Po styczniowo–lutowych nekrologach oraz relacjach z pogrzebu, o których pisałem w "ZL" 56, później w tzw. tołstych żurnałach nazwisko ostatniego noblisty rosyjskiego było najczęściej nieobecne. Wykorzystując trzytygodniowy pobyt w Sankt Petersburgu (wrzesień–październik) przejrzałem kilkadziesiąt — niekiedy dość egzotycznych — czasopism. Były to tygodniki, miesięczniki, kwartalniki i trudne do określenia efemerydy. Jedynie miesięcznik "Znamia", uznawany przez wielu za najlepszy obecnie tołstyj żurnał, wprowadził stałą rubrykę poświęconą Brodskiemu („Josif Brodski: dzieło i życie"), którą redagują Lew Losiew i Piotr Wajl. Na łamach innych pism w cenie są wspomnienia, mimo że piszący je zapewne pamiętają nowojorskie wystąpienie autora Marmuru (10 XII 1994): „Zawsze najpierw czytałem wiersze i dopiero potem, i to nie zawsze, interesowałem się danymi biograficznymi. Biografia niewiele pomaga w zrozumieniu twórczości i to, co się zdarza w życiu poecie, podobnie jak komukolwiek innemu, jest przypadkowe i w istocie jednostajne: narodziny, szkoła, studia, praca, małżeństwa, rozwody są udziałem milionów, także poety. Ludzie o bogatej biografii z reguły wierszy nie piszą. Można przeżyć bombardowanie Hiroszimy albo spędzić ćwierć wieku za drutem kolczastym w obozie i nie napisać ani linijki. A można spędzić tylko jedną noc z dziewczyną i napisać «Pamiętam nagłe zachwycenie...»".
Słowa te padły w czasie wieczoru autorskiego niezłego poety petersburskiego Aleksandra Kusznera (ur. 1936), ale to właśnie on z pasją penetruje teraz biografię zmarłego („Tutaj, na ziemi...", "Znamia" 1996, nr 7; "Litieraturnaja gazieta" 1996, nr 37). Czytamy wprawdzie o związkach Brodskiego z poetyką późnego Jewgienija Baratynskiego, o tym, że ten twórca dziewiętnastowieczny był mu bliższy niż Osip Mandelsztam, podobnie jak Maryna Cwietajewa, a nie (mimo terminowania u niej) Anna Achmatowa, jednak są to uwagi marginesowe. „Są poeci z biografią (Puszkin, Lermontow, Byron) — pisze Kuszner — i poeci bez biografii (Tiutczew, Fet, Keats). Brodski oczywiście należy do pierwszej grupy. Sam ją tworzył i pomagano mu. [...] Ale za granicą, w końcu lat osiemdziesiątych już był zmęczony biografią. [...] Jego dążenie do bycia pierwszym we wszystkim wiązało się z wyobrażeniem o poecie jako osobowości niezwykłej, przeciwstawionej tłumowi".

Kuszner szczególnie zajmuje się życiem Brodskiego na emigracji. Jak wiadomo, o wyjeździe za granicę marzyli Puszkin i Bułhakow, marzyły kolejne pokolenia dwudziestowiecznych intelektualistów rosyjskich (m.in. Lidia Ginzburg, Maksimow, Bierkowski, Siemionow, Buchsztab). Wpływ na podjęcie takiej a nie innej decyzji przez Brodskiego miały nie tylko naciski ze strony KGB czy przyjaciół, ale też (a może przede wszystkim) wybór określonej strategii życiowej. Nie był igraszką w rękach okrutnego losu. W wielu wspomnieniach powraca 17 maj 1972 roku, może najbardziej dramatyczny dzień w życiu Brodskiego. Wtedy to zatelefonowano do poety z KGB i zapytano, czy jest gotów do wyjazdu. U Kusznera czytamy: „Podniósł słuchawkę, coś mu powiedziano, odpowiedział «Tak». Potem odłożył słuchawkę, pobladł, zakrył twarz rękoma. Zrozumiałem, co się wydarzyło". Wszystko w zasadzie się zgadza, ale Kusznera przy tym nie było. Podobno chodzi po Petersburgu paru innych świadków tej rozmowy, ale naprawdę na Litiejnym Prospekcie był wtedy u Brodskiego znany poeta undergroundu Oleg Ochapkin. Kuszner ma jednak wiele racji twierdząc, że gdyby Brodski pozostał w kraju, zapewne zmarłby już po pierwszym zawale, napisał dużo mniej i jeszcze mniej by opublikował. No i oczywiście nigdy nie zobaczyłby Wenecji. Do spotkania poetów doszło 13 grudnia 1987 roku, a więc po piętnastu latach, w Waszyngtonie. Brodski podobno skarżył się, że ostatnio ma kłopoty z pisaniem wierszy. Rok później w Bostonie Kuszner poinformował go o wysokości nakładu (50 tys.) mającej się ukazać w Moskwie książki, a Brodski na to: „Jaki nakład ma Jewtuszenko?".
