Eckermanni w McŚwiecie (Brodski we wspomnieniach)

"Przegląd Rusycystyczny" 2009, nr 3, s. 92-101


/

Tadeusz Klimowicz
Eckermanni w McŚwiecie 
(Brodski we wspomnieniach) 

 /

            Żył sobie kiedyś pisarz niemiecki Johann Wolfgang Goethe i żył sobie inny pisarz niemiecki - Johann Peter Eckermann. Tego pierwszego pamiętamy jako autora Cierpień młodego Wertera Fausta, tego drugiego jako sekretarza Goethego i autora Rozmów z Goethem.

Wiele lat później żył sobie poeta rosyjski Josif Brodski (a zarazem eseista amerykański Joseph Brodsky), który deklarował: „I am Jewish - a Russian poet and an English essayist” i żyli sobie / żyją wciąż sobie inni pisarze rosyjscy urodzeni w tym samym czasie i miejscu, w rodzinach o podobnych korzeniach, którym od połowy lat siedemdziesiątych pisana była emigracja w Stanach Zjednoczonych. On został noblistą, oni – nowymi Eckermannami piszącymi o nim wspomnienia i grzejącymi się w blasku jego nazwiska. 

„ECKERMANN I”. Przypadek Ludmili Shtern (ur. w 1935 r. w Leningradzie, od 1976 r. mieszka w Bostonie) jest do bólu banalny. Ta geolożka, kandydatka – po naszemu doktorka – nauk geologiczno-mineralogicznych, funkcjonuje dziś w kręgach inteligencji rosyjskiej zarówno tej z Brighton Beach Ave., jak i tej z Arbatu czy Newskiego prospektu jako dziennikarka, pisarka i, przede wszystkim, memuarystka[1]. A to wszystko dlatego, że w swoim czasie zawarła właściwe znajomości: w roku 1959 z Brodskim, osiem lat później z Dowłatowem i jeszcze później (już na Wschodnim Wybrzeżu) z innymi rosyjskimi celebrities. Teraz, zdaniem Shtern, nadszedł czas na wydawnicze skonsumowanie przyjaźni ze zmarłymi już twórcami i to właśnie ci przeze mnie wspomniani zostali bohaterami wydanych w Rosji dwóch tomów memuarów: БродскийОсяИосиф, Joseph (w Stanach Zjednoczonych wspomnienia o nobliście - Brodsky: A Personal Memoir – ukazały się w nobilitującym hardcoverze za 25.95, oszczędnym polecam amazon.com), Довлатов - добрый мой приятель[2]. Inni (chociażby Barysznikow) nie dali jeszcze takiej szansy autorce.

Trzeba przyznać, że pani Shtern nie szuka taniej popularności. Już w przedmowie zniechęca do dalszej lektury niezdrowo zarumienionych voyerystów, deklarując, iż jej wspomnienia nie są utrzymane w konwencji kiss-and-tell. Swoje memuary, jak zrozumiałem, kieruje autorka do czytelników o czystych sercach i nieskażonych popkulturą umysłach: „Существует симпатичное американское выражение ‘person next door’, что можно вольно перевестикак один из нас’. В этой книжке я хочу рассказать о Бродском, которого в силу обстоятельств нашей жизни, я знала и воспринимала, как одного из нас” (S, 13).

