Żenada 2

"Odra" 2006, nr 3, s. 99-100 /





Tadeusz Klimowicz

 /

 

Żenada 2

 

Kilka lat temu dla potrzeb Muzeum Wysockiego jeden z przyjaciół tego przedwcześnie zmarłego twórcy nagrał 15 godzin wspomnień, na podstawie których opracowano i wydano książkę: Dawid Karapetian, Władimir Wysockij. Wospominanija, Izdatielstwo Zacharow, Moskwa 2002 (w runecie, tak Rosjanie nazywają  swoje strony internetowe, jest już w sprzedaży kolejne wydanie). A ponieważ pamięć o tym aktorze, poecie i pieśniarzu jest wciąż u nas żywa (choć lata największej popularności ma on już za sobą), to ktoś w Wydawnictwie Bellona podjął przytomną i sensowną decyzję – w końcu alkoholowych wspomnień nigdy dość - o wydaniu polskiego przekładu: Dawid Karapetian, Włodzimierz Wysocki. Między słowem a sławą. Wspomnienia, tłum. Ludmiła Miłowanowa, redaktor merytoryczny: Katarzyna Kulesza, redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska, redaktor techniczny: Elżbieta Bryś, korekta Zespół, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2005. 

Do chwili przeczytania tłumaczenia rozumiałem wszystko: jest legenda, jest popyt, jest zysk i jest stan wyższej konieczności, który nakazuje rozbudowanie tytułu o nic nie mówiące, ale dobrze brzmiące Między słowem a sławą.. Wszystko było jasne i oczywiste, jak pozytywistyczna powieść z tezą albo niegdysiejsze wykłady z ekonomii politycznej. Jednak po kilku stronach lektury zrobiło mi się żal pieniędzy wyrzuconych w błoto przez Bellonę, po kilkunastu – zrodziło się we mnie współczucie dla czytelników katowanych przez, za przeproszeniem, tłumaczkę (niech mi wybaczą Jerzy Czech, Jan Gondowicz, Adam Pomorski czy Eugenia Siemaszkiewicz), a po kilkudziesięciu - poczułem dotknięcie Absolutu i ogarnęła mnie czarna rozpacz, bo wiedziałem, że ci, którzy dobrną do ostatniego zdania utracą wiarę w sens życia. Poczują się, jak ja, świadkami ostatecznego zmierzchu cywilizacji Gutenberga i towarzyszącej mu atrofii elementarnego poczucia wstydu. 

To wszystko dlatego, że ktoś nie znającej języka polskiego Ludmile Miłowanowej zaproponował dokonanie przekładu książki Karapetiana (inny hipotetyczny wariant – gotowy przekład został zaproponowany Bellonie – niczego nie zmienia); następnie ileś tam osób, skrupulatnie wyliczonych na stronie tytułowej, zaaprobowało z jakichś powodów dostarczony tekst. A ja, cytując (w nawiasach podaję stronę i niekiedy dołączam dodatkowe wyjaśnienie), uczestniczę teraz w haniebnym procederze jego rozpowszechniania: 

·     „skąpo powiedział” (6), „nadrywam głos” (9), „trójkaż” (12, w znaczeniu: trójkowicz), „przywrócić do praw” (15), „registrator w Pałacu Ślubów” (18, o urzędniczce w zagsie, czyli tamtejszym USC), „Jedyne, co w życiu obchodzi idealistę, to jego ideał oraz sztandarowy tego ideału – we własnej osobie” (18), „w Rosji roi się od Raskolników” (18, „od Raskolnikowów”), „de Sada” (19), „zapytałem w chwiejnej nadziei podtrzymania intrygi” (20), „w zapale nawet do mnie nie dotarło” (20, zapewne: „podekscytowany, nie zwróciłem uwagi”), „bezbożnie wlewałem w siebie koniak” (22), „słuchałem boskiego chrypa” (22, o głosie Wysockiego), „sztucznego wysławiania kosztem poniżenia współbrata po fachu i losie” (23), „ukryta głucha krzywda” (25), „W czym on państwu nie odpowiada” (28), „zacięty zwolennik” (28), „konsekwentny adept cwietajewskiej formuły” (28), „zacięty dysydent” (33), „hazardowa upartość taksówkarza” (30), „kompletne zadupie” (34; to jest akurat po polsku, ale Pani Tłumaczka nie ma pojęcia o pewnych subtelnościach stylistycznych) „mądra stalinowska sekwencja” (34, czytaj: „mądra stalinowska sentencja”), „mój erotyczny <<carte blanche>>” (37), „potajemna pasja” (38, tu większość postawiłaby na „ukrytą pasję”), „do Magadana” (40), „oficjant” (49, oczywiście: „kelner”), „podcienie na okręcie” (56), „progresywny człowiek” (65), „jak rzeż on” (68, „jakże on”), „maślane piętno” (69, „tłusta plama”), „Tak krzyczą na dybie, skręcając się od bólu oraz przeczucia niebytu” (77), „od obydwu [pań] wiało takim nieposkromionym wrzeniem płci” (83), „doktor – zmordowana robotą ciotka” (103, po pierwsze: „lekarka”, po drugie: w Polsce do nieznajomych nie mówimy: „ciociu”, „wujku”), „poleciły zwrócić się wprost do ekwipażu” (104, tu: „do załogi samolotu”, tłumaczka mi zaimponowała: rosyjski „ekipaż” skojarzyła z „ekwipażem”), „subiekt kaukaskiego oblicza” (134), „białe wrony” (134, tu: „czarne owce”), „chmurny był Wołodzia” (135, „zasępiony był Wołodia”), „Dokąd mnie przywiedliście?” (155, „przyprowadziliście”), „żeby otrzymać charakterystykę” (155, tu: „opinię”), „Jej bezsprzeczne sylogizmy haniebnie rozleciały się w pył” (148), „Góra spadła z moich barków” (157, „Ciężar spadł mi z serca”), „pstrokata moskiewska bohema” (157; „barwna”).

Dobre samopoczucie nie opuszcza Ludmiły Miłowanowej (najwyraźniej „przeczucie niebytu” jest jej obce), gdy z właściwą ignorantom dezynwolturą masakruje polską przestrzeń kulturową. Z przerażającą łatwością wciela się ona w rolę Wielkiego Kreatora, który musi uporządkować barbarzyński Chaos: ludziom nadać - nazwiska, miastom – nazwy, książkom – tytuły, ustom – cytaty. Dzięki temu mamy:

·     „strofy Bloka” (11, zamiast: „Błoka), „Fadejewa” (17; zamiast: „Fadiejewa”, nawet mój Word z uporem poprawia „Fadejew” na „Fadiejew”), „Chłonąłem przejrzystość mowy włoskiej, niczym uwolniony więzień Mautchausena, zachłystujący się świeżym powietrzem” (17, dla pewności sprawdzam cytat jeszcze raz i jeszcze raz, tam naprawdę ta pani tak napisała; całość wieńczy: „przejrzystość”),  „ożeniłem się z osobą […] imieniem Michéle Kan” (17, Pani Miłowanowa jest najwyraźniej przekonana, że pisownia rosyjska jest dobra na wszystko; w rzeczywistości wspomniana Francuzka nazywa się Michèle Kahn), „Igor Siewierianin, poeta-emigrant, akmeista” (23, przeoczono błąd autora książki; należałoby w odsyłaczu wyjaśnić, że wspomniany twórca nie był akmeistą lecz egofuturystą), „Petrowka” (24, zamiast: „Pietrowka”, powszechnie znana z milicyjnych skojarzeń ulica moskiewska), „KPSS” (27, „KPZR”), „Rzepino” (31, zamiast: „Riepino”, bardzo gustowny pomysł translatologiczny), „Kurzyły” (35, przyznaję – nie od razu się domyśliłem, że to „Kuryle”, „Wyspy Kurylskie”), „jarmark próżności” (99, zamiast naznaczonego tradycją: „targowiska próżności”, po rosyjsku jest to rzeczywiście „jarmarka tszczesławija”), „Wierciński” (100, zamiast „Wertyński”, mowa oczywiście o legendarnym poecie i pieśniarzu rosyjskim), „film Puenta do krótkiego opowiadania” (103, mowa tu o Temacie na niewielkie opowiadanie Siergieja Jutkiewicza, w oryginale:Siużet dla niebolszogo rasskaza), „Hmelnicki” (136, „Chmielnicki”), „promień światła w cesarstwie ciemności” (142, przywołany artykuł Nikołaja Dobrolubowa funkcjonuje w Polsce pod innym tytułem: „promień światła w królestwie ciemności”), „Mezon-Laffite” (142, bez komentarza), „Ojcze, niesamowite są twoje dzieje!” (148, ten fragment z listu św. Pawła Apostoła do Rzymian, w tłumaczeniu ks. Seweryna Kowalskiego brzmi: „Jak niezbadane są wyroki jego i niepojęte drogi jego” 11,33-34), „Halicz” (154, „Galicz”, słynny bard), „Józef Brodzki” (155, jak się okazuje, nawet noblista jest dla Ludmiły Miłowanowej postacią nieznaną), „Paskal Obje” (155, to dość znany w swoim czasie reżyser: „Pascal Aubier”).

        Wydane na takim poziomie tłumaczenie obraża moją inteligencję, ale wiem też, że dzięki niemu Ludmiła Miłowanowa zrealizowała swoje marzenie o nieśmiertelności: ktoś podpalił Rzym, ktoś świątynię Artemidy Efeskiej, a ona z braku zapałek przełożyła książkę o Wysockim. Najbardziej obawiam się tego, że współpraca Bellony z panią M. może być elementem starannie przemyślanej strategii wydawniczej realizowanej pod hasłem inności. Jak dotąd, w większości oficyn panuje tradycyjny pogląd, że za wszelką cenę należy współpracować z perfekcyjnymi profesjonalistami, tymczasem ta może postawić na dobrze zapowiadający się zespół sprawnych inaczej dyletantów i odwołać się (jak twórcy horrorów) do odwiecznej ludzkiej potrzeby przeżywania mocnych wrażeń. Nie ma co ukrywać – sam chętnie podniósłbym poziom adrenaliny i przeczytał Wojnę i pokój czy Annę Kareninę w nowym przekładzie Ludmiły Miłowanowej. 

Komentarze

Popularne posty