O śmierci Josifa Brodskiego w prasie rosyjskiej
Tadeusz Klimowicz
O śmierci Josifa Brodskiego w prasie rosyjskiej
Śmierć Josifa Brodskiego dopisała jeszcze jeden rozdział legendy Poety. Zmarł we śnie — powtarzano — a więc Sen i Śmierć, Hypnos i Tanatos. Zmarł 28 stycznia, a więc w dniu naznaczonym piętnem tragizmu i żałoby: „28 I zmarł Piotr I. 28 1 umierał Puszkin. 28 I zmarł Dostojewski. 28 I Blok kończy «Dwunastu», wypalając się w nich” (Andriej Bitów, "Litieraturnaja gazieta" 31. I.). Zmarł, ponieważ dokonał wyboru między życiem z przeszczepionym sercem a umieraniem z własnym. Zmarł, bo Poeta umiera „razem ze swoim sercem” (Bitow).
Z liryki Brodskiego przywoływano słowa i wersy zapowiadające śmierć Poety („Wiek skoro konczitsia, no ran'sze konczus' ja" / „Wiek wkrótce się skończy, lecz wcześniej skończę się ja”). Szczególnie często cytowano (np. Edgar Czeporow, "Litieraturnaja gazieta" 7 II) pierwszą strofę — napisanego 12 stycznia 1965 roku — wiersza Pamięci T. S. Eliota:
On umarł w styczniu, na początku roku.
Mróz pod latarnią dzierżył straż u progu.
We wdzięków swych balecie zrobić kroku
przyroda nie zdążyła, a już ślad
zawiany, okna się zwęziły w zaspach.
Straż pod latarnią dzierżył lodu zwiastun.
Kałuże zastygły pośród miasta.
I on drzwi zawarł na łańcuszek lat.
(tłum. Wiktor Woroszylski)
Nekrologi Brodskiego znalazły się niemal w całej prasie rosyjskiej (np. 29 I "Wiecziernij Pietierburg" zamieścił głosy Jakowa Gordina i Aleksandra Kusznera, 30 I w "Niewskoje Wriemia" zamieszczono tekst Samuiła Łurje, w szóstym numerze tygodnika "Ogoniok" — Siergieja Gandlewskiego, w lutowym zeszycie miesięcznika "Oktiabr’" — poety Anatolija Najmana, jednego z najbliższych przyjaciół Brodskiego z okresu leningradzkiego) i nawet "Litieraturnaja Rossija" — tygodnik o orientacji światopoglądowo-estetycznej obcej zmarłemu — obok obszernego artykułu o jubileuszu siedemdziesięciolecia urodzin „poety ludowego Buriacji” Damby Żałsarajewa, zamieściła w małej czarnej ramce zdjęcie z podpisem: „W USA w 56. roku życia zmarł laureat Nagrody Nobla — poeta Josif Brodski”. Natomiast dziennik "Izwiestija" (nr 18, 30 I) — który ma niewiele wspólnego ze swoim wcieleniem radzieckim — obszerną informację o śmierci Brodskiego umieścił na stronie pierwszej, gdzie do niedawna ukazywały się jedynie nekrologi sekretarzy generalnych partii. I jedynie bliżej mi nie znany Patriotyczny Związek Młodzieży rozpowszechnił 30 I komunikat (z błędami ortograficznymi, które pomijam w przekładzie): „Zrobiło się czyściej
w literaturze rosyjskiej. Zniknął głosiciel literackiej schizofrenii, człowiek, który poświęcił swoje życie na opluwanie Rosji i wszystkiego, co z nią związane —Josif Brodski. [...] Z naszym narodem śmierć [...] szalonego parcha amerykańskiego nie ma nic wspólnego" (cyt. za: "Niewskoje Wriemia" 7 II). Do redakcji rozmaitych pism wpłynęły dziesiątki wierszy „ku czci”. Niektóre ukazały się drukiem (np. Lwa Sidorowskiego, "Wiecziernij Pietierburg" 29 I).
