Russland, Russland über alles

Mistrzowi i Przyjacielowi. Pamięci Profesora Zbigniewa Barańskiego, red. A. Paszkiewicz, E. Tyszkowska-Kasprzak, W. Zybura, Wrocław 2010, s. 247-269.





/

Tadeusz Klimowicz

 /

„Russland, Russland über alles”[1]

 

 

Прощай, немытая Россия,
  Страна рабов, страна господ,
  И вы, мундиры голубые,
  И ты, им преданный народ.

 (M. Лермонтов, Прощай, немытая Россия...)

 

Россия, нищая Россия,

Мне избы серые твои,

Твои мне песни ветровые, —

Как слезы первые любви!

Тебя жалеть я не умею,

И крест свой бережно несу...

(A.  Блок, Россия)

 

Teraz na świat wylewam ten kielich trucizny,
Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy,

(A.Mickiewicz, Do przyjaciół Moskali)

 

 

Zakochałem się niej od pierwszego streszczenia„Давнему русско-польскому соперничеству - этой, говоря словами Пушкина, ‘семейной вражде’, этому ‘спору славян между собою’ - вот уже около полутысячи лет. Во все времена, при любом политическом строе - и при царях, и при советской власти, и после распада СССР - Польша была и остается самым яростным и непримиримым, самым заклятым врагом России, ‘цепным псом’ Запада, готовым рвать ‘клятых москалей’ по первому приказу хозяина. В чем подлинная причина этой многовековой ненависти? Какова роль польских революционеров в красном терроре? Под каким предлогом польские власти истребили более 80 тысяч пленных красноармейцев после войны 1919-1920 гг.? За что Польшу окрестили ‘шакалом Европы’? Служили ли поляки в СС? Чего на самом деле добивался профсоюз ‘Солидарность’? Чем грозит размещение в Польше американской ПРО? В данной книге вы найдете ответы на все эти вопросы”[2].

Ta książka to Polska – „pies łańcuchowy” Zachodu[3]Dmitrija Żukowa wydrukowana w trzytysięcznym nakładzie przez oficynę „Jauza-Priess” w serii „Wrogowie Rosji”. O autorze wiem tylko tyle, że specjalizuje się w demaskowaniu wrogów osaczających ojczyznę (jest też współautorem książki o Gruzji) i uchodzi za eksperta od III Rzeszy (SS, okultyzm w hitlerowskich Niemczech)[4], a o wydawnictwie, ze walczy o prawdę historyczną. Mnie szczególnie urzekła inna jeszcze jauzowska seria – „Stalinowski Renesans”, gdzie Jurij Muchin[5], opierając się na danych „uniwersytetu w Houston i CIA”, pisze, iż w latach Wielkiego Kryzysu jedynie ZSRR (dzięki geniuszowi Josifa Wissarionowicza) był krajem kwitnącej gospodarki i nieustannie wzrastającego poziomu życia ludności; a Ludo Martens[6](„historyk i działacz polityczny”) leje miód na rozdrapywane przez oszczerców z „wolnej” Europy rany. Ten pierwszy komunista Belgii obala – jak donosi z radością „Jauza-Priess” – najważniejsze mity czarnej propagandy antyradzieckiej: „пресловутый ‘Голодомор’”, „ужасы ГУЛАГа”, „невинные жертвы репрессий”, „зверства кровавой гэбни”, „тайный сговор Сталина с Гитлером” i „’некомпетентность’ Вождя в годы Великой Отечественной войны”.

Żukow ze swoją historią Polski – bo autor Psa łańcuchowego ma właśnie takie ambicje – idealnie się wpisał w mentalny (o mało co nie napisałem: intelektualny) mainstream wydawnictwa i z czekistowską szczerością opowiedział rodakom wszystko, co chcieliby wiedzieć o zdrajcach Słowiańszczyzny, ale się bali (zakneblowani w czasach zadekretowanej przyjaźni), albo nie chcieli (bo irracjonalnie zakochani w nieznanym kraju, bo wciąż  pamiętający o comme il faut czy o równie trącącej inteligencką naftaliną jakiejś tam innej kindersztubie) o to głośno zapytać. Swoją narrację, pozbawioną nawet cienia empatii, oparł on – świadomie unikam określenia „uczony” - na retoryce nienawiści i pogardy. Czytelnikowi o zszarganych nerwach zalecam lekturę – tworzących ideowo-stylistyczną klamrę spinającą w całość dzieło - początkowych i końcowych zdań: „Почему-то на протяжении всей своей истории Польша в большинстве случаев выступала в качестве агрессораЕе соседи выглядят на фоне этого ясневельможного шакала едва ли не как невинные ягнята” (s. 5); „что теперь? Запад однозначно воспринимает сегодняшнюю Польшу в качестве своей послушной марионетки, каковой она, по сути, и является независимо от того, кто находится у власти – правые или левые. Участь такой ‘независимой’ Польши незавидна: ей предназначена роль цепного пса в конфликте с Россией. Что ж, очевидно, собственная история панов ничему не научила...” (s. 382). Masochiście spragnionemu razów jauzowską nahajką dedykuję pozostałych 377 stron.

Przeczyta tam o polskim szowinizmie, „awanturniczej polityce” Jagiellonów i ich „zdradzieckich planach”; naszej „odpychającej” mentalności; „barbarzyńskiej” zasadzie wolnej elekcji; nieroztropnym podporządkowaniu władcy (i „każdej władzy”) prawu; styczniowych „szowinistach”, „buntownikach”, „awanturnikach” i „bandytach”, których nie wiedzieć dlaczego nazywa się „powstańcami” („Всего повстанцы’ убили до тысяч польских крестьян” s. 201, „[…] последняя крупная шайка была разгромлена в феврале 1864 года” s. 201); niezrozumiałej pobłażliwości władz rosyjskich wobec Polaków, którzy odpłacali „лютой ненавистью” (s. 198), zapominając o korzyściach płynących z przynależności do Imperium.

Najgorsze nadeszło jednak w XX stuleciu. Nasi rodacy – jak się okazuje - odegrali ważną rolę w „przewrocie bolszewickim” (określenie Żukowa), aktywnie uczestniczyli w tworzeniu aparatu represyjnego Rosji Radzieckiej (Armii Czerwonej, Czeka) i to oni (razem z Łotyszami i Żydami) zgotowali Rosjanom „komunistyczny raj”. (Pod maską sarkazmu ukrył Żukow twarz cierpiącego patrioty rosyjskiego, który odkrył, jak mało było Rosji w Rosji). A później to było jeszcze gorzej, bo ci farbowani bolszewicy stali się V kolumną II Rzeczpospolitej („agentami Piłsudskiego”). Na dowód autor obszernie, na kilkunastu stronach, cytuje – jako najbardziej wiarygodne z wiarygodnych źródeł - tajny list Jeżowa (nr 59098) z 11 sierpnia 1937 roku skierowany do swoich najbliższych współpracowników: O faszystowsko-powstańczej, szpiegowskiej, dywersyjnej, defetystycznej i terrorystycznej działalności wywiadu polskiego w ZSRR (О фашистско-повстанческойшпионскойдиверсионнойпораженческой и террористической деятельности польской разведки в СССР). Taki, na przykład, Josif (Józef) Unszlicht (1879-1938) – pisał szef NKWD, który jeszcze nie wiedział, że też jest terrorystą i szpiegiem kilku wrogich mocarstw - najpierw „[…] передал полякам план наступления на Варшаву […]” (s. 215), „[…] в 1933 году […] связывается с изменником Тухачевским, получает от него информацию о его сношениях с германскими фашистами и договаривается с ним о совместных действиях, направленных к ликвидации советской власти и реставрации капитализма в СССР” (s. 218).

To oczywiste - Żukowjak jego idol-czekistaniezwykł miewać wątpliwości – ż„с самого начала обретения своей независимости Польша внушала своим соседям вполне резонные опасения” (s. 277). Podwładni „marszałka Piłsudskiego” represjonowali zarówno Żydów (niezliczone pogromy w czasie wojny polsko-radzieckiej), jak i mniejszość niemiecką (prześladowania, gwałty, tortury, zabójstwa). Wśród ofiar „reżimu” należy również wymienić 60 000 jeńców rosyjskich (w blurbie, przypomnę, była mowa o 80 000), którzy znaleźli śmierć w polskich „obozach koncentracyjnych”. Kolejny rozbiór – właśnie tak: раздел - Polski, jesienią 1939 roku, był więc wyrazem desperacji ze strony dwóch jej największych sąsiadów, którzy nie mogli się porozumieć z Warszawą. Brutalnie szczery jest też Żukow pisząc o zbrodni katyńskiej. Dość już – nawołuje – tej obrzydliwej radzieckiej hipokryzji i obarczania winą Niemców. To zrobiliśmy my, Rosjanie, z dwóch ważnych powodów: należało zlikwidować najbardziej nieprzejednanych wrogów Związku Radzieckiego (pozostali jeńcy zostali uwolnieni) i przy okazji wyrównać rachunki krzywd za zbrodnie z lat 1919-1920 (patrz: „obozy koncentracyjne”).

