Jelena Czyżowa, Moja pamięć o blokadzie

"Odra" 2020, nr 1, s. 33-35 /





Jelena Czyżowa

Moja pamięć o blokadzie

Jedna z najbardziej przygnębiających scen światowego kina: „Wybór Zofii”, te kilka sekund, kiedy bohaterka sama wybiera, kogo - syna czy córkę - wysłać na śmierć. Tę scenę byłam w stanie obejrzeć tylko raz. Później, oglądając film, wyłączałam obraz i dźwięk. Każdy, kto chce sobie wyobrazić, czym była blokada Leningradu, powinien zrozumieć: zimą 1941-1942 wiele leningradzkich matek stanęło przed wyborem: które dziecko karmić?
W naszych rodzinach pamięć blokady jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. W tę pamięć wpisany jest dotkliwy ból i trauma zbiorowa obecna w świadomości leningradzkiej: każda rodzina ma własne martyrologium – listę tych, którzy zmarli albo zginęli.
3 lipca 1941 r. moja mama skończyła 10 lat. Jej matka pracowała w fabryce obuwia. Babcia - w izbie przyjęć szpitala Koniaszyna[1]. Zostały ewakuowane na Ural w sierpniu czterdziestego drugiego, przeżywając wcześniej to, co leningradczycy do tej pory nazywają „czasem śmierci”[2]. Ocalały z jednego powodu: dziadek zanim poszedł na front kupił ciężarówkę drewna i zabił okna dyktą. A jeszcze wcześniej, w maju, rozebrał duży piec i postawił nowy, malutki: do ogrzania wystarczyły 2-3 polana. Tamtej zimy cierpiały więc tylko z głodu. Leningradczycy wiedzą: głód i zimno jednocześnie oznaczają pewną śmierć. Ale dla mnie, urodzonej po wojnie, oznacza to, że ojciec mamy, a mój dziadek, który zginął pod Leningradem 27 stycznia 1944 roku (ta data jest uznawana oficjalnie za dzień całkowitego zakończenia blokady), nie wierzył oficjalnej propagandzie, która głosiła, że ​​wojna długo nie  potrwa, najwyżej do jesieni, kiedy wojska faszystowskie zostaną odparte.
Moje dzieciństwo upłynęło pod znakiem milczenia. Teraz rozumiem - pamięć blokady moich krewnych była podwójnie zaryglowana: z zewnątrz i od wewnątrz. Od wewnątrz, ponieważ blokada pozostawiła ból, o którym trudno i strasznie opowiadać; z zewnątrz, ponieważ dręczył ich strach przed powiedzeniem „czegoś za dużo”: już podczas wojny temat blokady został objęty cenzurą - państwo sowieckie zrobiło wszystko, aby ukryć prawdę. Właśnie z tego powodu w 1946 roku władze zniszczyły muzeum, do którego mieszkańcy Leningradu przekazywali pamiętniki z okresu blokady oraz rzeczy osobiste - z nadzieją, że pamięć o ich cierpieniu przetrwa. Starsi ludzie pamiętają ognisko na dziedzińcu zrujnowanego muzeum, w którym płonęły te pamiętniki i rzeczy[3]. Utajniono również prawdziwą liczbę ofiar wśród ludności cywilnej. Dopiero po pierestrojce powiedziano otwarcie: od 1 000 000 do 1 200 000.
Jak wszystkie wielkie liczby, także tę trudno sobie wyobrazić. Ale można spojrzeć na twarze. W naszym archiwum rodzinnym zachowała się przedwojenna fotografia: moja dziesięcioletnia wówczas mama i jej koleżanki, z którymi bawiła się na podwórku. Na zdjęciu jest dziewięć dziewczynek. Sześć zmarło podczas blokady. Zostały trzy. (Chłopcy z ich podwórka stopniowo, rok po roku trafiali na front. Żaden z nich nie wrócił).