Pojawiły się też relacje z Nowego Jorku: dom pogrzebowy w Greenwich Village. Kaplica „A” — cztery rzędy krzeseł, kilka sof wzdłuż ścian, na ścianie napis —- "mane, thekel, fares" końca stulecia - „Nie palić”. Na pulpicie kartka z prośbą o przekazywanie pieniędzy, przeznaczonych na kwiaty i wieńce, na konto założonej przez Brodskiego w roku 1995 Akademii Rosyjskiej w Rzymie. Poeta jest w tak dobrze wszystkim znanej brązowej sztruksowej marynarce, swetrze i koszuli w kratę. Zdumienie kilkunastu akurat obecnych osób budzi nieoczekiwane pojawienie się — przebywającego w tym czasie w Nowym Jorku — premiera Rosji Wiktora Czernomyrdina (podkreślono później z dumą i wzruszeniem, iż zrezygnował ze zwiedzenia Empire State Building). Co więcej, klęczał u stóp trumny. Klęczał też Jewgienij Jewtuszenko (wiadomo, że Brodski wystąpił z Institut and Academy of Arts and Letters na wiadomość, że do ich grona przyjęto Jewtuszenkę). Los ma nieskończenie wiele pomysłów na wariacje wokół tematu: „Poeta i władza", „Poeta a władca”. W tym też czasie mer Sankt Petersburga Anatołij Sobczak (wsparty przez wszędobylskiego Jewtuszenkę i jego „grupę inicjatywną”) nadesłał do wdowy telegram z propozycją pochowania zmarłego w mieście rodzinnym ("Izwiestija" 1 II). Pusty, niepotrzebny gest. Trumna obita miedzianą blachą spoczęła na rok w niszy szarej kamiennej ściany cmentarza znajdującego się przy cerkwi Świętej Trójcy na północnym Manhattanie. Potem — jak zdecydowała Maria Brodska — ciało zostanie przewiezione do Wenecji (Juz Aleszkowski: „Wenecja — to jego ostatnia miłość”) na wyspę-cmentarz San Michele, gdzie znajdują się groby Siergieja Diagilewa i Igora Strawińskiego. Jewgienij Rejn przypomniał przy tej okazji, jak to przed laty, jeszcze w Leningradzie, pokazał młodemu Brodskiemu przypadkiem zdobyty numer magazynu Life ze zdjęciem styczniowej Wenecji. "Zobaczę to — powiedział Josif. Zapamiętaj, co teraz powiedziałem. Będę w Wenecji zimą”. I był. (W listopadzie 1993 roku Rejn oraz moskiewscy dziennikarze Jelena Jakowicz i Aleksiej
Szymow zrealizowali tam fascynujący film dokumentalny Spacery z Brodskim). I będzie pod koniec stycznia przyszłego roku. A Sankt Petersburg musi się zadowolić tablicą pamiątkową na ścianie domu (znanym jako dom kupca Muru- ziego, róg Litiejnego i Pestela), w którym mieszkał. Do niedawna pojawiał się tam odręczny napis: „Tutaj mieszkał wielki poeta rosyjski Josif Brodski", do którego niemal natychmiast dopisywano komentarz: „Parch. Deportowany z kraju”. W tym samym domu, ba, w tym samym pokoju mieszkali Mereżkowski i Zinaida Gippius przed wyjazdem z rewolucyjnej Rosji.
W lutowej i marcowej prasie rosyjskiej odnalazłem już kilka prób opisania fenomenu Brodskiego. Jedną z bardziej wnikliwych analiz zamieścił "Ogoniok" nr 8. Boris Minajew w artykule Czto posle Brodskogo? [Co po Brodskim?] zauważył, że twórczość ta zrywała z sięgającymi dziewiętnastego stulecia koncepcjami „poety-proroka”, „poety-teurga”, „poety-trybuna”, „poety-obywatela”, czyli z powszechnie oczekiwanym przez odbiorców modelem zachowań, któremu w mutacji radzieckiej wersję kanoniczną nadal Jewgienij Jewtuszenko: Poet w Rossii —bolsze czem poet" / „Poeta w Rosji jest więcej niż poetą” (poemat Bracka Elektrownia Wodna, 1965). Brodski „udowodnił — pisze Minajew — że rosyjski poeta może żyć i umrzeć nie w Rosji, może być obrażony na swoją Ojczyznę, może nie pisać po rosyjsku. Udowodnił, że poezja rosyjska może być rozumiana i tłumaczona, może być czytana w świecie, może się stać powszechnie akceptowaną wartością kulturową. Udowodnił, że wielki poeta rosyjski, król poezji, noblista i legendarny poeta może być nie czytany, nie wydawany i nie rozumiany. [...] I wreszcie, Brodski udowodnił, że wielki poeta rosyjski może przeżyć życie nie uginając się i nie załamując pod brzemieniem sławy, że może stać się znany i nie umrzeć z tego powodu". Najman ("Oktiabr’" 1996, nr 2) wymuszoną emigrację nazywa „pierwszym pogrzebem”, „próbą śmierci”.