No i snuje opowieść o autorze Wielkiej elegii dla Johna Donne'a jako o „jednym z nas” i, oczywiście, „o nas”. Dowiadujemy się z niej, że gdy Brodski był w pół drogi między Osią a Josifem, to Jewgienij Rejn był żonaty z piękną Galiną Narinską, przystojny Anatolij Najman z Erą Korobową, a Dmitrij Bobyszew z Natalią Kamiencewą, ale po jakimś czasie Najman uwiódł żonę Rejna, a Bobyszew jego (głównego bohatera Shternowych memuarów) ukochaną – Marinę Basmanową (przez którą – „bo to zła kobieta była” – przyszły noblista nie raz i nie dwa podcinał sobie żyły) i tylko Gleb Gorbowski nikogo nie uwodził, bo był wciąż pijany. Później – gdy leningradzki choć-do-rany-przyłóż Josif przepoczwarzył się w nowojorsko-protekcjonalnego Josepha – było równie ciekawie: po kilku kieliszkach w „Russkim Samowarze” Romana Kapłana śpiewał swoje ulubione Czerwone maki Lili Marleen, nigdy nie wyrażał zgody na spotkania autorskie w synagogach, najzabawniejsze życzenia z okazji ślubu z Marią Sozzani złożyła mu oczywiście Shtern („Есть Иосифесть Мария– дожидаемся мессии” S, 238), gdy zmarł, to nabożeństwo żałobne odprawiono wprawdzie w cerkwi, ale w trumnie poeta leżał z „католическим крестиком в руках[3](S, 153), a na domiar złego ilekroć skąpy Najman przylatywał do Stanów, to zatrzymywał się zawsze u autorki wspomnień i nabijał jej straszne rachunki za rozmowy telefoniczne.    

Z zupełnie nieznanych mi powodów Ludmila Shtern dokonuje na szczęście kilkakrotnie gwałtów na swojej muzie i nieoczekiwanie – chyba również dla samej siebie – zapuszcza się w mentalnie obce jej okolice, do zaklętych rewirów. Zamieszkałych przez demony Brodskiego. A imię ich Samotność, a liczba ich Czterdzieści i Cztery (no, może Pięć). Twórcy Marmuru obcy był, jak wiadomo, patos, ekshibicjonistyczne demonstrowanie kombatanckich blizn, wpisywanie swojego losu w stereotypowy obraz artysty-ofiary reżimu z martyrologią w tle. Chronił go – najczęściej skutecznie - pancerz dezynwoltury. Pytany kiedyś przez dziennikarza amerykańskiego o warunki panujące w radzieckiej psychuszce, Brodski odpowiedział: „Ничего страшного в советских психушках нетво всяком случаев тойгде я сидел[…]. Кормили прилично, с тюрьмой не сравнить. Можно было и книжки читать, и радио слушать. Народ кругом интересный, особенно психи... Но были и вполне нормальные, вроде меня. Одно плохо – не знаешь своего срока. В тюрьме известно, сколько тебе сидеть, а тут полная неопределенность...” (S, 121-122). Tym ciekawsze były zatem te rzadkie sytuacje, kiedy ostatni noblista rosyjski rezygnował z programowej nonszalancji (opowiadał wtedy m. in. o koszmarach czających się za drzwiami radzieckich psychiatryków) i powracał – niekiedy ukryty za podmiotem lirycznym – do towarzyszących mu od dzieciństwa lęków i fobii. Już w latach pięćdziesiątych uskarżał się, że „psychika wysiada”, a najbliżsi wiedzieli, że bardzo łatwo można go zranić i że panicznie boi się samotności, na którą – tak naprawdę - był skazany przez całe życie. Najpierw zetknął się z jej mutacją radziecką (jako wrażliwy nastolatek w fabryce, początkujący poeta w psychuszce, zesłany inteligent w sowchozie), następnie doświadczył jej również w wersji totalnej (inaczej), klasycznej, amerykańskiej:

Здесь снится вам не женщина в трико,

а собственный ваш адрес на конверте.

Здесь утром, видя скисшим молоко,

молочник узнает о вашей смерти.

Здесь можно жить, забыв про календарь,

глотать свой бром, не выходить наружу

и в зеркало глядеться, как фонарь

глядится в высыхающую лужу.

(Осенний вечер в скромном городке…, 1972)[4]

Niestety, akurat te wątki zostały przez Shtern ledwie zasygnalizowane, ale – na szczęście – powraca do nich autor innej, wydanej nieco później, „literackiej biografii” Brodskiego. 