Milczenie matki i babci nie oznacza, że ​​jako dziecko nie wiedziałam nic o blokadzie. Obie nie mogły uciec przed swoją pamięcią. Pamiętam: kiedy wspominały, zmieniały się ich głosy. Stawały się bezbronne, jakby się wstydziły swoich cierpień. Rozmawiały po cichutku. I czasami powiedziały o parę słów za dużo. A to mama powie: „Nie ma chłopców w naszej rodzinie” - a ja, czteroletnia dziewczynka, siedzę i zastanawiam się: jacy chłopcy, dlaczego nie żyją? To babcia rzuci coś o jakichś „miękkich częściach”. Powie: „Rano przychodzisz do szpitala, są całe; wieczorem idziesz - wszystkie miękkie części są wycięte”. (Czym jest kanibalizm blokadowy domyśliłam się wcześniej, zanim babcia mi o tym opowiedziała).
Tak się więc złożyło, że to najważniejsze, co wiem o blokadzie, podsłuchałem. Nie mam na myśli informacji, które można zaczerpnąć z książek albo z dzienników. Przeczytałam ich niemało. Ale co to jest blokada leningradzka, zrozumiałam mając jakieś pięć lat. Od tego czasu żadne oficjalne mity nie działały na mnie - jestem do tej pory przekonana: to one, moja mama i babcia (swoimi cichymi rozmowami) umieściły we mnie specjalny blokadowy kamerton, pozwalający łatwo odróżniać prawdę od kłamstwa.
Pamięć o blokadzie mojego pokolenia jest mozolnym, długim procesem przewartościowania, kiedy stopniowo dochodzi się do wniosku, że winni tragedii blokady Leningradu są Hitler i Stalin: tę tragiczną fugę ci dwaj najstraszniejsi dyktatorzy XX wieku zagrali na cztery ręce. Partia Hitlera jest oczywista: aby uniknąć własnych strat w ludziach i sprzęcie, nieuniknionych podczas walk w dużym mieście, podjął „naukowo uzasadnioną” decyzję: zamorzyć leningradczyków głodem i chłodem - wszystkich, w tym ludzi starszych i dzieci.
Dla Stalina Leningrad był wyłącznie obiektem czystej nienawiści. Myślę, że jej przyczyną było poczucie wewnętrznej godności leningradczyków, ich zdolność do samodzielnego myślenia, które chciał - dla umocnienia swej boskiej nieomal władzy - wyplenić do cna. Zniszczyć raz na zawsze. Nie można bowiem w żaden  inny sposób wyjaśnić, dlaczego Stalin i jego poplecznicy nie zorganizowali regularnych dostaw żywności do miasta w minimalnych choćby rozmiarach, skoro w czasie blokady wysyłano na Wielką Ziemię pociągi ze sprzętem wojskowym produkowanym w leningradzkich fabrykach. Pociągi te wracały załadowane surowcami (tysiące ton potrzebnych metali), częściami urządzeń i narzędziami – według szacunków historyków można mówić o co najmniej 100 składach towarowych. Nie jestem historykiem, ale sądzę, że nawet niewielka część tych pociągów mogła uratować dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzkich istnień.
Teraz, po upływie 75 lat, kiedy otwarte zostały archiwa (wciąż nie wszystkie!), pytań związanych z blokadą jest więcej niż odpowiedzi. Jestem jednak przekonana, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. I ta zbiorowa, i ta osobista, przechowywana w każdej rodzinie leningradzkiej.
Moim skromnym wkładem w pamięć zbiorową o blokadzie jest powieść „Miasto napisane z pamięci”. Powstała ona na podstawie opowieści mamy (nagrałam je dwa lata temu, uzmysławiając sobie, że wkrótce może być już za późno), fotografii rodzinnych, opowieści babci i bolesnych historii, które przeżyłam sama.