Lektura doniesień prasowych przekonuje, że rytuały wyrastające z doświadczeń „cywilizacji komunizmu” (określenie Leopolda
Tyrmanda) zostały przez mass media odrzucone. Jewgienja Albac ("Izwiestija") pisze więc, iż Brodski nie ukrywał swojego zachwytu dla kobiet jako „najwspanialszego dzieła” Stwórcy, że pił wódkę i że dużo palił (najczęściej kenty z oderwanym filtrem). Najciekawsze są jednak nie publikowane wcześniej fragmenty rozmów z Brodskim: o nim samym, o powrocie („Wciąż myślę o tym kraju w kategoriach Związku, nie Rosji, z tym krajem wiąże mnie tylko przeszłość”), o postradzieckiej Rosji, o władzy (z interesującymi uwagami o Havlu, Wałęsie i Jelcynie), o literaturze, o życiu. Równie interesujący wizerunek poety nakreślił Michaił Berg ("Litieraturnaja gazieta" 1996, nr 9). Sądzi on, iż Brodski nie przyjechał do Rosji, ponieważ nie chciał być poddany procesowi kanonizacji i znaleźć się w sytuacji, kiedy każde jego słowo, każda replika, każdy gest nabierze wymiaru sakralnego. Jeszcze przecież przed wymuszoną emigracją jego biografia była odczytywana jako Los - ciąg zdarzeń nieprzypadkowych. Zaakceptowano nawet to, że Brodski nie zechcial być poetą „radzieckim” (co należy rozumieć jako zespół zachowań zawartych między hagiograficzną akceptacją systemu a dysydenckim protestem), i wybrał swobodę, w tym przede wszystkim swobodę od tych ról. (Uzdolniony Leonid Aronzon — popełnił samobójstwo w roku 1970 -
- nie uniknął pewnych pułapek czyhających na twórcę literatury drugoobiegowej, samizdatowej). Zdaniem Berga — Brodski wybrał rolę „geniusza” (w okresie radzieckim początkowo „geniusza zapoznanego”, a ostatnio .żywego klasyka”). Autor przypomina spotkanie z Brodskim w Helsinkach latem ubiegłego roku -
spotkanie o czterdzieści minut lotu, o półtoragodzinny rejs kutrem przez zalew, o sześć godzin jazdy pociągiem, ale przede wszystkim o „długość życia” od Petersburga. Była to, jego zdaniem, odległość nie do przebycia. Poeta występował przed parotysięcznym audytorium. Pogniecione spodnie, znoszona kamizelka, zdeptane buty. Recytował w nie znanym publiczności języku. Po piętnastu minutach — czując uprzejmy chłód tłumu — chciał wyjść. Udało się go zatrzymać. Prezentowano też jego wiersze w przekładzie na fiński. Recytował więc dalej, często się mylił, nie ukrywał niechęci, powtarzał wciąż: „Nadojelo”,
— wystarczy. Zaraz potem na konferencji prasowej dziennikarz z Tartu rzucił pytanie: „Jak pan skomentuje i czy zgadza się pan z pojawiającą się dość często w prasie rosyjskiej opinią, że pan się skończył i po Nagrodzie Nobla nie napisał nic ważkiego?”.
Natomiast wysłannik "Izwiestij" dotarł do wsi Norinskaja — miejsca zesłania Brodskiego — i rozmawiał między innymi z 76-letnią obecnie Taisją Piestieriewą, u której zamieszkał poeta (numer z dn. 15 III). Wiktor Filippow, autor artykułu, przypomniał przy tej okazji mało znany epizod. Mianowicie: 4 IX 1965 gazeta "Prizyw", wydawana przez powiatowy (rajonnyj) komitet partii w Konoszy, opublikowała wiersz zesłańca pt. Osiennieje i wypłaciła ponad dwa ruble honorarium.
Na uwagę zasługuje rozmowa llji Milsztejna z Jewgienijem Rejnem ("Obszczaja gazieta" 21-27 III, nr 11), poetą, którego zmarły nazywał swoim mistrzem. Zdementował on wcześniejsze informacje o śmierci-śnie - Maria Brodska odkryła rankiem ciało męża w łazience. Najcenniejsze są jednak wspomnienia Rejna o młodym Brodskim (końca lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych): jego przyjaźniach, wielkiej miłości do Mariny Basmanowej (odeszła od niego do innego poety, Dmitrija Bobyszewa) — z ich związku urodził się syn; pierwszym spotkaniu z Anną Achmatową (7 VIII 1961); aresztowaniu, rozprawie sądowej, zesłaniu, deportacji. Mówi też Rejn o powtórnym spotkaniu po szesnastu latach (Nowy Jork, 1988), o życiu Brodskiego w jego nowej ojczyźnie, o Marii i małej córeczce, o rodzicach poety, którym nigdy nie udzielono zgody na wyjazd do syna. O nie zrealizowanym marzeniu: wsiąść na prom w Helsinkach, przypłynąć do Petersburga, spędzić w nim incognito białą noc i nad ranem opuścić miasto, już na zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz