Bal na "Titanicu", czyli Booker 1996

"Zeszyty Literackie" 59, 1997, s. 153-156.
/



Tadeusz Klimowicz
 /
Bal na „Titanicu”, czyli Booker 1996

 

  /          

            Przed stu laty - kiedy tworzyli Lew Tołstoj, Gorki, Korolenko, Andriejew i Czechow, kiedy mieli już za sobą debiuty Mierieżkowski, Gippius, Balmont, Briusow i Sołogub - krytyka była zajęta opisem agonii literatury rosyjskiej. Bogatszy o te doświadczenia unikam wyciągania pochopnych wniosków, ale jednego jestem pewien  - powolnego umierania tołstych żurnałow.

            Typowa dla systemu totalitarnego patologia - zdominowanej przez kryteria polityczne - polityki wydawniczej, wsparta dodatkowo wszystkimi subtelnościami ekonomiki socjalistycznej sprawiła, że „grube czasopisma” przez kilkadziesiąt ostatnich lat były ważnym elementem pejzażu rosyjskiego życia literackiego. To tołstyje żurnały, zarówno te wydawane oficjalnie („Drużba Narodow”, „Inostrannaja Litieratura”, „Junost’”, „Moskwa”, „Nowyj Mir”, „Oktiabr’”, „Znamia”), jak i samizdatowskie („Czasy”, „Obwodnyj Kanał”, „37”) czy emigracyjne („Grani”, „Kontinient”) wydobywały z radzieckiego czyśćca utwory skazane na zapomnienie, przemycały słowa prawdy o autorach wyklętych przez reżim, kreowały nowe gwiazdy literatury rosyjskiej: oficjalnej-konformistycznej, oficjalnej-niekonformistycznej, alternatywnej, emigracyjnej. Każde z tych czasopism miało swoje lepsze (np. w latach sześćdziesiątych „Nowyj Mir” i „Junost’”, a w ostatnim dziesięcioleciu „Znamia”) i gorsze dni, ale okres szczególnej popularności i prosperity przeżywały w czasie pieriestrojki o czym najlepiej świadczą nakłady - „Drużba Narodow”: 1975 - 190 000, 1982 - 240 000, 1983 - 160 000, 1988 - 800 000, 1991 - 800 000, 1993 - 50 000, 1996 - 15 000; „Grani”: 1993  - 3000; „Junost’”: 1975 - 2 600 000, 1985-1990 - ponad 3 000 000, 1991 - 1 000 000, 1993 - 145 000, 1996 - 21 000; „Kontinient”: 1991 - 100 000, 1993 - 10 000; „Moskwa”: 1964 - 160 000, 1977 - 275 000, 1986 - 500 000, 1989 - 775 000, 1990 - 450 000, 1991 - 150 000, 1993 - 32 000, 1996 - 13 000; „Nowyj Mir”: 1927 - 28 000, 1975 - 172 000, 1987 - 490 000, 1990 - 2 710 000, 1991 - 965 000, 1993 - 53 000, 1996 - 30 200; „Oktiabr’”: 1927 - 10 000, 1986 - 175 000, 1989 - 380 000, 1991 - 242 000, 1993 - 65 000, 1996 - 24 200; „Znamia”: 1975 - 170 000, 1986 - 250 000, 1990 - 1 000 000, 1991 - 425 000, 1993 - 75 000, 1994 - 50 000, 1996 - 34 000[1]. Warto przy tym pamiętać, że część nakładu wykupuje dla bibliotek finansowana przez Sorosa fundacja Społeczeństwo Otwarte (np. „Oktiabr’” i „Znamia” - 10 000, „Drużba Narodow” - 7000). Boom końca lat osiemdziesiątych wywołany był publikacją tekstów obecnych wcześniej wyłącznie w sam- lub tamizdacie, bądź też wydobytych z pisarskich szuflad. W latach dziewięćdziesiątych nakłady tołstych żurnałow zaczęły gwałtownie spadać (proces ten wciąż trwa) z kilku, jak się wydaje powodów: zaspokojony został głód czytelniczy na owoce zakazane, poszukiwaną powieść można kupić w wydaniu książkowym (której okładka znacznie lepiej się prezentuje na półce) i - co może najważniejsze - pojawiła się konkurencja w postaci glancewych (tu: lakierowanych) żurnałow („Andriej”, „Itogi” - rosyjska mutacja „Newsweeka”, „Kosmpolitien”, „Miedwied’”, „Playboy”, „Ptiucz”, „Stas”)[2]. Znamienne są losy zawsze - choć z różnych powodów - popularnego tygodnika „Ogoniok” (por. nakłady: 1923 - 42 000, 1929-1986 - 1 500 000-2 000 000, 1989 - 3 200 000, 1990 - 4 600 000, 1991 - 1 800 000, 1993 - 204 000, styczeń 1997 - 100 000), który swoje najlepsze lata (1986-1991) przeżywał pod redakcją Witalija Koroticza. Jednak w postradzieckiej rzeczywistości - kiedy wyblakły hasła pieriestrojki, kiedy rozpadło się imperium, kiedy ostatecznie upadła cenzura, kiedy zpowszedniała wolna prasa - tygodnik z trudem znajduje dla siebie miejsce i najwspanialsza nawet przeszłość niczego nie zmieni. Należy sądzić, iż jego nakład jeszcze będzie spadał, ale „Ogoniok” - w przeciwieństwie do kilku tołstych żurnałow - przetrwa.

