O śmierci Josifa Brodskiego w prasie rosyjskiej

„Zeszyty Literackie” 56, 1996, s. 159-161
/


Tadeusz Klimowicz

/

O śmierci Josifa Brodskiego w prasie rosyjskiej

/


Śmierć Josifa Brodskiego dopisała jeszcze jeden rozdział legendy Poety. Zmarł we śnie — powtarzano — a więc Sen i Śmierć, Hypnos i Tanatos. Zmarł 28 stycznia, a więc w dniu nazna­czonym piętnem tragizmu i żałoby: „28 I zmarł Piotr I. 28 1 umierał Puszkin. 28 I zmarł Dosto­jewski. 28 I Blok kończy «Dwunastu», wy­palając się w nich” (Andriej Bitów, "Litieraturnaja gazieta" 31. I.). Zmarł, ponieważ dokonał wy­boru między życiem z przeszczepionym sercem a umieraniem z własnym. Zmarł, bo Poeta umie­ra „razem ze swoim sercem” (Bitow).

Z liryki Brodskiego przywoływano słowa i wersy zapowiadające śmierć Poety („Wiek skoro konczitsia, no ran'sze konczus' ja" / „Wiek wkrótce się skończy, lecz wcześniej skończę się ja”). Szczególnie często cytowano (np. Edgar Czeporow, "Litieraturnaja gazieta" 7 II) pierw­szą strofę — napisanego 12 stycznia 1965 roku — wier­sza Pamięci T. S. Eliota:

On umarł w styczniu, na początku roku. 

Mróz pod latarnią dzierżył straż u progu. 

We wdzięków swych balecie zrobić kroku 

przyroda nie zdążyła, a już ślad 

zawiany, okna się zwęziły w zaspach. 

Straż pod latarnią dzierżył lodu zwiastun. 

Kałuże zastygły pośród miasta.

I on drzwi zawarł na łańcuszek lat.

(tłum. Wiktor Woroszylski)

Nekrologi Brodskiego znalazły się niemal w całej prasie rosyjskiej (np. 29    I "Wiecziernij Pietierburg" zamieścił głosy Jakowa Gordina i Aleksandra Kusznera, 30 I w "Niewskoje Wriemia" zamieszczono tekst Samuiła Łurje, w szós­tym numerze tygodnika "Ogoniok" — Siergieja Gandlewskiego, w lutowym zeszycie miesięcz­nika "Oktiabr’" — poety Anatolija Najmana, jed­nego z najbliższych przyjaciół Brodskiego z okresu leningradzkiego) i nawet "Litieraturnaja Rossija" — tygodnik o orientacji światopoglądowo-estetycznej obcej zmarłemu — obok ob­szernego artykułu o jubileuszu siedemdzie­sięciolecia urodzin „poety ludowego Buriacji” Damby Żałsarajewa, zamieściła w małej czar­nej ramce zdjęcie z podpisem: „W USA w 56. roku życia zmarł laureat Nagrody Nobla — poe­ta Josif Brodski”. Natomiast dziennik "Izwiestija" (nr 18, 30 I) — który ma niewiele wspólne­go ze swoim wcieleniem radzieckim — obszer­ną informację o śmierci Brodskiego umieścił na stronie pierwszej, gdzie do niedawna ukazywa­ły się jedynie nekrologi sekretarzy generalnych partii. I jedynie bliżej mi nie znany Patriotycz­ny Związek Młodzieży rozpowszechnił 30 I ko­munikat (z błędami ortograficznymi, które po­mijam w przekładzie): „Zrobiło się czyściej 

w literaturze rosyjskiej. Zniknął głosiciel lite­rackiej schizofrenii, człowiek, który poświęcił swoje życie na opluwanie Rosji i wszystkiego, co z nią związane —Josif Brodski. [...] Z na­szym narodem śmierć [...] szalonego parcha amerykańskiego nie ma nic wspólnego" (cyt. za: "Niewskoje Wriemia" 7 II). Do redakcji rozmai­tych pism wpłynęły dziesiątki wierszy „ku czci”. Niektóre ukazały się drukiem (np. Lwa Sidorowskiego, "Wiecziernij Pietierburg" 29 I).