„ECKERMANN II”. Ten przypadek jest o niebo albo i dwa bardziej skomplikowany od poprzedniego, Shternowego. Literaturoznawca i pisarz Lew Łosiew (ur. w Leningradzie, 1937 [zm. 2009], od 1976 – w USA, syn dość znanego w swoim czasie poety Władimira Lifszyca) zaczynał jako autor wierszy i sztuk dla dzieci (debiutancki zbiorek Зоосад, 1963). Na emigracji współpracował z czasopismami „Эхо”, „Часть речи”, „Континент”, „22”, „Третья волна”, „Синтаксис”, „Стрелец”. W ciągu ostatnich dwudziestu paru lat Łosiew wydał kilka całkiem niezłych, moim zdaniem, tomików poezji i prozy: Чудесный десант (1985), Тайный советник (1987), Новые сведения о Карле и Кларе (1996), Послесловие (1998), Стихотворения из четырех книг (1999), Sisyphus redux (2000), СобранноеСтихиПроза (2000). W Stanach Zjednoczonych pracował najpierw jako zecer i korektor w znakomitym wydawnictwie Karla Proffera „Ardis”, a następnie jako wykładowca literatury rosyjskiej w Dartmouth College (stan New Hampshire, jest to jeden z najstarszych i prestiżowych – nie dajmy się zwieść słowu college – uniwersytetów amerykańskich). I w jednym, i w drugim przypadku decydujące okazały się referencje Brodskiego. W grudniu 1987 roku Łosiew dostąpił, za sprawą swego dobroczyńcy, kolejnego zaszczytu: towarzyszył mu w Sztokholmie na pewnej, bardzo nobliwej, smokingowej uroczystości. 

Jestem wprawdzie daleki od posądzania Lwa Władimirowicza o małość, ale może właśnie wtedy – uczestnicząc w noblowskim triumfie Josifa Aleksandrowicza – pomyślał przez chwilę (egoistycznie): „Dlaczego to on, a nie ja?” A potem pomyślał być może jeszcze raz (już altruistycznie): „Dlaczego to on, a nie Rejn?” albo (równie altruistycznie): „Dlaczego to on, a nie Ajgi?” 

Chyba jednak nie. Nie sądzę. Nie. Na pewno nie. To oczywiste, że Łosiew nawet raz tak nie pomyślał (o trzech razach już nie wspomnę), ponieważ jako człowiek mądry i szlachetny doskonale wiedział, że – spośród żyjących liryków rosyjskich - to właśnie Brodski na to wyróżnienie i te 340 000 dolarów (minus podatek, to był marny rok dla noblistów) najbardziej zasługuje[5]. Nie tylko dlatego, że „wielkim poetą jest”, ale także dlatego, iż jego teksty i jego życie mieszczą się w powszechnie akceptowanym (i pożądanym) micie Poety pozostającego w konflikcie z opresyjną rzeczywistością[6]. Inteligencka Rosja już pod koniec lat dwudziestych powtarzała za Ilją Selwinskim: „А за гущей рифмэтров, критиков и любопытных / В далеком углу сосредоточенно кого-то били. / Я побледнелоказываетсятак надо – / Поэту Есенину делают биографию[7], a przy okazji procesu autora Marmuru za Anną Achmatową: „Какую биографию делают нашему рыжему!”[8]

Jeśli jednak ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, co do szczerości intencji Eckermanna-Łosiewa, to wszystkie je rozwiewa opublikowana przed trzema laty książka[9]. Wydana nie dla glamourowej gawiedzi, co nie znaczy, że napisana na klęczkach w hołdzie dla zmarłego geniusza. Seria „Жизнь замечательных людей” narzuca wprawdzie określoną konwencję, określoną poetykę, określoną narrację, ale autor z tymi wszystkimi ograniczeniami doskonale sobie radzi. Pisze więc o Brodskim jako o spadkobiercy „космополитическойориентированной на Запад русской интеллигенции” (Ł., 34); o zesłaniu, które ukształtowało go jako twórcę (jak wcześniej Dostojewskiego); o zafascynowaniu poezją baroku angielskiego, ale też Frosta i Audena (podobno podczas lektury wiersza In Memory of W. B. Yeats Brodski przeżył chwilę objawienia, epifanii[10]); o ostentacyjnym odrzuceniu strategii pisarskiej popularnej w kręgach poodwilżowo liberalizujących szestidiesiatników (Aksionow, Gładilin, Jewtuszenko, Wozniesienski, Achmadulina), w której ważną rolę odgrywała gra z cenzurą; o niepokojąco przyspieszonym procesie starzenia się poety po ukończeniu 40 roku życia (z całą pewnością był to przypadek kliniczny); o polemice z Kunderą (esej Why Milan Kundera Is Wrong about Dostoevsky); o prezencie od Nabokova (para dżinsów – co na to copywriterzy pracujący dla tej firmy? nawiasem mówiąc, jakiej?); o empatii dla kalwinizmu i egzystencjalizmu heideggerowskiego; o znajomości języka angielskiego[11]i pracy w Ann Arbor (na University of Michigan jako Poet-in-Residence); o spotkaniu, do którego nigdy nie doszło (z Sołżenicynem ma się rozumieć, przez jakiś czas mieszkali oddaleni od siebie o półtorej godziny jazdy samochodem, no, ale Dostojewski z Tołstojem też się nigdy nie spotkali); o przyczynach olbrzymiej popularności w kręgach intelektualistów amerykańskich pana B. (przypominał im Woody’ego Allena) i bardzo mizernej pana S.; o instynktownym unikaniu sytuacji, w których ludzie wyznają sobie bliskość (Brodski podobno potrafił wyjść z własnego przyjęcia urodzinowego, gdy wyczuwał nadejście chwili, w której biesiadnicy zaczną się obnosić z sercem na dłoni i czytać w sercach sąsiadów. Nie miał serca do takich ekshibicjonistycznych gestów emocjonalnych).