Proszę sobie wyobrazić. Dzwonek do drzwi. Otwieram i widzę starcaObok niego stoi kobieta – w moimśrednim wieku. Staruszek stoi w milczeniu, wspierając się na jej ramieniu. Mówi ona. „Proszę wybaczyć, przyjechaliśmy z daleka, mój ojciec jako dziecko mieszkał tu podczas blokady, w czterdziestym czwartym wyjechali i już nie wrócili, prosił od dawna, ale jakoś nie wychodziło, wie pani, jak to jest, a to pieniędzy nie ma, a to czasu...”. Milknie, aby dać mi czas zrozumieć. Wpuszczam ich, wzruszona powstrzymuję łzy, ciesząc się, że tak łatwo mogęspełnić to, o czym marzył przez całe swoje życie. Przechodzi z pokoju do pokoju, nie wspierając się już na jej ramieniu. Podążamza nim, bąkając: przepraszam, tu jest teraz inaczej, remont, drzwi, okna… „Nie, - mówi, a jego palce drżą, kiedy kładzie dłoń na ścianie - wszystko jest tak, jak było. Teraz można umierać”.
Moja pamięć blokady to także chwile, kiedy czytam esej Winfrieda Sebalda o nalotach dywanowych na Kolonię i w głowie plącze się nieustannie myśl: „Oni tam też mieli piekło”.
I jeszcze mojej pamięci towarzyszy wstyd: za to, jak państwo rosyjskie traktuje dziś tych, którzy przeżyli blokadę. Z jednej strony, w rocznicę przerwania blokady odbywa się defilada wojskowa na Placu Pałacowym. A z drugiej, „Stowarzyszenie Blokadników” / „Błokadnoje obszczestwo” (oficjalna organizacja finansowana przez władze miejskie) przy okazji życzeń noworocznych podarowało mojej mamie trzy paczki krakersów i herbatniki; na dodatek przeterminowane. Co czuła w tym momencie mama, nie miałam serca zapytać. Prezent wyrzuciłam po prostu do kosza.
Temat blokady wciąż dzieli społeczeństwo rosyjskie. Nawet teraz, po upływie dziesięcioleci, wokół „prawdy o blokadzie” nadal toczą się boje. Za postawione w sondażu pytanie: „Czy nie rozsądniej byłoby poddać Leningrad, aby oszczędzić ludności okropieństw blokady?” - kanałowi telewizyjnemu „Deszcz”groziło zamknięcie[4]. Za postawienie takiego pytania publicznie można zostać oskarżonym o „fałszowanie historii” lub „ekstremizm”. Jednocześnie, gdy nadarzy się ku temu okazja, władze wykorzystują tę kwestię do dyskredytowania swych przeciwników politycznych. Na przykład pełniący obowiązki gubernatora Sankt Petersburga (do wyborów jesiennych) oskarżył opozycyjnego członka miejskiej Izby Ustawodawczej o to, że ten stwierdził rzekomo, iż Leningrad należało poddać. Pozew obrażonego, chcącego bronić swego honoru i godności, został przez sąd odrzucony.
Nie trzeba być zbytnio przenikliwym, żeby dostrzec: sedno sprawy nie tkwi w tak czy inaczej sformułowanym pytaniu, a w tym, że przedstawiciele dzisiejszej władzy, spadkobiercy ideologii sowieckiej, na każdą refleksję na temat blokady wykraczającą poza ramy oficjalnego dyskursu (włączając w to prawdziwą rolę Stalina) reagują ślepą furią. Ich „pamięć” o blokadzie nie obejmuje cierpień umierających z głodu dzieci, lecz majestatyczne monumenty i pompatyczne uroczystości, podczas których opiewany jest na wszelkie sposoby heroizm mieszkańców Leningradu, którzy obronili swoje miasto przed hitlerowskimi hordami. W obliczu obowiązującej obecnie retoryki militarystycznej, o mękach i cierpieniach wzmiankuje się co najwyżej przelotnie. 
Żałuję, że blokada – w odróżnieniu od Holocaustu i stalinowskiego GUŁagu - pozostaje w świadomości europejskiej tematem marginalnym. Tymczasem jest ona lustrem, w którym przygląda się sobie dzisiejsza Rosja. Jeśli spojrzymy w to lustro uważnie - możemy wiele zrozumieć.


Tłumaczenie na podstawie tekstu nadesłanego przez Autorkę:
                                                                                            Tadeusz Klimowicz, Ewa Komisaruk

[1]Iwan Koniaszyn (1889-1919) – robotnik, bolszewik uczestniczący w przewrocie październikowym, zginął w wojnie domowej, patron dziś już nieistniejącego szpitala.
[2]Najstraszniejsze w zgodnej opinii miesiące blokady: przełom lat 1941/1942.
[3]W grudniu 1943 roku w dowództwie Frontu Leningradzkiego zapadła decyzja o zorganizowaniu wystawy „Heroiczna obrona Leningradu”, którą po kilkumiesięcznych pracach organizacyjnych otwarto 30 kwietnia w pomieszczeniach byłego Muzeum Rękodzieła (Solanoj pierieułok). Cieszyła się ona ogromnym powodzeniem. W sierpniu 1945 roku zgromadzone eksponaty obejrzeli m.in. marszałek Żukow i generał Eisenhower. W drugą rocznicę przerwania blokady (27 stycznia 1946 r.) wystawę przekształcono w Państwowe Muzeum Pamięci Obrony i Blokady Leningradu (Gosudarstwiennyj miemorialnyj muziej oborony i błokady Leningrada). W lutym 1949 roku zaczęła się nagonka Komitetu Centralnego WKP/b/ na władze miasta i już wtedy prawdopodobnie zapadła decyzja o zamknięciu muzeum, w którym złośliwie pomniejszono rolę towarzysza Stalina w obronie miasta przed Niemcami. Agonia Muzeum Obrony i Blokady Leningradu rozpoczęła się w styczniu 1951 r. i trwała kilkanaście miesięcy. Zniszczono w tym czasie wiele eksponatów, niektóre zostały przekazane do innych placówek muzealnych. Komisja likwidacyjna zakończyła swoje prace – ot taka sobie malutka ironia losu – 5 marca 1953 roku. Do częściowej reanimacji zniszczonego muzeum doszło pod koniec pieriestrojki (1989). W 2018 roku rozpoczął się kolejny remont i jeszcze w lipcu 2019 roku strona http://www.blokadamus.ru/cgi-bin/blokadamus.cgiuprzejmie informowała: Muziej zakryt na riemont / Closed for renovations, ale część zbiorów można było obejrzeć w ramach „wirtualnej wycieczki”. Renowację zakończono we wrześniu. Pointa: dla honorowych gości przygotowano w gabinecie dyrektora przyjęcie à la fourchette. 

[4]„Deszcz” (Tielekanał „Dożd’”, TV Rain) – niezależny (jak partia Haška: w granicach prawa) całodobowy kanał informacyjny założony w 2010 roku (od 2013 częściowo płatny). Nigdy nie otrzymał koncesji na nadawanie z cyfrowego multipleksu i dostępny był jedynie w ofercie niektórych operatorów kablowych. W styczniu 2014 roku (a była to 70 rocznica przerwania blokady) w studiu „Deszczu” przeprowadzono na żywo wywiad z Wiktorem Jerofiejewem. W trakcie tej rozmowy widzowie uczestniczyli w sondzie: „Czy należało poddać Leningrad, żeby uratować setki tysięcy istnień ludzkich?”. Zdanie Jerofiejewa, że tak - podzieliło 53% internautów. To pytanie - dla wielu Rosjan bluźniercze - wywołało gwałtowną reakcję Dumy. Kierownictwo stacji przeprosiło za ten „niefortunny” pomysł. Niepoprawny politycznie kanał zniknął z telewizji kablowej i był o krok od zamknięcia. Dziś „Deszcz” – „może bledszy, trochę śpiący, trochę bardziej milczący” (niechaj nam Poetka wybaczy trywializację oryginału) - jest dostępny wyłącznie za pośrednictwem Internetu (także w Polsce) i formalnie jego programy mogą oglądać jedynie widzowie pełnoletni (https://tvrain.ru., +18).

O reakcji w Rosji na ten esej można przeczytać na moim kolejnym poście: Cztery grzechy Jeleny Czyżowej.

Jelena Czyżowa we Wrocławiu (Instytut Filologii Słowiańskiej, 2014). Na górnym zdjęciu: Czyżowa czyta Czyżową. 







Komentarze

Popularne posty