        Pojawiły się też relacje z Nowego Jorku: dom pogrzebowy w Greenwich Village. Kapli­ca „A” — cztery rzędy krzeseł, kilka sof wzdłuż ścian, na ścianie napis —- "mane, thekel, fares" końca stulecia - „Nie palić”. Na pulpicie kart­ka z prośbą o przekazywanie pieniędzy, przez­naczonych na kwiaty i wieńce, na konto zało­żonej przez Brodskiego w roku 1995 Akademii Rosyjskiej w Rzymie. Poeta jest w tak dobrze wszystkim znanej brązowej sztruksowej mary­narce, swetrze i koszuli w kratę. Zdumienie kil­kunastu akurat obecnych osób budzi nieoczeki­wane pojawienie się — przebywającego w tym czasie w Nowym Jorku — premiera Rosji Wik­tora Czernomyrdina (podkreślono później z du­mą i wzruszeniem, iż zrezygnował ze zwiedze­nia Empire State Building). Co więcej, klę­czał u stóp trumny. Klęczał też Jewgienij Jewtuszenko (wiadomo, że Brodski wystąpił z Institut and Academy of Arts and Letters na wiadomość, że do ich grona przyjęto Jewtuszenkę). Los ma nieskończenie wiele pomys­łów na wariacje wokół tematu: „Poeta i wła­dza", „Poeta a władca”. W tym też czasie mer Sankt Petersburga Anatołij Sobczak (wsparty przez wszędobylskiego Jewtuszenkę i jego „grupę inicjatywną”) nadesłał do wdowy tele­gram z propozycją pochowania zmarłego w mieście rodzinnym ("Izwiestija" 1 II). Pusty, niepotrzebny gest. Trumna obita miedzianą bla­chą spoczęła na rok w niszy szarej kamiennej ściany cmentarza znajdującego się przy cerkwi Świętej Trójcy na północnym Manhattanie. Po­tem — jak zdecydowała Maria Brodska — cia­ło zostanie przewiezione do Wenecji (Juz Aleszkowski: „Wenecja — to jego ostatnia mi­łość”) na wyspę-cmentarz San Michele, gdzie znajdują się groby Siergieja Diagilewa i Igora Strawińskiego. Jewgienij Rejn przypomniał przy tej okazji, jak to przed laty, jeszcze w Le­ningradzie, pokazał młodemu Brodskiemu przypadkiem zdobyty numer magazynu Life ze zdjęciem styczniowej Wenecji. "Zobaczę to — powiedział Josif. Zapamiętaj, co teraz po­wiedziałem. Będę w Wenecji zimą”. I był. (W listopadzie 1993 roku Rejn oraz moskiew­scy dziennikarze Jelena Jakowicz i Aleksiej

Szymow zrealizowali tam fascynujący film doku­mentalny Spacery z Brodskim). I będzie pod koniec stycznia przyszłego roku. A Sankt Petersburg musi się zadowolić tablicą pamiątkową na ścianie domu (znanym jako dom kupca Muru- ziego, róg Litiejnego i Pestela), w którym miesz­kał. Do niedawna pojawiał się tam odręczny na­pis: „Tutaj mieszkał wielki poeta rosyjski Josif Brodski", do którego niemal natychmiast dopi­sywano komentarz: „Parch. Deportowany z kra­ju”. W tym samym domu, ba, w tym samym po­koju mieszkali Mereżkowski i Zinaida Gippius przed wyjazdem z rewolucyjnej Rosji.

        W lutowej i marcowej prasie rosyjskiej od­nalazłem już kilka prób opisania fenomenu Brodskiego. Jedną z bardziej wnikliwych analiz zamieścił "Ogoniok" nr 8. Boris Minajew w arty­kule Czto posle Brodskogo? [Co po Brod­skim?] zauważył, że twórczość ta zrywała z się­gającymi dziewiętnastego stulecia koncepcjami „poety-proroka”, „poety-teurga”, „poety-trybuna”, „poety-obywatela”, czyli z powszechnie oczekiwanym przez odbiorców modelem za­chowań, któremu w mutacji radzieckiej wersję kanoniczną nadal Jewgienij Jewtuszenko: Poet Rossii —bolsze czem poet" / „Poeta w Rosji jest więcej niż poetą” (poemat Bracka Elektrownia Wodna, 1965). Brodski „udowodnił — pisze Minajew — że rosyjski poeta może żyć i um­rzeć nie w Rosji, może być obrażony na swoją Ojczyznę, może nie pisać po rosyjsku. Udowod­nił, że poezja rosyjska może być rozumiana i tłumaczona, może być czytana w świecie, mo­że się stać powszechnie akceptowaną wartością kulturową. Udowodnił, że wielki poeta rosyj­ski, król poezji, noblista i legendarny poeta mo­że być nie czytany, nie wydawany i nie rozumia­ny. [...] I wreszcie, Brodski udowodnił, że wiel­ki poeta rosyjski może przeżyć życie nie ugina­jąc się i nie załamując pod brzemieniem sławy, że może stać się znany i nie umrzeć z tego powodu". Najman ("Oktiabr’" 1996, nr 2) wymu­szoną emigrację nazywa „pierwszym pogrze­bem”, „próbą śmierci”.