Mnie w monografii Lwa Łosiewa szczególnie zafrapowało (co nie znaczy, że uwiodło) przywołanie dwóch tekstów świadczących o niepoprawności politycznej Brodskiego.

Za nic mając political correctness, w wywiadzie udzielonym w 1990 roku, wyraźnie antycypował głośny esej Oriany Fallaci Wściekłość i duma: „Наш мир становится вполне языческимИ я задумываюсь, а не приведет ли это язычество к столкновению – я страшно этого опасаюсь, - к крайне жесткому религиозному столкновению... [...] между исламским миром и миром, у которого о христианстве остались лишь смутные воспоминания. Христианский мир не сможет себя защитить, а исламский будет давить на него всерьез. Объясняется это простым соотношением численности населения, чисто демографически. И для меня такое столкновение видится вполне реальным. [...] Это будущее, раздираемое конфликтом духа терпимости с духом нетерпимости. [...] Прагматики утверждают, что разница между двумя мирами не столь уж велика. Я же в это ни на секунду не верю. И полагаю, что исламское понимание мироустройства – с ним надо кончать. В конце концов, наш мир на шесть веков старше ислама. Поэтому, полагаю, у нас есть право судить, что хорошо, а что плохо” (Ł, 163).

Dla wielu jeszcze bardziej zadziwiająca była gwałtowna reakcja Brodskiego na wiadomość o rozpadzie imperium. Sceptycznie potraktował odzyskanie/zdobycie niepodległości przez dotychczasowe republiki radzieckie. Szczególnie histerycznie zareagował na powstanie wolnej Ukrainy. Gotów był pogodzić się z nowym statusem krajów nadbałtyckich czy środkowoazjatyckich, ale nie Ukrainy. Występując w 1994 roku w jednym z nowojorskich college’ów większość wierszy recytował w przekładach na język angielski. Wśród czterech zaprezentowanych po rosyjsku znalazł się tekst chyba nie najwyższego lotu - На независимость Украины (1992) - w którym zostały wykorzystane funkcjonujące wśród Rosjan antyukraińskie stereotypy narodowościowe:

            Скажем им, звонкой матерью паузы метя, строго:

            скатертью вамхохлыи рушником дорога.

            Ступайте от нас в жупане, не говоря в мундире,

            по адресу на три буквы, на все четыре

            стороны...

 

..............................................................................

 

ПрощевайтехохлыПожили вместехватит.

            Плюнуть, что ли, в Днипро: может он вспять покатит,

            брезгуя гордо нами, как скорый, битком набитый

            отвернутым и углами и вековой обидой

 

................................................................

 

С Богом, орлы-казаки, гетманы, вертухаи.

