From Russia with Love
"Odra" 1999, nr 5, s. 120-122
Tadeusz Klimowicz /
From Russia with Love
Mariusz Wilk, Wilczy notes, Wydawnictwo „słowo / obraz terytoria”, Gdańsk 1998, stron 252; Idiei w Rossiji. Idee w Rosji. Ideas in Russia. Leksykon rosyjsko-polsko-angielski, t. 1, pod red. Andrzeja de Lazariego, Wydawnictwo „Semper”, Warszawa 1999, stron 492.
***
Nie powinienem oglądać filmów z Bogumiłem Lindą. Nie powinienem też czytać książki Mariusza Wilka. Obaj potęgują we mnie kompleks macho - nigdy nie byłem twardzielem w mundurze, nigdy nie byłem na Sołowkach, nigdy nie byłem psem (ani psem 2), nigdy nie brnąłem po pas przez zaśnieżone bagna na rybałkę, nigdy nie zdarzyło mi się nosić pod pachą kabury z pistoletem, nigdy nie piłem szyła (ani stopkami, ani stakanami), nigdy nie byłem bodyguardem niepełnoletniej córki gangstera (szczerze mówiąc, fach goryla w ogóle jest mi obcy), nie rozpalałem w ruskim piecu i nie znam wszystkich tajemnic bani. Nigdy, wyznaję ze wstydem, nie robiłem tego wszystkiego, czego dokonał autor Wilczego notesu od strony trzynastej do strony czternastej swojej książki i - oczywista - jako zwykły śmiertelnik nie posiadłem tego najwyższego stopnia wtajemniczenia („Spotykałem się z prezydentem Gruzji Zwiadem Gamsahurdią i z generałem Dżoharem Dudajewem; dziś obaj już nie żyją”), tej cudownej umiejętności z pogranicza magii („Powtarzamy po stakanie [przełóżmy to na gramy: 250+250], potem jeszcze raz [500+250], i jeszcze raz [750+250=1000, czyli 1 litr]”), która czyni z Autora spadkobiercę niektórych przynajmniej idei Wieniczki Jerofiejewa.
Autor Wilczego notesu - polemizując z obserwacjami poczynionymi przez Ryszarda Kapuścińskiego w Imperium („Próba objechania całego Związku Radzieckiego i zobaczenia, co się dzieje i w Tomsku, i w Omsku, efektowna, acz powierzchowna, siłą rzeczy sprowadza się do uproszczonych diagnoz - skrótów i symboli - w które autor upycha wrażenia, często niewyklarowane do końca”) - sformułował zasadę, którą nazwę tu roboczo Pierwszym Prawem Wilka. Brzmi ono zapewne tak: „Im, kto dłużej przebywa na Wyspach Sołowieckich, tym więcej dowiaduje się o Rosji”. Wynika z tego nieuchronnie, że następny polski dziennikarz, który osiądzie na Sołowkach na cztery lata napisze dwa razy lepszą książkę od tu recenzowanej. To przecież absurd. Po pierwsze, lepszej już nikt nie napisze. Po drugie...
Najpierw jednak dygresja. Mariusz Wilk, jak się wydaje, jest wyznawcą teorii głoszącej, że całą prawdę o opisywanej rzeczywistości można zdobyć jedynie poprzez zanurzenie się w niej lub - jak kto woli - kameleonowe wtopienie się w nią (np. los górników najlepiej opisze pracujący z nimi pod ziemią, listonoszy - roznoszący wcześniej listy, itp.; przypomnę, że w latach trzydziestych twórcy rosyjscy byli już programowo bliżej „ludzi pracy”, wyjeżdżając w ramach tzw. brygad pisarskich a to na budowę wielkiej zapory wodnej, a to do huty, a to do kołchozu, a to jeszcze gdzieś). Jest to jeszcze jedna utopia (a w wydaniu socrealistycznym utopia kliniczna), ponieważ tak na prawdę to pisarz (dziennikarz) jest świadom całej umowności sytuacji w jakiej się znalazł. Uczestniczy w grze, z której może się (najczęściej) bezpiecznie wycofać; w filmie przygodowym (np. noszącym tytuł Safari na Sołowkach), którego jest współscenarzystą; w maskaradzie, gdzie zachowuje prawo do zdjęcia maski. Przypuszczalnie więc Mariusz Wilk był zawsze w lepszym położeniu od przeciętnego autochtona (nie czynię z tego zarzutu): miał innego koloru paszport, miał zawsze o kilka rubli więcej, obfitość połowów nie miała większego wpływu na jego egzystencję. A na dnie szuflady leżał zapewne telefon komórkowy, z którego można było zadzwonić do ambasady w Moskwie czy konsulatu w Petersburgu. Miała oczywiście rację Mielnica mówiąc do autora (narratora?): „Ty na nas patrzysz, jak na króliki doświadczalne”.
