Dziennik skandalisty

"Zeszyty Literackie" 66, 1999, s. 157-160

/




Tadeusz Klimowicz
/
Dziennik skandalisty

            W Petersburskim karnawale („Zeszyty Literackie” 62, 1998) wspomniałem o przygotowaniach do wydania w oficynie Iwana Limbacha dziennika Michaiła Kuzmina z roku 1934. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ukazał się on w sprzedaży pod koniec ubiegłego roku (Sankt-Petersburg 1998) w nakładzie 3000 egzemplarzy pod redakcją (kompetentną), z wstępem (znakomitym) i komentarzami (obszerniejszymi od tekstu właściwego) Gleba Moriewa (obecnie Jerozolima). Przygotowując tekst do druku posłużono się kopią przepisaną na maszynie w latach 1936-1937, ponieważ oryginał został prawdopodobnie skonfiskowany w 1938 r. przez funkcjonariuszy NKWD (Według innej wersji rękopis został wówczas cudem uratowany i zniszczony dopiero w czasie wojny wraz z notatkami z roku 1935).

            Poeta, prozaik, dramaturg, kompozytor Michaił Kuzmin urodził się 6 (18) października 1872 r. w rodzinie staroobrzędowców. Terminował u symbolistów, by w eseju O pięknej jasności (1910) sformułować program klaryzmu, zjawiska antycypującego akmeizm, a na początku lat dwudziestych wykreować emocjonalizm (Deklaracja emocjonalizmu1923), który jednak nie zdobył większego rozgłosu i uznaniem cieszył się jedynie wśród najbliższych jego twórcy. Ale to nie manifestom literackim zawdzięczał swoją popularność Kuzmin, lecz opublikowaniu już w roku 1906 (zaledwie kilkanaście miesięcy po debiucie) jedenastu wierszy z cyklu Pieśni aleksandryjskie i skandalizującej (apoteoza homoseksualizmu) powieści autobiograficznej Skrzydła. Wtedy też zaczął bywać na „niedzielach” u Fiodora Sołoguba i u Iwanowów w legendarnej Wieży na ul. Taurydzkiej (Tawriczeskaja) 25, gdzie doszło do jego inicjacji artystycznej. Prawo do udziału w misterium modernistycznym odbywającym się w salonie Iwanowów, prawo do przekroczenia granicy oddzielającej profanum od sacrum, prawo do wtajemniczenia zyskał odczytaniem, co bardziej bulwersujących fragmentów prowadzonego przez siebie dziennika. Lektura wywołała żywe zainteresowanie zebranych, wielu zafascynowała, a gospodarza szczególnie urzekł „homoseksualizmem nierozerwalnie związany z humanizmem”. Kuzmin zresztą zamieszkał później (1909) - już po śmierci żony Wiaczesława Iwanowa Lidii Zinowjewej-Annibał (1907) - na Wieży. Ich związek (raczej platoniczny) przetrwał jeszcze trzy lata. W maju 1912 r. Iwanow pożegnał Kuzmina na progu Wieży i wtedy - wiem, że to zabrzmi szalenie melodramatycznie - widzieli się po raz ostatni.

            Wkrótce ten pierwszy powtórnie się ożenił, a ten drugi w styczniu albo w lutym 1913 roku spotkał w Kijowie osiemnastoletniego Josifa Jurkunasa i - jak pisze Gleb Moriew - natychmiast wcielił się ze znawstwem w rolę Pigmaliona. Nowemu kochankowi nadał nowe imię i nazwisko (Jurij Jurkun) i nową też zapewne osobowość, ale nie przewidział pojawienia się w ich domu (1920) urodziwej aktorki - muzy Gumilowa i Mandelsztama - Olgi Hildebrandt-Arbieniny (1897-1980), z którą musiał odtąd walczyć o uczucia młodego Litwina. „Sądzę, - pisała we wspomnieniach o Kuzminie - iż jego tragedia polegała na tym, że zakochiwał się w mężczyznach, którzy kochają kobiety, a jeśli godzili się na związek z nim, to z miłości do jego poezji [...]”. Po latach pogodzony już z losem autor Skrzydeł zauważył odrobiną smutku i melancholii: „Dobrze, że Jur. nie jest sam, chociaż b<yć> m<oże> szkoda, że nie do końca jest mój, jak ja jego. Ma inny dom”. Starzejący się pisarz (jeden ze współczesnych pisał: „M. A. Kuzmin jest kompletnym staruszkiem. Ma 49 lat. Malutki. Łysy. Siwe włosy na skroniach są jakoś osobliwe zaczesane do góry niczym skrzydełka. Brody nie ma”) uczynił też wszystko, by jego podopieczny stał się postacią znaczącą w literaturze rosyjskiej, ale Jurkun zaistniał w niej wyłącznie jako autor paru opowiadań pozostających w kręgu poetyki swego Demiurga i Mistrza[1].

            A ten przez całe swoje życie konsekwentnie głosił hasła „małej sztuki”, nie obciążonej misją posłannictwa, bagażem ideologii czy etyki. Z ironią traktował pisarstwo Lermontowa, Lwa Tołstoja i wszystkich tych twórców, którzy w literaturze szukali rozwiązania „wiecznych problemów”. Ten enfant terrible modernizmu rosyjskiego swoje credo życiowe i artystyczne zawarł w dwóch znamiennych listach do W. Rusłowa (1907): „Mógłbym w nieskończoność pisać o moich gustach, szczególnie dotyczących drobiazgów. To przypominałoby ulubioną przeze mnie w młodości grę w pytania i odpowiedzi. [...]. Nie lubię mlecznych dań, anchois i ciepłych, smażonych migdałów do szampana, nie lubię słodkawych win [...], nie lubię złota i brylantów, nie lubię ‘otchłani i głębi’, nie lubię Beethovena, Wagnera i szczególnie Schumanna. Nie lubię Schillera, Heinego, Ibsena i większości nowych Niemców (poza Hofmannsthalem, S. George i ich szkołą). Nie lubię Byrona. Nie lubię lat sześćdziesiątych i pieriedwiżników. Prawie nie lubię zwierząt, nie lubię zapachu konwalii i heliotropu, nie lubię koloru niebieskiego i zielonego, nie lubię pól i drzew iglastych, nie lubię gry w szachy, nie lubię surowych jarzyn. Prawda, że to jest bardzo interesujące”, „Lubię w sztuce rzeczy albo niezatarcie życiowe, albo arystokratycznie samotne. Nie lubię moralizującego złego smaku [...]. Skłaniam się ku Francuzom i Włochom. Lubię trzeźwość i ostentacyjny przepych. Tak więc z jednej strony lubię włoskich nowelistów, komedie francuskie XVII-XVIII w., teatr współczesnych Shakespeare’a, Puszkina i Leskowa. Z drugiej zaś strony, niektórych niemieckich prozaików romantycznych (Hoffmanna, J. P. Richtera, Platena-Hallermünde), Musseta, Mérimée, Gautiera, Stendhala, D’Annunzia, Wilde’a i Swinburne’a. [...]. Lubię koty i pawie. Lubię perły, granaty, opale i takie pospolite kamienie, jak ‘bycze oko’, ‘księżycowy kamień’, ‘kocie oko’, lubię srebro i czerwony brąz, bursztyn. Lubię róże, mimozy, narcyzy i lewkonie, nie lubię konwalii [...] i niezapominajek. Roślin bez kwiatów nie lubię. Lubię spać pod futrem bez bielizny”.

            Los niełaskawie z nim się obszedł skazując go na wiek XX. Był bowiem człowiekiem rokoka (ale też w jakimś stopniu antyku, staroobrzędowej Rusi, renesansu i zapewne jeszcze kilku innych epok), który tamtą atmosferę i tamte obyczaje - gdy życie było grą, gdy przyjemność była wartością nadrzędną, gdy zabawa w miłość zastąpiła uczucie, gdy buduar pełnił rolę salonu - pieczołowicie odtwarzał w swojej twórczości. Na szczęście epoka przełomu wieków sprzyjała takim artystom, wiele rozumiała i wszystko wybaczała. Mógł więc Kuzmin dowolnie stylizować swoje życie i swoją twórczość, ale po październiku 1917 stawało się to z każdym rokiem trudniejsze. I wreszcie niemożliwe. Ostatni tomik poezji (Pstrągi rozbijają lód, 1929) jest krzykiem rozpaczy człowieka, który utracił swój świat. Karnawał dobiegł końca, ucichł gwar bawiących się gości, zdjęto maski. Trwały wprawdzie przygotowania do nowej maskarady, ale w niej twórca klaryzmu już nie chciał uczestniczyć. W grudniu 1933 roku sprzedał za 25 050 rubli (na pięćdziesiąt wyceniono 11 zdjęć pisarzy) znaczną część swojego archiwum do utworzonego 3 lipca Centralnego Muzeum Literatury Pięknej, Krytyki i Publicystyki (od sierpnia 1934: Państwowe Muzeum Literackie), którego dyrektorem był Władimir Boncz-Brujewicz. I to on właśnie musiał się tłumaczyć z zarzutów postawionych przez specjalnie powołaną komisję, iż archiwum autora Skrzydeł „zawierające notatki przeważnie na tematy homoseksualne, muzealnej i literackiej wartości nie przedstawia”. W odpowiedzi Boncz-Brujewicz posłużył się dwoma argumentami - ideologicznym i finansowym: nazwał Kuzmina „jednym z najbardziej lewicowych symbolistów” i podał odpowiednio zaniżoną sumę wydatkowaną na kupno rękopisów. Michaił Kuzmin został jeszcze wprawdzie przyjęty do Związku Pisarzy Radzieckich (14 czerwca 1934), ale to w niczym nie zmieniło jego trudnego położenia w świecie totalitaryzmów - w komunistycznej Rosji wycofano jego książki z bibliotek i nie wyrażano zgody na publikację nowych, w hitlerowskich Niemczech palono je na stosach. „Moje położenie jest takie, - zanotował - jakby mnie nie było [...]”.

            Pozostał dziennik. Michaił Kuzmin, któremu była obca patologiczna wręcz systematyczność chociażby wspomnianego już Tołstoja, tylko kilka lat ze swego niebanalnego życia zaopatrzył w autokomentarz (1905-1906, 1921, 1931). Po raz ostatni powrócił do prowadzenia dziennika w maju 1934 roku. Coraz dotkliwiej dającej o sobie znać chorobie (dusznica bolesna, angina pectoris - „Każdej nocy mam mały atak duszności i krwawą pianę, i kaszel. W dzień też ciężko”) zaczęło towarzyszyć poczucie osaczenia i zagrożenia. 17 grudnia 1933 roku Rada Najwyższa (Wsierossijskij Centralnyj Ispołnitielnyj Komitiet) podjęła uchwałę określającą homoseksualizm jako przestępstwo i - jak pisze Gleb Moriew - już od stycznia 1934 roku zaczęły się masowe aresztowania gejów. Zgodnie z wprowadzonym 7 marca do kodeksu karnego artykułem 121 groziło im pozbawienie wolności na okres od 5 do 8 lat[2]. Aresztowano wówczas między innymi kilka osób o tej właśnie orientacji seksualnej także z najbliższego otoczenia Kuzmina, ale - co znamienne - wszystkim im postawiono innego rodzaju zarzuty (jedynie I. Lichaczowa oskarżono o „szpiegostwo i pederastię”, ale ostatecznie skazano na 8 lat łagrów za przynależność do „kontrrewolucyjnej organizacji trockistowskiej”, artykuł 58).

            Sześćdziesięciodwuletniemu autorowi Pieśni aleksandryjskich nie patronuje już więc prowokujący i błyskotliwy Wilde, lecz chory, pogrążony we własnym świecie, wyciszający rzeczywistość otuliną z korka, introwersyjny Proust. Dla Kuzmina, człowieka z komunałkiświat za oknem to czepucha, ale ta „bzdura” nie pozwala o sobie zapomnieć: rozmawia się o konsekwencjach wprowadzenia dowodów tożsamości (27 grudnia 1932 r. Rada Najwyższa i Rada Komisarzy Ludowych ZSRR podjęły uchwałę o wprowadzeniu jednolitego systemu paszportowego na terenie kraju), „Wieczorem poinformowali, że zabito Kirowa. To może być brzemienne w skutki”, „Siedziałem w domu. Rankiem podniósł się rwetes, naprawiali wannę, darli się w radio, postawionym mordą w stronę naszych drzwi, jacyś kołchozowi pijani wieśniacy, płakały dzieci, mamuśka żądała pieniędzy, Annuszkę umieszczano w szpitalu, w ogóle rwetes niesamowity. Zdenerwowałem się nawet i powiedziałem Szpitalnikom[3], żeby odwrócili swój radio [dla Kuzmina radio jest rodzaju męskiego]. Zupełnie zamknęli”, 17-19 grudnia: „Pieniędzy nie przysyłają”, 20 grudnia: „Pieniędzy nie przysyłają”, 26 grudnia: „Z ‘Academii’ trochę przysłali”, 29 grudnia: „Przykro, że pieniędzy nie przysyłają”, 31 grudnia: „Pieniędzy jednak nie przysłali”.

            Ale pozostały, przywoływane bez pomocy magdalenek, wspomnienia: Wieża hierofantów; drugorzędna pisarka Nadieżda Sanżar (1875-1933), nachodząca petersburskich twórców z prośbą o zapłodnienie, ponieważ bardzo chciała urodzić „słonecznego syna” poczętego przez geniusza; eskapady do Ogrodu Taurydzkiego, najbardziej znanego miejsca spotkań stołecznych gejów i męskich prostytutek. Ale pozostały, nie zagłuszone przez radio Szpitalników, wrażenia: „Złudzenie optyczne. Siedziałem nad brzegiem stawu. Po przeciwległym brzegu przechodziła... tak, procesja, inaczej niż tym uroczystym słowem nie można tego określić, co zobaczyłem. Parami szli niemal nadzy, zgrabni młodzieńcy mniej więcej szesnastoletni i dziewczęta osiemnasto<letnie>. Szli pospiesznie i równo, jak widma Ludwiga Hofmanna. Okazało się, że w pobliżu jest dom dziecka. Chłopcy mieli po 6 lat, kretyńskie i występne twarze, dziewczynki miały mniej więcej 9-10 lat. Z oddali wszystko wydaje się większe” i poznawanie samego siebie, seanse psychoanalizy z samym sobą: „Bardzo niebezpieczne. To bardzo niebezpieczne, co teraz powiem, ale bardzo potrzebne mnie samemu. B<yć> m<oże> później będę żałować, być może jutro napiszę inaczej, ale teraz trzeba to powiedzieć. [...]. Całe życie byłem wierzący, a gdy nadeszła starość i śmierć, to tę wiarę utraciłem”. 

            Czytelnik podróżujący po dzienniku z 1934 roku spotka też tego dawnego, dobrze sobie znanego Kuzmina - głoszącego pochwałę lóż masońskich, bo nie ma w nich kobiet (jak w armii, niektórych szkołach, męskich klasztorach i klubach angielskich), opiewającego piękno ciała mężczyzny („Juroczka bywa bardzo piękny. [...]. Kiedy spał w nowej koszuli nocnej, młodziutki, przypominał Chrystusa Beardsley’a albo wręcz samego Aubrey’a”) i drobne przyjemności, o których milczała „Prawda” („Cudowna pogoda. Nawet grałem w krykieta”).

            Dziennik zamyka zdanie: „A więc dożyłem do 35<-go> roku”. Miał jeszcze przed sobą czternaście miesięcy życia.

        Kuzmin umierał w leningradzkim - tu taka mała przewrotność losu - Szpitalu Pamięci Ofiar Rewolucji (tych słusznych ofiar, ma się rozumieć). Umierał „lekko, wytwornie, wesoło, prawie odświętnie” (Jurkun). Jego ostatnie słowa brzmiały: „Wszystko najważniejsze się skończyło, pozostały detale”. Zmarł 1 marca 1936 roku.

            Jurij Jurkun został aresztowany w nocy z 3 na 4 lutego 1938 roku i oskarżony wraz z kilkoma innymi pisarzami leningradzkimi o „udział w antyradzieckiej prawicowo-trockistowskiej terrorystycznej i dywersyjno-szkodniczej organizacji” (art. 58-8, 58-11). 20 września 1938 roku doszło do procesu. Przewodniczył Wasilij Ulrich (znany później ze spraw m. in. Babla, Kolcowa), a rozprawa sądowa (łącznie z naradą) trwała kwadrans (1445-1500). Oskarżony przyznał się oczywiście do wszystkich zarzucanych mu czynów. Zgodny z przewidywaniami wyrok („śmierć przez rozstrzelanie”) wykonano następnego dnia. Nie miał tyle szczęścia, jak aresztowany niemal w tym samym czasie (11 stycznia 1938) Lew Putiłło, którego oskarżono o uprawianie agitacji antyradzieckiej (podobno opowiadał anegdoty). W czasie procesu (15 czerwca) nie tylko, że odwołał swoje wcześniejsze przyznanie się do winy, ale opowiedział też o biciu podczas śledztwa („Śledczy wychodził z gabinetu, a wchodzili tam jacyś ludzie i bili mnie”). Skazano go na 4 lata łagrów, skąd został zwolniony już w roku 1940.


[1]Po roku 1923 zaprzestano publikowania jego utworów, a pozostawione rękopisy przeżyły autora, ale nie przeżyły blokady Leningradu, kiedy ogrzewano mieszkania wszystkim, co nadawało się do spalenia (a rękopisy jednak płoną!).

[2]Warto dodać, że wśród skazanych na łagry z tego właśnie powodu znalazł się później m. in. znany reżyser filmowy Serge Paradżanow. Artykuł 121 zniknął z kodeksu karnego dopiero po rozpadzie imperium.

[3]Kuzmin i jego najbliżsi dzielili mieszkanie z rodziną żydowską, której członkowie nosili nazwiska Szpitalnik i Czernomordik.

Komentarze

Popularne posty