Только когда придет и вам помирать, бугаи,

будете вы хрипеть, царапая край матраса,

строчки из Александра, а не брехню Тараса (Ł,264)

Za życia Brodskiego ten wiersz pozostał w rękopisie. To był, podobno, jedyny przypadek, kiedy zrezygnował on z druku swojego tekstu z powodów politycznych. Nie chciał, podobno (raz jeszcze „podobno”, tak trzeba), aby ten wiersz stał się jeszcze jednym manifestem szowinizmu rosyjskiego. 

Monografię niegdysiejszego leningradczyka napisaną przez innego eksleningradczyka naprawdę warto przeczytać. PolecamJest interesująca (w swojej kategorii zapewne  znakomita), obiektywna, wyważona i rzetelnie udokumentowana (tekst „główny” liczy 284 strony, „poboczny” czyli przypisy, kalendarium[12], bibliografia – 162 strony). I jeszcze – niczym wisienka na torcie – urocze, a przy tym jakże głębokie, sformułowanie zawarte w biogramie Conrada: „[...] Классик английского модернизмаполякно родился на Украине [...]” (Ł, 313, przypis 473).

W sztuce od zawsze funkcjonują dwie archetypowe pary artystów: natchniony, niedbający o konwenanse geniusz (np. Mozart) i nienawidzący go, oplatający go siecią intryg, pozbawiony większego talentu rzemieślnik z chorobliwą nadczynnością ego (np. Salieri) oraz charyzmatyczny guru, mistrz udzielający korepetycji z życia (np. Goethe) i wielbiący go, noszący go na ramionach, świadom swojej zwyczajności pokorny uczeń/sekretarz/powiernik (np. Eckermann). W XX wieku już prawie nikt nie chciał być nowym Johannem Peterem[13]– ani Nadieżda Mandelsztam, ani Ilja Erenburg, ani Walentin Katajew, ani Wiktor Jerofiejew (którego Dostojewski nazwałby zapewne Jerofiejewem-młodszym). Wszyscy – nawet łajdacy o duszy Salieriego - poczuli się Mozartami. Przy tej okazji, za sprawą autora Trawy zapomnienia – pana już wtedy nienajmłodszego, ale przeżywającego drugą młodość po szczęśliwie przeprowadzonym liftingu artystycznym - dotarła do piszących o Wielkich Zmarłych prawda dość oczywista (choć niekoniecznie w realiach Breżniewowskiej Rosji) – czytelników nie interesuje iloraz inteligencji bohatera wspomnień, ale iloczyn jego grzechów. „[…] Niektóre opowieści Katajewa, - ze smutkiem konstatowała jakiś czas temu Anna Skotnicka - jak np. o związkach Jurija Oleszy z kobietami […], ocierają się o granice dobrego smaku”[14]. Dziś – gdy także do Moskwy i Petersburga wkroczył już na dobre McŚwiat (określenie Benjamina Barbera) - w pewnej recenzji zarzucono Łosiewowi, że jest pruderyjny i wręcz patologicznie dyskretny w ujawnianiu szczegółów z życia seksualnego Brodskiego. Nic straconego. Już jutro jakiś McIwanow albo McPietrow o tym wszystkim napisze. Nadeszła nieodpowiednia dla dawnych Eckermannów pora. 


Tadeusz Klimowicz

 

Eckermanni w McŚwiecie 

(Brodski we wspomnieniach) 

 

W sztuce od wielu lat funkcjonują dwie archetypowe pary artystów: geniusz (Mozart) - rzemieślnik (Salieri), mistrz (Goethe) – uczeń (Eckermann). Relacje Lili Shtern i Lwa Łosiewa z Josifem Brodskim (kilkudziesięcioletnia znajomość, książki jemu poświęcone)  zdają się wpisywać w ten drugi schemat. „Zdają się”, ponieważ w obu analizowanych publikacjach (Brodsky: A Personal MemoirIosif Brodsky) widoczne są – w różnym oczywiście stopniu - starania autorów wygenerowania nowego języka dyskursu, próby znalezienia dla siebie miejsca we współczesnej przestrzeni kulturowej, zapewne gdzieś na pograniczu pomiędzy kulturą wysoką a popkulturą, odbiorcami z inteligenckich gett a konsumentami z McŚwiata. 

