Michajłowskoje versus Norinskaja). Z poetów dziewiętnastowiecznych, dodaje badacz, naj­bliżsi twórcy W półtora pokoju byli Baratyn­ski i Piotr Wiaziemski.

Najciekawszy tekst analizujacy dorobek Brodskiego — Rzeczywistość drugiej strony lustra: Wenecja Josifa Brodskiego ("Inostran­naja litieratura" 1996, nr 5), wvszedl także spod pióra Lwa Łosiewa. Wenecji. jak zauwa­ża badacz, poświęcił poeta swój pierwszy większy utwór napisany na emigracji — elegię Laguna (styczeń 1973). Z pierwszego po­bytu w tym mieście wyniósł Brodski podobne wrażenia jak Aleksandr Blok w roku 1909 (Wenecja — to prowincja, Wenecja — to swoj­skie, rodzinne miasto). Przy czym od samego początku było dla niego jasne, że to miasto nie ma nic wspólnego, wbrew banalnym, obiego­wym opiniom, z Petersburgiem. W Znaku wodnym został opisany „wenecki substrat" Brodskiego z jego okresu leningradzkiego: muzyka Vivaldiego, na pół zapomniane po­wieści de Régniera, czarno-biała piracka kopia filmu Viscontiego Śmierć w Wenecji (na podstawie noweli nielubianego Tomasza Man­na), przypadkowy numer "Life'u" ze zdjęciem pokrytego śniegiem placu świętego Marka, ze­staw starych widokówek, skrawek gobelinu z Palazzo Ducale, tania pamiątka (mała mie­dziana gondola). Niezmiernie interesujące i in­spirujące są uwagi Łosiewa o relacjach Brod­ski–Goethe oraz o toposie Wenecji w rosyj­skiej literaturze romantycznej, który swoje na­rodziny zawdzięcza nie podróżom, lecz fascy­nacji Byronem (np. Iwan Kozłow). Motyw Wenecji pojawia się w twórczości Piotra Wia­ziemskiego, Iwana Turgieniewa, wielkiego księcia Konstantego, Władysława Chodasie­wicza, Michaiła Kuzmina, Aleksandra Czaja­nowa, Pawła Muratowa, Osipa Mandelsztama, Anny Achmatowej, Borysa Pasternaka. Ło­siew wnikliwie rozpatruje „weneckie teksty" Brodskiego: Laguna (1973), Strofy wenec­kie (1982), We Włoszech (1985). Znak wodny (1991). Podobieństwa między Peters­burgiem a Wenecją dostrzegane przez Brod­skiego mają charakter „porządku dramatycz­nego" (zderzenia harmonijnej ludzkiej twórczości z „żywiołowym chaosem"). Dla poety jego miasto rodzinne nie jest — jak pi­sze Łosiew — „oknem do Europy, lecz zwierciadłem Europy". (Warto na marginesie dodać, iż motyw lustra był wówczas obecny nie tylko u innych poetow tej generacji, m.in. Stanisława Krasowickiego — wspomniałem o nim w "ZL" 51: Literatura drugiego obiegu w ZSRR, Jewgienija Rejna, ale też w filmie Andrieja Tarkowskiego Zwierciadło). Wene­cja jest miejscem szczególnym — słynie z wy­robu zwierciadeł, jest miastem lustrzanych po­wierzchni i jest miastem-zwierciadłem w „metaforycznym i metafizycznym planie". Na poe­tyckiej mapie Brodskiego — pisze Łosiew najważniejsze są trzy miasta: Stambuł (stolica „Azji"), Wenecja (stolica „Zachodu") i leżący pomiędzy nimi Petersburg, który „odzwier­ciedla swą lustrzaną powierzchnią «Zachód» i ukrywa «Azję» po drugiej stronie lustra".
        Ukazała się też kolejna relacja z USA (Mi­chaił Pietrow, O pogrzebie Josifa Brodskiego w Nowym Jorku, "Zwiezda" 1996, nr 3): „We wtorkowy wieczór 30 I 1996 Roman Kapłan zaprosił rosyjskich przyjaciół Brodskiego do swojego znakomitego «Rosyjskiego samowa­ru», żeby wypić za spokój duszy Josifa. Brod­ski lubił tę rosyjską knajpę. Ostatnio był tu w grudniu. Wziął wtedy od Romana księgę gości i wpisał następującą strofkę: «Zima. Czto diełat' nam w Nju-Jorkie? / On chołodnieje czem łuna. / Woz'miom siebie czut'-czut' ikor­ki / I wodoczki na aromatnoj korkie, / Sogrie­jemsia u Kapłana" ["Zima. Co mamy robić w Nowym Jorku? / Jest on  mroźniejszy od księżyca. / Weźmy sobie odrobinę kawiorku / i wódeczki z aromatyczną skórką, / Rozgrzejemy się u Kapłana"].

Komentarze

Popularne posty