No i teraz pora na obiecane po drugie. Świat przedstawiony Wilczego notesu jest mi dobrze znany, ponieważ jest to pejzaż rozpadającego się imperium[1]. Moja Rosja - a w latach dziewięćdziesiątych bywam regularnie w Sankt-Petersburgu - niewiele się różni od tej opisanej przez Mariusza Wilka („[...] sołowiecki posiołek przypomina monstrualny kicz w stylu informel, gdzie dominuje nonsens i przypadek”), mimo że ja nie „czerpałem jak z wiadra”, lecz zażywam ją w mniejszych, rozcieńczonych godzinami spędzonymi w bibliotece, dawkach. Tak jest po prostu lepiej. To nie zabija dobrego smaku. Uczyć się Rosji można poddając się rytmowi tłumu (w metrze, w elektriczce, w autobusach, na Newskim Prospekcie); pijąc w komunałce wódkę z malarzami i poetami (przy stole, po którym - lawirując między kieliszkami - pracowicie wydeptują swoje tropy karaluchy); siedząc w kuchniach (pełniących wciąż rolę niegdysiejszych salonów), gdzie nigdy nie gaśnie płomyk gazu („Bo to nic nie kosztuje, a zapałki znów się gdzieś zapodziały”); rozmawiając z emerytem pamiętającym Polskę z czasów wojny (wśród polskich mebli na wysoki połysk); wioząc czerwcową, biało-psychodeliczną nocą znajomą do psichuszki, obserwując Rosjan w Wenecji czy na Lazurowym Wybrzeżu (albo w Izraelu, ale tego nie doświadczyłem). Świat złożony z okruchów życia nie musi być światem „uproszczonych diagnoz”.
Na oswojonych z tamtejszymi realiami nie robią też większego wrażenia próby wykreowania w Wilczym notesie kolorytu lokalnego (ten pracowicie sporządzony glosariusz, te rusycyzmy, te wiorsty, te stakany i tylko alkasza mi żal, że nie jest jak należy ałkaszem, i jeszcze menta ze strony 144 mi żal, bo nie wszyscy wiedzą, że ment to gliniarz) i dlatego sądzę, że odbiorców tej książki należy poszukiwać wśród tych, którzy interesują się Rosją, ale nigdy tam nie byli albo znają ją jedynie z pociągów przyjaźni czy wycieczek orbisowskich. Sam na przykład chętnie sięgam po Tomka w krainie kangurów albo Tomka na czarnym lądzie, bo nie byłem ani w Australii, ani w Afryce. A książka Mariusza Wilka jest naprawdę pożyteczna, ponieważ autor pięknie łączy wątki autobiograficzno-fabularne z rozważaniami o dziejach Rusi i Rosji, o literaturze staroruskiej, o rosyjskiej myśli społecznej (ta lekkość: „Bodaj Bierdiajew zauważył [...]”). Wielu czytelników zauroczy zapewne również postimażynistyczna stylistyka (np. „Najpierw lód podchodzi wodą, niby zsiadłe mleko”, „[...] które już osiadły w pamięci autora, niczym osy w bursztynie [...]”, a innych jeszcze dobre, czarno-białe zdjęcia Tomasza Kiznego.
***
Bez zdjęć i bez ilustracji, ale w atmosferze skandalu pojawił się na początku tego roku pierwszy tom (z przewidywanych czterech) rosyjsko-polsko-angielskiego solidnego, akademickiego leksykonu Idee w Rosji. Dotarł do mnie wraz z dramatycznym listem od redaktora Andrzeja de Lazariego: „Szanowni Państwo, tom, który otrzymujecie ode mnie lub otrzymacie w najbliższych dniach od wydawnictwa ‘Semper’, miał się ukazać dwa lata temu i miał wyglądać zupełnie inaczej. Nie jest moją winą, że na okładce brak grafiki M. Chemiakina [wolę Szemiakina - T. K.] i że występuje na niej błąd literowy. Nie jest także moją winą, że ilustracje do haseł z heraldyki nie są kolorowe. Wydawnictwo ‘Semper’ nie zechciało ze mną współpracować, uznało, że to jest ich książka i że mogą z nią robić, co zechcą. Na wszelkie moje prośby i uwagi odpowiadano milczeniem. Dlatego kolejne tomy będę wydawał w innym wydawnictwie z nadzieją, że uwzględni ono moje wymagania”[2]. Na szczęście 106 zaopatrzonych w bogatą bibliografię haseł osobowych (programowo zrezygnowano w nich z danych biograficznych, ograniczając się jedynie do podania roku urodzin, śmierci i - w razie konieczności - emigracji) i rzeczowych (wartych przynajmniej przytoczenia: Akmeizm, Alfabet, Ameryka, Antychryst, Antysemityzm, Arystoteles w Rosji, Bałałajka, Bogoiskatielstwo, Bogostroitielstwo, Bolszewizm, Cnota, Czarny orzeł dwugłowy, Czyn podniosły, Domostroj, Dwojewierije, Dworianstwo, Dyktatura proletariatu, Euroazjatyzm, Faszyzm rosyjski, Flagi Rosji, Heraldyka, Kalendarz, Katastrofizm, Komunizm naukowy, Łaska, Marryzm, Mienszewizm, Młoda redakcja czasopisma „Moskwitianin”, Moskwa - Nowe Jeruzalem, Moskwa - Trzeci Rzym, Myśl staroruska, Narod, Narodnost’, Narodowość oficjalna, Narodowy bolszewizm, Nieortodoksyjne ruchy religijne, Obszczina, Platon w Rosji, Poczwiennictwo, Prawa systemy, Prawo, Prawo cerkiewne, Protestantyzm w Rosji, Rozumny egoizm, Słowianofilstwo klasyczne, Soborowość, Starczestwo, Stary obrzęd, Strastostierpstwo, „Szaleństwo w Chrystusie”, Świętość, Unia kościelna, Ustawa, zasada prawna, prawo, Zbędni ludzie), jak wszystko na to wskazuje, nie ucierpiało i ukazało się w kształcie nadanym im przez 41 autorów polskich, rosyjskich, białoruskich, amerykańskich, czeskich i ukraińskich. Dla większości z nich już jeden stakan alkoholu byłby dawką śmiertelną, ale mimo to są z reguły kompetentni i przyczynili się do wydania niebanalnego, niekiedy prowokującego do polemik, przewodnika po świecie idei funkcjonujących na Rusi, w Rosji (tej sprzed przejęcia władzy przez bolszewików i tej obecnej), w Związku Radzieckim.