 

 

Экерманы в МакМире
(Бродский в воспоминаниях)

 

В искусстве уже многие годы функционируют две архетипные пары артистов: гений (Моцарт) - ремесленник (Сальери), мастер (Гете) - ученик (Экерман). Отношения Лили Штерн и Льва Лосева с Иосифом Бродским (многолетнее знакомство, книги ему посвященные) вписываются по всей вероятности в эту вторую схему. „По всей вероятности”, так как в обеих рассматриваемых публикациях (Бродский: Ося, Иосиф, JosephИосиф Бродский) видны - в разной, конечно, степени - старания авторов сгенерировать новый язык дискурса, попытки найти для себя место в современном культурном пространстве, наверное где-то на рубеже культур высокой и массовой (поп-культуры), между интеллектуалами из интеллигентских гетто и потребителями из МакМира.


 

 

The Eckermanns in McWorld 

(Brodski in memories)

 

Two archetypical pairs of artists have been existing in the art for many years: genius (Mozart) – craftsman (Salieri), master (Goethe) – student (Eckermann). The relations of Lila Shtern and Lev Losev with Josif Brodski (long-term relationship, the books dedicated to him) seem to come under the second pattern. “Seem to”, since in both analysed publications (Brodsky: A Personal MemoirIosif Brodsky) there are visible authors’ efforts to generate new language of discourse, attempts to find a place for themselves in the contemporary cultural space, probably on the borderland of high culture and popculture, an audience from the intellectual ghettos and consumers from McWorld. 



[1]Resocjalizowany od lat, z narastającym zażenowaniem odbieram seksizm wpisany w strukturę języka rosyjskiego, który nakazuje o kobiecie mówić i pisać: геолог, кандидат геолого-минералогических наук, литератор, писательжурналист.

[2]Л. Штерн: Бродский: Ося, Иосиф, Joseph, изд. „Ретро”, Санкт-Петербург 2005, dalejSnumer stronyNawiasem mówiąc, to petersburskie wydawnictwo zrobiło wszystko - copyright, itp. - by ukryć wcześniejsze wydanie: изд„Независимая газета”, Москва 2001); Л. Штерн: Довлатов - добрый мой приятель, изд. „Азбука-классика”, Санкт-Петербург 2005.

[3]Shtern powinna koniecznie dodać, że Brodski ostatecznie spoczął w Wenecji, na wyspie San Michele, w protestanckiej części cmentarza, ponieważ w katolickiej i prawosławnej grzebie się wyłącznie praktykujących wiernych. Sam poeta mówił niekiedy o sobie: „христианин-заочник”.

[4]И. Бродский, Сочинения, Екатеринбург 2002, с. 251.

[5]Wcześniej (1981) Brodski otrzymał pięcioletni grant „dla geniuszy” (The MacArthur Fellows Program, MacArthur Fellowship) przyznawany przez MacArthur Foundation. Jego wysokość jest uzależniona od wieku wybrańca - wyraźnie premiuje „genialną” starość. Przybysz z Leningradu otrzymał na początek 40 000 i co roku do tej kwoty dodawano kolejne 800 dolarów. Przyznanie grantu Brodskiemu wzbudziło oczywiście ogromne emocje w kręgach artystycznych emigracji rosyjskiej (najgwałtowniej protestował Eduard Limonow).

[6]Jak zauważył Łosiew, w wydanej w 2002 roku autobiograficznej powieści Johna Coetzeego Youth (Młodośćtłum. M. Kłobukowski, Kraków 2007) Brodski (nb. rówieśnik południowoafrykańskiego pisarza) funkcjonuje jako symbol poety/artysty-męczennika. Przy tej okazji przywołany został stereotypowy zespół potocznych wyobrażeń zachodnioeuropejskiego inteligenta na temat losów twórcy prześladowanego przez totalitarny reżim.