Lektura doniesień prasowych przekonuje, że rytuały wyrastające z doświadczeń „cy­wilizacji komunizmu” (określenie Leopolda

Tyrmanda) zostały przez mass media odrzucone. Jewgienja Albac ("Izwiestija"pisze więc, iż Brod­ski nie ukrywał swojego zachwytu dla kobiet ja­ko „najwspanialszego dzieła” Stwórcy, że pił wódkę i że dużo palił (najczęściej kenty z ode­rwanym filtrem). Najciekawsze są jednak nie publikowane wcześniej fragmenty rozmów z Brodskim: o nim samym, o powrocie („Wciąż myślę o tym kraju w kategoriach Związku, nie Rosji, z tym krajem wiąże mnie tylko prze­szłość”), o postradzieckiej Rosji, o władzy (z in­teresującymi uwagami o Havlu, Wałęsie i Jelcy­nie), o literaturze, o życiu. Równie interesujący wizerunek poety nakreślił Michaił Berg ("Litieraturnaja gazieta" 1996, nr 9). Sądzi on, iż Brod­ski nie przyjechał do Rosji, ponieważ nie chciał być poddany procesowi kanonizacji i zna­leźć się w sytuacji, kiedy każde jego słowo, każ­da replika, każdy gest nabierze wymiaru sakral­nego. Jeszcze przecież przed wymuszoną emig­racją jego biografia była odczytywana jako Los - ciąg zdarzeń nieprzypadkowych. Zaakcepto­wano nawet to, że Brodski nie zechcial być poetą „radzieckim” (co należy rozumieć jako zespół zachowań zawartych między hagiograficzną ak­ceptacją systemu a dysydenckim protestem), i wybrał swobodę, w tym przede wszystkim swobodę od tych ról. (Uzdolniony Leonid Aronzon — popełnił samobójstwo w roku 1970 - 

-  nie uniknął pewnych pułapek czyhających na twórcę literatury drugoobiegowej, samizdatowej). Zdaniem Berga — Brodski wybrał ro­lę „geniusza” (w okresie radzieckim początko­wo „geniusza zapoznanego”, a ostatnio .żywe­go klasyka”). Autor przypomina spotkanie z Brodskim w Helsinkach latem ubiegłego roku - 

spotkanie o czterdzieści minut lotu, o półto­ragodzinny rejs kutrem przez zalew, o sześć go­dzin jazdy pociągiem, ale przede wszystkim o „długość życia” od Petersburga. Była to, jego zdaniem, odległość nie do przebycia. Poeta wy­stępował przed parotysięcznym audytorium. Po­gniecione spodnie, znoszona kamizelka, zdepta­ne buty. Recytował w nie znanym publiczności języku. Po piętnastu minutach — czując uprzej­my chłód tłumu — chciał wyjść. Udało się go zatrzymać. Prezentowano też jego wiersze w przekładzie na fiński. Recytował więc dalej, często się mylił, nie ukrywał niechęci, powtarzał wciąż: „Nadojelo”,

 wystarczy. Zaraz potem na konferencji prasowej dziennikarz z Tartu rzucił pytanie: „Jak pan skomentuje i czy zgadza się pan z pojawiającą się dość często w prasie rosyj­skiej opinią, że pan się skończył i po Nagrodzie Nobla nie napisał nic ważkiego?”.

Natomiast wysłannik "Izwiestij" dotarł do wsi Norinskaja — miejsca zesłania Brodskie­go — i rozmawiał między innymi z 76-letnią obecnie Taisją Piestieriewą, u której zamiesz­kał poeta (numer z dn. 15 III). Wiktor Filippow, autor artykułu, przypomniał przy tej okazji mało znany epizod. Mianowicie: 4 IX 1965 ga­zeta "Prizyw", wydawana przez powiatowy (rajonnyj) komitet partii w Konoszy, opublikowa­ła wiersz zesłańca pt. Osiennieje i wypłaciła ponad dwa ruble honorarium.

    Na uwagę zasługuje rozmowa llji Milsztejna z Jewgienijem Rejnem ("Obszczaja gazieta" 21-27 III, nr 11), poetą, którego zmarły na­zywał swoim mistrzem. Zdementował on wcześniejsze informacje o śmierci-śnie - Ma­ria Brodska odkryła rankiem ciało męża w ła­zience. Najcenniejsze są jednak wspomnienia Rejna o młodym Brodskim (końca lat pięćdzie­siątych i początku sześćdziesiątych): jego przy­jaźniach, wielkiej miłości do Mariny Basmanowej (odeszła od niego do innego poety, Dmitrija Bobyszewa) — z ich związku urodził się syn; pierwszym spotkaniu z Anną Achmatową (7 VIII 1961); aresztowaniu, rozprawie sądo­wej, zesłaniu, deportacji. Mówi też Rejn o po­wtórnym spotkaniu po szesnastu latach (Nowy Jork, 1988), o życiu Brodskiego w jego nowej ojczyźnie, o Marii i małej córeczce, o rodzicach poety, którym nigdy nie udzielono zgody na wyjazd do syna. O nie zrealizowanym marze­niu: wsiąść na prom w Helsinkach, przypłynąć do Petersburga, spędzić w nim incognito białą noc i nad ranem opuścić miasto, już na zawsze.

Komentarze

Popularne posty