Pisząc o losach Polaków w latach drugiej wojnie światowej (która nie przyniosła chwały orężu polskiemu), autor Psa łańcuchowego sporo miejsca poświęcił powstaniu warszawskiemu. W czasie okupacji, powiada, w stołecznym do niedawna mieście panowały nastroje antykomunistyczne, miejscowa ludność utrzymywała poprawne stosunki z Niemcami i dlatego dla większości warszawian wybuch walk był kompletnym zaskoczeniem. Na początku sierpnia  – wyjaśnia Żukow – AK liczyła 35 000 bojówkarzy[7](przeważała naiwna młodzież, ale sporo było kryminalistów i Żydów). Niemcy dysponowali wprawdzie tylko 2 000 rezerwistów, ale nawet oni bez kłopotu odpierali ataki. Akowcy zasłynęli jedynie z niewyobrażalnego okrucieństwa: gdy w ich ręce wpadł pociąg sanitarny z żołnierzami niemieckimi, to i ranni, i opiekujący się nimi lekarze „были зверски убиты”, a sanitariuszki „подверглись перед смертью садистскому изнасилованию” (s. 360). Podobnie postępowano z bezbronnymi rodzinami niemieckich żołnierzy i urzędników. W Warszawie zapanował terror - buntownicy (мятежники) „безнаказанно грабили” (s. 360) swoich rodaków, przywłaszczyli wszystkie zapasy żywności i kiedy 18 sierpnia gen. Erich von dem Bach zwrócił się z apelem do nich o przerwanie ognia, by przerażeni ludzie mogli spokojnie opuścić miasto, to w odpowiedzi żydowscy cekaemiści zablokowali ulice uniemożliwiając ewakuację. Na potwierdzenie swoich słów Żukow cytuje raport SS-Gruppenführera Hermanna Fegeleina, który podobno poinformował Kwaterę Główną, że oddziały niemieckie nie są w stanie ochronić ludności cywilnej przed represjami bojówkarzy z AK. Nie może już więc nikogo dziwić fakt - powiada autor Psa łańcuchowego - że w trakcie ustalania warunków kapitulacji, to Niemcy zaproponowali nadanie „szeregowym powstańcom” statusu jeńców wojennych. Prowodyrów los prostych żołnierzy nie interesował: „’Можете расстрелять их всехэто босяки’, – презрительно бросил немецким офицерамсдаваясь в пленгенерал [Tadeusz] Пельчиньский” (s. 364). W ostatnich dniach walk już dla nikogo nie było tajemnicą – dodaje świetnie, jak zawsze, poinformowany Żukow – że Bór-Komorowski i jego podwładni kolaborowali z Niemcami. To na jego rozkaz powstańcy przepuścili przez swoje pozycje esesmanów, którzy dzięki temu 24 września zlikwidowali przyczółki „radziecko-polskie” na lewym brzegu Wisły. To on zdradził sojusznikóAL „в результате к 4 октября формирования АЛ в Варшаве были полностью уничтожены германскими войсками. В этих последних боях участвовала и укомплектованная польскими нацистами бригада полковника Свентокшышского, позднее вошедшая в состав войск СС” (s. 365). Gdy nie udało mi się odnaleźć żadnych informacji o tajemniczym pułkowniku, to już nie miałem wątpliwości, że tym razem Dmitrij Żukow – pamiętając o pytaniu retorycznym: „Czy Polacy służyli w SS?” - wystąpił w roli Wielkiego Konfabulatora[8]. Ze swoją Wielką Improwizacją. Ze swoimi wariacjami na temat Brygady Świętokrzyskiej. Ze swoim apokryfem o „pułkowniku Świętokrzyskim”.

Jednak to Polska, kolaborująca i zdradziecka - za sprawą Jałty (i wielkodusznego Stalina) – znalazła się w gronie największych beneficjentów nowego ładu w powojennej Europie, ponieważ zyskała ziemie nigdy wcześniej do niej nie należące i „населенные исключительно немцами” (s. 366), których wkrótce zresztą deportowano lub zabito („физически уничтожили”). To też jej wybaczono i przez następnych trzydzieści lat była pięknym i szczęśliwym krajem. Potem doszło, niestety, do tragicznej sekwencji wydarzeń: pojawienie się pierwszych dysydentów, opieszała reakcja władz na ich knowania, powstanie „Solidarności”, spóźniony i nieskuteczny stan wojenny, czerwcowe wybory w roku 1989, wyznaczenie Polsce roli psa łańcuchowego Zachodu. Taki kraj – rosyjscy czytelnicy tej wersji Krótkiego kursu nie powinni mieć żadnych wątpliwości - zasługuje jedynie na pogardę i ostentacyjnie okazywaną Schadenfreude.

История России, - pisała Jelena Trawina na łamach petersburskiego, już niestety świętej pamięci, tygodnika „Dieło” (www.idelo.ru) - как впрочеми многих других государств это история постоянного поиска враговвнутренних и внешних[9]. W strategii stylistycznej Żukowa – wyrastającej, co oczywiste, z doświadczeń czarnego piaru (PR) –  wszystko służy deprecjonowaniu wizerunku dyżurnego wroga. Na którego zawsze można liczyć. Który nie zawiedzie, gdy inni tracą na swojej wrażej atrakcyjności. Takiego last minute. Jak zawsze w podobnych sytuacjach, „retoryka nienawiści w istocie nie zwraca się do tych, którzy stali się jej przedmiotem. O nich mówi, ich oskarża, budzi do nich właśnie nienawiść, ale do nich się nie zwraca. Oni nie są, i być nie mogą, jej partnerami, bo tutaj wszelkie przekonywanie znajduje się poza sferą możliwości. Nie próbuje się przeciągnąć ich na swoją stronę, nie wyznacza się takich zadań czy misji. Może ich poniżać, kompromitować, potępiać – i ma po temu wszelkie dostępne środki, od insynuacji poczynając. Ale zwraca się do tych, których uważa za swoich, bądź sądzi, że są swoimi potencjalnie. Wynika z tego podstawowa właściwość retoryki nienawiści: nie posługuje się ona w zasadzie perswazją. Jest jej niepotrzebna, skoro tego, przeciw któremu się obraca, nie chce zmienić, chce go tylko moralnie (a niekiedy także fizycznie) unicestwić, skompromitować, poniżyć, a więc pokazać: patrzcie, o jakich potworach mówimy, wyzbytych wszelkich racji i wszelkiej moralności, takich, którzy działają przeciw tobie, chcą ci narzucić swoje poglądy, pozbawić cię różnego rodzaju dóbr, przede wszystkim działają na szkodę twojej ojczyzny”[10].

Książkę Żukowa można oczywiście potraktować w kategoriach folkloru polityczno-naukowego, publicystyki klinicznej, pisarstwa specjalnej troski. Można też – pamiętając o pierwszym prawie Jana Kaczmarka: „Bilans musi wyjść na zero” – wykpić się jakimś tanim bonmotem: „Na każde Boże igrzysko przypada zawsze jeden Pies łańcuchowy”. Można by, gdyby nie dziesiątki podobnych prac wydanych w ostatnich latach[11], a wśród nich artykuł Nikołaja i Anastasii Litwinowów (on – pułkownik milicji, doktor habilitowany nauk prawnych, autor kilku monografii poświęconych zjawisku terroryzmu; ona - kulturolożka) opublikowany w powszechnie cenionym i szanowanym miesięczniku „Nowyj mir”[12].

Autorzy cała winą za pojawienie się terroryzmu w dziewiętnastowiecznym Imperium Rosyjskim obarczają Polaków: „международный террорист” Ludwik Mierosławski „формулирует программу антигосударственного террора в России”; popowstaniowi uciekinierzy pojawiają się w Europie wszędzie tam, gdzie wybuchały jakieś zamieszki; „русское общество, особенно его интеллигентная часть, не сразу поняло опасность польского террора” (a sympatyzujący z Polakami Hercen wręcz podżegał ich do walki z caratem i bagatelizował fakt, że oni nigdy nie zrezygnowali z dążeń „вновь оккупировать земли Малороссии и Литвы”); tajną organizację „Ziemia i Wola” (nazwę zaproponował Hercen) utworzyli ludzie, którzy na co dzień wspierali „polski terror”; w dniach powstania styczniowego okazało się, że wielu Polaków nadużyło „zaufania Rosji” (taki, na przykład, Ludwik Zwierzdowski), a państwa zachodnie – zwłaszcza Anglia, Francja i Austria – skwapliwie wykorzystywały tę sytuację, by wmieszać się w wewnętrzne sprawy Imperium Rosyjskiego; za przygotowaniami zamachu na Aleksandra II kryli się nie rosyjscy studenci – była to bowiem starannie przygotowana operacja „polskich kręgów rewolucyjnych”; „значительный вклад в развитие революционного террора в начале XX века внесли польские партии” (poczynając od SDKPiL i PPS, a na Związku Odrodzenia Narodu Polskiego kończąc), które szkoliły przyszłych bojówkarzy w „obozach szkoleniowo-treningowych”; socjaliści polscy wydawali broszurki, gdzie obok informacji o broni używanej w armii carskiej zamieszczano wskazówki o sposobach przeprowadzania „aktów dywersyjno-terrorystycznych”; w tych też kręgach zrodziła się strategia walki – głównym celem stała się „elita polityczna imperium” (na dowód autorzy przytaczają dane o zabitych i rannych Rosjanach w Królestwie Polskim w latach 1906-1908)[13].

Współczuję Żukowowi, współczuję Litwinowom (i im podobnym w Moskwie i w Warszawie) tej tabloidowej łatwości, z jaką dzielą świat na pół, swoich i obcych, przyjaciół i wrogów, biel i czerń. „Podziały dychotomiczne – o czym nie tak dawno pisał Michał Głowiński - łączą się zwykle ze spiskowym widzeniem świata. Retoryka nienawiści jest kolejnym potwierdzeniem tego faktu. Ci, którzy są po drugiej stronie zasadniczej linii granicznej, nie zachowują się biernie, organizują się przeciw nam, działają na wszelkie możliwe sposoby na naszą szkodę, chcą nam odebrać to, co nasze, tak w sferze materialnej, jak moralnej czy duchowej. Działają podstępnie – i także dlatego godni są potępienia i pogardy”[14].

Właśnie tacy, spiskujący i nielojalni, trafili Polacy do dziewiętnastowiecznej literatury rosyjskiej. Wprawdzie jako sąsiedzi-innowiercy mieli fatalne notowania już u staroruskich kronikarzy, to jednak dopiero ogarnięty patriotycznym amokiem w czasie powstania listopadowego Puszkin (Oszczercom Rosji  Клеветникам России 1831, Rocznica Borodina Бородинская годовщина 1831, Przed grobowcem świętymПеред гробницею святой 1831), pielęgnujący kompleksy i urazy z czteroletniej syberyjskiej katorgi Dostojewski (menażeria Polaczków w Graczu  / Игрок 1866, Idiocie / Идиот 1868, Braciach Karamazow Братья Карамазовы 1879-1880), a zwłaszcza żerujący na rosyjskich lękach twórcy tak zwanej powieści antynihilistycznej („odrażający, brudni i źli”: Wiktor Klusznikow Miraż / Марево 1864, Wsiewołod Kriestowski Stado Panurga / Панургово стадо 1869) wykreowali – do dziś funkcjonujący w świadomości większości Rosjan – negatywny obraz Polaka, Polaków, Polski[15].

W ostatnich stuleciach bodaj tylko dwukrotnie doszło do ocieplenia tego wizerunku: w drugiej połowie wieku XVII i na przełomie lat pięćdziesiątych-sześćdziesiątych XX (wciąż zapominam – bo jestem stamtąd - że mogę napisać „ubiegłego”). Zawsze wtedy, gdy Rosja po latach izolacji otwierała się na Zachód i nasz kraj pełnił rolę pośrednika, ambasadora tamtej, „zagranicznej Europy”. (Tak zatytułowaną mapę - Зарубежная Европа- wypatrzyły moje stare oczy w Dziale Współpracy z Zagranicą Uniwersytetu Petersburskiego. Tak mało słów, tak wiele treści). Byliśmy więc ersatzem, opakowaniem zastępczym, nigdy Kantowską „rzeczą samą w sobie”. Kontakt z kulturą polską przypominał dzisiejsze zakupy w sklepach z używaną odzieżą. Taki kulturowy second hand.

Za pierwszym razem moda na polskość przeminęła z pojawieniem się na tronie Piotra I, który pozbawionych już bród bojarów uczył Europy szwedzkiej, brandenburskiej, pruskiej, niderlandzkiej, francuskiej, weneckiej, angielskiej. Drugie zauroczenie Polską zawdzięczają Rosjanie Chruszczowowi. Potwierdzają to zgodnie wszyscy świadkowie epoki. Jak pisała w swoim czasie Natalia Gorbaniewska, polskie czasopisma (na równi z jugosłowiańskimi) stały się po raz pierwszy obiektem pożądania w Związku Radzieckim w roku 1956 (XX zjazd KPZR, powstanie węgierskie). Tam młodzi Rosjanie – pośpiesznie ucząc się języka polskiego (za parę lat dołączy do nich Brodski: „Uznałem […], że najlepiej będzie nauczyć się polskiego. To było łatwe, ponieważ język polski jest, jak myślę, tak zbliżony do rosyjskiego, jak może w pewnym stopniu duński do szwedzkiego. Tak więc nauczyłem się trochę polskiego i zacząłem to wszystko czytać”[16]) czy serbo-chorwackiego - mogli znaleźć informacje odbiegające od papki ideologicznej serwowanej przez rodzime media. Potem nadszedł czas fascynacji miesięcznikiem „Polska” (Grisha Bruskin - malarz, rzeźbiarz, performer – do dziś pamięta: „Мне попался в руки журнал Польша’. Листаяя наткнулся на фотографию голой девушки со спиныПод картинкой стояло название Весенний акт[17]),  jeszcze później - tygodnikami społeczno-kulturalnymi (np. nieobecną w kioskach, ale przywożoną przez zaprzyjaźnionych Polaków „Nową Kulturą”[18]) i przede wszystkim, przemycającym smak owoców zakazanych, „Przekrojem” (który autorka Dwunastej w południe zaprenumerowała w geście poetycko-obywatelskiej solidarności przebywającemu na zesłaniu przyszłemu nobliście). W świadomości generacji Gorbaniewskiej (swoich rówieśników nazywa „pokoleniem 56 roku”) były jeszcze obecne polskie filmy i piosenki Ewy Demarczyk z tekstami nieznanych wcześniej w Rosji poetów.

Polska w latach sześćdziesiątych była przez wielu Rosjan postrzegana – jak to trafnie określił Oleg Ken - jako „zalegalizowany świat quasi-zachodniego wyidealizowanego raju”[19]. Inteligencję moskiewsko-leningradzką pochłonęło poszukiwanie w swoim drzewie genealogicznym nobilitujących polskich korzeni, do dobrego tonu należało angażowanie do filmów naszych aktorek (nb. Beata Tyszkiewicz w  Szlacheckim gnieździe / Дворянское гнездо Andrieja Konczałowskiego zagrała rolę kobiety pięknej i wiarołomnej, a więc wyposażonej w zespół cech, które Rosjanie - od czasów Maryny Mniszchówny – przypisują Polkom), a w telewizji szaloną popularność zdobył program rozrywkowy Knajpka „13 krzeseł” (Кабачок „13 стульев”, 1966-1981), którego bohaterami byli między innymi „pan Dyrektor”, „pan Sportowiec”, „Pani Monika”, „Pan Profesor”, „pani Zosia”[20].

Za sprawą odwilży doszło do pewnych ustępstw ideologicznych – by posłużyć się ówczesną nowomową – na odcinku konsumowania drobiazgów codzienności. Bohaterka filmu Eldara Riazanowa Dworzec dla dwojga (Вокзал для двоих, 1982, w roli kelnerki - Ludmiła Gurczenko) zostaje wysłana przez koleżanki z pracy po zakup nie jakiegoś tam szamponu, ale „szamponu jugosłowiańskiego”; jej przyjaciel, konduktor (Nikita Michałkow), handluje (wtedy: spekuluje) nie jakimiś tam butami, ale „butami austriackimi”; podstarzały amant kina radzieckiego Aleksiej Batałow w kultowym, oscarowym melodramacie Moskwa nie wierzy łzom (Москва слезам не верит, 1980, reż. Władimir Mieńszow) pije z przyjaciółmi piwo „Okocim” (na tzw. product placement było stanowczo za wcześnie). To było ważne: nie „meble”, ale „meble polskie”, nie „płaszcz”, ale „płaszcz włoski”, itd. Wszyscy oczywiście pamiętali hasło „Radzieckie – znaczy doskonałe” / „Cоветское – значит отличное” (a niektórzy nawet w nie wierzyli), ale już nie karano za posiadanie spodni (oczywiście pod warunkiem, że nie były zbyt wąskie) czy sukienek (oczywiście pod warunkiem, że nie były zbyt krótkie i wydekoltowane) nie wyprodukowanych przez przemysł radziecki. Jednak dla przeciętnego mieszkańca Leningradu czy Moskwy dostęp do pewnych zachodnich dóbr pozostawał wciąż ograniczony, więc czytał współczesną literaturę francuską czy amerykańską w polskich przekładach, bo nie było tłumaczeń na język rosyjski; kupował „szariki” zamiast „Lewisów”; chodził na występy „Niebiesko-Czarnych” i „Czerwonych Gitar” zamiast na koncerty „The Animals”, „The Rolling Stones” czy „The Beatles”; Mosfilm angażował do filmu Barbarę Brylską zamiast Brigitte Bardot (socjalistyczna BB za kapitalistyczną BB); młodzi Rosjanie oglądali obnażone kobiece plecy w „Polszy”, bo kioski „Sojuzpieczati” nie oferowały jeszcze „Playboy’a” z innymi częściami ciała; młode Rosjanki podkochiwały się w Stanisławie Mikulskim zamiast w Gregory’m Pecku czy Seanie Connery’m, kupowały na Newskim Prospekcie „Kobietę i Życie” albo „Przyjaciółkę” zamiast „Burdy” lub „Vogue’a” i perfumy „Pani Walewska” zamiast „Chanel №5”.

Oczywiście wiem, że w przypadku Kultury (nie: kultury) zasada „zamiast” nie musi obowiązywać: jest w niej miejsce dla Gałczyńskiego, Bretona i Becketta, dla Wajdy, Felliniego i Kurosawy. Ci sami widzowie oglądali w Domu Kultury im. Kirowa (Wasiljewskij Ostrow) trofiejne stare filmy amerykańskie z napisami w języku fińskim (zrabowane przez Armię Czerwoną po napaści na swego północnego sąsiada) i Ziemię obiecaną (1974) Wajdy. Tak nawiasem mówiąc, obraz ten zdobył, jak wiadomo, nagrodę na IX Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie (1975), ale nie w tej wersji i nie od razu trafił na rosyjskie ekrany (1977). Do szerokiej publiczności dotarł już ocenzurowany (szczegółów, niestety, nie pamiętam), więc można było podnieść swoje notowania towarzyskie rzuconym od niechcenia zdaniem: „Oglądałem na zamkniętym pokazie kopię festiwalową”.