[7]И. Сельвинский: Записки поэта, Москва-Ленинград 1928, с. 27. Tyle szczęścia nie miał Majakowski: „Я был подав... Но тут мне показали в окно / Великого конферансье земли русской – Владима / Владимыча Маяковского. Знаменитость / Колокольным литьем командора шагала по плитам, / Тяжело звонкими жестами грохая трость, / Ему в спешном порядке требовалась пуля Дантеса. / Друзья и враги, как говорят, объявили конкурс, / Но все дуэлянты, будучи в эмиграции, / Не могли получить даже куцой тринзитной визы - / И вождь футуризма заживо бронзовел” (s. 28). W tym cytacie nie przytoczyłem dwóch obszernych przypisów odautorskich

[8]А. Найман: Рассказы о Анне Ахматовой, „Новый мир” 1989, №1, с. 162.

[9]Л. Лосев: Иосиф БродскийSeria: „Жизнь замечательных людей”, изд. Молодая гвардия”, Москва 2006, dalej: Ł i numer strony.

[10]Nazajutrz po przylocie z Leningradu do Wiednia Brodskiego zawieziono do miejscowości Kirchstetten, gdzie najczęściej spędzał lato Auden. Poeci mieszkali razem cztery tygodnie, o których później ten rosyjski napisał: „Первый martini dry W. H. Auden выпивает в 7.30 утрапосле чего разбирает почту и читает газетузаливая это дело смесью sherry и scotch’a. Потом имеет место breakfast, неважно из чего состоящийно обрамленный местным - pink and white (не помню очередностисухимПотом он приступает к работе и – неверно потому, что пишет шариковой ручкой – на столе вместо чернильницы красуется убывающая по мере творческого процесса bottle или can (банка) Guinnesa, т. е. черного Irish пива. Потом наступает ланч ≈ 1 часа дня. В зависимости от меню, он декорируется тем или иным петушиным хвостом (mean coctail). После ланча – творческий сон, и это, по-моему, единственное сухое время суток. Проснувшись, он меняет вкус во рту с помощью 2-го martini-dry и приступает к работе (introductionsessaysversesletters and so on), прихлебывая все время scotch со льдом из запотевшего фужера. Или бренди. К обеду, который здесь происходит в 7-8 вечера, он уже совершенно хорош, и тут уже идет, как правило, какое-нибудь пожилое chateau d’... Спать он отправляется – железно в 9 вечера. За 4 недели нашего общения он ни разу не изменил заведенному порядку; даже в самолете из Вены в Лондон, где в течение полутора часов засасывал водку с тоником, решая немецкий кроссворд в австрийской Dei Presse, украшенной моей Jewishmug” (Ł, 180).

[11]Sir Isaiah Berlin po wysłuchaniu wykładu Brodskiego powiedział: „Никто не понял...Я тоже не понял ничегоОн говорил по-английски быстро, глотая слова. И я не мог уловить, не совсем понимал, что он говорит. Его приятно было слушать, потому что он был оживлен, но понял я потом, когда прочел” (Ł, 242). Był rok 1990 – Brodski od 18 latmieszkał w Stanach Zjednoczonych.

[12]Jedyny poważniejszy błąd dotyczy trębacza jazzowego Clifforda Browna, który zmarł mając 26, a nie 35 lat (Ł, 326).

[13]Wyjątkiem wydaje się być Sołomon Wołkow (jeszcze jeden emigrant z roku 1976), nazywany powszechnie „rosyjskim Eckermannem”. Najwięcej kontrowersji wzbudził jego debiut: Testimony: The Memoirs of Dmitri Shostakovich as Related to and Edited by Solomon Volkov, translated from the Russian by A. W. Bouis, 1979. Zachęcony sukcesem Świadectwa wydał jeszcze: From Russia to the West: The Musical Memoirs and Reminiscences of Nathan Milstein, 1991; Balanchine's Tchaikovsky: Conversations with Balanchine on His Life, Ballet, and Music, 1992; Conversations with Joseph Brodsky: A Poets Journey Through The Twentieth Century 1997 (Świat poety. Rozmowy z Josifem Brodskimtłum. J. Gondowicz, Warszawa 2001); Shostakovich and Stalin: The Extraordinary Relationship Between the Great Composer and the Brutal Dictator, 2004 (Szostakowicz i Stalin, tłum. M. Putrament, Warszawa 2006).

[14]A. Skotnicka-Maj, Rosyjska proza wspomnieniowa lat 1953-1978, Katowice 1991, s. 90.

Komentarze

Popularne posty