            Te zaś żyjące do niedawna wspomnieniami niegdysiejszej świetności, egzystujące w cieniu - co dla Rosji jest doświadczeniem nowym i niezwykłym - wytworów kultury masowej próbują się przystosować do nowych reguł gry. Służy temu między innymi bardzo rozbudowany ceremoniał towarzyszący przyznaniu dorocznej Nagrody Bookera za najlepszą powieść opublikowaną w języku rosyjskim. W pierwszych tygodniach roku ustala się listę utworów nominowanych do nagrody, spośród których jury wybiera  (najczęściej we wrześniu) sześcioro finalistów (tzw. short list). Nazwisko laureata i tytuł wyróżnionej powieści poznajemy w połowie grudnia. W ubiegłorocznym gronie wybrańców jurorów znaleźli się: Piotr Aleszkowski Władimir Czygrincew (Władimir Czigrincew, „Drużba Narodow” 1995, nr 9, 10), Wiktor Astafjew Tak chce się żyć (Tak choczetsia zyt’, „Znamia” 1995, nr 4), Andriej Dmitrijew Zakręt rzeki (Poworot rieki, „Znamia” 1995, nr 8), Dmitrij Dobrodiejew Powrót do Związku (Wozwraszczenije w Sojuz, „Drużba Narodow” 1995, nr 2; „Soło” nr 16), Nina Gorłanowa i Wiaczesław Bukier Powieść wychowania (Roman wospitanija, „Nowyj Mir” 1995, nr 8, 9), Andriej Siergiejew Klaser (Albom dla marok, „Drużba Narodow” 1995, nr 7, 8). 16 grudnia 1996 roku, w poniedziałek, o godzinie 19-tej - podczas uroczystego obiadu w moskiewskim Domu Architekta (Granatnyj Pierieułok 7) - poinformowano, że Nagrodę Bookera (i prawdopodobnie 10 000 funtów szterlingów) zdobyła powieść Klaser

            Kilka dni wcześniej rozmawiałem z jednym z jurorów, którego nazwisko tu pominę. Na moje nietaktowne pytanie o to, kto zdobędzie Bookera, odpowiedział, że regulamin zabrania udzielania podobnych informacji. Ostatecznie wyznał jednak, iż jego osobistym faworytem jest Dmitrijew, że Zakręt rzeki ma duże szanse na otrzymanie nagrody, ale o wszystkim zadecyduje ostatnie posiedzenie jury. Z już późniejszych przecieków[3]okazało się, że obrady miały - jak zwykle zresztą - bardzo burzliwy przebieg, a najwięcej zwolenników mieli właśnie Dmitrijew i Dobrodiejew. W tej sytuacji uznano, że kompromisowym, satysfakcjonującym wszystkim rozwiązaniem będzie znalezienie powieści nie budzącej takich emocji. 

            Wybrano Klaser urodzonego w 1933 r. Siergiejewa, literackiego outsidera (jego biogramu nie znajdziemy w żadnym z ostatnio wydanych w Polsce leksykonów), którego nazwisko przywołałem na łamach „Zeszytów Literackich” (nr 51, por. Literatura drugiego obiegu w ZSRR. Injaz, Lianozowo i SMOG), pisząc o młodych poetach związanych w latach pięćdziesiątych z Injazem (Institut Inostrannych Jazykow / Instytut Języków Obcych). Szczerze mówiąc jego liryka niczym szczególnym się nie wyróżniała i bardziej znany był jako tłumacz. Okazało się jednak, że przez blisko dwadzieścia lat pisał tekst, który nosi obecnie tytuł: Albom dla marokKollekcyja ludiej, wieszczej, słow i otnoszenij (1936-1956) Klaser. Kolekcja ludzi, rzeczy, słów i stosunków (1936-1956). Jego publikacji podjął się ryski „Rodnik”, ale pismo upadło i Klaser został opublikowany w całości (wcześniej fragment ukazał się w tygodniku „Ogoniok”) dopiero w roku 1995. 

            Przed kilku laty sporą sensację wywołała utrzymana w konwencji postmodernistycznej, owiana mgiełką nostalgii, powieść Wadima Miesiaca Wiatr od fabryki cukierków (Wietier s konfietnoj fabriki), której bohaterom  - w poszukiwaniu utraconego czasu, Breżniewowskiej Rosji - towarzyszy smak popularnych słodyczy. Dużo starszy Siergiejew, któremu obce są doświadczenia soc-artu, także przywołuje smak swego dzieciństwa i młodości, Rosji lat trzydziestych-pięćdziesiątych, kiedy dzieciom nadawano imiona Markslen (Marks, Lenin), Wilorij (Władimir Iljicz Lenin Ojciec Rewolucji), a wszyscy powtarzali: „Dziękujemy towarzyszowi Stalinowi za nasze szczęśliwe dzieciństwo”. „Urodziłem się - pisze - w roku zdobycia przez Hitlera władzy, ukończenia Biełomoru, wysadzenia świątyni Chrystysa Zbawiciela i najstraszniejszego głodu na Ukrainie. W Moskwie też było źle z jedzeniem. Kartofli mama do ust nie brała, żyła samą brukwią”[4]. Wydawać by się mogło, że szczęśliwe (poprzez swoją normalność) dzieciństwo możliwe jest u bohaterów Lwa Tołstoja, Aksakowa czy Dickensa, ale nie w kraju ogarniętym terrorem. Jednak najbliżsi narratora-Siergiejewa egzystują na Wyspach Szczęśliwych - nie są represjonowani, nie przebywają w łagrach czy w szpitalach psychiatrycznych: „Zimą z mamą i tatą jeździliśmy na Usaczowkę do Warwary Michajłowny. Miała gruby album nieprzyzwoitych niemieckich pocztówek, po trzy na każdej stronie:

            dwaj chłopcy siedzą na nocnikach

            kawaler i panna siedzą na nocnikach odwróceni plecami

            kawaler i panna siedzą na nocnikach twarzami do siebie

            kawaler i panna na nocnikach w samej bieliźnie

            kawaler i panna na nocnikach w płaszczach

            wąsaty pan i dama na nocnikach

            dziadek i babcia na nocnikach.

            Tatuś powiedział, że te pocztówki są pornograficzne” (7, 15).

            Największą bodaj wartością Klaseru jest próba rekonstrukcji świadomości zbiorowej Rosjan, „zwykłych ludzi” funkcjonujących w Orwellowskiej rzeczywistości: „Jak każdy zamknięty świat, Bolszaja Jekatierinskaja miała swoje ugruntowane wyobrażenia o świecie. Istota ich sprowadzała się do czterech[5]zasad:

            1. Prawda - to, co już  wiem i co mi powiedział krewny, znajomy, sąsiad. [...]

            - że rodzina carska i sam Mikołaj II ocaleli. [...].

            - że Lenin ułaskawił eserkę Kapłan i teraz ona mieszka w swoim domku na Kołymie.

            - że Lenin był syfilitykiem - jak Majakowski.

            - że Stalin jest sadystą i zastrzelił Alliłujewą [...].

            - że Budionny też zastrzelił żonę-szpiega, a Woroszyłow - nie pozwolił aresztować swojej - bronił z naganem.

            [...].

            - że Łunaczarski, Mołotow i Kalinin lubią baletnice.

            - że Kalinin potajemnie wierzy w Boga i urządza w domu nabożeństwa.

            - że Rykow - to alkoholik [...].

           - że wszystkie anegdoty wymyśla Radek i nie mogli go rozstrzelać, bo kto będzie pisać wstępniaki?

            [...]

            - że Meyerhold siekierą zarąbał Zinaidę Rajch.

            [...]

            2. Kłamstwo - to wszystko, co od władzy: z gazet, z radia, ze znienawidzonych zebrań. [...].

            3. My jesteśmy prości, dobrzy; inni nie są tacy. [...].

            Żydzi - to osobna rozmowa. Bolszaja Jekatierinskaja uważała, że rewolucję zrobili nam Żydzi. O żydostwo podejrzewano Stalina, Lenina - nigdy: w jego czasach dla wszystkich parchem był Trocki. Poza podejrzeniami byli wodzowie GPU: Dzierżyński, Mienżyński, Jagoda, Jeżow. [...].

            Bolszaja Jekatierinskaja nie uznawała za równego sobie żadnego narodu na świecie.

            Istnienie Ukraińców i Białorusinów poddawano w wątpliwość.

            Białorusinów - tak naprawdę przecież nie ma żadnych.

            Ukraińcy - to Rosjanie, tylko spolszczeni [...].

            Mołdawianie - to Cyganie, ale się nie przyznają. [...].

            Bracia-Słowianie zobowiązani są nas kochać. Polaczki są zdrajcami wśród Słowian, dlatego że nas nie kochają” (8, 65-68); 

            „Ostatniego dnia wojny fińskiej, po zawieszeniu broni, pod Wyborgiem zabito brata ojca, Wiktora.

            Powracający są zdumieni złośliwością Finów:

            - Kukułkę zobaczy na drzewie, strzela do ostatniego naboju.

            - Siostra pochyliła się nad rannym Finem, a ten w nią nóż wpakował!

            W radio, w gazetach nigdy: armia fińska, żołnierze fińscy. Tylko: bandy, bandyci [...].

            Pierwszy <<Ogoniok>> z czterdziestego roku: Armia Czerwona na prośbę robotniczo-chłopskiego rządu Finlandii pomaga ludowi pracującemu przegonić obszarników i kapitalistów” (7, 13);

            „Na wszystkich granicach są wrogowie:

            BIAŁOGWARDYJSKA FINLANDIA: z Finami powalczyliśmy.

            FASZYSTOWSKIE ŁOTWA, ESTONIA, LITWA - nie bardzo wiadomo, walczyliśmy z nimi czy nie.

            PAŃSKA POLSKA - tę rozbiliśmy.

         FASZYSTOWSKIE NIEMCY. W szkolnej czytance - opowiadania o przyszłej wojnie Jefima Zozuli.

            Atakujący czerwonoarmiści zdobyli polski czołg. Znajduje się w nim kaplica i laboratorium chemiczne. Ksiądz-czołgista miał zatruć całą okolicę. Przychodzą chłopi, widzą, dziękują Armii Czerwonej. [...].

            Do ZSRR przywożone są hiszpańskie dzieci. Nikt ich nie widział, ale wszyscy kochają. [...]. 

            BOJARSKA RUMUNIA z nami nie walczyła - przestraszyła się.

   TURCJĘ i PERSJĘ podżegają przeciwko nam IMPERIALISTYCZNA ANGLIA i MILITARYSTYCZNA FRANCJA. [...].

            FASZYSTOWSKA JAPONIA napadła na dobre CHINY” (7, 16-17).

      Ten świat binarnych opozycji, czarno-białych schematów, niepodważalnych zdawałoby się stereotypów zmienia się w latach wojny: „Następuje pora zdumienia.

            Taty współpracownik, młody wujek Wołodia [...] opowiada, że w Zachodniej Białorusi i na Litwie nie radowano się Armii Czerwonej:

         Stali i płakali” (7, 13); „W kieszonkowym atlasie na zachód od ZSRR - jasnobrązowa Strefa interesów państwowych Niemiec. W nowym klaserze przeznaczono po kartce na każdy kraj. Kartkę ma Urugwaj, kartkę Paragwaj, chociaż znaczków stamtąd - tyle co nic. Żadnej kartki nie mają Austria, Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, chociaż sporo znaczków. Zamiast Czechosłowacji - po prostu Słowacja” (7, 18).

            Jeszcze wczoraj „Śmiała się cała kuchnia, że Bek i Rydz-Śmigły uciekli do Rumunii” (7, 18), a dzisiaj: „W oczekiwaniu na Niemców <<Jeż>> [pismo satyryczne - T. K.] poszedł do pieca. Piec stał gorący od książek przez dwie doby.

            Przedmioty wartościowe - obrączki, zegarki, kupony materiałów, moje znaczki - zakopano obok ganku pod fundamentem. Kiedy je odkopano - znaczki były zapleśniałe [...].

            Niemcy powinni byli przyjść - do Udielnej i do Moskwy - szesnastego” (7, 22).

          Po wojnie przez jakiś czas wydawało się, że może być inaczej: „Jako jedyny w mieszkaniu [tzw. komunałce - T. K.] - a może w kwartale - Alimpij czytał wiotkie, czarująco pachnące powojenne pismo <<Ameryka>>. <<Ameryka>> płonęła letnio-jesiennym skwarem we wszystkich kioskach: drogo (dziesięć rubli) i strasznie (weźmie się, a w razie czego co?)” (7, 33), ale homo sovieticus nadal triumfuje: „Po raz pierwszy spotykałem Nowy Rok nie w domu. O północy gospodyni, z trzeciego roku, uroczyście zafrasowała się: 

            - Wypijmy za tego, komu jest najtrudniej, kto teraz nie śpi i myśli, żeby nam było jeszcze lepiej” (8, 87).

            Swój świat Siergiejew - programowo unikając metafizyki wielkich słów i eschatologii pustych gestów („W pięćdziesiątym trzecim roku, latem, przeprowadziliśmy się na Czapajewski” 7, 33 - i dalej się mówi o śmierci sąsiada Alimpija, a nie tyrana) - sprowadza do wymiaru małego realizmu spraw codziennych, najprostszych: „Zachwycała kiełbasa amatorska - dwa razy w miesiącu w dni wypłat, cienko pokrojona w spożywczym - dwadzieścia deko. Na kiełbasę ojciec czasami kładł ser - powstawała piętrowa kanapka [...]” (7, 41).