Nawiasem mówiąc, relacje przyjaciół-poetów Brodskiego zawierają wiele informacji, które mogą zainteresować nie tylko historyków literatury. Myślę tu o spotkaniach noblisty po kilkunastu latach, już w USA, ze starszymi od siebie twórcami. Do Nowego Jorku czy Bostonu trafiali (wieczory autorskie, wykłady uniwersyteckie) dzięki zabiegom Brodskiego. Ale bolało ich, gdy młodszy, ale bardziej od nich znany przyjaciel z lat młodości kupował im prezenty, zapraszał do restauracji czy też zwracał się w swój ulubiony sposób per „Sołnyszko" [Słoneczko].
Z innych wspomnień pozostających w cieniu sagi Kusznera: Lew Łosiew (z cyklu Poeta na katedrze, "Znamia" 1996, nr 8) pisze, iż Brodski, gdyby warunki mu na to pozwoliły, zapewne wzorem Nabokova zrezygnowałby ze stałej posady uniwersyteckiej, która go męczyła. Piotr Wajl (Rzym Brodskiego, "Znamia" 1996, nr 4; W ślad za Puszkinem, "Znamia" 1996, nr 6) Awgust [Sierpień] — ostatni wiersz Brodskiego — nazywa „wzorcem jakiejś poezji absolutnej".
Drugą grupę tekstów — zdecydowanie mniej liczną niż wspomnienia — tworzą szkice, które umownie moina by nazwać okolicznościowymi: „Puszkin jest dla nas poczatkiem epoki wielkiej poezji rosyjskiej. Ze śmiercią Brodskiego epoka to dobiegla końca" (Aleksander Priwałow w: "Ekspiert" 1996, nr 5); „Portret Rosji jest kreślony chłodną żółcią — eliksirem właściwym wygasłej miłości" (Lew Anninski, Kraj i wiejski cmentarz, "Rodina" 1996, nr 6).
Dwaj autorzy podjęli, moim zdaniem, udane próby bardziej wszechstronnego oglqdu twórczości Josifa Brodskiego. Samuił Łurje w eseju Prawda rozpaczy ("Niewa" 1996, nr 3) pisze: „Nie biografia rzadzi poezją, lecz poezja biografią, zamieniając ją w los". Każdlemu poecie jest przypisana określona fabuła, którą musi potwierdzać swoim życiem, wybierajqc to, co z ową fabułą jest związane. „Myślę — pisze Łurje — że Puszkin raz po raz wikłał się (i to świadomie) w określone sytuacje, jedna z nich doprowadziła go do zguby. Lermontow dlugo przeistaczał się z Grusznickiego w Pieczorina, a potem szukal Martynowa, żeby umrzeć jak wIasny bohater. [...] Wydaje mi się, że w poezji Brodskiego jest taka fabuła". To pęd ku wolności, „wolności niebycia z kimś, nienależenia do kogoś, niczego nieposiadania, nikogo niekochania i niebycia kochanym".
Natomiast Lew Łosiew w szkicu Od tlumacza ("Znamia" 1996, nr 6) pisze o ostatnich pięciu latach twórczości Brodskiego, o jego ostatniej wielkiej milości i jej wpływie na poezję. Interesujące są też uwagi na temat dość często podejmowany: Puszkin a Brodski. „Paralelność pewnych motywów w biografiach dwóch geniuszów — pisze Łosiew — jedynie uświadamia, iż Brodski miał do czynienia albo z koszmarnym, albo z groteskowym wariantem Puszkinowskiej sytuacji" (por.: dziewiętnastowieczne petersburskie salony arystokratyczne — dwudziestowieczne leningradzkie mieszkania komunalne; Benckendorff, Dubelt, Uwarow versus Lerner, Wojewodin; Michajłowskoje versus Norinskaja). Z poetów dziewiętnastowiecznych, dodaje badacz, najbliżsi twórcy W półtora pokoju byli Baratynski i Piotr Wiaziemski.

Najciekawszy tekst analizujacy dorobek Brodskiego — Rzeczywistość drugiej strony lustra: Wenecja Josifa Brodskiego ("Inostrannaja litieratura" 1996, nr 5), wvszedl także spod pióra Lwa Łosiewa. Wenecji. jak zauważa badacz, poświęcił poeta swój pierwszy większy utwór napisany na emigracji — elegię Laguna (styczeń 1973). Z pierwszego pobytu w tym mieście wyniósł Brodski podobne wrażenia jak Aleksandr Blok w roku 1909 (Wenecja — to prowincja, Wenecja — to swojskie, rodzinne miasto). Przy czym od samego początku było dla niego jasne, że to miasto nie ma nic wspólnego, wbrew banalnym, obiegowym opiniom, z Petersburgiem. W Znaku wodnym został opisany „wenecki substrat" Brodskiego z jego okresu leningradzkiego: muzyka Vivaldiego, na pół zapomniane powieści de Régniera, czarno-biała piracka kopia filmu Viscontiego Śmierć w Wenecji (na podstawie noweli nielubianego Tomasza Manna), przypadkowy numer "Life'u" ze zdjęciem pokrytego śniegiem placu świętego Marka, zestaw starych widokówek, skrawek gobelinu z Palazzo Ducale, tania pamiątka (mała miedziana gondola). Niezmiernie interesujące i inspirujące są uwagi Łosiewa o relacjach Brodski–Goethe oraz o toposie Wenecji w rosyjskiej literaturze romantycznej, który swoje narodziny zawdzięcza nie podróżom, lecz fascynacji Byronem (np. Iwan Kozłow). Motyw Wenecji pojawia się w twórczości Piotra Wiaziemskiego, Iwana Turgieniewa, wielkiego księcia Konstantego, Władysława Chodasiewicza, Michaiła Kuzmina, Aleksandra Czajanowa, Pawła Muratowa, Osipa Mandelsztama, Anny Achmatowej, Borysa Pasternaka. Łosiew wnikliwie rozpatruje „weneckie teksty" Brodskiego: Laguna (1973), Strofy weneckie (1982), We Włoszech (1985). Znak wodny (1991). Podobieństwa między Petersburgiem a Wenecją dostrzegane przez Brodskiego mają charakter „porządku dramatycznego" (zderzenia harmonijnej ludzkiej twórczości z „żywiołowym chaosem"). Dla poety jego miasto rodzinne nie jest — jak pisze Łosiew — „oknem do Europy, lecz zwierciadłem Europy". (Warto na marginesie dodać, iż motyw lustra był wówczas obecny nie tylko u innych poetow tej generacji, m.in. Stanisława Krasowickiego — wspomniałem o nim w "ZL" 51: Literatura drugiego obiegu w ZSRR, Jewgienija Rejna, ale też w filmie Andrieja Tarkowskiego Zwierciadło). Wenecja jest miejscem szczególnym — słynie z wyrobu zwierciadeł, jest miastem lustrzanych powierzchni i jest miastem-zwierciadłem w „metaforycznym i metafizycznym planie". Na poetyckiej mapie Brodskiego — pisze Łosiew najważniejsze są trzy miasta: Stambuł (stolica „Azji"), Wenecja (stolica „Zachodu") i leżący pomiędzy nimi Petersburg, który „odzwierciedla swą lustrzaną powierzchnią «Zachód» i ukrywa «Azję» po drugiej stronie lustra".
Ukazała się też kolejna relacja z USA (Michaił Pietrow, O pogrzebie Josifa Brodskiego w Nowym Jorku, "Zwiezda" 1996, nr 3): „We wtorkowy wieczór 30 I 1996 Roman Kapłan zaprosił rosyjskich przyjaciół Brodskiego do swojego znakomitego «Rosyjskiego samowaru», żeby wypić za spokój duszy Josifa. Brodski lubił tę rosyjską knajpę. Ostatnio był tu w grudniu. Wziął wtedy od Romana księgę gości i wpisał następującą strofkę: «Zima. Czto diełat' nam w Nju-Jorkie? / On chołodnieje czem łuna. / Woz'miom siebie czut'-czut' ikorki / I wodoczki na aromatnoj korkie, / Sogriejemsia u Kapłana" ["Zima. Co mamy robić w Nowym Jorku? / Jest on mroźniejszy od księżyca. / Weźmy sobie odrobinę kawiorku / i wódeczki z aromatyczną skórką, / Rozgrzejemy się u Kapłana"].
Komentarze
Prześlij komentarz