Przed kilku laty de Lazari we wstępie do Mentalności rosyjskiej (wyd. „Śląsk”, Katowice 1995) - słowniku, który był zwiastunem Idei w Rosji - pisał: „Chcemy zrozumieć Rosję”. Obecnie w Uwagach wstępnych dodaje: „Na problem idei w Rosji próbujemy spojrzeć po nowemu, często kontrowersyjnie. Nie mamy ambicji, by przekazywać jedynie słuszne ‘obiektywne interpretacje’. Nasz leksykon, efekt pracy autorów z różnych ośrodków naukowych, ukształtowanych w odmiennych kulturach, reprezentujących różne specjalizacje i metody badawcze, jest z założenia wielogłosowy, tak pod względem treści, jak i formy. Wymagaliśmy odejścia od zasady ‘bezpiecznej obiektywności’ i przedstawienia własnej interpretacji zagadnień. Dlatego niejednokrotnie zamieszczamy obok siebie alternatywne lub uzupełniające się objaśnienia tej samej idei. Treść haseł ma zachęcać do dyskusji i nowych pomysłów interpretacyjnych”. Już po przeczytaniu kilkudziesięciu haseł można z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić, które z nich napisał Józef Smaga, które Jerzy Faryno, które Andrzej de Lazari, a które wreszcie zostały napisane przez uczonych rosyjskich i następnie przetłumaczone na język polski. Nie obowiązuje tu jedna, uniwersalna, powszechna, zuniformizowana, właściwa kompendiom struktura narracji. Rodzi się więc tekst polifoniczny (w kilkunastu zresztą przypadkach funkcjonują, zgodnie z zapowiedzią, dwa warianty tego samego hasła: Antychryst, Moskwa - Trzeci Rzym, Prawo cerkiewne, Soborowość, Szaleństwo w Chrystusie), który burzy niektóre reguły obowiązujące w leksykonach.
Nieortodoksyjność powstawania i wydawania leksykonu Idee w Rosji polega również na tym, że każdy z zaplanowanych czterech tomów (o ile mi wiadomo, jeszcze w tym roku ukaże się drugi, pozostałe zapewne w roku 2000, a na całość złoży się „[...] ponad 600 haseł - nazwisk i pojęć dotyczących szeroko pojmowanej myśli filozoficznej, społecznej, religijnej i politycznej [...]”) ma stanowić pewną autonomiczną całość, w którym znajdą się hasła od A do Z (czy raczej od А do Я, jako że są uporządkowane według alfabetu rosyjskiego) i, że rozpoczęto publikację przed zgromadzeniem wszystkich materiałów. Jest to pomysł budzący mieszane uczucia. Już pomijam tu - jako oczywiste - uciążliwości związane z poruszaniem się w przestrzeni tak skomponowanego tekstu (zresztą nieco je złagodzi przewidziany do ostatniego tomu indeks), ponieważ znacznie istotniejsze są inne zagrożenia. Otóż redaktor nie ma żadnej pewności, że wszystkie zaplanowane hasła zostaną napisane (albo, że nie zostaną nadesłane wcześniej nie przewidywane, ale zasługujące na druk) i łatwo można przewidzieć kłopoty między innymi z systemem odsyłaczy (odesłanie do hasła, którego nie ma lub nieodesłanie do ostatecznie umieszczonego). Odradzam też potencjalnym odbiorcom zbyt pilne studiowanie i następnie porównywanie wszystkich wersji językowych, ponieważ zrozumie, iż wierność oryginałowi nie zawsze jest w cenie.
W niczym to jednak nie zmienia mojej opinii, że jest to praca w znacznej mierze pionierska, że będzie to znaczące wydarzenie naukowe, a kolejno pojawiające się tomy wejdą do obowiązkowego kanonu lektur czytelników interesujących się nie tylko zawodowo Rosją. Zwłaszcza tych wyjeżdżających na Sołowki, a może jeszcze bardziej stamtąd („po długim pobycie”) powracających.
Komentarze
Prześlij komentarz