           Autor Klasera zaskakuje nieczęstym we współczesnej prozie rosyjskiej uzwyczajnieniem strasznych dziesięcioleci, oswojeniem - postrzeganych jako pasmo tragicznych wydarzeń - lat trzydziestych czy czterdziestych i wraz z milionami Rosjan odbywa wędrówkę w czasie, w poszukiwaniu korzeni i tożsamości. Rodzi się portret przeciętnej rodziny rosyjskiej z dwudziestym stuleciem w tle: „W roku bodaj pięćdziesiątym znalazłem za kanapą pudełka ze starymi wspaniałymi szklanym negatywami 13 na 18 i wywołałem.

            Zdjęcie rodziny Siergiejewów. Rok mniej więcej dziesiąty. Wieś Żukowka.

            Przed izbą z dużymi, wysokimi - niewiejskimi - oknami [...], na ławce o długości ściany siedzi ośmioro ludzi” (7, 43). 

            Tak zaczyna się opowieść o dziadkach. 

            A dalej już o ojcu: 

            „Przytaczam dokumenty: są one fotografiami ze zmieniających się czasów. Przytaczam daty: zbyt liczne zbiegają się z głośnymi datami czasów, których mój ojciec był mieszkańcem, częściowo świadkiem, nigdy - współuczestnikiem” (7, 45); „Bronił się 10 września [mowa o obronie pracy doktorskiej - T. K.], kiedy już broniono Warszawy” (7, 53); „Człowiek bez znaków szczególnych - jak wszyscy” (7, 53); „Przyjął i przejął posłusznie i zewnętrznie wszystkie formy i formuły [...]” (7, 55)

            i matce:

            „Mama nigdy nie była w Leningradzie,

            mama nigdy nie była w Kijowie,

            nigdy się niczym nie interesowała,

            nigdy nie czyniła żadnych wysiłków,

            nigdy się nad niczym poważnie nie zastanawiała,

            nigdy nie uznawała wysokiego i absolutnego,

            nigdy nie wierzyła w Boga,

            nigdy się nie uważała za równą z kimś,

            nigdy nie była niezadowolona z siebie,

            nigdy nie wątpiła w swoje racje,

            nigdy nie umiała się znaleźć w cudzej skórze,          

            nigdy nie hodowała kotów/psów/kwiatów,

            nigdy się nie zakochiwała

            nigdy nikomu nie wierzyła, oprócz babci,

            nigdy nie utożsamiała się z władzą,

            nigdy nikogo nie zdradziła” (8, 52-53).

            Wiele wskazywało na to, że w zgodzie z dyktatem czasu ułoży się również życie Andrieja Siergiejewa. Przestał być „jak wszyscy” podejmując pierwszą ważną decyzję: o rezygnacji ze studiów  w prestiżowym i elitarnym Instytucie Kinematografii i przeniesieniu się do Injazu (był z nim na roku m. in. Ziarnik). Towarzyszyła mu jeszcze pozytywna opinia:

„OPINIA

o studencie II roku Wydziału Inscenizacyjnego (kierunek reżyserski) 

Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii A. Siergiejewie

 

            Wydana dla Instytutu Języków Obcych.

            Tow. A. Siergiejew w ciągu dwuletniej nauki w WPIK, w kierowanej przeze mnie pracowni, dał się poznać jako kulturalny, zdyscyplinowany i pilny student.

         Tow. Siergiejew ze wszystkich przedmiotów otrzymywał oceny bardzo dobre, a ze specjalistycznych (reżyseria filmowa i aktorstwo) dobre.

            Tym niemniej tow. Siergiejew jako przyszły reżyser nie wykazał się wyrazistymi predyspozycjami twórczymi i dlatego jego życzenie przeniesienia się do Waszego Instytutu jest uzasadnione i z państwowego punktu widzenia słuszne.

            Tow. Siergiejew, ucząc się dobrze i w sposób zdyscyplinowany, zajmował się też pracą społeczną w gazetce ściennej kierunku reżyserskiego. W godzinach politycznych tow. Siergiejew brał równie aktywny udział, występując z referatami i uczestnicząc w dyskusjach.