Minęło kilkadziesiąt lat, odeszła w niebyt odwilż, w rzece zapomnienia pogrąża się pieriestrojka, zniknął Związek Radziecki, ale czarny stereotyp Polaka / Polski ma się nadal dobrze, ponieważ jest on – jak wiele innych stereotypów narodowościowych - na tyle utrwalony, iż nawet te najbardziej spektakularne i tragiczne wydarzenia (smoleńska katastrofa, kwietniowa żałoba, kwietniowe gesty i towarzyszące im „kicz wzajemnego pojednania”[21]oraz „kicz sentymentalizmu”[22]) nie doprowadzą w najbliższym czasie do jego korozji. Z sondaży przeprowadzanych w ostatnim dziesięcioleciu w Rosji (w wersji Marka Grechuty pytania brzmiałyby: „Kto pierwszy z nas rozpoznał? /Kto wrogów? Kto przyjaciół?”)  wynika, że Polska jest zawsze konsekwentnie wymieniana wśród nieprzyjaciół. Niekiedy na równi z USA, niekiedy po Stanach Zjednoczonych, Gruzji i Ukrainie[23]. Teraz, na fali współczucia, nasze notowania (na chwilę) zapewne się zmieniły (jeszcze bardziej ukraińskie – po wyborze Janukowycza). Równie dobrze się ma stereotyp Rosji / Rosjanina w Polsce. Moskal z kabaretu Olgi Lipińskiej nadal „we wsi stoi”. W reportażu Pawła Smoleńskiego: „Pan J. […] usłyszał, że prezydenta Lecha Kaczyńskiego zabili Rosjanie. Powiedziała mu to jakaś kobieta, po prostu – Kaczora załatwili Ruskie”[24].

Ta historia – inaczej niż u Francisa Fukuyamy – zdaje się nie mieć końca.

Właśnie dlatego nie przekonuje mnie Witalij Portnikow, który z właściwą sobie  błyskotliwością i jakże cenionym przeze mnie poczuciem humoru stwierdził jeszcze w 2005 roku, że tak naprawdę, to polonofobii w jego ojczyźnie nie ma. „Największym polskim błędem – pisał na łamach „Polityki” ten znany komentator „Radia Swoboda” -  jest przekonanie, że ci Rosjanie, którzy nie lubią Polaków, nie lubią właśnie ich. Tymczasem niechęć do Polaków jest wtórna. Polacy nie są postrzegani jako samodzielni uczestnicy gry, samodzielni wrogowie Rosji. Być może kiedyś, w czasach Dymitra Samozwańca i zdobycia Moskwy, byli takowymi, jednak szybko ich wypędziliśmy, a wkrótce również zlikwidowaliśmy wrzód na ciele Europy – ich szlacheckie państwo. Od tego czasu Polacy już nigdy nie byli samodzielnym czynnikiem, odgrywali jedynie rolę ‘piątej kolumny’ rzeczywistych wrogów Rosji – Zachodu, Watykanu, Stanów Zjednoczonych (niepotrzebne skreślić)”[25]. Opisane przez Portnikowa symptomy są oczywiste i nie budzą żadnych wątpliwości – Polska rzeczywiście w oczach przeciętnego Rosjanina uchodzi dziś za kolonię amerykańską. (W drugiej połowie lutego 2010 roku media rosyjskie doniosły, że już w kwietniu rozpocznie się proces rozmieszczania w Polsce „Patriotów” wymierzonych wiadomo w jaki kraj. Właśnie byłem w Petersburgu. Znajomi Rosjanie spoglądali na mnie z wyrzutem. Na pięć minut zostałem sługusem soldateski amerykańskiej). Należy więc do kategorii wrogów niesamodzielnych, tych (niech mi Bułhakow wybaczy) drugiej świeżości, jest chłopcem na posyłki czy wręcz – mówiąc Żukowem – psem łańcuchowym Zachodu. Jednak już diagnoza dziennikarza „Swobody” mnie nie przekonuje, ponieważ uważam, że polonofobia w kraju Puszkina i Dostojewskiego właśnie wyrasta z przekonania o naszej „niesamodzielności”, żywi się naszą „wtórnością”  i z całą pewnością można by ją potraktować jako laboratoryjny wzorzec oparty na pogardzie, niechęci, wrogości do Innych. Wzorzec, jak najbardziej, w pierwszym gatunku, o nieprzemijającej pierwszej świeżości. Dopóki nie zmieni się sama Rosja, jej społeczeństwo, obowiązujący system wartości (a zwłaszcza paradygmat patriotyczny). To wszystko, co tworzy mentalność rosyjską albo – by posłużyć się innym określeniem - jej najlepszy brand: duszę rosyjską (mityczną i, między nami mówiąc, mocno przereklamowaną).

W XX wieku Rosja dwukrotnie otrzymała od Historii szansę na zmianę swojej euroazjatyckiej karmy (po rewolucji lutowej oraz w czasie, fatalnie zapisanej w pamięci Rosjan, prezydentury Borisa Jelcyna[26]) i obie zostały zaprzepaszczone. Obecnie drogą do normalności (zaraz ktoś stwierdzi, że nie można standardów obowiązujących w świecie zachodnim mechanicznie przenosić do Moskwy czy Władywostoku) – do państwa prawa; do demokracji; do społeczeństwa obywatelskiego i otwartego (przywołam tu smutne losy „Otwartej Rosji” / „Открытая Россия”); do wolnych mediów (teraz decyzja o emisji Katynia musiała zapaść na Kremlu); do sytuacji, w której premier-macho nie pręży muskułów, nie udaje współczesnego kalifa (chociaż obawiam się, że w dzieciństwie jego idolem był Timur z drużyną, a nie Harun ar-Raszidi), nie beszta na oczach telewizyjnej gawiedzi ministrów czy tak zwanych oligarchów i nie krąży między apteką a sklepem spożywczym, by sprawdzić, czy pasożytujący na zdrowym organizmie narodu krwiopijcy znów nie podnieśli cen – większość Rosjan nie jest zainteresowana. Ludzie pogrążeni w potatarskim letargu chcą jedynie chleba i igrzysk. Alternatywą byłyby „blood, toil, tears and sweat”, więc wybór jest oczywisty.

Inaczej należałoby przekreślić znaczną część mitologii narodowej wyrastającej szesnastowiecznej doktryny Moskwa – trzeci Rzym”, którą sformułował ihumen Filoteusz  liście doWasyla III: „Тот, кто от вышней и от всемогущей, все в себе содержащей, десницы Божьей, которой цари царствуют и которой великие славятся и могучие возвещают праведность твою, пресветлейшего и высокопрестольнейшего государя великого князя, православного христианского царя и владыки всех, держащему бразды святых Божьих престолов, святой вселенской соборной апостольской церкви пречистой Богородицы, честного и славного ее Успения, кто вместо римского и константинопольского владык воссиял, — ибо старого Рима церковь пала по неверию ереси Аполлинария, второго же Рима, Константинова града, церковные двери внуки агарян секирами и топорами рассекли, а эта теперь же третьего, нового Рима, державного твоего царства святая соборная апостольская церковь во всех концах вселенной в православной христианской вере по всей поднебесной больше солнца светится, — так пусть знает твоя державность, благочестивый царь, что все православные царства христианской веры сошлись в едином твоем царстве: один ты во всей поднебесной христианам царь. […]. И если хорошо урядишь свое царство — будешь сыном света и жителем горнего Иерусалима, и как выше тебе написал, так и теперь говорю: храни и внимай, благочестивый царь, тому, что все христианские царства сошлись в одно твое, что два Рима пали, а третий стоит, четвертому же не бывать”[27]Takie słowa rodzą i łączą wszystkie mesjanizmy. Tak narodził się, funkcjonujący do dziś w myśli filozoficznej i politycznej (ideologii), tekst mesjanizmu rosyjskiego o jeszcze jednym narodzie wybranym, narodzie-bogonoścy. Obecnie niegdysiejsza trójjedyna formuła hr. Siergieja Uwarowa: „prawosławie, samodzierżawie, narodowość”, została zastąpiona przez inną, tylko pozornie egzotyczną, Putinowską: „prawosławie, imperialność, radzieckość”, której piewcą został nadworny reżyser Nikita Michałkow.

W ideę „Moskwy - trzeciego Rzymu” (a w zasadzie to, według Filoteusza, już „wiecznego Rzymu”) zostało wpisane – jak słusznie zauważyła Jelena Trawina[28]– poczucie wyższości wobec wszystkich tych, którym nie dane było zaznać transcendentnej iluminacji (wykluczenie skazywało ich na inność, gorszość – narodową, konfesyjną) i towarzyszące mu przekonanie o własnej sakralnej nieomylności. Naród wybrany przez Boga (bizantyjsko-prawosławnego) jest potężny (Moc jest z tobą Wielkie Księstwo Moskiewskie, i z tobą – Carstwo Rosyjskie, i z tobą – Imperium Rosyjskie z Izajaszowym zawołaniem „Z nami Bóg” / „С нами Бог, i z tobą - Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, i z tobą – Federacjo Rosyjska), nigdy nie popełnia błędów, nigdy nie grzeszy i dlatego nigdy nie musi okazywać skruchy i prosić o wybaczenie (np. Polaków i Finów za rok 1939, Estończyków, Litwinów i Łotyszy za 1940, Węgrów za 1956, Czechów i Słowaków za 1968, południowych Koreańczyków za 1983).  Ta prawda, naznaczona stygmatem dogmatu, legła u podstaw rosyjskiego mitu imperialnego. W jego przestrzeni nikt (z wyjątkiem zdrajców, dysydentów) nie myśli o rewizji obowiązującego kanonu wartości. W tym modelu patriotyzmu nie ma miejsca na wątpliwości i okazywanie słabości (empatii), ponieważ „wieczny Rzym” jest nieustannie zagrożony wiecznym spiskiem nieprzyjaciół. Jedni (ci sami, co sprzedają prostym ludziom rosyjskim swoje samochody z kierownicą złośliwie montowaną po stronie pasażera) bezczelnie żądają zwrotu czterech wysp o powierzchni 4 996 km2i szantażują wciąż niepodpisanym traktatem pokojowym, inni jeszcze zamieszczają na YouTube kilkuminutowy film We love Russia szkalujący własną Ojczyznę (przed duże R, jak Rodina). Na szczęście naród-bogonośca jest czujny i zawsze w porę uruchamia falę jedynie słusznej histerii nacjonalistycznej – daje odpór japońskim agresorom („[…] подавляющее большинство россиян никогда не согласится с передачей южных Курил Японии”[29]) i potępia żądnych sławy renegatów („ponure gówno”, „Ojczyzna – to matka. Natrząsanie się i piarowanie za cenę wystawienia na widok publiczny jej bolączek jest haniebne. Takie […] przypadki możliwe są w każdym kraju. Wypiarowali się kosztem Ojczyzny”[30]). Nie wykluczam, że wśród autorów tych patetycznych wpisów znaleźli się kierowcy, o których pisał niedawno Andriej Kolesnikow: „Taksówkarze i prywatni kierowcy, którzy w dzień zamachu [29 marca 2010 r. – T.K.] podwozili przerażonych pasażerów metra, biorąc za to 3 tys. rubli [270 zł] za trzy kilometry, to złowieszcza metafora społecznej śpiączki. Tu nie ma miejsca na zaufanie i solidarność. Nikt nam nie przyjdzie z pomocą, ale i my nie pomożemy. Raczej pożywimy się na cudzym bólu, rozpaczy i strachu. To także rodzaj umowy społecznej”[31].

Dla nich wszystkich, dla kierowców i ich pasażerów, wróg jest niestraszny, gdy krajem rządzi nieustraszony i bezwzględny obrońca prawdziwej wiary, najwyższy kapłan mitu imperialnego, wiec Rosja dzieli swoich władców na „mocnych”, „twardych”, „prawych” (Iwan IV Groźny, Piotr I Wielki, Elżbieta, Katarzyna II Wielka, Stalin, Breżniew, Putin) i „słabych”, „miękkich”, „nieprawych” (Paweł I, Aleksander I, Lenin, Chruszczow, Gorbaczow, Jelcyn)[32]. Pierwszy prezydent Federacji Rosyjskiej - postać barwna, dobrze i ciepło wspominana w wielu krajach – trafił do kategorii „nieprawych”, ponieważ wielokrotnie okazywał niedopuszczalną słabość, godzącą w tak starannie przez Rosjan pielęgnowaną dumę narodową: aktywnie uczestniczył w rozbiorze Związku Radzieckiego, publicznie się kajał za grzechy kraju i swoich poprzedników („Это покаяние – pisze Trawina - ничего не могло уже изменитьно самим фактом вводило Россию в круг цивилизованных и христианских государств[33]) i nie sprawdzał się w oczach poddanych jako homo bibens.W jego pijanej legendzie jest też polski wątek, który został przypomniany przez Justynę Prus: „O zaletach negocjacji z pijanym Jelcynem mogą coś powiedzieć i polscy politycy. Nie wszyscy wiedzą, że jego zgodę na wejście Polski do NATO w dużej mierze zawdzięczamy wielogodzinnym ‘wysiłkom’ doradcy prezydenta Wałęsy Mieczysława Wachowskiego, który całą noc poił Borię alkoholem. Następnego dnia padło pamiętne zdanie: Rosja nie ma nic przeciwko temu, żeby Polska weszła do NATO”[34].Daleko mu więc było do rosyjskiej ikony męskości, Wieniedikta Jerofiejewa, który, wedle słów Michaiła Epsztejna, „[…] pił, ale się nie upijał, wychodził zwycięsko ze wszystkich pojedynków z rutynowanymi pijakami: oni już leżą pod stołem pijani w trupa, a on, trzeźwiuteńki, jest czysty jak szkło”[35]. Namaszczony przez Jelcyna Putin nie miał żadnych wad – był / jest wysportowanym i stroniącym od alkoholu mężczyzną z kagiebowską przeszłością (dla Rosjan czekiści byli zawsze nieskazitelnymi rycerzami Jedi), „wypłacał” regularnie coraz wyższe pensje i emerytury (już nikt nie pamięta, że w czasach prezydentury Jelcyna – „płacącego” od przypadku do przypadku i mało – baryłka ropy kosztowała kilkanaście dolarów) i, co najważniejsze, był / jest taki radziecki. Na posiedzeniu Dumy (20 kwietnia 2010 roku) miał prawo – przekomarzając się z Giennadijem Ziuganowem (żadne inne określenia na oddanie temperatury wymiany zdań między premierem a liderem partii opozycyjnej w parlamencie rosyjskim nie przychodzi mi do głowy) - powiedzieć o sobie z nieukrywaną dumą: „В советское время мы многого добились. Я не отношусь к той категории людей, которая все охаивает. Я вернул гимн СССР в качестве гимна Российской Федерации”[36]jeszcze wcześniejkwietniu 2005 rokuopłakiwał Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich jego rozpad nazwał „величайшей геополитической катастрофой XX века[37]A jeszcze wcześniej-wcześniej zjednał sobie ludność miast i wsi wprowadzając argot na salony polityczne. 24 września 1999 roku premier Putin na konferencji prasowej w Astanie obiecał: „Мы будем преследовать террористов везде. В аэропорту — в аэропорту. Значит, вы уж меня извините, в туалете поймаем, мы и в сортире их замочим, в конце концов. Всё, вопрос закрыт окончательно”[38]Ten niewiarygodnie popularny polityk intuicyjnie wyczuł, żzyska sympatię elektoratu nobilitująwewspółczesnym rosyjskim dyskursie politycznym chamstwo (za swego mentora mógłby uznać Lenina), ponieważ – jak zauważył Michaił Berg– „[…] простонародное русское хамство и есть национальная идея, которую формировала и на которую опиралась политическая власть в России”[39].

Łączy też Rosjan („bo wszyscy Rosjanie to jedna rodzina”) – od prezydenta i premiera po moskiewskiego taksówkarza i czukockiego pasterza reniferów – wiara w mit Wielkiego Zwycięstwa Wielkiego Narodu w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. 9 maja wszyscy piją „Za Pobiedu!” (raczej więcej niż „фронтовые 100 грамм”), młodzi patrzą z podziwem na kombatantów, którzy uratowali świat, a starsze panie i starsi panowie w żakietach i marynarkach z kilogramami odznaczeń – tego dnia mają prawo do bezpłatnych przejazdów – otrzymują kolejne medale i prezenty. W tym roku w jakimś rajonie Moskwy były to fabrycznie nowe – nie jakieś tam regenerowane - gaśnice samochodowe. Jestem oczywiście daleki od trywializowania tego dnia i tych dowodów pamięci ze strony władz. Z podziwem, na przykład, obserwuję trwającą od pewnego czasu akcję przenoszenia „weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” do mieszkań i domów o wyższym standardzie. Głęboko wierzę młodym ludziom opowiadającym dziennikarzom, że to nagła miłość do dziadka nakazała zamieszkać z nim w oczekiwaniu na przeprowadzkę. Jeszcze bardziej głęboko wierzę przedstawicielom lokalnej administracji deklarującym, że kolejka do tych mieszkań jest coraz krótsza i że ten problem zostanie wkrótce rozwiązany. Niestety, nikt tym starym ludziom nigdy nie powie (poza Wiktorem Suworowem[40]i jeszcze paroma publicystami, ale ich weterani nie czytają), że zapłacili zbyt wysoką cenę za paranoiczne pomysły generalissimusa i jego marszałków na prowadzenie wojny (wystarczy porównać straty w ludziach Armii Czerwonej i Niemców), że byli jedynie bardzo tanim mięsem armatnim dla „rzeźnika” Gieorgija Żukowa. „Współczesna Rosja – zauważa Andrzej Grajewski - ma niewątpliwie problem ze Stalinem. On bardziej niż ktokolwiek inny w ostatnim stuleciu ukształtował nie tylko sowiecką przestrzeń geopolityczną, ale także rosyjską duszę. Pełnego rozrachunku z tym dziedzictwem Rosja nigdy nie dokonała”[41]. Więcej - współczesna Rosja ma istotny problem z narodową amnezją, z zakłamaną dwudziestowieczną historią, z uciążliwym bagażem ideowym mitologii imperialnej. Dziarskie orkiestry dęte skutecznie zagłuszają niepożądane wątpliwości, a łoskot czołgowych gąsienic resetuje pamięć wiwatujących tłumów. Putinowska (bo ona wciąż pozostaje Putinowska) Rosja nie chce już pamiętać szokujących danych ujawnionych w okresie gorbaczowowskiej głasnosti: w czasie wojny niemal milion obywateli Związku Radzieckiego kolaborowało z Niemcami (między innymi pod sztandarami, okrytej złą sławą w Polsce, Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej / Русская oсвободительная aрмия gen. Andrieja Własowa). Albo równie porażających, opublikowanych, w przypływie nikomu dziś niepotrzebnej jawności, przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej w 1993 roku (a więc w czasach „nieprawego” Jelcyna): w drodze na front z szeregów Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej zdezerterowało prawie 589 000 żołnierzy (schwytano i oddano pod sąd 376 300, a 212 400 nie odnaleziono)[42]„[…] Нам всегда – pisze Berg – нужна только победа и цена не имеет значения. Мы не в состоянии признать собственные ошибки и ошибки собственной страны, потому что мы самые смелые и самые добрые […]”[43].

I tylko od czasu do czasu jakiś jajogłowy z patriotycznego marginesu wyartykułuje parę bardzo niepoprawnych myśli. W wersji soft uczynił to blisko czterdzieści lat temu Fiodor Abramow (1920-1983) – pisarz, który bokiem obchodził socrealizm i za nic miał wieś kołchozową. W 1973 roku pojechał on w składzie jakiejś delegacji literatów rosyjskich do Japonii – było to czyjeś wyraźne niedopatrzenie – i gdy już się chwilę tam rozejrzał, to zaraz popełnił świętokradztwo na piśmie: „Japonia niewyobrażalnie zyskała na tym, że przegrała wojnę […]. Dla nas Zwycięstwo zamieniło się w dotkliwą porażkę. Tak, tak, klęska dla mądrego narodu jest często największym zwycięstwem”[44](zapis w dzienniku z 27 stycznia 1973 roku). To było softbo smutną refleksję inspirowały – jak myślę - wyłącznie półki sklepowe (dziś Abramow byłby tak samo zachwycony marketami chińskimi), a swoimi obserwacjami pisarz podzielił jedynie ze swoim notatnikiem (w jakimś niedrogim japońskim hoteliku, zapewne w całkowitej konspiracji, być może przy zgaszonym świetle). Po trzydziestu latach nadszedł czas na hard. Jurijowi Kołkierowi wcale nie było łatwiej – wprawdzie Stypę po Rosji[45]pisał w maju 2005 roku w Londynie, ale opublikował w Rosji, złamał tabu i miał przeciwko sobie cały Trzeci Rzym. Byłoby dla nas znacznie korzystniej – pisał 59-letni wówczas bluźnierca z okazji 60 rocznicy zakończenia II wojny światowej – gdyby…

(Uwaga! Tu zaczynam referować najważniejsze tezy Stypy… i wrażliwych czytelników proszę o przejście do następnego akapitu)

…to Niemcy pokonały Związek Radziecki i okupowały go przez jakiś czas. Tak, wiem. Dla wielu jest to okropna wizja, ale przecież w 1812 roku Napoleon zajął Moskwę i Rosja nie umarła. A w 1941 roku upadłaby władza radziecka, Stalin zniknąłby razem ze swoim Gułagiem. Polałoby się mniej krwi (nie licząc żydowskiej, ale jej leje się w każdych okolicznościach najwięcej - na taką dezynwolturę Kołkier mógł sobie pozwolić). Odszedłby w niepamięć „опустошительный коммунистический миф”, minęłoby zamroczenie. Wolność Rosjanom, tak jak Francuzom, przynieśliby Amerykanie z Brytyjczykami  i dziś Rosja „[…] была бы богатой, процветающей, культурной страной, осудившей свое позорное прошлое, отрезвленной военной неудачей. Нормальной страной, сдерживающей свои амбиции. Такой же, как побежденная Германия. [...]. Тогда и победительный, милитаристский российский миф не в такой мере отравлял бы умы и души. Процветает же Франция. Довольствуется мифом о том, что сама себя освободила. Если бы считала, что освободила мир, была бы сейчас Албанией. Но СССР победил...[46] Dzisiejsza Rosja – dodał na zakończenie Jurij Kołkier - nie ma nic wspólnego z tą sprzed roku 1917. Obchody Dnia Zwycięstwa przypominają pogańską stypę, która hańbi pamięć o tamtej, pełnej skrupułów i wątpliwości Rosji. Ojczyźnie Dostojewskiego i Tołstoja.

Kilka miesięcy po opublikowaniu Stypy… ukazał się wywiad z Władimirem Wojnowiczem, w którym ten niezwykle popularny pisarz – nie wiem na ile świadomie – nawiązał do tamtego tekstu. „Ale ZSRR zwyciężył…”, więc – jak zauważył autor Życia i niezwykłych przygód żołnierza Iwana Czonkina- nigdy nie doszło do destalinizacji (dekomunizacji?) równie rygorystycznej, jak proces denazyfikacji w okupowanych Niemczech, więc nie przeprowadzono lustracji, więc Stalin nadal pozostaje idolem milionów, więc młodzież rosyjska (inaczej niż niemiecka) nie wie prawie nic o zbrodniach reżimu[47].

Wojnowicz chyba świadomie pominął w tej rozmowie zupełnym milczeniem rolę, jaką w procesie odkłamywania historii, wydobywania z narodowej niepamięci zdarzeń i zachowań haniebnych, przywracania znaczenia dawno zapomnianym wartościom (skrucha, ekspiacja) mogłaby odegrać Cerkiew. Kościoły w innych krajach już to uczyniły, ale Rosyjska Cerkiew Prawosławna – jak prawie cały naród pogrążona w ksenofobicznym dobrym samopoczuciu – od trzech stuleci wiernie służy kolejnym reżimom, zawsze państwu – nigdy ludziom, bardzo dosłownie traktując początek wypowiedzi Jezusa: „’Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga’” (Ewangelia według św. Mateusza, 22: 21, Biblia Tysiąclecia). W tym czasie dwukrotnie – jak to barwnie określił Berg[48]– złamano jej kręgosłup. Po raz pierwszy uczynił to Piotr Wielki. W 1700 rok zmarł patriarcha Hadrian (Адриан) i przez ponad dwadzieścia lat car nie dopuszczał do wyboru jego następcy, a w 1721 roku powołany został podporządkowany władcy Święty Synod, na którego czele stanął oberprokurator (zawsze to będzie osoba świecka). Wyboru jedenastego patriarchy Moskwy i Wszechrusi dokonano dopiero 5 listopada (według kalendarza juliańskiego) 1917 roku, czyli kilkanaście dni po przewrocie październikowym. Został nim arcybiskup Tichon[49], który jako jedyny zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej miał odwagę przeciwstawić się bolszewikom. Wielokrotnie publicznie potępiał ich zbrodnie, a na początku 1918 roku ekskomunikował. Minęło kilka lat i w marcu 1922 roku patriarcha był po raz pierwszy przesłuchiwany na Łubiance. Po kilkunastu miesiącach – w tym czasie były następne przesłuchania, aresztowanie, uwięzienie - poddał się i 16 czerwca 1923 roku skierował do Sądu Najwyższego RSFRR wiernopoddańcze oświadczenie: „Будучи воспитан в монархическом обществе и находясь до самого ареста под влиянием антисоветских лиц [dyktujący te słowa czekista nie był wirtuozem stylu – T.K.], я действительно был настроен к Советской власти враждебно, причем враждебность из пассивного состояния временами переходила к активным действиям”[50]. Dalej Tichon wymienia wszystkie swoje przestępstwa, składa samokrytykę, kaja się i obiecuje poprawę: „[…] Я заявляю Верховному Суду, что я отныне Советской власти не враг. Я окончательно и решительно отмежевываюсь как от зарубежной, так и внутренней монархическо-белогвардейской контрреволюции”[51]Tym razem kręgosłup Cerkwi złamali Lenin z Trockim.

Wiem, pamiętam, że tysiące duchownych represjonowano w czasach radzieckich. Wiem, pamiętam, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna, to Aleksandr Mień (1935-1990) – zamordowany proboszcz z Nowej Dieriewni, intelektualista, wybitny teolog prawosławny otwarty na inne konfesje. Wiem, pamiętam, że Aleksego I czterokrotnie nagrodzono Orderem Czerwonego Sztandaru Pracy, a Pimena – trzykrotnie (w 1989 r. został „ludowym deputowanym ZSRR”). Wiem, pamiętam, że Aleksy II to kawaler Orderu Czerwonego Sztandaru Pracy (tylko raz, bo patriarchą został w czasach agonii ZSRR), Orderu Przyjaźni Narodów i kilkudziesięciu innych odznaczeń (rosyjskich i zagranicznych); że w 1958 roku, ogarnięty „uczuciami patriotycznymi”, został tajnym współpracownikiem KGB („Drozdow”); że w 1974 roku, jeszcze jako metropolita Talliński i Estoński, zaaprobował „humanitarną” uchwałę Prezydium Rady Najwyższej ZSRR o pozbawieniu Sołżenicyna obywatelstwa radzieckiego i na poparcie swego poparcia przywołał słowa z pierwszego listu św. Jana: „Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas” (2:19, Biblia Tysiąclecia); że w 1989 roku wybrano go – podobnie jak Pimena – na „ludowego…”; że od 1993 roku był strzeżony przez milicję moskiewską (przypominam kultowy dla miłośników rosyjskiej powieści kryminalnej adres: Pietrowka 38), a 11 stycznia 2000 roku p. o. prezydenta Rosji Władimir Putin przydzielił patriarsze bodyguardów z Federalnej Służby Ochrony; że 2 października 2007 roku, występując na forum Parlamentu Europejskiego, homoseksualizm nazwał taką samą chorobą, jak kleptomania i pochwalił mera Moskwy Łużkowa za niedopuszczenie do parady gejów; że na wiadomość o jego śmierci (5 grudnia 2008 roku), w BBC pojawiło się eleganckie i subtelne określenie: „A favourite of the KGB”. Wiem, pamiętam, że obecny patriarcha Cyryl, jak jego poprzednik, był wielokrotnie nagradzany  (m. in. Orderem za Zasługi dla Ojczyzny II i III stopnia, Orderem Przyjaźni Narodów) i podobnie jak Aleksy II jest podejrzewany o współpracę z KGB („Michajłow”); że na przełomie stuleci prasa wymieniała go wśród hierarchów cerkiewnych zamieszanych w tzw. aferę papierosową (w Rosji na początku lat dziewięćdziesiątych pozwolono firmom utworzonym przez związki wyznaniowe na bezcłowy import wyrobów tytoniowych i alkoholu – wierzący i niewierzący solidarnie poznawali smak spirytusu „Royal”[52]); że 6 czerwca 2007 roku wystąpił przeciwko instalacji w Republice Czeskiej i w Polsce tarczy antyrakietowej; że 17 stycznia 2010 roku oświadczył, iż trzęsienie ziemi na Haiti było karą Bożą za grzechy mieszkańców wyspy (wcześniej podobnie ocenił tragiczne tsunami z 26 grudnia 2004 roku); że to on ma „zmodernizować” Rosyjską Cerkiew Prawosławną. Wiem, pamiętam, że jest takie symboliczne zdjęcie z końca lat siedemdziesiątych, na którym sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonid Breżniew, patriarcha Moskwy i Wszechrusi Pimen i metropolita Aleksy (przyszły patriarcha Aleksy II), z kieliszkami w dłoniach, wspólnie świętują kolejną rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej[53].

Dziś, w Rosji Putina i Miedwiediewa, prawosławie zyskało nieformalny status religii państwowej i broni wspaniałego kraju oraz prawdziwej wiary przed obcymi. Hierarchowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej nie podpiszą się zatem ani dziś, ani jutro, ani pojutrze pod słowami Normana Manei: „Wyraziłem […] opinię, że każdy kraj – podkreślam, KAŻDY KRAJ I KAŻDY NARÓD – winien obok swych pomników chwały postawić pomniki hańby. Oznaczałoby to przypomnienie niegodziwości wyrządzonych innym krajom, innym narodom, lecz także własnemu narodowi. […]. W kategoriach prawdy oba aspekty przywołane winny być jednocześnie – hańba i duma, wina i cnota”[54].

Taka Rosja nie wyrzeknie się mitologii imperialnej, nie wzniesie pomnika hańby i nie zamieni antypatii na sympatię w stereotypach narodowościowych. Skazani jesteśmy na dalsze zacieśnianie łączących nas związków. Dysfunkcyjnych zwłaszcza. Toksycznych zwłaszcza też.

Jakiś czas temu prowadziłem zajęcia poświęcone polsko-rosyjskim stosunkom kulturalnym. Jednemu ze studentów - zatrudnionemu w pewnym „zakładzie o charakterze publicznym zajmującym się upowszechnianiem kultury”[55] - zaproponowałem przeprowadzenie wśród swoich koleżanek z pracy (i, co ważne, rodaczek - połączyło ich miejsce urodzenia, parafrazując Bruce’a Springsteena: Born in the USSR) ankiety. Amatorskiej, niemiarodajnej i niereprezentatywnej rzecz jasna – na pytania odpowiadało zaledwie kilka młodych pań, których oceny mogą się różnić od opinii większości mieszkających i pracujących w Polsce Rosjan. Wyrażone przez nie opinie były bliźniaczo do siebie podobne: żadna z respondentek nie wyraziła chęci zamieszkania na stałe w naszym kraju (był on dla nich przystankiem, stacją przesiadkową, poczekalnią, może czyśćcem); wszystkie marzyły o wyjeździe do – nie, nie do Moskwy, tam chciały trzy siostry – Europy Zachodniej i zdobyciu tam angażu do pewnego „zakładu o charakterze…”; swoją znajomość języka polskiego określiły jako słabą lub bardzo słabą; prawie wszystkie stwierdziły, że w mieście X nic im się nie podoba (jednej – wszędzie obecne kwiaty). To oczywiste zatem, że na pytanie: „Jak się czujesz w Polsce?”, odpowiedziały podobnie: „Нехорошо”, „Плохо”. Wszystkie. Oprócz jednej. Ta odpowiedziała egzotycznie i ludycznie: „Хуёво!” (replay dla niecyrylicznych[56]: „Huevo!”). Pewnie była świeżo po lekturze Huizingi. A może na opak odczytała Huysmansa.

 

 

 

Тадеуш Климович

 

„Russland, Russland über alles”

(Резюме)

 

„История России, - как заметила на страницах петербургского еженедельника «Дело» Елена Травина - как впрочем, и многих других государств - это история постоянного поиска врагов, внутренних и внешних”. Среди этих последних почетное место всегда занимала соседняя Польша, что – конечно - способствовало появлению функционирующего до сих пор негативного национального стереотипа. Злодеи-поляки и коварные польки населяют, как русскую классическую литературу XIX столетия (Пушкин, Гоголь, Достоевский, Виктор Клюшников, Крестовский), так и современные публицистические и научные публикации   (Д. Жуков Польша – „цепной пес” Запада, Н. Литвинов, А. Литвинова Антигосударственный террор в Российской империи. Исторический очерк).

Полонофобия – как одна из разновидностей ксенофобии (основанной на презрительности, чувстве отвращения и вражды к Другим) - в стране Пушкина и Путина не уйдет  в прошлое, не исчезнет до тех пор, пока не станет другой Россия, ее общество, действующая система ценностей и, прежде всего, патриотическая парадигма. Все то, что влияет на российский менталитет (сегодня он с царско-советским привкусом) и самый известный его бренд – мифическую русскую душу. В XX веке Россия дважды получила от Истории возможность изменить свою евроазийскую карму (после февральской революции и – что было из-за ужасного советского наследия сложнее - в 90-е, ельцинские, годы) и дважды свой шанс упустила. Оказывается, Российская Федерация не заинтересована в отказе от „имперских мифов” (определение Е. Травиной) и вместо национального составления посттоталитарного счета совести (как это сделали немцы после второй мировой войны) выбирает гипнотизирующие сеансы массовой амнезии (инфантильные песни, пошлые телепередачи) и бесконечные праздники, церемонии под аккомпанемент барабанного боя, когда не только пехота „бравые песни поет” (удручающая помпезность Дня победы). В других странах в таких случаях местная Церковь (напр. лютеранская и – в меньшей степени - католическая в Германии) будила совесть народа. Русская Православная Церковь – которая, как верно заметил Михаил Берг, всегда на стороне государства (любой власти, любого строя, любого режима) и никогда на стороне людей – по разным причинам на это неспособна. У нее другой круг интересов и другая цель: приобрести статус (хотя бы неформальный) государственной религии.



[1]Pierwodruk: „Przegląd Polityczny” 101, 2010. Dziękuję Panu Wojciechowi Dudzie, redaktorowi naczelnemu „Przeglądu…”, za wyrażenie zgody na przedruk – T. K. 

Początek Pieśni Niemców Augusta von Fallerslebena aż się prosi o tego rodzaju trawestacje. Ta jest dziełem Lwa Szestowa referującego poglądy słowianofilów i Fiodora Dostojewskiego. Zob. Л. Шестов, Пророческий дар (К 25-летию смерти Ф. М. Достоевского)http://www.i-u.ru/biblio/archive/shestov_prorocheskiy/W dzisiejszej Rosji to zawołanie / zaklęcie / wyznanie wiary (już bez Szestowskiego cudzysłowu) zawędrowało pod strzechy blokowisk. Poszukiwaczom mocnych wrażeń polecam googlowanie. 

[2]Tekst na okładce (tzw. blurb). W wersji elektronicznej: От издателяhttp://www.ozon.ru/context/detail/id/4311603/

[3]Д. Жуков, Польша – „цепной пес” Запада, Москва 2009. Wszystkie cytaty na podstawie tego wydania, z podaniem strony w tekście zasadniczym. Krytycznie ocenił tę publikację – ale, co symptomatyczne, na łamach wydawanego w Polsce miesięcznika - historyk rosyjski, Władimir Spieranski. В. Сперанский, Трудно простить тому, перед кем виноват. Как и почему Польше инкриминируют развязывание Второй мировой войны, „Новая Польша” 2009, №10.

[4]Д. Жуков, М. Леонтьев, „Независимая” Грузия. Бандит в тигровой шкуре, Москва 2008; Д. Жуков, Оккультный Рейх”. Главный миф XX века, Москва 2009.

[5]Ю. Мухин, Сталин против кризиса, Москва 2009. O dokonaniach Muchina wspomina Mikołaj Iwanow w rozmowie z Beatą Maciejewską: Rosja płacze razem z Wami, „Gazeta Wyborcza” (Wrocław) 16 kwietnia 2010, s. 6.

[6]Л. Мартенс, Запрещенный Сталин, Москва 2009. Tytuł oryginału: Een andere kijk op Stalin.

[7]W tekście rosyjskim: боевики. Dowodzili nimi prowodyrzy, czyli: главари. Tak zabarwiona emocjonalnie leksyka pojawia się w prasie rosyjskiej relacjonującej wydarzenia na Kaukazie (np.: „В Чечне уничтожен главарь боевиков”).

[8]Wcześniej oczywistych błędów  – oczywistych nawet dla mnie, prostego rusycysty – odnalazłem w Psie łańcuchowym zaledwie kilka: Bolesław II Śmiały funkcjonuje  niekiedy jako Okrutny (Жестокий, zamiast Смелый), tak (ЖестокийГрозный) nazywany jest w historiografii rosyjskiej książę Czech Bolesław I Okrutny (Srogi); hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz nie dość, że pojawia się czasami pod zmienionym nazwiskiem Chotkiewicz, to jeszcze „tchórzliwie ucieka z Moskwy”; a Józef  Oleksy zamienia się w Oleksę (Józef Oleksa).

[9]Е. Травина, Имперские мифы России. Миф Первый. О врагах народа и защите границ, „Дело” 27 июня 2005, №23(377), http://www.idelo.ru/377/14.html.

[10]M. Głowiński, Retoryka nienawiści, „Gazeta Wyborcza” 14-15 listopada 2009, nr 267. 6180, s. 25.

[11]Niektóre z nich zostały przywołane przez Mikołaja Iwanowa (Rosja płacze…op. cit.) i Władimira Spieranskiego (op. cit.).

[12]Н. Литвинов, А. Литвинова, Антигосударственный террор в Российской империи. Исторический очерк, „Новый мир” 2003, №11. Internethttp://magazines.russ.ru/novyi_mi/2003/11/litvin.htmlWszystkie cytaty na podstawie wersji elektronicznej.

[13]MómałsupplémentPod koniec listopada 2009 roku media rosyjskie podałyinformację zatrzymaniu Astrachaniu grupy bojówkarzy”: Сотрудники угрозыска МВД Чечни вчера обезвреживали в Астрахани главбуха так называемого урус-мартановского ваххабитского джамаата Айну Сидгалиеву и ее охранников. Как говорят милиционеры, она успела переправить боевикам ноябрьскую зарплату, а вот премия по итогам года, поступившая из Польши [podkrmoje– T.K.], в лес так и не дошла. Женщина подорвала себя гранатой, один из сопровождавших ее боевиков был ранен, третьего участника группировки взяли невредимым”. С. МашкинПоследнюю гранату главбух оставила себе,„Коммерсантъ” 28 ноября 2009, №223 (4278).

[14]MGłowińskiopcit.s. 25.

[15]Pisano o tym wielokrotnie. Zob. m.in.: Dusza polska i rosyjska, pod red. A. de Lazari, Warszawa 2004; Katalog wzajemnych uprzedzeń Polaków i Rosjan, pod red. A. de Lazari, Warszawa 2006; Polacy i Rosjanie – Przezwyciężanie uprzedzeń, pod red. A. de Lazari i T. Rongińskiej, Łódź 2006; J. Orłowski, Z dziejów antypolskich obsesji w literaturze rosyjskiej. Od wieku XVIII do roku 1917, Warszawa 1992.

[16]Cyt. za: J. Orlik, Wpływ kultury polskiej na inteligencję rosyjską w latach 60. XX wieku, maszynopis pracy doktorskiej, Kraków 2006, s. 37.

[17]ГБрускинПрошедшее время несовершенного видаМосква 2001, с. 95.

[18]Na osobne omówienie zasługują, moim zdaniem, bezpośrednie kontakty twórców rosyjskich z Ryszardem Przybylskim, Sewerynem Pollakiem, Wiktorem Woroszylskim czy Andrzejem Drawiczem.

[19]Cyt. za: J. Orlik, op. cit.,s. 8. Oleg Ken (1960-2007) - znany historyk petersburski.

[20]Właśnie tak: панпани, a nie: господингоспожа. Można by napisać poważną rozprawę o funkcjonowaniu w języku rosyjskim tych dwóch słów („pan” i „pani”) – zawieszonych między sympatią w liczbie pojedynczej (np. Aleksandr Wertynski Pani Irena / Пани Ирена1930) a nienawiścią w liczbie mnogiej (Aleksiej Surkow Piosenka Armii Konnej / Конармейская 1935: „Помнят псы-атаманы,Помнят польские паны Конармейские наши клинки!”). Na osobny rozdział zasługiwałby zwrot: „Прошупани” (zob. w piosence Władimira Wysockiego z 1966 r. Ona była w Paryżu / Она былавПариже: „Приедет - я скажу по-польски: ‘Прошу, пани, / Прими таким, как есть, не буду больше петь!’”), który rzadko dopuszcza do głosu wersję bliższą brzmieniu oryginalnemu: „Проше пани”.

[21]P. Lisicki, Żałoba i kicz pojednania, „Bibuła. Pismo Niezależne” 13 kwietnia 2010, http://www.bibula.com/?p=20386.

[22]A. Smolar, Polska, Rosja i śmierć, „Gazeta Wyborcza (Świąteczna)” 17-18 kwietnia 2010, s. 26.

[23]Zob.: Олег Калугин: Шпиономания - реставрация советского режима, беседовала А. Плотникова, „Дело” 18 июля 2005, №26(380), http://www.idelo.ru/380/10.htmlРоссияне считают друзьями китайцев, врагами - американцевhttp://www.tsn-tv.ru/news/politics/9244/.

[24]P. Smoleński, Trzymaj się, Rzeczpospolito, „Gazeta Wyborcza (Świąteczna)” 17-18 kwietnia 2010, s. 20.

[25]W. Portnikow, Nieszczery leń z zadartym nosem, „Polityka” 20 sierpnia 2005, nr 33, http://archiwum.polityka.pl/art/nieszczery-len-z-zadartym-nosem,399654.html.

[26]Ostatnie dziesięciolecie XX wieku bardzo źle zapisało się w pamięci ekonomicznej (słusznie) i politycznej (niesłusznie) Rosjan. Nacjonalista Jurij Bondariew - kiedyś autor całkiem niezłej prozy wojennej, dziś plakatowy pismak - opublikował w na łamach miesięcznika „Nasz Sowriemiennik” (1999, nr 11, 12; zob. też: http://libereya.ru/biblus/bondarev.htm) antyjelcynowski pamflet Trójkąt bermudzki (Бермудский треугольник). W tej, za przeproszeniem, powieści wiadro pomyj zostało wylane m. in. na głowę wybitnego filologa, jednego z animatorów pieriestrojki, w przeszłości więzionego w łagrze Sołowieckim - Dmitrija Lichaczowa (1906-1999) .

[27]Послание великому князю Василию, в котором об исправлении крестного знамения и о содомском блуде, http://www.pushkinskijdom.ru/Default.aspx?tabid=5105.

[28]Е. Травина, Имперские мифы России. Миф Второй.  О богоизбранности России, „Дело” 4 июля 2005, №24(378), http://www.idelo.ru/378/15.html.

[30]http://www.youtube.com/watch?v=SeDHD6DCm5w&feature=relatedDziś (26 lipca 2010 r.) zamiast filmu pojawia się informacja: „Ten film wideo został usunięty przez użytkownika”. We love Russia udostępniają, oczywiście, również inni użytkownicy, ale komentarze – te przeze mnie cytowane i inne cudownie patriotyczne – przepadły. 

[31]A. Kolesnikow, Rosja nas i onych, tłum. M. Wojciechowski, „Gazeta na Wielkanoc”, dodatek do „Gazety Wyborczej”, 3-5 kwietnia 2010, s. 13. Podobno taksówkarze nowojorscy 11 września 2001 roku po ataku terrorystycznym…

[32]ЕТравинаИмперские мифы РоссииМиф четвертый. О „правильном” государе, „Дело” 18 июля 2005, №26(380), http://www.idelo.ru/380/15.htmlO obecnym prezydencie petersburska (rosyjska?) ulica wypowiada się lekceważąco jako o nieudanej kopii poprzednika („Liliputin”). Wszystko więc wskazuje na to, że Dmitrij Miedwiediew znajdzie się w gronie „nieprawych”.

[33]Е. Травина, Имперские мифы России. Миф Второйop. cit.

[34]J. Prus, Nie tylko Kwaśniewski lubi sobie wypić, „Dziennik” 29 września 2009, http://dziennik.pl/opinie/article54922/Nie_tylko_Kwasniewski_lubi_sobie_wypic.html?service=print.

[35]M. Epsztejn, Po karnawale, czyli Wieczny Wieniczka, tłum. A. Pomorski, „Literatura na Świecie” 1994, nr 7-8, s. 306.

[39]М. Берг, Письма о русском патриотизме. Секрет популярности Путина. Патриотизм и национальная идея, „Дело” 9 октября 2006, №35(436), http://www.idelo.ru/436/18.html.

[40]Zob. ostatnie publikacje W. Suworowa: Cień zwycięstwa  (Тень Победы, 2002), Cofam wypowiedziane słowa (Беру свои слова обратно, 2005).

[41]A. Grajewski, Dialog trudny, ale możliwy, „Dialog. Magazyn Polsko-Niemiecki” 89, 2009, s. 15.

[42]Zob.: В. Красиков, Ложь Великой Отечественной. Мы рождены, чтоб сказку сделать былью? Миф о нашем единстве, „Дело” 19 декабря 2005, №46(400), http://www.idelo.ru/400/14.html.

[43]М. Берг, Письма о русском патриотизме. Мы и лучше, и хуже всех одновременно. Патриотизм как фобия, „Дело” 13 ноября 2006, №40(441), http://www.idelo.ru/441/15.html.

[44]„Japoński” dziennik Abramowa ukazał się drukiem w prasie petersburskiej dopiero w 2010 roku. Publikację przygotowała wdowa, Ludmiła Krutikowa-Abramowa: Нам надо учиться у японцев”.Из записных книжек Федора Абрамова, „Невское время” 27 февраля 2010,  №34 (4539), с. 10.

[45]Ю. Колкер, Тризна по России, „Новая Газета в Санкт-Петербурге” („NovayaGazeta.Spb.Ru”) 12-15 мая 2005, №33, http://www.novayagazeta.spb.ru/2005/33/8Jurij Kołkier (1946) – poeta, krytyk literacki, kulturolog, tłumacz, dziennikarz. W 1984 r. wyemigrował do Izraela, od 1989 r. mieszka w Wielkiej Brytanii.

[46]Ibidem.

[47]Имперский синдром. Владимир Войнович. Будущее „подошьет” Россию, беседовал Д. Коцюбинский, „Дело” 26 сентября 2005, №34(388), http://www.idelo.ru/388/1.html.

[48]М. Берг, Письма о русском патриотизме. За пределами христианства. Православие и патриотизм, „Дело” 12 марта 2007, №8(455),http://www.idelo.ru/455/16.html.

[49]Patriarcha Moskwy Wszechrusi (Патриарх Московский и всея Руси) Tichon (Тихон, 1917-1925) został kanonizowany 1989 rokuJego następcySergiusz (Сергий, 1943-1944) , Aleksy (Алeксий I, 1945-1970), Pimen (Пимен, 1971-1990), Aleksy II (Алексий II, 1990-2008),  Cyryl (Кирилл, 2009-, oficjalna stronahttp://www.patriarchia.ru/).  Lata 1925-1943 są określane jako czas wakatu.

[51]CytzaIbidem.

[52]Zobnp.: Корпорация „Церковь”, „Деловая пресса” 6 июля 2000, №26(57), http://www.businesspress.ru/newspaper/article_mId_40_aId_28418.html.

[54]N. Manea, Musimy budować pomniki hańby, tlum. S. Kowalski, „Duży Format” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) 31 XII 2009, nr 51(859), s. 24-25.

[55]Instytucja kultury[w:] Wikipediahttp://pl.wikipedia.org/wiki/Instytucja_kultury.

[56]Wiem: „dla nieznających grażdanki”, ale „dla niecyrylicznych” lepiej brzmi.

Komentarze

Popularne posty