Zasłużony Działacz Sztuki,

doktor habilitowany historii sztuki

profesor L. Kuleszow

27 czerwca 1953 r.” (8, 97).

            W Instytucie Języków Obcych konformizm nie należał do cnót powszechnie akceptowanych i indoktrynacji ulegano z mniejszym entuzjazmem niż w szkole filmowej. Nowi znajomi Siergiejewa (Erik Bułatow, Igor Możejko, Galina Andriejewa, Leonid Czertkow) nad kameleonowe wtopienie się w komsomolskie szeregi przedkładali jaskrawość barw kontestacji i prowokacji artystycznej. Klaser kończy się zdaniem: „Czertkowa aresztowano 12 stycznia 1957 roku” (8, 117).

            Nie dane mi było przeżyć iluminacji jurorów, którzy zaświadczyli o wielkości tego tekstu. Próbowałem początkowo potraktować Klaser jako twór wysublimowanej strategii powieściowej, wyrafinowanej stylistycznie ezoterycznej gry z czytelnikiem, której reguły wymagają mistycznego wtajemniczenia. Niesłusznie jakże. Siergiejew nie jest bowiem demiurgiem kreującym nowe lądy literackie, lecz nie pozbawionym talentu kronikarzem, któremu dane było żyć w ciekawych czasach.                                                 Podzielam opinie niektórych krytyków, że nagrodzony utwór trudno nazwać wydarzeniem artystycznym, że bliższy jest wspomnieniom niż powieści (resp. powieści autobiograficznej), że jest to „po prostu kufer literacki, skład zleżałych i przecenionych rzeczy, wspomnień, nazw, szczegółów życia. Swoista encyklopedia radzieckiego miejskiego (mieszczańskiego?, inteligenckiego?) życia. Zwycięstwo Siergiejewa oznacza zwycięstwo literatury konfesyjno-dokumentalnej i zwycięstwo nowych chwytów, i zwycięstwo nostalgii jako jako najważniejszej tendencji artystycznej naszych czasów”[6].

            Warto na koniec dodać, iż swego czasu dział kulturalny „Niezawisimej Gaziety” - nie godząc się z kolejnym werdyktami jury bookerowskiego - ufundował Nagrodę Antybookera, którą w ubiegłym roku uhonorowano prozaika Dmitrija Bakina i poetę Siergieja Gandlewskiego. Ten ostatni otrzymał zresztą także tzw. Małego Bookera (3000 funtów szterlingów), nagrodę za najlepszy debiut powieściowy 1995 roku - Trepanacja czaszki (Triepanacyja czeriepa). 



[1]Dane dotyczące wysokości nakładów podaję za: W. Kasack, Leksykon literatury rosyjskiej XX wieku. Przekład, opracowanie, bibliografia polska i indeks osób B. Kodzis, Wrocław-Warszawa-Kraków 1996; A. Boczarow, Kak żywiosz „russkij fienomien”?, „Litieraturnoje obozrienije” 1996, nr 3, s. 57.

[2]Por. dyskusję w redakcji tygodnika „Litieraturnaja gazieta”: „Tołstyj” i „glancewyj”. Krugłyj stoł, „Litieraturnaja gazieta” 1996, nr 49, s. 5.

[3]B. Minajew, Nasz albom dla marok - samyj łuczszyj albom w mirie!, „Ogoniok” 1997, nr 1, s. 46.

[4]A. Siergiejew, Albom dla marok, „Drużba Narodow” 1996, nr 7, s. 51. Wszystkie następne cytaty na podstawie tego wydania z podaniem numeru pisma i strony w tekście zasadniczym. Tłum. moje - T. K.

[5]Siergiejew wymienia jednak tylko trzy.

[6]B. Minajew, op. cit.





Komentarze

Popularne posty